Menu

Mini-Menu

Strony

wtorek, 31 lipca 2018

Od Blue C.D Claudio


Nawet jeśli udało nam się wejść do naszej szkoły, to i tak rozdzieliliśmy się w biegu, ponieważ do rozpoczęcia zajęć pozostało raptem dwie minuty, a trzeba było dobiec do właściwych sal. Może i miała krótkie nóżki, ale zmotywowana, potrafiłam dość szybko biec. Tak właśnie przekroczyłam próg sali z chwilą wybicia dzwonka na rozpoczęcie lekcji. Ledwie wpadłam, a zaraz podszedł do mnie mój znajomy z rocznika, trzymający w dłoni butelkę wody. Ten czarnowłosy młodzieniec o piwnych oczach nazywał się Lucas i od czterech miesięcy stanowiliśmy parę taneczną mieszanych stylów, czyli jeszcze przed zapisaniem się do Szkoły Tańca Tori. Zresztą on sam był z Zakonu Vendaval, więc mimo różnic mogliśmy spokojnie wymieniać się poglądami.
- Prawie się spóźniłaś, co się stało? - Zapytał z lekką ciekawością, podając mi wodę, którą ochoczo przyjęłam, by zaraz wziąć spory łyk. Po chwili dodał cicho, się śmiejąc. - Cała jesteś w buraczanym rumieńcu.
- Jakby to ująć... Poznałam dosyć ciekawego panicza - powiedziałam, starając się przestać rumienić. Jeju, to wszystko przez to, że nagle musiał mnie wziąć na ręce, w bardzo podobnym stylu co pan młody trzyma swoją oblubienicę. Na samą myśl, poczerwieniałam jeszcze mocniej. W odpowiedzi Lucas się tylko zaśmiał i poklepał mnie po plecach. Co poradzić, byliśmy przyjaciółmi, co się poznali podczas lekcji tańca kilka lat temu.
- Wziąłem proroczo twoją torbę, nie musisz dziękować - powiedział niby od niechcenia, ale w oczach czaiły mu się ogniki. Pokręciłam głową i teatralnie dygnęłam przed nim w celu odebrania torby.
- Och, dzięki ci panie... Ale buziaka w policzek nie dam - zastrzegłam.
- Fakt, Penny już wystarczająco jest zazdrosna - odparł, udając żal. Penny to była obecna dziewczyna Lucasa, która była trochę, nie, bardzo zazdrosna o swojego ukochanego. Za każdym razem, gdy słyszała o jego wyjściu ze mną na ćwiczenia, dostawała szału. Cóż, zaborcza, ale bardzo ładna. Zaraz jego uśmiech przygasł, a ton głosu stał się poważny. - Ponieważ występujemy, tańcząc osobno, chciałbym życzyć powodzenia. I pamiętaj jedno.
- Tak? - Zapytałam się, słysząc jak jego głos, stał się surowy.

- Po występach zaklepuje sobie wspólne tańce - dodał, śmiejąc się. Aż musiałam go zdzielić w bok za to straszenie. Rany, co za idiota. Ale chyba tego oboje potrzebowaliśmy, bo zaraz się rozluźniliśmy i zajęliśmy się sobą. To było zabawne, bo nasza dwójka została wytypowana z kilkoma innymi uczniami, jako przedstawiciele 5 klasy podczas tych występów przed młodszymi rocznikami. Odczuwałam to jako wielkie zaszczyt i wyróżnienie, do tego mogłam dowiedzieć się od starszych uczniów jak poprawić swój poziom. Będę szczera: nauczyciele kładli ogromny nacisk na jakość tańca, osobiście bardzo to odczuwałam, ponieważ miałam bardzo wąską i niecodzienną specjalizację baletu. Jednak zawsze patrzyłam z ciekawością i radością na innych tancerz, czułam się powiązana z nimi, z preferującymi balet chyba najbardziej. Jednak tu wychodzę z założenia, że zawsze można próbować czegoś nowego, w ten sposób zakochałam się w tańczeniu mieszanymi stylami. Podczas gdy przodowałam przede wszystkim w balecie, Lucas raczej wolał rozrywkę z powagą i tak odbijał się od walca do latynoskich. Zawsze chciało mi się śmiać podczas wspólnych ruchów, bo sprawiało nam to sporą radość. Tak pogrążona w myślach z wolna zbierałam się w ostatnich przygotowawczych poprawkach do momentu, aż obecna nauczycielka szybko zaklaskała w dłonie, przez co zapanowała cisza w 5 klasie.
- Już czas. Nim wyjdziemy, chcę powiedzieć tylko jedno: zróbcie to, co macie zrealizować. Ci, którzy nie zostali wytypowani do pokazu również zapraszam, by zobaczyć innych uczniów podczas tańca, chluby naszej szkoły oraz trzymać kciuki za waszych kolegów. Wychodzimy - w końcu nakazała. Bez słowa sięgnęłam po swoją torbę i ramię w ramię z Lucasem, ruszyliśmy. Poza nami miała tańczyć jeszcze czwórka innych rówieśników, też szli we względnej ciszy. Natomiast ci, co mogli podpatrzeć inne style, rozmawiali podekscytowani ściszonymi głosami. Oczywiście wyrażali żal, że nie zostali wybrani do pokazu. O dziwo, wyrażali się pozytywnie o wąskim gronie kolegów występujących. Lucas wówczas rzucił mi znaczące spojrzenie, jednak nie odpowiedziałam na to. Wystarczyło i tak ledwo wyczuwalne spięcie u nas. Co jak co, ale przez spędzany razem czas poznaliśmy się do stopnia przyjaciół, więc wyczuwałam u niego zmiany nastrojów tak jak on u mnie.
W końcu dotarliśmy pod jedną z większych sal tejże szkoły, była to dosyć spora aula. Trzy najmłodsze klasy siedziały w podekscytowaniu, z kolei czwarta i starsze klasy już były na miejscu. Nie powiem, zaskoczył mnie widok Claudio wśród nich już w przebraniu. To on też został wybrany? Zaraz i on spostrzegł mnie i, zaraz, on się zarumienił? O kurde. Tym gorzej, bo i ja poczułam gromadzące się ciepło na policzkach przez samo wspomnienie z wcześniej. Mimo wszystko uśmiechnęłam się do niego łagodnie i lekko machnęłam dłonią. Do teraźniejszości przywołał mnie cichy rechot Lucasa po mojej lewej stronie.
- Więc to on? - Zapytał się cicho, szybko spoglądając na siedzącego młodzieńca. Szybko skinęłam głową, uświadamiając sobie, że tamten wygląda naprawdę ujmująco z rumieńcem... BLUE, PRZESTAŃ. Zaciskając powieki, poklepałam się w policzki, starając się skupić na obecnym celu. Teraz przynajmniej mogłam zwalić winę, że te czerwonawe ślady na policzkach to przez uderzenie. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że nauczyciele krótko przedstawili listę występujących, a każdego styl będzie streszczony bezpośrednio przed prezentacją. Czyli wszystko szło od najniższych klas i to alfabetycznie. Patrząc po ugrupowaniach, zgadywałam, że byłabym dziesiąta. Skoro jednak miałam czas, to mogłam się przebrać. Zasadniczo to wystarczyło, że zdejmę mundurek szkolny, ponieważ body do tańca miałam na sobie, odkąd wbiłam z dzwonkiem do sali. Lucas akurat był tego świadom i pewnie inni uczniowie, poza jednym. Czułam na sobie zdumiony wzrok Claudio, jak szybkim ruchem ściągnęłam cały ubiór i zostałam w bardzo dopasowanym do ciała stroju, który był zresztą opięty, ale elastyczny. Spokojnie założyłam oddzielną paczkę romantyczną, również białą, która sięgała mi do połowy ud. Tutu nigdy nie zakładam przy tańczeniu tego, co zaraz, tylko do klasycznego baletu. Na sam koniec pozostało założenie niezbędnych butów do występu, które stanowiły twarde pointy. Przy wiązaniu wstążek, troczków, kątem oka spojrzałam na niedawno poznanego młodego mężczyznę. Aktualnie siedział sztywno z pochyloną głową. Cały czerwony z wielkim wytrzeszczem oczu. Mimo chęci śmiechu poczułam znowu lekkie ciepło na policzkach. Boże, dziewczyno, skup się w końcu. Włosy szybko upięłam w kok w momencie szaleństwa Lucasa na parkiecie. No bo która dziewczyna nie patrzyłaby na niego z TAKIM podziwem na wolne i łagodne ruchy, by zaraz przejść w energiczne i stanowcze? Byłam pewna, że wiele z nich nie mogłoby tej nocy spokojnie spać. I ten ruch po odsłoniętej klacie z seksownym spojrzeniem na koniec. Oj tak. Lucas nie pozwoli im spać bez rozmarzeń o nim. Poza końcowa w chwili zakończenia muzyki tylko to spotęgowała. Zaraz panienki zawyły po tym występie. Z powalającą miną ukłonił się największym krzykaczkom i wrócił na miejsce siedzące obok mnie. Przybiłam mu piątkę.
- To było niezłe. I chyba będziesz je nawiedzać - dodałam rozbawiona. W odpowiedzi potwierdził, że to był jego cel i mrugnął okiem.
- Teraz zatańczy Blue Dream. - Wywołana wstałam i spokojnym ruchem skierowałam się na środek parkietu.- Tu możecie zobaczyć, że balet ma wiele podkategorii. W tym przypadku jest to tak zwany "balet marionetki". Jest podobny do baletu lalek, ale jego specyfika nie pozwala, aby każdy mógł go przedstawiać.
Nie musiałam dawać niczego typu pendrive, ponieważ mój wybawca, Lucas ma się rozumieć, jeszcze przed moim przybyciem dał nauczycielce wszystko, co było niezbędne. Zabawne, chociaż mieliśmy umowę, że nawzajem pilnujemy siebie, to pierwszy raz on musiał załatwić co moje. Zazwyczaj to on był bliski spóźnienia i to ja czekałam ze wszystkim na niego. Ale wystarczył ten jego zawadiacki uśmieszek i wszystko było mu wybaczone. Ale teraz przyszła na moją kolej, potem będzie można się pośmiać. Po zajęciu pozycji mocno pochylonej siedzącej pozostało mi tylko czekać na start utworu, który według mnie pasował idealnie.
Z pierwszymi słowami zaczęło się od rąk, nadgarstki zostały niby pociągnięte niewidzialną nitką ku górze, następna była głowa pociągnięta do pionu. Wyraz twarzy miałam niby uśmiechnięty, ale tak pusty, że można było mieć ciarki. Zaraz musiałam wstać, ale z radością udałam pochylenia na różne strony, miało to reprezentować ustawianie sznurków, aż w końcu stałam wyprostowana w pozie gotowej do tańca z połączonymi koniuszkami palców u rąk. Siła refrenu i zaraz sztywno i wymuszenie zaczęłam obroty z przemieszczeniem o każdy pełny obrót, krok do przodu.
"Twoja wola jest rozkazem" - w głowie tłumaczyłam sobie tekst, bowiem przy pierwszym pojawieniu się chóru nagle przestałam się obracać, bowiem trzeba było wyciągnąć ręce ku górze i spojrzeć na niby poruszającymi sznurkami. "Uczynimy to, co chcesz" - tu jedynie co miałam zrobić, to z poprzedniej pozycji ukłonić się posłusznie. Po tym wróciłam do obrotów, które praktycznie wykonywałam przez cały refren. Druga zwrotka i sam początek to podnoszenie nóg do wewnątrz na wysokość kolan, by potem znowu ukazać nagłe zmiany sznurków, jakby poruszającymi nimi nagle się rozmyślił. Gwałtowne szarpnięcie wyrwało mnie z tych ruchów, aby wykonać kilka poz. do innego ruchu. Koniec końców znowu refren i to bardziej już wyglądało, jakby na siłę byłam ciągnięta w biegu. To znaczy, prawa ręka wyciągnięta przed siebie, plecy sztywniejsze, długie kroki biegnące a druga dłoń pozostała nieco z tyłu. Tu wystarczyło, że w odpowiednich momentach wyhamować i płynnie przejść. Kolejna zwrotka była optycznie prostsza: drobne kroki w bok, następnie głębsze kroki, coś jakby ostrożne sprawdzanie. Znowu refren i tu w biegu podskoki z obrotami w powietrzu. Gdy dalej przyszła krótka zwrotka będąca wstępem do swoistego piekła, głowa przechyliła mi się na lewo, wpatrując się w osobę przed mną, by wykonać ruch, coś w stylu mówiący ", czy moja lalka dobrze tańczy?". Kiedy przyszła inna wersja refrenu moim zadaniem było wykonywać wystawne kroki z wymuszoną agresją, dopiero druga część refrenu wywoływała we mnie późniejszy ból. Ruchy były znacznie gwałtowniejsze i widowiskowa w moich oczach część, w których trzeba było podskakiwać w tył na jednej nodze z uniesioną drugą na tyle, najpierw cała stopa i zaraz tylko na palcach. W pointach nawet doświadczona baletnica po takich ruchach odczuwała bóle. Po tym ruchu mocny wymach tylnej nogi i pleców by były blisko i powrót do znowu ostrzejszych ruchów, po których później będę cierpieć do końca dnia. Kolejne piruety z boku na bok, by je nagle przerwać i spojrzeć w górę. To był koniec utworu w momencie, kiedy ostatnie nuty zabrzmiały, a ręce nagle opadły bezwładnie po bokach, a zaraz po nich cała opadłam bezwładnie, jakby sznurki lalki zostały przecięte. Oklaski i dźwięki szoku, to usłyszałam po trzech sekundach. W trakcie tego wstałam, ukłoniłam się i wróciłam na swoje miejsce. Zabawne było to, że ten taniec odczuwałam dosłownie sobą. Nie tylko jako osoba, ale przede wszystkim jako oręż w rękach władającego, byłam zdana na jego łaskę.
- Mnie już plecy bolą po mojej turze, o ciebie to się boję zapytać - odezwał się Lucas, gdy usiadłam i pogratulował mi. Skrzywiłam się lekko. Kolejni uczniowie się prezentowali i już nadeszła pora na zbitą w grupę klasę z Claudio, kiedy nagle przybyła kobieta z administracji uczniowskiej, wywołując moją klasę. Jeśli to było, co podejrzewałam, czyli jakaś ankieta co ostatnio krążyła między klasami, to nie było szans na zobaczenie tańczącego nowego znajomego, który właśnie wyszedł na środek. Posłałam mu przepraszające spojrzenie i wyszliśmy w mundurkach na korytarz. Miałam rację, to było to. Wróciłam z Lucasem dosłownie kilka minut później w momencie, gdy Claudio z rumieńcami się kłaniał. W duchu zaklęłam na to. Z niewiadomym poczuciem winy usiadłam na swoim poprzednim miejscu i już do końca milczałam. Wbrew pozorom, po ostatniej osobie nie było tańców, tylko skupiska danych stylów rozmawiali, młodsi pytali o szczegóły. Tak byłam osaczona przez szóstkę dziewczyn, które z gwiazdami w oczach wypytywały o mój taniec. Czułam się dosyć osaczona i te ich piskliwe głosy... Boże, daj mi uciec. Uratował mnie Lucas, który złapał mnie za ramię, pociągając do tyłu.
- Wybaczcie panienki, ale zabieram przyjaciółkę na chwilę przerwy - po czym puścił im oczko, na co te zawyły.
- Dzięki - mruknęłam, gdy wyszliśmy z auli, podobnie jak sporo starszych uczniów. - Na zimne picie?
- O tak. Tego potrzeba - powiedział rozbawiony, robiąc większy krok ku schodom. Nagle wszystko się potoczyło w kilka sekund.
Lucas poślizgnął się na tej nodze, stracił równowagę i spadł z kamiennych schodów. Z trzaskiem wylądował na sklepieniu grzejnika ze ścianą. Usłyszeliśmy paskudny trzask. Mój krzyk wołający jego imię. Zbiegnięcie ze schodów. Jego krew. Łydka powyginana niepokojąco. Jęczy z bólu, cały blady na twarzy. Nie pamiętam czy krzyknęłam o pomoc, czy już uczniowie prędzej przybiegli. Musiałam być blada ze strachu o przyjaciela, bo zaraz poczułam czyjeś dłonie na swoich ramionach. Claudio, kiedy tu się zjawiłeś? Nie ruszano rannego z ziemi, przybiegnięto za to z pielęgniarką, która na widok urazu, natychmiast zajęła się Lucasem. Ktoś też musiał zadzwonić po pogotowie, bowiem medycy po kilku minutach zaczęli zabierać chłopaka na nosze. Bez słowa podnieśli z uwagą go i odeszli sprawnym krokiem ku karetce. Patrzyłam na to ze złączonymi dłońmi na sercu. W oddali zobaczyłam biegnącą Penny ku ratownikom. Kiedy odjechali na sygnale, nogi ugięły się pode mną, zwyczajnie wolno opadłam na ziemię.
- Na pewno to nic poważnego - rzucił ktoś tak głupio, że aż spojrzałam tępo na właściciela głosu.
- To nie zbiegowisko, rozejść się - rzucił uczeń z najstarszej klasy takim tonem, że młodsi bez sprzeciwu, zaraz się rozpłynęli. Zamrugałam, rejestrując, że ten sam, podał mi zimną butelkę wody. - To był twój partner taneczny? Współczuje.
- I przyjaciel - dodałam słabym głosem, przyjmując butelkę, by zaraz wziąć łyk zimnego płynu. Dopiero gdy poczułam chłód wolno rozchodzący się po ciele, spojrzałam do góry. Kojarzyłam typa, któryś z milczących znajomych od mojej sąsiadki z przeciwnego pokoju w akademiku. Kiwnął głową, rozumiejąc sytuacje i odszedł w milczeniu. Siedziałam na podłożu oparta plecami o zimną ścianę, dalej pijąc łyczkami podarowaną wodę. Claudio, o dziwo, siedział obok. Gdybym wiedziała, co się stanie za kilka minut, pewnie bym nie pozwoliła mu zostać. Ale co się stało, nie mogłam potem wymazać z pamięci. Co się takiego stało, pewnie pytacie? Otóż to.
Mimo roztrzęsienia nad sytuacją Lucasa, oddech już się w miarę wyrównał i miałam dość sił na wstanie. Po pewności, że nie wywalę się, odwróciłam się w stronę towarzysza. Chciałam mu cokolwiek powiedzieć, ale nie byłam w stanie wykrztusić żadnego słowa. Zatem staliśmy, patrząc na siebie. I pewnie tak byłoby nadal i może bym mu wtedy coś powiedziała w formie podziękowań, ale, wówczas usłyszałam głos kogoś, kto czaił się w moich koszmarach przeszłości. Ten głos zaraz mnie zmroził w duchu.
- Nie no, serio? Tori przyjęło takiego śmiecia jak ty? - Odezwał się koleś za nami. Odwróciłam się i zobaczyłam JEGO. Brunet o stalowych, wręcz lodowatych oczach. Frank było mu na imię i był moim przedostatnim władającym przez całe 2 dni. Nie były dumą, bardziej odrazą, którą zakopałam głęboko i nie chciałam wracać do tego. Ale on tu jest. Gorzej, bo nowy znajomy też.
- A ty co tu robisz? - Zapytałam cicho, starając się ukryć drżenie głosu. Zacisnęłam pięści niemal do bólu. Ten spojrzał na mnie gorzej niż na insekta.
- Milcz, nie masz prawa pytać się kogokolwiek wyżej.
- Ejże kolego, po co te nerwy na młodą panienkę? - Wtrącił się Claudio, pewnie chcąc mi pomóc. O jak źle zrobił...
- Na co? Człowieku, daruj sobie uprzejmość. To coś nie zasługuje na grzeczności.
- Trochę kultury - ponowił prośbę. Frank spojrzał na niego gniewnie.
- Słuchaj. Wiem, że jesteś władającym, swój swojego czuje. To tu o - wskazał na mnie, przez co głowa od razu mi zaniżyła się, by nikt nie widział mojego wyrazu twarzy - to nic niewarty śmieć. Jeśli nie masz swojego oręża, nie interesuj się nią. Jest bezwartościowym orężem, a do łóżka też ją nie zaciągniesz, chyba że na prochach - zarechotał obrzydliwie. Zacisnęłam powieki.

Bezwartościowy oręż.

Frank pewnie dalej by mieszałby mnie z błotem przy obcym dla niego człowiekiem, ale pojawił się nauczyciel, który na widok nieznajomego, z odległości kilku metrów kazała odejść, ponieważ nie jest z tej szkoły, ba, z żadnej.
- Już już - mruknął, po czym jeszcze raz rzucił mi ostatnie spojrzenie pełne wstrętu i nienawiści, by odwrócić się na pięcie i pogwizdując, wyjść.
- Znasz go?- Spytał podenerwowany Claudio, gdy tamten znikł z pola widzenia. Odezwał się ponownie, ponieważ nie pisnęłam słowem, a dalej stałam pochylona.- Ej, Blue?
- Nie musiałeś się wtrącać - powiedziałam cicho, podnosząc na niego pokonane spojrzenie. - Ale dziękuję.
- Blue? - Zapytał zduszonym głosem na widok spływającej łzy po moim policzku. Zaraz ją starłam nadgarstkiem i chwytając swoją torbę, odeszła szybkim krokiem, który po chwili zmienił się w bieg, aż do akademika. Dopiero w pokoju po zatrzaśnięciu drzwi, zsunęłam się na ziemię oparta o nie. Wówczas dostałam wiadomość z numeru Lucasa.
"To parszywe złamania otwarte z przemieszczeniami. Rodzice wypisali mnie z Tori na domowe nauczanie. Przykro mi Blue"
Oddech mi się zaczął urywać. Sięgnęłam po torbę, by przyciśnięta do niej, tłumiła mój płacz.
Lucas został poważnie ranny i nie wróci do szkoły.
Straciłam przyjaciela i partnera tanecznego.
Claudio okazał się władającym.
Frank zmieszał mnie z szambem przy innym władającym.
Znowu wszystko się waliło.

<Claudio?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz