Menu

Mini-Menu

Strony

wtorek, 3 kwietnia 2018

Od Blue C.D Ferdinanda


-Widzę, że znowu szalejesz- usłyszałam nieopodal głos, który miałam okazję poznać nieco wcześniej. Nie spodziewałam się spotkać tego chłopaka znowu w przeciągu tak krótkiego czasu. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem stając w stosownej odległości od niego.
-Ja? Ja szaleje? Gdzie tam- wzruszyłam ramionami.- Po prostu nakreśliłam wspomnianemu wyżej koledze, że nie zamierzam bawić się w jego gry. Wiem, że to niezbyt grzeczne ale muszę znikać, do następnego razu!
W istocie, miałam sporo spraw do realizacji, głównie wstępnej. W pokoju czekało tyle do zrobienia... Już tak na dobre pogrążone w myślach nie byłam pewna czy młodzieniec również się pożegnał i kto pierwszy odszedł z miejsca krótkiej rozmowy. Fakt faktem, wyrwałam się z głębokiego sortowania myśli już będąc w pokoju zasypiając na łóżku.
Kolejny dzień okazał się być czystym szaleństwem. Liczyłam na to, że papierkowa robota za mną ale miałam jeszcze sporo do podpisania czy zaniesienia. Ha, bo po co szanowne sekretarki mają się trudzić? Niech to biedny uczeń się stara o względy uczelni skoro chce w niej być. Na szczęście, całe to dzikie latanie po możliwie każdym zakamarku szkoły zajęło mi tylko kilka godzin. Z pewnością zajęłoby to mi znacznie mniej czasu ale w niektórych miejscach nie szło przejść przez kilka minut, no i moje krótkie nóżki.
Całe szczęście, w końcu mogłam paść umęczona na krzesło po tym wszystkim. Całe dzisiejsze zamieszanie miało swoja dobrą stronę, ponieważ miałam okazje znaleźć bibliotekę, swoją drogą przez czysty przypadek. Skoro jednak miałam już na ten jeden dzień wszystko załatwione, miałam pełne prawo na odpoczynek. Cóż jest lepszego niż główkowanie nad ulubioną częścią działu matematyki ze słuchawkami w uszach? Radośnie stukając łagodnie długopisem o kartkę śledziłam rozrysowane drzewka, mój konik to prawdopodobieństwo, i analizowałam jeszcze raz treść zadania. Nie pasowało mi coś. Wolno przeleciałam kolejny raz potężne drzewko i dopiero wtedy zauważyłam tą jedną skubaną cyferkę, która bezczelnie zmieniła swoją pozycję. No i tu obliczenia poszły się kochać... Zamiast jednak poprawiać, zrobiłam na szybko nowe drzewko z uwagą na te możliwe byki. Dopiero po kolejnym z rzędu sprawdzeniu wszystkiego wzięłam się za długie obliczenia. Nastawiłam sobie spokojny utwór w komórce i już chciałam wrócić do liczb, kiedy coś perfidnie przede mną zrobiło ogromny huk przez który aż mnie odrzuciło do tyłu. Matko, zawał na miejscu. Niestety raban był tak nieoczekiwany i bliski, że odrzuciło mnie to do tyłu z krzesłem. Spotkanie z podłożem było dosyć bolesne, do tego doszło kilka rzeczy zrzuconych na mnie. Jęknięcie, które mi się wyrwało było mieszanka szoku i bólu. Ostrożnie położyłam sobie niebolącą dłonią na czoło. Oczy otworzyłam po wyciągnięciu słuchawek. Pochylała się nade mną spanikowane młode dziewczę.
-Ja tak bardzo przepraszam! Nie wiem jak to się stało!- Drżącymi dłońmi pomogła mi wstać. Saldo tego nie było zbyt ciekawe. Nie wiem do teraz jakim cudem coś tak ogromnego jak mniejsza półka z książkami musiała akurat gruchnąć na mnie. Moje wysłużone słuchawki miały zerwany główny kabel wychodzący od telefonu, więc odeszły do wieczności. Leżący atrament jakoś zapaskudził nas obie i kilka leżących książek również, w tym część mojego zeszytu i torbę. W międzyczasie zjawiła się pracownica biblioteki oraz wolno zbierali się gapie. Nieznajoma ponownie pisnęła.
-Twoja ręka!
Zamrugałam zdziwiona i podniosłam wspomnianą kończynę. Długie rozcięcie rękawka i ręki, które nie było tak głębokie ale krew się ambitnie ulatniała. Szczerze mówiąc, bardziej było mi szkoda rękawka z racji tego, że tą koszulę kupiłam stosunkowo niedawno i to był mój drugi raz noszenia. Spojrzałam ponownie na przerażoną i bliską płaczu dziewczynę.
-Ech, spokojnie. Wypadki się zdarzają- spróbowałam ją uspokoić.
-Ale jesteś ranna a to wszystko moja wina!- Zaczęła płakać. Uch, niezbyt lubiłam widzieć czyjeś łzy. Blue, użyj czego tam masz. Biedna się załamała. Położyłam łagodnie zdrową rękę na jej ramieniu. Podniosła na mnie załzawiony wzrok. Posłałam jej delikatny uśmiech.
-Nie zrobiłaś to umyślnie, to był wypadek. Bardziej niż o siebie boje się reakcji bibliotekarki za te książki- z trudem parsknęła ale wzięłam to za dobry trop.- No już, nie płacz. Bo zaraz więcej będzie łez niż krwi ode mnie- zażartowałam.- Lepiej to szybko wyjaśnić, posprzątać i przebrać się w coś czystego.
-To moja wina, więc sama posprzątam- pokręciła głową.- A! Odkupię ci słuchawki i wszystko co zniszczyłam innego! A teraz chodźmy do pielęgniarki.
-Jeśli to cie uspokoi- westchnęłam. Faktycznie, cały czas nerwowo spoglądała na moją rękę, która trzymałam przy klatce piersiowej bo torbą zasłaniałam ogromny kleks na koszuli. Co z tego, że atrament zmiesza się z krwią? Olać to, grunt by nieznajoma się uspokoiła. Musiałyśmy wzbudzić lekką sensację bo co inne osoby zerkały na nas zaciekawione. Gdzieś przed drzwiami do małego punktu leczniczego przeleciał mi przed oczyma Frytek, zdążyłam się do niego uśmiechnąć i już zniknęłyśmy w środku. Już na dzień dobry koleżanka zaczęła lamentować nad moim stanem, gdy doszłam do głosu to machnęłam ręką na to. W przenośni, ma się rozumieć.
-Nie ma tragedii. To tylko długie i płytkie rozcięcie ale krew jednak leci- powiedział wzruszając ramionami.-Nie przyszłabym ale chcę by koleżanka się uspokoiła.
Dojrzała kobieta zbadała mnie dla pewności.
-Masz rację ale lepiej jest tym się zająć. Niestety, możesz spodziewać się blizny po tym. Nawet jak łagodna może być.
-Nic nie szkodzi. Widzisz? Miałam rację, to nic groźnego- powiedziałam miło do towarzyszki gdy kobiecina opatrywała mi już odkażoną rękę.
Szczerze to myślami błądziłam jak ja mam do licha wyjść do ludzi cała upaćkana we krwi i atramencie, ponieważ wszystko już tonęło w tym. Chociaż pożyczyć za dużą bluzę... Moje serduszko łkało na tą myśl.

<Frytek?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz