Menu

Mini-Menu

Strony

wtorek, 11 września 2018

Od Sorayi C.D Hao


Czułam się skołowana, zażenowana… w dodatku moja dłoń… strasznie mnie piekła. Nie miałam odwagi unieść głowy i spojrzeć na chłopaka, który stanął zaraz przy moim łóżku. Nagle znowu powiedział, że jestem według niego słodka, to mnie zmieszało. Nie byłam przyzwyczajona do tego, by chłopak, zwłaszcza nieznany, mówił mi takie rzeczy.
– Nie jestem słodka, raczej gorzka… – mruknęłam cicho pod nosem, przykrywając sobie nogi kocem. Sięgnęłam zdrową ręką do włosów. Chwyciłam jeden z końców wstążki, aby móc ją rozplątać i rozpuścić sobie włosy. Usłyszałam, jak postawił tackę na komodzie, wraz z kawałkami rozbitej szklanki.
– Doprawdy...? – Nie spojrzałam w jego kierunku. Podciągnęłam kolana do klatki piersiowej, oplotłam je ramionami. Nagle poczułam, jak odgarnia mi włosy na bok, by zobaczyć moją twarz. Czułam, że się jedynie przed nim kompromituję. Natomiast jego następne słowa kompletnie mnie rozwaliły.
– Pozwolisz, że sprawdzę… – Poczułam, jak odgarnia mi mocniej włosy. Zaskoczona zerknęłam w jego stronę. Tymczasem on… Twarz Hao niebezpiecznie się zbliżała do mojej. Co on chciał zrobić?! Potem… jakoś tak… moja ręka, ta zraniona, sama poszybowała w górę. Uderzyłam chłopaka prosto w jego facjatę. Odsunęłam się na tyle, na ile pozwoliła mi znajdująca się za mną ściana. Jakbym tylko mogła, to bym się w nią wtopiła. Serce podeszło mi do gardła, oddech zamarł na dłuższy moment, przez co resztki tlenu uchodziły ze mnie nieubłaganie. Czułam, jak zraniona dłoń mi pulsuje z bólu, lecz kompletnie się tym nie przejmowałam. Spoliczkowałam go. Ja serio to zrobiłam. Hao złapał się za obolałe miejsce. Na jego lewym policzku pozostał zaczerwieniony ślad.
– J-ja… Przepraszam… Ale… Ale zasłużyłeś sobie… Zasłużyłeś… – wybełkotałam pod nosem. Przed oczami ciągle miałam scenę sprzed kilku chwil. Jak jego usta powoli zbliżały się do moich. To jego spojrzenie… było takie… Sama nie wiem. Jeszcze nikt tak na mnie nie patrzył. Poczułam się bardzo dziwnie.

– Hahahahaha – zaśmiał się. Ze wszystkich możliwych reakcji on się śmiał. – Przepraszam, ale nie mogę… haha... – Z czego on się tak śmiał? No z czego?! – Masz rację, zasłużyłem, ale twoja mina, kiedy przepraszałaś… Czemu zrobiłaś minę, jakbyś uderzyła szczeniaczka? Aż tak mnie lubisz? – O czym on znowu gadał? – Zresztą nieważne. Istotniejsze jest teraz... – Wszedł na łóżko i ponownie zaczął się do mnie zbliżać. On chyba znowu nie planował… Znów zamachnęłam się na niego ręką, ale tym razem złapał ją w locie i, co dziwne, to na niej skupił całą swoją uwagę. – Zadziwiasz mnie coraz bardziej. Zwykli ludzie, jak skaleczą się szkłem, to trochę krwi poleci i koniec, a ty jeszcze bardziej powiększyłaś tę ranę, wiesz? – Miał rację, rana stała się jakby większa i zaczęła z niej lecieć krew… i na serio bolała. – Trzeba się będzie nią zająć… – westchnął. Nie wiedziałam, co chciał zrobić. On… polizał moją ranę, zlizał całą krew… – A nie mówiłem, że jesteś słodka? – Zrobił uśmiech małego psotnika, który dopiął swego. Wyszarpnęłam czym prędzej swoją poharataną dłoń. Zacisnęłam zęby, by nie zawyć z bólu.
– Dość. Masz przestać.
– Ja jeszcze nic nie zacząłem, wiesz? – powiedział, dalej lekko rozbawiony. – Ale naprawdę, trzeba zająć się twoją dłonią, zanim pogorszysz jej stan jeszcze mocniej – rzekł, akcentując tę część, gdzie wspomniał o moim udziale w poszerzeniu się rany. – Masz jakiś bandaż i środki odkażające?
– Ty nic nie będziesz mi robić. Zrozumiałeś, obcy mi człowieku?! – Znowu podniosłam głos. – Masz natychmiast zejść z mojego łóżka, wyjść z pokoju, najlepiej w ogóle opuścić mój dom!
-Hmmm, niech to przemyślę. - Jego poza i mina sprawiały wrażenie, jakby był głęboko zamyślony, jakby rozmyślał nad tajemnicami wszechświata - Nie. - Że jak? - Nie zostawię chorej osoby samej sobie, w tak krótkim czasie zrobiłaś sobie taką poważną ranę, w tym tempie nawet nie chcę myśleć, co się z tobą stanie do obiadu. - Zrobił minę, jakby tłumaczył po raz któryś prostą rzecz psotnemu dziecku, przy okazji schodząc z łóżka. - Sama mi powiesz, gdzie znajdę potrzebne rzeczy, czy mam ich poszukać na własną rękę?
– Głuchy jesteś? Powiedziałam ci, że masz sobie iść! – krzyknęłam. Niespodziewanie przeszedł mnie dreszcz, takie nagłe ukłucie zimna. Sięgnęłam po koc i się nim przykryłam. Chyba rzeczywiście miałam gorączkę.
Spojrzałam na Hoa, ale on kompletnie zignorował moje krzyki. Myślałam, że zatłukę go, naprawdę. Zamiast mnie posłuchać, zaczął się rozglądać po pokoju; nagle sobie przypomniałam, jaki to ja mam straszny bałagan! Zalała mnie ogromna fala wstydu i wściekłości, że on dalej nie wyszedł! Po jakimś czasie zamknął oczy i tak stanął w bezruchu. Chciałam ponownie na niego wrzasnąć, ale zamiast tego zaczęłam kaszleć. Kiedy otworzył oczy, skierował się prosto do jednej z szuflad w mojej komodzie. Otworzył ją i zaczął czegoś szukać… On miał czelność grzebać w moich rzeczach, w moim pokoju, na moich oczach?! Myślałam, że serio wybuchnę. Kiedy znalazł to, czego szukał, wyciągnął to i zamknął szufladę. Następnie skierował się w moją stronę, trzymając w rękach… bandaż i środek do odkażania. W tamtej szufladzie była apteczka… Zbliżył się do mnie, chciałam się jeszcze bardziej od niego odsunąć, ale chwycił mnie za rękę i lekko przyciągnął do siebie.
– Możesz mnie sobie nienawidzić do woli, to będzie znaczyło, że się pomyliłem i tyle. - W porównaniu z wcześniejszym, wiecznie uśmiechającym się wyrazem twarzy, teraz jego mina była jakby wyprana z emocji, a wzrok miał… nie wiem jak to opisać… twardy… - Jednak przed tym opatrzę twoją rękę, następnie zejdę na dół, powiem o wszystkim twojej mamie i wyjdę z domu. Mała szansa, że się jeszcze kiedykolwiek zobaczymy. - Skończywszy mówić, zaczął się zajmować moją raną. Mimo tego, że byłam zła jak diabli, jego nagła zmiana sprawiła, że zrobiło mi się głupio. To nie była jego wina, że chciał mi pomóc. Bardzo źle go potraktowałam, chciał być miły, to wszystko. Może i działał mi na nerwy, ale to ja powinnam była nad nimi panować, nikt inny. Powinnam była się wziąć w garść. Rozluźniłam ramię, pozwoliłam zająć się sobą Hao.
– Przepraszam i dziękuję... Hao – mruknęłam. Dlaczego ja zawsze muszę się tak zachowywać? Zraziłam do siebie tego chłopaka. A miałam szansę na znajomość w nowym mieście… Zmarnowałam ją. Brawa dla mnie! – Nie musisz wychodzić.
Kiedy to powiedziałam, Hao przestał na chwilę opatrywać mi ranę. Podniósł głowę, aby móc na mnie spojrzeć. Był zdziwiony. Lekkie zaskoczenie malowało się na jego twarzy, nie wiedzieć czemu, ale wywołało u mnie uśmiech. Miał tak zabawną minę, że aż zachichotałam pod nosem. Musiałam sobie zakryć usta drugą ręką, by zdusić w sobie nagły chichot. Może i czułam się nieco gorzej; nie wiedziałam, skąd ta nagła gorączka u mnie, ale nie przeszkadzała mi. Poczułam się w tamtej chwili niemal bardzo dobrze. Wreszcie to mnie udało się zbić go z pantałyku. Jakie to było super uczucie!
Po kilku minutach białowłosy zawiązał mi opatrunek na dłoni, a zaraz potem mama zawołała nas na obiad. Napisała mi jak zwykle SMSa z “zaproszeniem”. Mama i to jej nowoczesne poczucie humoru.
– Mama woła już na obiad… To… – zawahałam się przed zadaniem mu tego pytania. – Zostaniesz? – spytałam z małą nutką niepewności. Nadal siedzieliśmy naprzeciw siebie na łóżku w moim pokoju. Objęłam swoją skaleczoną i zabandażowaną łapę drugą ręką. Zaczynało mnie tak strasznie piec i boleć…
– Mam zostać… Tyle razy mnie wyganiałaś i mam zostać? – Jego twarz ponownie stała się wyprana z emocji… czy ja naprawdę to aż tak zniszczyłam? – Pewnie, głodny jestem. – I puff, w magiczny sposób wrócił uśmiechnięty chłopak… Taka zmiana mimiki twarzy i tak dobre granie roli jest wręcz nienormalne, no! – Jednak pomimo mojego opatrunku powinnaś poprosić mamę, by się tym też zajęła. – Wskazał na moją ranną dłoń.
– Okej, okej... Dobra… – Wywróciłam jedynie oczami.
Zeszliśmy oboje na dół. Tam obiad czekał już na nas na stole, a u szczytu stołu… siedział mój ojciec. Jak tylko zobaczył Hao, jego mina zrzedła. Wskazałam chłopakowi miejsce, które zazwyczaj zajmował mój najstarszy brat, jak przyjeżdżał do nas, czyli naprzeciwko mnie, koło mojej mamy.
– No... Hao... Hao, tak? Opowiedz nam coś o sobie. Gdzie się uczysz? Co lubisz robić? Co cię interesuje...? – Aż się zakrztusiłam wodą, którą akurat piłam. Spojrzałam na matkę jak na wariatkę.
– Uczę się w Szkole Aktorskiej “Leikari”, a na pozostałe dwa pytania jest trochę zbyt wcześnie... na takie odpowiedzi jak na jeden obiad... – powiedział, robiąc nieśmiałą minę i drapiąc się po głowie. – Mogę powiedzieć, że bardzo lubię czytać, zwiedzać, poznawać nowych ludzi, czy uczyć się nowych rzeczy. To, czy jestem w nich dobry, to inna sprawa. - Kolejny nieśmiały uśmiech. - Interesuję się też sportem, choć mam raczej słabą kondycję, jeden z moich ulubieńców to gimnastyka.
– Aktorzyna, co…? – mruknął mój tata pod nosem, przeżuwając jedzenie. – Gimnastyka, powiadasz… Cóż, przy tym stole mamy już jednego mistrza gimnastyki. – No nie wierzyłam własnym uszom. Jak on mógł to powiedzieć?! Spojrzał na mnie z dumą, z tą samą, z którą patrzył za każdym razem, gdy odbierałam nagrody za zawody.
– Tata, przestań… – Utkwiłam wzrok w swoim talerzu. Zaczęłam dłubać widelcem kurczaka. Jakoś przeszedł mi apetyt. – Rozmawialiśmy już o tym…
– Tak, ale ja się nie zgadzam na to! – Ojciec uderzył pięścią w stół. Aż wszystko się zatrzęsło. – Nie pozwolę ci zmarnować tylu lat treningu! Jesteś mistrzynią! Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jaki masz talent…!
– Saron… – Moja mama położyła dłoń na zaciśniętej pięści taty. Uspokoiła go tym samym. – Wystarczy. Hao, wybacz nam to małe spięcie. Jesteśmy wciąż w fazie… przejściowej.
– Nic się nie stało, naprawdę – odpowiedział spokojnie. – Jednak dobrze wiedzieć, że dalej mam bystre oko, to naprawdę dobre wieści – powiedział, patrząc w moją stronę, a następnie wrócił do jedzenia. Co to miało być? O co mu chodziło? Zmarszczyłam brwi, myśląc nad jego słowami. Nikt więcej się już nie odezwał. Reszta posiłku minęła w dość napiętej atmosferze. Gdy zjedliśmy, postanowiłam odprowadzić Hao do drzwi. Wstaliśmy od stołu, pomogłam jeszcze tylko mamie posprzątać. W tym samym czasie ojciec zabijał wzrokiem Hao.
– Co miałeś na myśli, aktorzyno...? – wypalił nagle mój tatusiek od siedmiu boleści. Mnie aż krew w żyłach ze złości zawrzała.
– No cóż – rzekł Hao, a ja już wiedziałam, że coś się szykuje. Mrugnęłam, a Hao znalazł się za moimi plecami, nie widziałam go, ale rodzice widzieli go doskonale. – Miałem na myśli rozpoznanie ciała gimnastyczki, plecy... – Położył mi rękę na nich; nie wiem czemu, lecz poczułam się dziwnie, to nie było złe uczucie, ale… - ...ramiona... - Podobna sytuacja się powtórzyła. On wymieniał jakąś część mojego ciała, dotykając jej, prezentując i dodając do tego jakiś naukowy komentarz, kiedy spojrzałam na rodzinkę, zobaczyłam... no cóż. Mój ojciec był tak wściekły, że aż znieruchomiał, a mama patrzyła się rozbawiona na małe przedstawienie Hao. – Nie można też zapominać o bardzo ważnej partii ciała. – Nagle zrobił się poważny, zarówno ja, jak i cała reszta byliśmy zaskoczeni tą nagłą zmianą i czekaliśmy, co powie. – A są to oczywiście zgrabne pośladki... – I klepnął mnie w tyłek… on …co?! – Dziękuję za obiad, było bardzo smaczne, sam trafię do wyjścia! – Zanim zdążyłam do końca przetworzyć, co się stało, on już otworzył drzwi, pomachał do nas i powiedział: – Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś zostanę zaproszony! – I powolutku zamknął za sobą drzwi. W tej chwili moi rodzice stali jak takie słupy soli i patrzyli na nie, a to, co właśnie się stało… Ciągle czułam jego dotyk na sobie… Poczułam, jak się czerwienię. Jak płonie mi twarz normalnie. Ojciec przechodził chyba właśnie stan przedzawałowy, a matka… Ona tylko była zaskoczona. Tylko. Co z tą kobietą? Momentalnie przestałam czuć ból z rozcięcia. Poczułam, że muszę wyjść z tego domu i to jak najszybciej. Bez słowa, po prostu zgarnęłam bluzę z wieszaka w korytarzu, klucze i wyszłam. Nie uszłam daleko, zatrzymał mnie znajomy głos.
- A ty gdzie tak pędzisz? - Tak, to był głos Hao i do tego… poczułam, jak ponownie klepnął mnie w tyłek…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz