Menu

Mini-Menu

Strony

niedziela, 8 lipca 2018

Od Tooru C.D Lily


Słysząc dźwięk rozbijanego szkła, chłopak spojrzał ku górze, by ujrzeć lecącą w jego stronę walizkę. Najprawdopodobniej każda inna osoba, dawno zrobiłaby unik, lecz nie ten zobojętniały osobnik. Uderzenie od razu powaliło Tooru na ziemię. Jak zawsze nie czuł nic. Czekając aż nieprzyjemne kręcenie w głowie minie, mężczyzna przyłożył dłoń to czoła, z chęcią jak najszybszego oddalenia się, by nie robić niepotrzebnego zamieszania.
Wszystko w porządku? Widziałam wyrzut tego pocisku. Coś cię boli? - No i wywołał wilka z lasu. Koło białowłosego znalazła się jakaś nieznajoma kobieta. Najwyraźniej była świadkiem całego zajścia i postanowiła pomóc zdezorientowanemu chłopakowi. Tooru spojrzał na dłoń, którą jeszcze przed chwilą badał stan swojej głowy. Była we krwi. Czyżby uderzenie było naprawdę aż tak mocne? Mężczyzna bardziej interesował się stanem jego szaty, która aktualnie była deptana przez wszystkich otaczających go ludzi, co niezbyt go zadowalało. - Czekaj, daj mi tym się zająć. - Powiedziała kobieta, kiedy chłopak postanowił skierować na nią swoje ametystowe oczy. Mężczyzna uniósł delikatnie powieki zdając sobie sprawę iż tęczówki kobiety się od siebie różniły. Lewe było niczym piękny wrzos,a prawe jak wypolerowany do błysku szafir. Czarnowłosa wyjęła z kieszonki chusteczkę i przyłożyła najprawdopodobniej do sączącej się rany Tooru. Nie wiedział czemu nieznajoma mu pomaga, przecież nie ma takiego obowiązku.
O matko! Potrzeba pomocy?! - To czego chłopak się spodziewał, coraz więcej osób zaczęło się zbierać wokół niego. Nie lubił tego, bycie w centrum uwagi, doprowadzało go do nieprzyjemnego stanu mentalnego, wywołującego niechęć do otaczających go ludzi. Na szczęście większość osób stwierdzając iż Tooru jest w dobrym stanie, rozeszło się. Mężczyzna zaczął rozglądać się za źródłem kobiecego głosu i gdy spojrzał w górę ujrzał dziewczynę wychylającą się z rozbitego okna.
Apteczkę mi rzuć, tylko ostrożnie. - Poprosiła nieznajoma, która aktualnie przytrzymywała chusteczkę, przy ranie głowy chłopaka. Tooru milczał nadal, gdy nagle kobieta spojrzała w jego kierunku i ich spojrzenia ponownie się spotkały. - Czy to boli? Mam na myśli ranę. - Spytała troskliwie.
To? Nie. - Tooru wzruszył delikatnie ramionami. Był całkowicie szczery, nie odczuwał nic, jedynie co to obraz przed jego oczami był nieznacznie zamazany.
Wiesz, rozumiem twoją odwagę, ale muszę wiedzieć. To mógłby byś poważny uraz. - Powiedziała kobieta z nutką irytacji. Jakiej innej reakcji mógłby się spodziewać? Kto normalny uwierzyłby w słowa typu "nie boli mnie mimo iż oberwałem najprawdopodobniej dwudziestokilogramową walizką. Najprawdpodobniej na świecie jest jedną z dziesięciu osób chorujących na tę chorobę.
Ja serio nic nie czuję. - Odparł nieznacznie. W sumie po co on to mówi? Powinien skłamać i wydostać się z niewygodnej sytuacji. Chociaż jak już zauważył, nie stał koło niego nikt, prócz nielicznych obcych mu osób.
Proszę cię, nie żartuj teraz kolego. - Westchnęła ciężko nieznajoma, widocznie zniechęcona tego typu żartami. 
Od dziecka nie czuję, żadnego bólu. - Chłopak sam zaskoczył się swoimi słowami. Czemu tak prędko jej to zdradził? Nie wiedział, czy był to napływ chwili, czy zwykłego rozkojarzenia. Zwykle zachowywał istnienie swojej choroby dla siebie.
Anestezja? Podziwiam i zazdroszczę. - Do rąk kobiety wpadła mała czerwona apteczka, którą dostała od najprawdopodobniej właścicielki pokoju, z którego wyleciała walizka. Jak się teraz zastanawiając, jak to mogło się stać? Tooru wątpił by kobiety o tak wątłych ciałach potrafiłyby zamachnąć się tak ogromnym bagażem. Nawet on nie byłby wstanie tego zrobić. Może popisywanie się mocą? Pozostały mu tylko insynuacje. - Ale to nie zmienia faktu, że wypadałoby to opatrzyć. Mogę? - Dopiero teraz do białowłosego dotarło to co powiedziała kobieta. Słysząc jej pierwsze słowa, Tooru zmarszczył brwi, lecz zanim zdążył powiedzieć cokolwiek niemiłego, uspokoił swój popęd i wypowiedział się z typowym spokojem i obojętnością. 
Nie jest to w żądny sposób szczęście. - Oznajmił uśmiechając się delikatnie. Anestezja wyplenia całe życie i uczucia z człowieka. Wyniszcza go to wewnętrznie, tak naprawdę Tooru w żaden sposób nie czuje, że żyje. Jest bardziej niczym maskotka, która jest zmuszona do nudnej nic nieznaczącej dla niego egzystencji. A jednak coś musi w nim tkwić, skoro potrafił poczuć gniew spowodowany tymi słowami. - Tylko kara na całe życie. - Powiedział na tyle cicho, że nikt nie był w stanie usłyszeć. Unosząc się na równe nogi, chciał dać kobiecie znać iż nie oczekuje żadnego opatrzenia. Jednakże prędko poczuł, jak traci siły, a głowa wiruje, najprawdopodobniej z powodu jakiegoś uszkodzenia. Nim zdążył zrobić chociaż jeden krok, Stracił równowagę, którą pomogła mu odzyskać nieznajoma podtrzymująca go pod ramionami.
Zaprowadzę Cię do pielęgniarki. - Powiedziała, gdy zauważyła, że stan mężczyzny jest poważniejszy niż sądziła. Chłopak wiedział, że nie ma co próbować uciekać z tej niewygodnej sytuacji, nieznajoma wyglądała na wystarczająco upartą, by nawet nie podejmował się próby ucieczki. Bardziej obawiał się reakcji pielęgniarki, której pacjentem jest częściej niż powinien. Starając się by jego ciężar nie spadł na barki czarnowłosej, szedł powoli po szkolnym korytarzu. Fascynowała go bezinteresowna pomoc kobiety. Zwykle jest pozostawiany na pastwę losu, na ulicy w oczekiwaniu na jego śmierć. Jest uważany za wybryk natury. Coś nieludzkiego. Coś co nie powinno istnieć. Ludzie zawsze bali się tego co się od nich różni. Dlatego też on często jest ofiarą i tylko nieliczni okazują mu współczucie. Oczom Tooru ukazały się po chwili drzwi z napisem "pielęgniarka". Chłopak mimo braku chęci, pozwolił wprowadzić się do środka. 
Co ty znowu tu robisz?! - Wrzasnęła kobieta w białym fartuchu, od razu gdy ujrzała Białowłosego. Dziewczyna, która przyprowadziła tutaj chłopaka wyglądała na wyraźnie zaskoczoną taką reakcją pielęgniarki, do której Tooru był przyzwyczajony. - Mi na Ciebie bandaży nie starczy! Mógłbyś chociaż jednego dnia nie włazić mi na głowę?! - Fuknęła, po czym ciężko westchnęła i spojrzała troskliwie na chłopaka. Była bardzo nerwowa, jednakże martwiła się o białowłosego jak o swojego syna. Jest jedną z nielicznych osób, które ukazują jakiekolwiek pozytywne uczucia w stosunku do chłopaka. Chwilę później wzrok pielęgniarki powędrował do towarzyszki rannego. - Wybacz moja droga, jak Ci na Imię? Jesteś tutaj nowa nieprawdaż? - Kobieta trochę wystraszona zachowaniem lekarki, pokiwała niepewnie głową i przedstawiła się. Szybko jednak zrozumiała nerwowość pielęgniarki, gdyż ta jej wszystko wytłumaczyła. Najprawdopodobniej wzięła dziewczynę, za kogoś bliskiego Tooru, gdyż nieoszczędzała się w słowach na jego temat. Nazywając go ślamazarnym i wyjawiając już znany jej fakt, iż chłopak nicnie czuje. 
Z jakiegoś powodu ten szczeniak uwielbia kręcić się wokół naszej Szkoły Adellal, mimo iż jest ze Szkoły Aktorkiej Leikari, eh gdyby tylko ich dyrektorka się dowiedziała, to dawno rzuciłaby się na mnie z pazurami. - Mruknęła, bandażując głowę chłopaka, który posłusznie, w ciszy siedział na jednym z łóżek. - Dobrze, że ma kogoś przy sobie. Zasługuje na szczęśliwe życie. Niestety większość osób go nie rozumie, boi się, przez co codziennie kończy z licznymi siniakami. - Kobieta uśmiechnęła się do czarnowłosej, która pokiwała energetycznie głową, wsłuchując się w każde słowo lekarki. Tooru miał wrażenie, że nieznajoma wczuła się w rolę, jego niby przyjaciółki. Nie przeszkadzało mu to jednak, tak więc nie reagował. Jedynie co, to uśmiechnął się niewinnie pod nosem. Można wręcz powiedzieć, że naprawdę poczuł się jakby miał kogoś bliskiego. Po kilkunastu minutach nieznajomi sobie ludzie mogli, w końcu opuścić pomieszczenie. 
Cieszę się, że już Ci lepiej. - Odezwała się kobieta posyłając uroczy uśmiech w stronę mężczyzny. 
Ja też. - Przytaknął unosząc kąciki ust - Bardzo Ci dziękuję za opiekę. - Powiedział delikatnie się kłaniając.
A właśnie jak Ci na imię? - Spytała zaciekawiona czarnowłosa. Co prawda spędzili ze sobą już trochę czasu, ale nadal nie znali swoich imion.
Tooru. - Odparł krótko mężczyzna.
Tooru.. hmm, ładne imię, ja jestem Lily. - Kobieta wyciągnęła dłoń, którą białowłosy delikatnie uścisnął.
Miło było Cię poznać Lily, imię porównywalnie piękne do właścicielki. - Oznajmił chłopak z delikatnym uśmiechem i pozostawiając kobietę z delikatnym rumieńcem na twarzy, pozostawił ją na korytarzu jej szkoły. Był pewien, że szybko się spotkają. Wierzył w dobry dar losu.

< Nie wyszło mi jakoś genialnie, ale i tak jestem z tego opowiadania zadowolona xD Lily? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz