Menu
▼
Mini-Menu
▼
Strony
▼
środa, 21 marca 2018
Od Yukino C.D Ravenis
Ten dzień zdecydowanie należał do tych bardziej słonecznych, dlatego też skrywałam się pod czarnym materiałem parasolki, niespecjalnie przejmując się ukradkowymi spojrzeniami mijających mnie ludzi. Ulice z powodu ciepła były bardziej zapełnione pieszymi niż zazwyczaj, którzy korzystali z przyjaznej pogody. Nie rozumiałam tego ich zachwytu ciepłem, tego jak mogli leżeć godzinami w pełnym słońcu i jeszcze nazywać to przyjemnością. Dla mnie to było równoznaczne z wejściem do ognia, ale ja byłam pod tym względem dziwna, nawet w stosunku do własnego rodzeństwa, które wręcz ubóstwiało zabawy w słońcu.
Muzyka płynąca z słuchawek rozlewała się po mojej głowie, zagłuszając wszystkie inne zbędne odgłosy ulicy. Mocniejsze uderzenia basu synchronizowały się z moimi krokami, przez co spacer wydawał mi się jeszcze przyjemniejszy. Przynajmniej do momentu, kiedy nie wypatrzyłam na ulicy swojego brata, a przed oczami pojawiła mi się smutna buźka zawiedzionej Ai. Ściągnęłam delikatnie brwi i podeszłam do niezbyt wysokiego mężczyzny z dłońmi w kieszeniach.
- Nie byłeś tam znowu. - Wypaliłam chłodno bez przywitania. Patrzyłam prosto przed siebie i parasolka ucinała nieco moje pole widzenia, jednak nawet mimo to widziałam wyraźnie kątem oka, jak Yaichi drgnął.
- Tak, ciebie też miło widzieć, Yukiś. - Byłam pewna, że temu oschłemu mruknięciu towarzyszyło wywrócenie oczu, po czym jego ręka wylądowała na mojej głowie. Jednym płynnym ruchem złożyłam parasolkę, obróciłam ją w dłoni i wymierzyłam cios w kark chłopaka, który tylko boleśnie jęknął.
- Ciesz się, że nie wbiłam ci metalowego końca w kręgosłup. - Odpowiedziałam spokojnie, ponownie kryjąc się pod ciemnym materiałem. - Więc jakie masz wytłumaczenie?
- Nauka była ważniejsza. - Kolejne oschłe mruknięcie. Yaihci wyjął ręce z kieszeni spodni, w jednej trzymał paczuszkę ze szlugami, a w drugiej najzwyklejszą zapalniczką, kupioną za najniższą cenę w jakimś małym sklepiku.
- Twoja nauka ma na imię Roxanne. - Zaznaczyłam, kiedy pierwszy biały kłąb dymu poszybował w górę. Uniosłam lekko głowę, śledząc spojrzeniem małą chmurkę, która rozpłynęła się w powietrzu po chwili. W przeciągu tych kilku, kilkunastu sekund kątek oka obserwowałam wysokiego chłopaka w dredach, który podszedł do mojego brata, najwyraźniej zwabiony dymem niczym ćma światłem. Brązowowłosy nie spieszył się z użyczeniem ognia nieznajomemu, dzięki czemu miałam nieco więcej czasu, by uważnie mu się przyjrzeć.
Kojarzyłam tą piegowatą twarz, te długie włosy związane w dredy, te warkoczyki splecione na brodzie. Widziałam je kilkukrotnie, jednak nigdy nie podpatrzyłam z której akademii on jest. Nawet szybkie przestudiowanie odsłoniętych części jego ciała nie pomogło ani trochę, chociaż moją uwagę przykuł rękaw na prawej ręce, jednak miałam za mało czasu, by przyjrzeć się mu uważniej.
- Nawet jeśli, to co ci do tego? - Sapnął mój brat, jakby nasza konwersacja naprawdę go zmęczyła.
- Masz dzisiaj zajrzeć do Ai, jeśli nie... - Uniosłam lekko jedną brew, robiąc to samo z parasolką, by móc spojrzeć na brązowowłosego. - Marny twój żywot. - Zmrużyłam delikatnie oczy, kiedy nasze spojrzenia się spotkały, po czym wyciągnęłam do niego otwartą dłoń. Yaichi spojrzał najpierw na nią, potem na mnie, znowu na moją rękę i dopiero wtedy, wywracając przy tym brązowymi tęczówkami, rzucił mi swoją zapalniczkę.
- Oddasz mi ją czy będzie jak zwykle? - Zerknął na mnie z ponurą miną.
- Obiecałeś rodzicom, że rzucisz. - Przypomniałam, zaciskając mały przedmiot w palcach. Chłopak machnął ręką i ruszył przed siebie żwawym krokiem, zostawiając mnie w dalekim towarzystwie mężczyzny w dredach. Powoli wypuściłam powietrze z płuc, które zalegało mi w nich od dłuższego czasu, zerkając w stronę oddalającego się Yaichi'ego. Zwykle był bardziej... Optymistyczny. Coś musiało się stać, tylko jeszcze nie wiedziałam czy między nim a Roxanne, czy nim a kimś ze szkoły. Jedno i drugie było tak samo prawdopodobne, chociaż osobiście bardziej skłonna byłam uwierzyć w winę dziewczyny. Ale musiałam pamiętać, że to ze względu na moje niezbyt przyjazne uczucia względem niej.
- Trzymaj, mojemu bratu już się nie przyda. - Rzuciłam zapalniczkę prosto w ręce właściciela warkoczyków na brodzie. Mimo iż wyglądał, jakby myślami był zupełnie gdzie indziej, sprawnie chwycił przedmiot w chude palce, spoglądając na mnie spokojnym spojrzeniem. - Wyglądasz jakby cię ciężarówka przejechała. - Dodałam, poprawiając uścisk na rączce parasolki.
- Dzięki. - Odparł ze spokojnym uśmiechem, a ja nie byłam pewna, do której części tego co powiedziałam odnosiły się jego podziękowania.
- Nie miałbyś ochoty zrobić sobie wolnego dnia? - Spytałam, patrząc w błękitne niebo, ale cały czas kątem oka obserwując mężczyznę. Nie miałam dzisiaj specjalnej ochoty iść na lekcje i oglądać niektórych osób, do których mimo wszystko jako przewodnicząca musiałam się uśmiechać. Zerknęłam na chłopaka, przechylając nieco głowę w jego stronę.
Rav? Gomene, gomene, gomene >..<
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz