Menu

Mini-Menu

Strony

piątek, 30 marca 2018

Od Nairy C.D Keya


Dam radę — zapewniła bez mrugnięcia okiem, choć sama czułam się nieco mniej swobodnie, doskonale znając wygląd własnego mieszkania. Tona środków odkażających nie była w stanie pokryć większości napraw, które powinny zostać wykonane, ale przynajmniej czynsz był niski. No i szczury przynajmniej od mojego pojawienia się więcej miejsca tutaj już nie grzały. —Słyszałam, że teraz panuje moda: "Im większe ciuchy, tym fajniejszy jesteś". 
W międzyczasie zabrałam się za przygotowanie przekąsek, starając się nie zrobić jeszcze większego bałaganu niż obecnie. Nakroiłam rzeczy do mojej ukochanej potrawki pod tytułem "Ryż z czymkolwiek, co znajdowało się w lodówce" i już po chwili mieszałam dwa rodzaje sałat, białą, ryżową masę z kiełkami, kawałkami marchewki, rzodkiewki, pomidorów oraz majonezem. 
— Wyglądam seksownie, prawda? — Odwróciłam się, opierając się plecami o blat i wpatrując się w nastolatkę.
Każdy twój — skwitowałam z kąśliwym uśmieszkiem, wpatrując się w te piękne, długie, czerwone włosy, za które mogłabym zabić. — Co chcesz do picia? — Wskazałam jej krzesło i zabrałam się za nalewanie kranówki. 
Jeszcze raz dziękuję. Jeśli jest sposób, w który mogę się odwdzięczyć to mów, z chęcią to zrobię. — Jej wzrok zaczął krążyć po pokoju w czasie, gdy sama zastanawiałam się, czy chciałabym czegoś szczególnego. Z jednej strony od gościa nie wypadało, a z drugiej... Drgnęłam z nagła, dostrzegając na czym skupiło się spojrzenie dziewczyny. Uśmiechnęłam się smętnie, wpatrując się w ostatnie zdjęcie z moim ojcem, zrobione trzy lata temu na otwarciu nowego Centrum Kultury, gdzie mieliśmy grać uśmiechniętą, rozradowaną rodzinkę, przecinając oficjalną, czerwoną wstęgę.
Bujda na rysorach, niech mu się tam dobrze kłamie dalej przed ekranem, że żyliśmy w idealnym, wyimaginowanym świecie, którego zazdrościć mogła nawet Dorotka z Krainy Oz.
— Ojciec? — spytała domyślnie Keya, na co przytaknęłam niemrawo, mając nadzieję, że nie rozpoznała w nim polityka. — Dziwnie zabrzmi, ale nie jesteście podobni... 
Poszłam po matce — przerwałam jej. 
Właściwie to jest jedna rzecz — mruknęłam, nadal wpatrując się w przestrzeń. — Mogłabym pobawić się twoimi włosami? — spytałam na bezdechu, bo prawda była taka, że z moimi nie bardzo mogła spróbować czegokolwiek, a te tutaj wyglądały zbawiennie i byłam pewna, że za pomocą części moich kosmetyków mogę w końcu faktycznie się pobawić, a nie tylko starać się ujarzmić dziką szopę. — Proszę? — mruknęłam prawie błagalnie, zanim zdezorientowana dziewczyna przytaknęła wątpliwie. 
Mogłam wydać piskliwy okrzyk radości lub nie, przyznawać się do niego i tak nie zamierzałam, zanim poleciałam do łazienki po kosmetyczkę, już po chwili w czasie, gdy dziewczyna zajadała się sałatką, siedząc w poprzek na kanapie, ja usiadłam za nią i rozpoczęłam powolną zabawę włosami. Najpierw rozczesałam delikatnie pasma, żeby już po chwili zacząć roztapiać w dłoniach tonę kremów, specyfików do włosów dziwnej i dziwniejszej maści czy chociażby równomiernie pudrować końcówki włosów. A gdybym tak mogła przypalić je prostownicą, nieco rozjaśniając... 
Nie, Nana, rób w spokoju ten warkocz i tak masz nadmiar szczęścia dzisiaj.
Energicznie dobierałam kolejne pasma, skręcając je naprzemiennie, tworząc zbiorowisko mniejszych warkoczy, które po chwili zaczęłam zbierać w mały koszyczek z tyłu głowy, obwiązując je gumką i przypinając wsuwkami. Następnie wstałam, obkręciłam śmiejącą się dziewczynę z każdej strony, badając czy żaden włosek niepotrzebnie nie wysuwa się ze swojego miejsca, zanim zabrałam ją do łazienki, podsuwając jej lusterko, żeby mogła przejrzeć swoje włosy w odbiciu.
Tada — zaprezentowałam fryzurę ze szczęśliwym uśmiechem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz