Menu

Mini-Menu

Strony

środa, 4 kwietnia 2018

Od Blue C.D Vincenta


Wprost uwielbiam rozpoczynanie znajomości tym, że obcy nazywa mnie dowolnie i wytyka przy tym mój niski wzrost. Przecież to najwspanialsze uczucie we wszechświecie! Czujecie ten namacalny sarkazm, nie? Nie dość, że zaczął chłop panikować, co przyciągnął uwagę co niektórych osób z tej tutejszej społeczności, to przynajmniej miał jakieś poczucie skruchy. Ale nikomu nie oddam moją poczciwą torbę, która wiernie mi służy już wiele lat, spory szmat czasu jak na taki sprzęt. Posłałam mu nieufne spojrzenie ale odetchnęłam.
-W porządku- mruknęłam mocniej chwytając oburącz za materiał torby w którym trzymałam prywatne rzeczy, które jeszcze kilka minut temu były w niej. Bez słowa sprzeciwu udaliśmy się ku bibliotece, może nawet zbyt szybkim krokiem. To nie zupełnie była forma ucieczki przed gapiami tego krótkiego zdarzenia, chociaż może jednak też. Wolałam po prostu jak najszybciej zająć się naprawą nieszczęsnej i wiekowej torby. Dobra, może byłam sentymentalna ale kto by nie był? To była ważna część mojego życia, może wrócę do tego kiedy indziej. Fakt faktem, bardzo mi zależało na jej naprawieniu. Znając życie, szwy musiały puścić w jednym wielce problematycznym miejscu.
Wchodząc do szukanego pomieszczenia, od razu skierowaliśmy do tej odosobnionej części, gdzie to zwykle uczniowie pracowali z materiałami, mam na myśli to luksusowe biurka z lampami. Tam usiedliśmy przy najbardziej oddalonej części od reszty. Dopiero tam ponownie przemówiliśmy w swoim kierunku.
-To... Mogę zobaczyć na twoją torbę?- Zapytał się z wolna chłopak. Widać było, że teraz starał się zachować ostrożność co do mnie. Oho, najwyraźniej ktoś bardzo troszczył się o swoje klejnoty. Być może nie zdawał sobie sprawy, że dostrzegłam tą niewielką iskierkę zaniepokojenia w jego oczach, nie poruszyłam jednak tej kwestii.- Słuchaj, przepraszam za to wcześniej- dodał trochę zniecierpliwiony.- Ale skąd miałem wiedzieć, że...
Machnęłam ręką i o dziwo, mój rozmówca zamilkł. Spojrzałam na niego. Westchnęłam w duchu a przy nim nabrałam powietrza, aby je z wolna wypuścić.
-Być może zaczęliśmy niewłaściwie. Wróćmy do początku, co ty na to?
-Co masz na myśli?- Zaciekawił się.
-Jestem Blue.
-Vincent. Zasadniczo, zawsze reagujesz tak gwałtownie dziewczyno?
-Tylko gdy ktoś wytknie mój wzrost- powiedziałam mrużąc oczy. Vincent zaś podniósł dłonie w geście poddania się.
-Okej, zrozumiałem. Zapamiętam na przyszłość.
-To dobrze- spojrzałam na niego już normalnie. Dopiero po rozpoczęciu na nowo, odłożyłam rzeczy z torby na pobliskie mi krzesło a pustą już torbę dałam na biurko między nami. Chłopak już znacznie pewniejszym ruchem wziął ją do rąk i zaczął oglądać. Jego wzrok skupił na zerwanym miejscu.
-Jak długo z niej korzystasz?
-Bardzo długo.
-No właśnie widzę. Skoro tak wiekowa jest to jednak w dobrej opiece. Niektóre miejsca na szwach bardzo przetarte i przy zamku.
-A co się dziwisz? Nie pierwszy i nie ostatni raz uległa drobnemu zniszczeniu. Najczęściej puszczały szwy głównie w jednym polu.
-Mam to. Zamek znacznie rzadziej padał?
-Tak. Tylko raz musiałam go wymienić. A tak to wystarczyło raptem kilkakrotnie wzmocnić zacisk- wzruszyłam ramionami. Vincent kiwnął głową kontynuując wodzenie spojrzenia po starej torbie, którą mało kto by rozpoznał względem wieku. W końcu, po dłuższej chwili ponownie zabrał głos.
-Myślę, że najsensowniej będzie jak zaszyje się na to miejsce nową łatę bo te szwy długo już nie pociągną. Trochę zajmie takie szycie ale powinno wydłużyć żywotność torby.
-Nieśmiertelna torba. Podoba mi się to- uniosłam lekko kąciki ust. W myślach wytworzył mi się zarys sytuacji, że ta jedna torba to spokojnie mnie przeżyje. Niespodziewanie zakręciło mi się w nosie i poczułam nieprzyjemną ciecz w środku. Niech to szlag. Krwotok w takim momencie. Szybko sięgnęłam po nieodłączną paczkę chusteczek i udałam wydmuchanie nosa.
-Mogę się tym zająć... Hej, czujesz się dobrze? Pobladłaś- powiedział po chwili. Machnęłam dłonią co była wolna i szybko rzuciłam rzeczy na torbę by się jak najszybciej zwinąć do siebie.
-Tak, spokojnie- powiedziałam gładko, chociaż już czułam upływ krwi.- Musze znikać ale dzięki za chęć pomocy.
Nim zdążył coś odpowiedzieć ja już szybkim krokiem opuszczałam ten przybytek. Krew mimo większego strumienia nie była jeszcze widoczna na chusteczce, ponieważ wiele lat praktyk nauczyło mnie ją fachowo składać by nie od razu było widać ślady tej wielce przyjemnej akcji.

<Vincent?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz