Menu

Mini-Menu

Strony

czwartek, 12 lipca 2018

Od Cassandry C.D Alana


Obudził mnie przeraźliwy dźwięk budzika. Spojrzałam na zegar. Była siódma rano. Pomimo tego, że była sobota, musiałam wstawać tak wcześnie. Takie przyzwyczajenie rodzinne. Akurat w ten weekend rodzice po raz kolejny zostali u siebie w Stanach Zjednoczonych zajęci różnymi sprawami biznesowymi. Ziewnęłam i przeciągnęłam się, nadal leżąc w łóżku. Spojrzałam na ulicę za oknem akademika. Szykowała się ładna pogoda. Nie zbierało się na żadną burzę ani na mniejsze opady. Za oknem pojawił się mały motyl, który przysiadł na chwilkę na parapecie. Od razu na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Nabrałam również ochoty na wyjście z pokoju i na krótki spacerek, aby poszukać jakiegoś motyla do naszkicowania. Od samego rozpoczęcia dnia miałam już bardzo dużo weny twórczej, którą chciałam wykorzystać do rysowania, a dodatkowy pomysł dał mi piękny owad przelatujący za oknem. Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki, aby nieco doprowadzić siebie do porządku. Byłam zaskoczona, gdy spojrzałam w lustro. Moje włosy wcale nie były aż tak rozwalone. Równało się to z poświęceniem mniejszej ilości czasu na rozczesywanie ich i układanie odpowiedniej fryzury. Po porannej toalecie przebrałam się w zwykłą białą koszulkę z krótkim rękawem i w spodnie dżinsowe. Chwyciłam swój malutki plecaczek i zeszyt, w którym ukrywałam wiele swoich szkiców. Zanim poszłam do pobliskiego parku poszukać różnych pomysłów do naszkicowania, wybrałam się do sklepu po małe śniadanie. Kupiłam dwie bułki z jajkiem i butelkę niegazowanej wody. Nie były jakieś z najwyższej półki, ale potrafiłam się nimi najeść. Postanowiłam się przejść do parku i przysiąść na trawniku pod jakimś drzewem. Gdy tam weszłam, zauważyłam, jak drzewa wiśni pięknie kwitły. Aż delikatnie otworzyłam usta z zauroczenia w pięknym krajobrazie. Bardzo szybko znalazłam miejsce do siedzenia. Owszem było pod drzewem i co więcej, otaczały mnie różne kwiaty. Nie były one jakieś bardzo wyszukane, tylko jakieś zwykłe stokrotki. Poza znajdowaniem obiektu do naszkicowania robiłam jeszcze różne zdjęcia telefonem. Dzięki temu mogłam kontynuować swoje szkice, jak wrócę do pokoju w akademiku.
Przez kilka minut rozglądałam się, szukając odpowiednich obiektów do narysowania. Było dużo możliwości. Chociażby bawiące się dzieci w berka albo zakochana para na pikniku. Oczywiście, jakbym chciała zrobić zdjęcie, to musiałabym podejść i poprosić o zgodę. Przecież nie mogę sobie wykonać ot tak komuś zdjęcie. Po dłuższej chwili zauważyłam pięknego motyla, który wylądował na kwiatku niedaleko mnie. Po raz pierwszy widziałam tego owada z takimi niespotykanymi skrzydłami. Wyjęłam telefon, aby zrobić mu zdjęcie. Później wyciągnęłam mój mały, pastelowo różowy piórniczek z plecaczka. Otworzyłam na pustej stronie zeszytu i zaczęłam szkicować. Odnosiłam wrażenie, że zwierzę wiedziało o tym, że stał się obiektem mojej twórczości. Rysowałam, całkowicie zapominając o otaczającym mnie świecie. Do tego stopnia, że nie zauważyłam dwóch chłopaków siedzących nade mną. Ze skupienia wyrwał huk, spowodowany upadkiem jednego z nich. Jego niespodziewane pojawienie się tuż przede mną spłoszyło motyla, jednak doskonale rozumiem to biedne zwierzątko. Sama byłam przerażona. Spadający człowiek z nieba nie jest codziennym widokiem. Położyłam jedną dłoń na klatce piersiowej i patrzyłam przestraszona na nieznajomego. Moją uwagę przykuł jego nietypowy kolor włosów, biały lub siwy, jak kto woli.
— Hej! Bo ja ten… No… Masz jakiś magnez czy coś? Siedziałam sobie w chmurkach spokojnie i nagle coś mną jebło i bum jestem. Często tak ściągasz facetów z nieba, hmm? Oj, niegrzeczna dziewczynka… — szepnął i posłał w moją stronę zadziorny uśmiech. Byłam jeszcze bardziej przerażona. Czy to był jakiś zboczeniec? A może zdesperowany chłopak?
— H-hej… N-nic ci nie jest? — zapytałam się cicho, patrząc raz na niego, a raz na drzewo. Zaczęłam się zastanawiać, jak to się stało, że spadł z tego drzewa. Nie wyglądał na jakiegoś człowieka, który ma poważne problemy z utrzymaniem równowagi. Zauważyłam też jakiegoś innego chłopaka, siedzącego na gałęzi i próbującego powstrzymać śmiech.
— Jestem cały i zdrowy — odpowiedział entuzjastycznie białowłosy. Dosłownie minęła sekunda po wypowiedzeniu tych słów, usłyszałam głos łamiącej gałęzi. A chwilę potem „bum” i głośne „ała, to boli”. Gałąź spadła na biednego chłopaka, uderzając go w głowę. Na całe szczęście nie była zbyt duża, więc nic mu się nie stało. Chyba… — Nie tylko facetów z nieba ściągasz, ale też gałęzie — dodał niezbyt zadowolony chłopak, zrzucając niechciany ciężar ze swojego ciała. Nie będąc pewna, co powiedzieć przełknęłam głośno ślinę. Chciałam podejść, ale mimo wszystko wstydziłam się i bałam się, czy nie naruszę jego przestrzeni osobistej.
— N-nic ci nie jest? — powtórzyłam ponownie pytanie. Chciałam się upewnić, że nic się nie stało biedakowi.
— Nic mi nie jest — westchnął cicho i już chciał się podnieść, jak motyl usiadł mu na nosie. 
Chłopak był zaskoczony i otworzył szeroko oczy. Zrobił lekkiego zeza i pozostał w bezruchu. Patrzył ze skupieniem na owada, który był spokojny. Niczego się nie spodziewał. Wyjęłam szybko telefon i zrobiłam zdjęcie. Sam białowłosy był zaskoczony tym gestem. Jednak udało mi się złapać bardzo ładny moment. W jego oczach pojawiła się chwilowa wrażliwość i delikatność. Po zrobieniu zdjęcia, motyl odleciał. Gdy tylko odleciał, siwowłosy podniósł się z ziemi i spojrzał na mnie trochę obojętnie, ale też z zaciekawieniem.
— Erm… Przepraszam, że tak nagle, ale… — próbowałam wytłumaczyć swoje czyny. Bałam się, że chłopak mógł odczuwać jakiś dyskomfort. — Znaczy… W-wiesz… Ja… — Nie potrafiłam dobrać odpowiednich słów. W pewnym momencie na mojej twarzy pojawił się silny rumieniec. Odwróciłam głowę, aby nie patrzeć mu w oczy.
— Nie martw się. Mnie to wisi, czy zrobiłaś mi zdjęcie, czy nie — powiedział, patrząc na mnie już obojętnym wzrokiem. Westchnęłam cicho i przytaknęłam głową jako podziękowanie.
— J-jestem Cassandra, Cassandra Martin — przedstawiłam się. 
Przez jeszcze kilka sekund walczyłam z samą sobą, aby wyciągnąć dłoń w jego stronę. Wstydziłam się… Czego? Nie wiem dokładnie. Po prostu… Nie wiedziałam jak zareagować. Nawet nie wiedziałam, dlaczego mu się przedstawiłam. Pewnie i tak o mnie potem zapomni. Prawie tak zawsze jest. Nie rzucam się w oczy ani nie wyróżniam się czymś wśród dziewczyn ze szkoły plastycznej „Pittore”.

Alan? ^^ 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz