Menu

Mini-Menu

Strony

sobota, 31 marca 2018

Taiga - Zlecenie 10

Jasne światło sprawiło, że niechętnie otworzyłam oczy. Nad sobą ujrzałam nieznaną mi twarz, która bacznie mi się przyglądała, mówiąc niezrozumiałe dla mnie w tym momencie słowa. Zamrugałam kilka razy, skupiając swój wzrok na białym suficie. Nie miałam pojęcia, gdzie jestem. Podniesienie się spowodowało ogromny ból w klatce piersiowej, dlatego postanowiłam się nie ruszać, a przynajmniej przez najbliższe kilka minut, dopóki sam ból nie ustąpi. Dopiero kiedy ludzkie twarze zaczęły nabierać dokładniejsze rysy, a samo pomieszczenie przestawało być już tylko niewyraźną plamą, zdałam sobie sprawę, co tak na prawdę się stało i gdzie jestem. Wspomnienia stały się na tyle wyraźne, że zdałam sobie sprawę, jak to się stało, że wylądowałam w szpitalu.
Wracając późnym wieczorem ze sklepu, już przed niewielkim blokiem, usłyszałam dziwne dźwięki. Miauczenie, śmiech i mocne uderzenia najwyraźniej czymś ciężkim. Zmarszczyłam brwi, trochę zaniepokojona tym wszystkim. Spojrzałam na siatkę z zakupami i wywróciłam oczami. Postanowiłam zaspokoić swoją po części ciekawość i zajrzeć za gęste krzaki. Już, gdy pierwsza z gałęzi musnęła mój policzek, pożałowałam swojej decyzji. Na niewielkiej ścieżce ujrzałam kałużę krwi, w której skąpany był niewielki kociak. Wcześniej zapewne ze śnieżnobiałą sierścią, teraz z otwartymi ranami i posklejany szkarłatną cieczą zmieszaną z błotem. Często uważałam, że ludzie nie mają sumienia, sama tłumiłam swoje, aby jak najlepiej sprawdzać się w walkach, zapewne jak większość magów, jednak ten widok, był dla mnie niezrozumiały. Po co katować takie małe i niewinne stworzenie, które nawet nie potrafi się obronić. Dlaczego tacy ludzie nie wyzwą na pojedynek równych sobie? Taki gnojek, nawet nie zdaje sobie sprawy, jaką frajdę by mi sprawił, gdyby wręczył mi, takową metalową rurkę ze słowami "walcz ze mną". Spokojnie odłożyłam siatkę na bok, nie zwracając uwagi na głupie komentarze. Jak to często bywa, nie docenili swojego przeciwnika, którym w tym momencie byłam ja. Złapałam za drugi koniec metalu, którą trzymał mężczyzna mniej więcej w moim wzroście, nawet nie musiałam mu jej wyrywać, wystarczyło trochę mojej mocy, aby przez całe jego ciało przeszedł prąd, na tyle silny, że padł jak długi na mokrą glebę. Miałam pecha. Wszyscy okazali się magikami, a ja bez mojego oręża za wiele nie mogłam, mimo to duma nie pozwoliłaby mi się wycofać. Stanęłam do walki, nie zmieniając wyrazu twarzy. Nawet nie mając swojej broni, nie mogłam powiedzieć, aby szło mi źle. Byłam już pewna łatwego zwycięstwa, kiedy niespodziewanie dostałam ciężką rurą w żebra. Upadłam na kolana, łapczywie łapiąc powietrze. Za bardzo przyzwyczaiłam się do komentarzy Gaze. Naelektryzowałam całe swoje ciało, a włosy uniosły się ku górze. W momencie, kiedy na ziemię spadło kilkadziesiąt piorunów, dostałam tym samym narzędziem jeszcze raz w klatkę piersiową. Tym razem było to dużo mocniejsze, a moja twarz spotkała się z błotem.
To właśnie dlatego teraz leże w szpitalu. Chciałam uratować kota, a sama skończyłam obolała.
- O, obudziła się Pani. Pamiętasz, jak się tutaj znalazłaś? Jak się nazywasz? - Lekarz patrzył na mnie wymownym wzrokiem, wyczekując odpowiedzi.
- Taiga Mortem. Ktoś mnie pobił - Burknęłam wręcz ze wstydem. Doktorek pokręcił głową, popytał jeszcze o kilka szczegółów, uświadamiając mnie, że mam złamane dwa żebra i kilka stłuczeń, po czym wyszedł ze sali, mówiąc, że ktoś niecierpliwie na mnie czeka. Pomyślałam, że powiadomili mojego ojca i choć raz przejął się mną, a nie samym sobą. Do sali, niczym rakieta wleciał białowłosy, od razu, obejmując moją dłoń. Patrzył na mnie wzrokiem pełnym zmartwienia, ale także i bólu, którego jeszcze nie widziałam u nikogo. Może się obwiniał? Chciał iść ze mną do tego sklepu, ale byłam zbyt uparta, żeby mu na to pozwolić, co nie jest jego winą.
- Gaze przecież żyję - Westchnęłam z delikatnym uśmiechem. Ułożył dłoń na moim policzku, składając na zimnych ustach, krótki, ale namiętny pocałunek.
- Co Ci jest? Nie chcieli mi nic powiedzieć - Oderwał się ode mnie, ale jego twarz nadal była blisko mojej, tak, że nasze nosy się stykały.
- Nic wielkiego, dwa złamane żebra, jakieś stłuczenia - Wzruszyłam ramionami. - Mógłbyś? - Wskazałam na poduszkę. Chłopak westchnął ciężko, poprawiając ją. Pierwszy raz, od kiedy zaczęliśmy swoją znajomość, podniósł na mnie głos.
- Dlaczego jesteś taka uparta?! Gdybyś mnie posłuchała, a nie była tak uparta, nie leżałabyś teraz tutaj. Gdyby nie ten hałas, nie wiedziałbym, a jakby zrobili Ci coś gorszego - Jego wzrok był... Sama nie wiem jaki, ciężko było to opisać. Gniew, smutek to wszystko się ze sobą mieszało, dając taki efekt, że sama poczułam skruchę.
- Przepraszam - Mruknęłam, spuszczając wzrok. Zapanowała między nami grobowa ciszą, którą przerwał, głaszcząc mnie po włosach.
- Dobrze, że nic Ci się nie stało, ale nie strasz mnie tak więcej - Uniosłam wzrok, aby zobaczyć jego miły uśmiech. - Przyniosę Ci obiad, szpitalne jedzenie nigdy nie było zbyt smaczne - Ze śmiechem ucałował mnie w czubek głowy.
- Zrobisz mi steka? - Zapytałam z nadzieją w głosie.
- Pół krwistego jak zawsze. Dasz radę sama?
- Pewnie - Skinęłam głową, układając się wygodnie - Pójdę spać - dodałam ciszej. Chłopak pożegnał się ze mną, zapewniając, że będzie za dwie godziny najpóźniej. Zawsze byłam zaskoczona, jak szybko potrafi zmienić swój humor. W jednej chwili zły, a za chwilę wraca do swojego dawnego bycia. Zostałam sama w sali, w której na szczęście leżałam sama. Zamknęłam oczy, aby móc rzeczywiście się zdrzemnąć, kiedy usłyszałam, jak ktoś puka. Zaskoczona, nie spodziewając się gości, zawołałam krótkie "proszę". Do sali z małym bukietem róż wszedł Mobius. Podniosłam jedną brew, zaskoczona jego wizytą.
- Poinformowali nas w szkole - Wyjaśnił krótko. Bez pytania zabrał wazon, który musiał stać na każdym stoliku, uzupełnił go wodą i włożył kilka róż do środka.
- Nie sądziłam, że pofatygujesz się osobiście - Przyznałam, nie przemieszczając się za bardzo na łóżku.
- Taki obowiązek przewodniczącego - Wzruszył ramionami.
- Taaa, raczej własna obawa przed brakiem partnerki do tańca - Prychnęłam. Rozmawialiśmy o tym, co się dzieje w szkole, przy okazji dał mi również notatki, jakie były dzisiaj przerabiane, a także jakie będą w najbliższych dniach, kiedy mnie nie będzie. Nie zadawał za wiele pytań, co mi odpowiadało. Czułam się przy nim trochę, jak przy starszym bracie, który się martwi, ale nie mówi o tym zbyt głośno. Pomimo zmęczenia cieszyłam się z jego odwiedzin, w ostatnim czasie nie mieliśmy okazji na wiele rozmów. Każde z nas miało swoje sprawy na głowie, sama też chciałam więcej czasu spędzić z Gaze, poznawać go coraz to dogłębniej, a sam czarnowłosy miałam wrażenie, że coraz więcej czasu spędzą z młodą dziewczyną, której pomagaliśmy w konkursie, z czego się cieszyłam, wydawało się, że czasami bywa straszliwie samotny, pomimo tłumów dziewczyn, którym się podobał. Po 30 minutach pożegnał się ze mną, życząc zdrowia. Kiedy po raz drugi zostałam sama w sali, zamknęłam oczy na 10 minut, nawet nie zdążyłam dobrze zasnąć, gdy usłyszałam kolejne pukanie. Gaze z obiadem, czy może Mobius zapomniał czegoś i musiał się cofnąć? Po raz drugi tego dnia zawołałam już trochę niechętnie "proszę". Przez chwilę przeszło mi przez myśl, że może odwiedził mnie mój ojciec. Widząc małą czarnowłosą dziewczynę, poczułam delikatne rozczarowanie, ale i radość, widząc kolejną znajomą twarz. Mała kobieta z uśmiechem podała mi pudełeczko z czekoladkami. Z uśmiechem usiadła na krzesełku obok mojego łóżka.
- Tak wiem, dowiedziałaś się ze szkoły - Westchnęłam, przecierając dłonią oczy.
- Jak się czujesz? Słyszałam, że to dosyć poważne - Przechyliła głowę.
- Zbyt ciekawska jesteś - Mruknęłam, chcąc urwać rozmowę, ale widząc jej minę, zdecydowałam się kontynuować. - Nie jest źle, wszyscy wyolbrzymiają, zwykłe pobicie i złamane żebra, nic wielkiego.
- Połamane żebra to nic wielkiego?! - Kilka minut zajęło mi uspokajanie czarnowłosej, że na pewno nic większego mi nie dolega. Rozmawiałyśmy przez chwilę głównie o tym, jak to się stało, że tutaj trafiłam, jednak chyba zauważyła, że zaczyna mnie to irytować i zmieniła temat.
- Ten chłopak co z Tobą mieszka to Twój partner? - Zapytała z miłym uśmiechem, kiedy zauważyła kwiaty.
- Mój oręż - Mruknęłam - Nie, kwiaty nie są od niego. Mobius był chwilę przed Tobą - Spróbowałam się podnieść, aby lepiej się usiąść, ale szybko z tego pomysłu zrezygnowałam.
- Od... Mobiusa? - Podniosła jedną brew.
- Ta, możesz zabrać, jak chcesz - Ziewnęłam - Luz, nie podoba mi się, wolę... ciemniejszych - Uśmiechnęłam się pod nosem, nawet jej cichy chichot mi nie przeszkadzał.
Dziewczyna szybko opuściła niewielką salę, zostawiając mnie samą. Odetchnęłam z ulgą, czując, że w końcu pośpię. Zamknęłam oczy, odczekując kilka minut, nie słysząc żadnych zbliżających się kroków, poddałam się objęciom Morfeusza.
Obudził mnie ciepły dotyk, a także miły zapach sosu i mięsa. Podniosłam oczy, widząc Gaze, wpatrującego się we mnie.
- Dobrze spałaś? - Przechylił głowę.
- Średnio, miałam gości - Przyznałam, chcąc się podnieść, w czym mi pomógł, dzięki czemu mogłam zmienić pozycję, aby zjeść pyszny kawałek mięska.
- Widzę - Wskazał oczami na kwiaty i czekoladki na stoliku.- Cichy wielbiciel?
- Oczywiście - Podniosłam kącik ust - Przewodniczący klasy i jego przyszła dziewczyna - Dodałam po chwili z cichym śmiechem, kiedy ułożył przede mną stek z frytkami. Chłopak najwyraźniej odetchnął z ulgą, a ja podśmiewając się pod nosem. Zjadłam ze spokojem, przypominając sobie o tym, o którym myślałam od samego początku. Oręż od razu to wyczuł, łapiąc mnie za dłoń.
- Co się stało? - Przyłożył moją dłoń do swoich ust.
- Nie było nikogo więcej u mnie? - Zapytałam, patrząc na bok. - No wiesz, jak spałam - Dodałam po krótkiej chwili ciszy.
- Nie wydaje mi się, przynajmniej ja nikogo nie spotkałem, a dlaczego? - Szeptał, przez co ciepłe powietrze łaskotało mnie po skórze.
- Myślałam, że przyjdzie do mnie mój ojciec, pewnie został powiadomiony i miałam jakąś małą nadzieję, że chociaż raz nie pomyśli o sobie - Westchnęłam. Gaze momentalnie położył się obok mnie, delikatnie do siebie przyciągając, uważając także na moje żebra. - Co Ty robisz? Nie możesz ze mną leżeć.
- Nie martw się o to, ja Cię nigdy nie zostawię, niezależnie co by się nie działo. Kocham Cię i pójdę za Tobą nawet w ogień - Złożył pocałunek mojej skórze.
- Możesz mi to obiecać? - Wyszeptałam, zamykając oczy.
- Mogę Ci to przysiąc na własne życie - Głaskając mnie po włosach, sprawił, że bardzo szybko zapadłam w głęboki i spokojny sen. Nawet jeśli nie mogę liczyć na własną rodzinę, to cieszę się, że mam przyjaciół i jego, mój własny oręż, mój własny facet. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz