Menu

Mini-Menu

Strony

czwartek, 28 czerwca 2018

Od Claudio Do Alana

Budzik... Gdzie ten budzik..? Otworzyłem delikatnie oczy że ledwo można było ujrzeć moje tęczówki. Wyciągnąłem rękę do przodu i zacząłem szukać budzika. Obmacywałem każdy zakątek swojej szafki nocnej. Wtem wyczułem małe pudełeczko i obróciłem je w swoją stronę. Otworzyłem trochę szerzej swe powieki, które po chwili rozszerzyły się jakbym ujrzał ducha swej zmarłej babuni. Zerwałem się i już w samych bokserkach miałem wybiec z domu, gdy zatrzymałem się przed drzwiami.
- Muszę wyjechać dopiero za półgodziny.. - ziewnąłem, a potem odwróciłem się i wróciłem spokojnym krokiem do pokoju.
Zacząłem się ubierać. Najpierw przygotowałem spodnie, koszulę, swoją ulubioną marynarkę i jakieś... W miarę dobrym stanie skarpety. Teraz trzeba było wszystko nałożyć na siebie. Kiedy to już zostało wykonane przerzuciłem swoje bordowe włosy na ramię. Wszedłem do łazienki, gdzie zobaczyłem śpiącego w wannie psa. Zamrugałem kilka razy zdezorientowany tym jak on się tam właściwie znalazł.
- Kentin? - wypowiedziałem jego imię pytającym tonem.
Pies natychmiastowo się zerwał i wyskoczył z wanny prosto na mnie.
- Woof! - tak brzmiała jego odpowiedź na każde me pytanie. "Woof" - więcej niż tysiąc słów.
Pogłaskałem go po łbie i się zaśmiałem.
- Cześć, cześć - uśmiechnąłem się szeroko po czym zrzuciłem szczeniaka, aby móc się ogarnąć.
Złapałem pierwszy lepszy grzebień jaki mieścił się w koszyku. Przeczesałem bujną grzywę i związałem go swoją ulubioną gumką. Teraz zostało tylko umycie zębów i śniadanie, a potem jeszcze te moje dwie bestie i sam król. Przygotowałem sobie szczotkę z pastą i wyszorowałem dokładnie każdy z zębów. Wyplułem pianę do zlewu po czym wypukałem usta wodą. Wyczyściłem zlew, umyłem szczotkę do zębów i odłożyłem ją na bok. Kuchnia wzywa. Szybkim krokiem skierowałem się do niej, aby za chwilę móc skosztować swych wyrobów. Dzisiaj postawiłem na najzwyklejsze tosty. Kiedy takowe się piekły postanowiłem zawołać zwierzaki.
- Kentin! Cheswan! I... Panie King! - tak wszystkie przybiegły, a jeden z nich leniwie się doczłapał, bo jak można ruszać kogoś takiego jak on, prawda? To szczyt możliwego, aby takiego idealnego władcę ruszać.
Nasypałem im odpowiednie jedzenie do misek, psie miski były oznaczone "K" i "C", jednak na ostatniej widniał napis "Właściciel Claudio". Westchnąłem dosypując do niego, a ten niezadowolony miaułknął. Nie powinienem wzdychać, słyszałem, że czym częściej się wzdycha tym więcej szczęścia ulatuje. Tosty były już przygotowane, pozostało mi je tylko zjeść. Wziąłem talerz razem z tostami i przysiadłem do stołu, rozejrzałem się i opuściłem głowę. Smutno było jeść samotnie śniadanie... Zjadłem je szybko, aby nie musieć długo siedzieć przy pustym stole. Wstałem z krzesła po czym poszedłem po torbę z potrzebnymi mi rzeczami do szkoły. W końcu nastał czas na wyjście.
- Do zobaczenia zwierzaki! - pomachał im i wyszedł z domu. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy to ścieżka przed moim domem, droga do akademii, która spełni moje wszelkie oczekiwania związane z tańcem.
Postawiłem pierwszy krok, potem drugi, a potem to już prosta droga do bramy. Wyszedłem przez furtkę i zamknąłem ją na klucz tak jak przed tem drzwi wejściowe. Nie chciałbym aby ktoś ukradł moje skarby, ale tego kocura mogliby brać do woli. Ruszyłem na przystanek autobusowy, aby podjechać do najbliższego parku przy szkole.
~•~
Wybiegł z autobusu i od razu pobiegł w głąb parku, aby nie spóźnić się na lekcje.
- P-Przep.. raszam - odezwał się głos jakiejś staruszki - pom-pomógłby.. ś mi z ty-t-tym maluchem? - zapytała.
Claudio przez chwilę się wahał, mógł się spóźnić, ale... To jednak starsza pani i jakiś mały kotek.
- Oczywiście - uśmiechnął się delikatnie.
Podszedł do drzewa, gdzie był biedny kotek. Zastanowił się chwilę, a podczas tego myślenie jego dłonie zaczęła pokrywać stal, tak więc i zaczęły pojawiać się pazury. W mgnieniu oka minęły dwie minuty, a więc zacząłem wspinać się po drzewie. Będąc już na gałęzi wziąłem kociaka i zacząłem powoli schodzić z drzewa. Spojrzawszy w górę zauważyłem kogoś i w mgnieniu sekundy moja stal zniknęła z dłoni. Spadłem razem z kotem na ziemię, jednak tylko mój tyłek ucierpiał. Podniosłem się i podałem kociaka starszej pani.
- Bardzo proszę - powiedziałem oddając kociaka.
- Dz-dziękuję ba.. b.. bar-dzo - uśmiechnęła się słabo kobieta.
- Nie trzeba - zaczerwieniłem się lekko i podrapałem po głowie - życzę pani zdrowia i długiego życia! - zawołałem już oddalając się do mojego celu.
Po jeszcze krótkiej chwili dotarłem na salę gimnastyczną gdzie był dość duży tłok. Zdziwiło mnie to, nie spodziewałem się że będzie tyle ludzi, raczej nie ma jakiegoś święta. W tym też momencie zabrzmiał dzwonek.
- Drodzy uczniowie, dzisiaj prezentacja mocy, a także umiejętności jakie posiadacie - można było dosłyszeć głos nauczyciela - będę wyczytywał dwa nazwiska z różnych klas, będzie to zakres klas 7-9 - powiedział po czym wyczytał pierwsze nazwiska.
Walki? Czemu akurat dzisiaj? Zacząłem już pokrywać swoje lewe przedramię, aby nie tracić czasu podczas walki. Wziąłem głęboki oddech i czekałem na wyczytanie.
~•~
Obejrzałem przynajmniej z sześć walk i usłyszałem swe imię.
- Claudio Terrek Bershellve.. - nauczyciel poprawił okulary - będzie walczył z.. - zatrzymał się za nim powiedział imię przeciwnika - Alanem Tamarel.
Myślałem że przypomnę sobie kto to, ale nic nie przychodziło do mojej głowy.
- Niech 9 klasa pokaże czy nauczyli się więcej! - zaśmiał się nauczyciel.
Wyszedłem na środek sali i przypatrzyłem się przeciwnikowi, na jego widok aż się wzdrygnąłem.
- Walkę... Czas.... Zacząć! - rozpoczęło się.
Nie chciałem zrobić pierwszego ruchu, nie wiedziałem czy jest lepszy z bliska czy może jednak walczy na dystans.
Nagle jego przeciwnik jakby się rozpłynął... Aż tak stracił koncentrację? Szybko zrobił unik i użył lewej ręki jako tarczy, jakieś sześć walk temu przemienił jej część w szczerą stal. Spróbowałem zaatakować przeciwnika prawą ręką w brzuch. Udało mi się, ale ten atak był tak słaby w moim wykonaniu że ledwo pewnie go poczuł. Odskoczyłem od niego, aby nie mógł zrobić następnego ataku szybko. Szybko się schyliłem i położyłem dłoń na ziemi, a nagle było widać że niczym wąż stal zaczęła kierować się do nóg, jak dobrze zapamiętałem Alana. Miałem teraz mniej więcej pół minuty, aby coś mu zrobić. Ruszyłem prosto na niego i popchnąłem go akurat w momencie kiedy efekt się skończył. Usiadłem na jego brzuchu, a stopy położyłem na jego rękach. Spojrzałem w jego oczy zastanawiając się czy to koniec...
<Alan?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz