Menu

Mini-Menu

Strony

piątek, 29 czerwca 2018

Od Shiona Do Rosemarie

Siódma rano.
Dokładnie o tej godzinie zadzwonił mój budzik. W sumie mnie to ucieszyło – od kilkudziesięciu minut nieskutecznie próbowałem zasnąć mimo dosyć późnego położenia się spać. Jednak pozostaje pytanie: co mnie podkusiło, by w sobotę wstać tak wcześnie? Odpowiedź była prosta: praca. I chociaż dla niektórych mogłaby ona być przykrym obowiązkiem, dla mnie była wręcz przyjemnością. Niby była tylko dorywcza i nie chodziłem do niej regularnie, ale dzięki dobremu kontaktowi z szefem byłem w niej dosyć często, czyli prawie w każdy weekend i w wolne dni od szkoły. Do pójścia do niej pozostało mi jeszcze całkiem sporo czasu, więc nie musiałem się spieszyć. Wstałem z łóżka, ogarnąłem się, zjadłem lekkie śniadanie i po kilkunastu minutach wyszedłem z domu, udając się na przystanek. Pozostała mi tylko jazda autobusem, który oczywiście się spóźnił. Nienawidziłem tego. W końcu nie po to robiłem sobie prawo jazdy, by czekać na to, aż szlachetny pojazd komunikacji miejskiej postanowi ruszyć swój tyłek i łaskawie pojawi się na przystanku. Jednak… póki nie miałem własnego samochodu, nie pozostało mi nic innego niż czekanie. Powoli zaczynałem się bać, że się spóźnię, ale limuzyna nareszcie przyjechała. Już nieco zirytowany wsiadłem do środka, a po prawie dziesięciu minutach byłem w pracy.
~*~
Jakie mamy na dziś plany? – spytałem mojego szefa zaraz po wejściu na kuchnię. Zawiązałem fartuch i już byłem gotowy do roboty.
Najpierw pomożesz mi przygotować partię babeczek zamówioną przez firmę, następnie weźmiesz się za przygotowanie ciast na zakład – po czym dodał po chwili – w okolicach czternastej zajmiesz się kasą na sklepie. Zrozumiane?
Zrozumiane. – Pokiwałem potwierdzająco głową.
Cukiernia „Pod słodką Bezą” była całkiem wyjątkowym miejscem. Nie dość, że robiliśmy w niej rzeczy na sprzedaż do innych sklepów, to jeszcze można było kupić kawałek ciasta, zamówić kawę lub herbatę i rozkoszować się ich smakiem na miejscu przy jednym z obecnych tu stolików. Aż czasami żałowałem, że nie przepadam zbytnio za słodyczami – gdybym je lubił, z pewnością spędzałbym tu dość sporo czasu.
Zapominając o poprzednich przemyśleniach, podwinąłem rękawy i zabrałam się do roboty. A jeśli chodzi o babeczki, ciasta, ciasteczka: któż ich nie kochał? Może nie tylko jeść, ale bardziej przygotowywać, czyli tak, jak było w moim przypadku. Zabawne, prawda? Kochałem robić pyszności, a nienawidziłem ich jeść. Nieco bezużyteczna umiejętność, pod warunkiem, że nie miało się dla kogo jej wykorzystywać, ale kto wie, może w przyszłości…?
~*~
Zanim się obejrzałem, na zegarku była już czternasta. Cieszyłem się, że ten czas tak szybko minął; w końcu pozostała mniej niż godzina do końca zmiany. Poza tym byłem już trochę zmęczony. Zdjąłem fartuch oraz umyłem ręce, a następnie wyszedłem na sklep, gdzie miałem obsługiwać klientów. Stanąłem przy kasie i się rozejrzałem. Tym razem w lokalu było nieproporcjonalnie mało ludzi w porównaniu z nakładem pracy, jaka działa się na kuchni. Westchnąłem z ulgą. Gdyby miał być teraz tłok, to prawdopodobnie bym tego nie przeżył. Przyjrzałem się notatnikowi, na którego stronach były powypisywane zamówienia, lecz wszystkie były już zrealizowane. Czyli znowu pozostało mi czekanie. Ponownie otaksowałem wzrokiem pomieszczenie, tym razem zwracając uwagę na gości. Starsze małżeństwo, para przyjaciółek, a także młoda, siedzącą w samotności dziewczyna, która natychmiastowo zwróciła moją uwagę. Długie blond włosy oświetlone przez blask słońca, przebijającego się przez pobliskie okno, błękitne oczy, prosta, acz gustowna sukienka… aż żal było nie zawiesić na niej spojrzenia. Wpatrywała się w notatnik lub zeszyt leżący na stoliku i od czasu do czasu coś w nim zapisywała. Z początku mnie nie zauważyła, a jej uwaga wydawała się skupiona tylko na wykonywanej czynności. Raz na jakiś czas podniosła głowę i wyjrzała przez okno, by następnie ponownie wyłączyć się z tego świata. Coś mnie w niej zafascynowało. Może gdybym nie był w pracy, to podszedłbym do niej i zagadał? Jednak nie mogłem tego zrobić. Do sklepu właśnie wszedł klient i musiałem przyjąć jego zamówienie na tort na kolejny dzień. Wziąłem długopis do ręki i zapisałem to w notatniku. Cóż, i tyle było z mojej pracy. Nadal, trzymając długopis w dłoni, mój wzrok powędrował na dziewczynę. A gdyby tak… przekręciłem kartkę w notatniku na czystą stronę i zacząłem szkicować, mając nadzieję, że owa niewiasta nie miałaby mi tego za złe. Zacząłem od samych kontur: stół, krzesło, okno, ogólna sylwetka dziewczyny, a na koniec skupiłem się na jej twarzy, włosach i stroju. Nie zależało mi na tym, by rysunek był bardzo dokładny – na prawdziwe „dzieło sztuki” potrzebowałbym o wiele, wiele więcej czasu, którego tutaj najzwyczajniej nie miałem.
Shion. – O mało co nie podskoczyłem, kiedy usłyszałem dobiegający zza moich pleców głos szefa. Byłem już blisko skończenia rysunku.
Tak? – spytałem nieco zmieszany, przymykając notatnik.
Za pięć minut możesz iść do domu. Nie masz nic więcej do roboty i to bez sensu, byś tu siedział.
Dobrze. Dziękuję – powiedziałem.
Odetchnąłem z ulgą. Mężczyzna raczej nie byłby zadowolony, że sobie rysuje w trakcie pracy. Otworzyłem zeszycik na stronie ze szkicem i go wyrwałem, uważając, by nie porwać całości. Złożyłem swoje „dzieło” na pół i schowałem je do kieszeni. Prędzej czy później i tak by się pogięło. Po raz ostatni spojrzałem na blondynkę, która o dziwo tym razem też mi się przypatrywała. Uśmiechnęła się promiennie, a ja odwzajemniłem jej uśmiech. Zaraz po tym udałem się na zaplecze, skąd wziąłem swoje rzeczy. Przez krótką chwilę porozmawiałem z szefem, po czym mogłem iść do domu. Postanowiłem wyjść przez lokal, ponieważ stamtąd miałem bliżej do przystanku. Przechodząc obok stolików, nieświadomie zerknąłem w stronę tego, przy którym siedziała dziewczyna. Tak, jak się spodziewał, nie było jej tam… ale za to na parapecie leżała torba, która prawdopodobnie do niej należała. Miałem tylko chwilę na decyzję. Mogłem to tak zostawić lub spróbować ją znaleźć, chociaż nie wiedziałem, gdzie konkretnie mogłaby pójść. Jednak mój wybór był oczywisty; takie coś by mnie nie zniechęciło. Wziąłem torbę i wybiegłem z cukierni, rozglądając się. I bingo. Była tam. Najwyraźniej jeszcze nie zorientowała się, że czegoś nie ma.
Poczekaj! – zawołałem, chociaż to było pewne, że mnie nie usłyszy.
Na szczęście nie była bardzo daleko, dlatego bez problemu udało mi się do niej podbiec.
Poczekaj – powiedziałem, łapiąc oddech, a blondynka odwróciła się w moją stronę. – Zapomniałaś o czymś. – Uśmiechnąłem się, podając jej torbę. – Jestem Shion – przedstawiłem się.

<Rosemarie?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz