Menu

Mini-Menu

Strony

sobota, 16 czerwca 2018

Od Keyi - Zlecenie 5

Bicie serca rozchodziło się po całym moim ciele. Mokre od potu ciało błagało o jeszcze więcej. Nogi, chociaż już zmęczone, wciąż kazały biec. Nie opierałam się im, a tylko pozwoliłam działać. Słońce powoli chowało się za horyzont, jednak nie zamierzałam w tym momencie zastopować. Myśl o tym, że wciąż muszę pracować nad swoją sylwetką oraz kondycją wygrywała.
Wtedy dobiegłam pod małą wioskę. Większość domów była drewnianych, ale pięknie zdobionych. Zieleń wydawała się tutaj jeszcze zieleńsza od tej w centrum. Widziałam ją po raz drugi w życiu, a na jej temat nie było zbyt wielu informacji. Zatrzymałam się, nabierając łapczywie powietrza i opierając ręce o kolana.
Z informacji, które posiadałam, wiedziałam, że tutejsi mieszkańcy raczej nie lubią być w centrum uwagi. Żyją według własnych zasad.
Nie byłam do końca pewna czy w ogóle wpuszczają osoby z „zewnątrz”. Ruszyłam jednak do przodu zaciekawiona pięknie zdobionymi budynkami. Mijając mieszkańców, mogłam się spotkać z ich dość negatywnie nastawionymi spojrzeniami. Wyglądali również na zaniepokojonych. Czyżby moja obecność tak bardzo na nich wpływała?
Nagle przede mną pojawiło się dziecko, które runęło na ziemię. Niemal odruchowo przy nim kucnęłam. Chociaż nie do końca byłam pewna czy mogę pomóc.
- Nic ci nie jest? – pomogłam mu wstać i otrzepać ubranko.
Była to mała dziewczynka o pięknych włosach w odcieniu wręcz złotym. Jej oczy również miały podobny kolor. Pierwszy raz widziałam taką urodę. Mała nie reagowała na moje pytanie, widocznie za mała, aby umieć mówić. Co do dzieci – moje doświadczenie jest zerowe.
Zauważyłam, że ma potłuczone kolano, z którego wydobywała się krew. Wyciągnęłam z kieszeni chusteczki, ale kiedy miałam otrzeć ciecz, dziewczynka zniknęła.
Zdezorientowana wstałam i zobaczyłam, że to jakaś dziewczyna zwyczajnie wzięła ją na ręce. Wygadała na moją rówieśniczkę. Zaczęła ją całować w czółko i przytulać. Dziecko od razu się uspokoiło.
- Dziękuję. – spojrzała na mnie. - Tylko na chwilę spuściłam cię z oczu i już robisz sobie krzywdę. Twoja mama mnie chyba zabije.
Tym razem zwróciła się do złotowłosej. Ja za ten czas zdążyłam dokładnie ją zilustrować. Miała niemal takiego samego koloru jak moje włosy, jednak jej oczy wyglądały na wręcz nienaturalnie czarne. Była wyższa ode mnie, ale chudsza. Mimo wszystko jej wyraz twarzy wyglądał tutaj jak na razie najbardziej przyjaźnie.
- Jestem Ami, opiekuję się nią. Może masz ochotę na herbatę? – zapytała, wyrywając mnie z dalszych przemyśleń.
Zmarszczyłam brwi, lekko się uśmiechając. Nie byłam pewna co do jej zamiarów. Szybko analizując, postanowiłam się zgodzić. Niedługo potem znalazłam się w bogato urządzonej chatce z filiżanką herbaty. W pomieszczeniu unosił się przyjemny zapach świeżych kwiatów.
Moja obawy co do jej osoby okazały się zbędne, gdyż okazało się, że jest bardzo miła. I faktycznie mamy po tyle samo lat. Co do tego się nie pomyliłam. Opowiedziała mi nieco o sobie i dowiedziałam się, że jest tutaj od niedawna. Zarabia na życie właśnie poprzez opiekę nad dziewczynką i ma zapewnione wszelkie potrzebne do życia wymogi.
- Nie chce być niemiła – zaczęłam, odpowiednio dobierając każde słowo. – Ale zastanawia mnie zachowanie mieszkańców. Wyglądają, jakby w ogóle nie tolerowali obcych.
- To prawda. – przyznała, cmokając. – To przez ostatnią sytuację. Żyją oni dzięki występowaniu pewnych pereł. Tylko to zapewniało im możliwość zakupu jedzenia i reszty potrzebnych do życia rzeczy. Niestety od jakichś dwóch tygodni grasuje tam potwór i nie mają możliwości ich zbierania. - odchyliła się na krześle do tyłu, nieco pochmurniejąc.
- To trochę dziwne. – stwierdziłam.
- Pojawienie się potwora czy występowanie pereł? - zaśmiała się.
- Opcja numer jeden. Po prostu zastanawia mnie, skąd się tak nagle pojawił.
Poruszyłam filiżanką, patrząc na odbijające się od krawędzi małych fali napoju. Nie mogłam uwierzyć, że stwór pojawił się bez żadnego powodu. Zauważyłam w oczach towarzyszki błysk, który równie szybko zniknął, co się pojawił. Pomimo iż była naprawdę miła, nie potrafiłam się do niej przekonać.
- Nikt tego nie wie. Było kilku śmiałków, którzy chcieli coś z tym zrobić, ale jest zbyt silny. Jeśli sprawy nadal się utrzymają ludzie, będą zmuszeni stąd odejść.
Posmutniała, podpierając dłońmi brodę. Jej emocje wydawały się aż nazbyt odczuwalne.
- W sumie – uśmiechnęłam się cynicznie. – Chcę go zobaczyć.
Wiele godzin treningów, wiele nadwyrężonych mięśni. Pora zobaczyć jak bardzo się poprawiłam. Czy robię w ogóle jakieś postępy? Chcę być najlepsza. Muszę być najlepsza. Jak inaczej mogę udowodnić swoją siłę, jak nie pokonując stwora? Jednak w żadnym wypadku nie wolno ignorować siły wroga.
- Nie chce tam iść, zbyt bardzo się boję. – wzdrygnęła się.
Podała mi jedynie wskazówki do miejsca występowania stwora. Obiecałam, że zatrzymam je dla siebie, aby informacja nie wpadła w niepowołane miejsce. Wiele złodziei z pewnością chciałoby zyskać taki skarb.
Ponieważ robiło się coraz ciemniej, nie poszłam tam od razu. Przeanalizowałam moją obecną sytuację i doszłam do wniosku, że lepiej poczekać. Wróciłam do mieszkania i porządnie się wyspałam, aby zaraz z rana ruszyć we wskazane miejsce. Zabrałam ze sobą potrzebną broń oraz odpowiedniejszy strój. Splotłam również włosy w dość niedbały kucyk.

~~~

Na miejscu pojawiłam się dość szybko i bez większych problemów. Starałam się pozostać w cieniu i na początku zrobić rozeznanie terenu. Jezioro było duże, a wokoło rosło wiele roślin. Nigdy nie widziałam potwora, musiał mieć jakąś kryjówkę. Drzewa tutaj były stosunkowo młode, więc w razie walki ich nie wykorzystam. Widać było również piękny wodospad, który wydawał się wręcz żywy.
Raczej nastawiałam się na walkę wręcz niż użycie magicznej mocy. Jednak biorąc pod uwagę nieznajomość siły wroga, nie wykluczałam takiej opcji.
Traktowałam to jako trening. Starałam się wyostrzyć ludzkie zmysły, aby jak najlepiej wyszkolić ciało. Moja moc wymagała odpowiednich parametrów do utrzymywania kontroli nad „lepszymi” duchami.
Nie lubiłam jednak jej używać. Czasami przeklinałam to, że w ogóle ją posiadam. Zastanawiałam się, czy nie byłoby lepiej, gdybym po prostu urodziła się zwykłym człowiekiem. Jak wtedy wyglądałoby moje życie? Nigdy nie poznałabym, czym jest świat magii. W tym miasteczku nie muszę się ukrywać, ale nie czuję się również wyjątkowa.
Ruszyłam powoli do akcji. Nie bardzo orientowałam się, gdzie znajdę olbrzyma. Postanowiłam, że go zwabię. Plan był prosty i już po chwili po okolicy rozległ się głośny ryk. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, który żądał krwi. Oblizałam usta, przygryzając następnie wargę. Prawa dłoń sięgnęła po mały sztylet, a lewa delikatnie dotknęła naszyjnik. Wzięłam głęboki wdech, słysząc, jak nadchodzi.
Wtedy przede mną pojawił się stwór. Był ogromny i obrzydliwie brzydki. Unosił się od niego potworny odór, który sprawił, że nie mogłam się poruszyć. Próbowałam coś zrobić, ale jedyne co mi się udało to patrzeć, jak unosi wielkie łapsko. Zacisnęłam mocno zęby, przyjmując pierwszy cios. Odrzucił mnie na tyle daleko, abym nie mogła się przez chwilę podnieść.
Otworzyłam niepewnie oczy, otrząsając się po uderzeniu. Z tej odległości mogłam dostrzec, że to właśnie jego zapach ma odznaczający się kolor. Musiał mieć jakieś właściwości, które sprawiały, że nie mogłam się poruszać. Syknęłam przez zęby parę przekleństw, stając na równe nogi.
Otarłam krew, która sączyła się z rozciętej wargi.
Dopiero po chwili znów ruszył na mnie. Szybko oceniłam, że jest to jedynie masa bez mózgu. Zachowywał się trochę jakby, był przez coś kontrolowany. Wydało mi się to podejrzane.
Ruszyłam naprzód, aby odegrać się na przeciwniku. Zrobiłam parę uników, ale prawie w ogóle nie udawało mi się zadać mu obrażeń.
- Co z tobą jest?! – wydobyłam z siebie poirytowany krzyk.
Nie reagował. To jeszcze mocniej utwierdziło mnie w tym, iż jest to bezmózgi stwór. Pobiegłam wzdłuż brzegu, czekając aż ruszy za mną. Wedle moich oczekiwań zrobił to. Kiedy już mogłoby się wydawać, że ma mnie na muszce, jak wykonałam nawrotkę i prześlizgnęłam się pod jego nogami. Skoczyłam do góry i zaatakowałam jego kark. Oplotłam nogami olbrzymią szyję i zanurzyłam sztylet w potężnym karku. Każdy cios zdawał się dla mnie coraz większą przyjemnością. Poczułam, jak jego ciepła krew pada na moje ciało.
Chciałam więcej. Więcej krwi i jego bólu.
Moją passę przerwały jego pazury, które gwałtownie wbił w moje uda. Jednym szarpnięciem zerwał mnie z siebie i uderzył o ziemię. Zdążyłam zasłonić się rękami i nieco zamortyzować upadek. Tym razem mój atak zadziałał i czułam, że jego siła maleje. Nie oznaczało to jednak, że zamierza dać się łatwo zabić.
Z jego szyi sączyła się ciemna krew, jednak nadal się poruszał. Powoli sama traciłam siły, a to była dopiero obrona. Zawiodłam się na własnej sile. Wycofałam się na chwilę, skutecznie chowając.
Bestia wciąż krążyła, wydając z siebie potworne ryki, a ja próbowałam obmyślić plan. Moje ciosy nie zadawały mu zbytnich obrażeń. Jedynie szyja różniła się od reszty ciała i pozostawała jedyną opcją do zadania ciosu ostatecznego.
Spojrzałam na własne uda, które nie wyglądały za dobrze. Rany były na tyle głębokie, aby na jakiś czas mnie spowolnić. Nie zamierzałam się jednak poddać. Wygram to, nawet jeśli miałabym walczyć cały dzień. W końcu mi się uda.
Zacisnęłam dłoń na rękojeści zakrwawionego sztyletu i powoli przykucnęłam. Stwór jednak zniknął. Wstałam gwałtownie, marszcząc czoło i rozglądając się na boki. Wtem zauważyłam krótki ruch nad głową i w ostatniej chwili uniknęłam spotkania z bestią. Wykonał ruch, którego po nim się nie spodziewałam. Dał mi jednak szansę na przeprowadzenie ataku. Wyskoczyłam do góry i kopnęłam go w paszczę. Złapał mnie za drugą nogę, jednak wykorzystałam to i przeniosłam na nią cały ciężar, ponownie się odbijając. Robiłam to szybko i sprawnie. Również dzięki treningowi płuc mogłam trzymać powietrze dłużej niż przeciętny człowiek. Byłam niższa, lżejsza i sprytniejsza. Tylko dzięki jego wielkiej masie mogłam działać szybciej. Wtedy zanurzyłam własne kciuki w jego gałkach ocznych. Słychać było jedynie głośne pstryknięcie, a kiedy wypuścił moją nogę, aby złapać za wydłubane oczy – ja ponownie skoczyłam i wbiłam się w jego kark. Tym razem zrobiłam to z użyciem małej ilości mocy. Użyłam jednego z szybko znalezionego ducha i utworzyłam szpulę w drugiej ręce, która odrzuciła mnie, pozwalając zanurzyć w jego ciele wręcz połowę ręki.
Wtedy wydał z siebie ostatni przerażający ryk i wyzionął ostatni oddech. Padł na ziemię martwy, przygniatając i brudząc mnie krwią.
Wygramoliłam się spod cielska i kucnęłam przy martwym stworze. Był obrzydliwy. Łapałam powietrze głośno i niechlujnie. Odór po chwili został rozwiany, a ja wyciągnęłam rękę z powoli sztywniejącego mięsa. Patrzyłam teraz na jego krew i nie mogłam przestać. Czułam, jak pojawia się u mnie żądza mordu.
- Tylko jego miałam! – na mojej szyi zacisnęły się czyjeś dłonie.
Wbiłam w nie paznokcie i sprytnym ruchem się uwolniłam. Wtedy odwróciłam się do osoby, która mnie zaatakowała.
- Wiedziałam! - krzyknęłam triumfalnie.
Była to opiekunka złocistowłosej. Nie byłam pewna co do jej zamiaru już na początku. Wydawała mi się dziwna, a jej sposób okazywania emocji aż nazbyt przekonujący.
- Zabiłaś go… Zabiłaś mojego kochanego… - łkała.
Pamiętam, jak czytałam kiedyś o pewnej mocy, która pozwalała wytworzyć żywe istoty. Wymagało to jednak wielkiego poświęcenia ze strony maga. Moc ta okazała się zbyt niebezpieczna. Dziecko, u którego ją stwierdzono poddawane, było wielu zabiegom w wyniku, czego w większości wypadków umierało.
- Po co ci to? Po co ci śmierć niewinnych? – przyjęłam łagodną postawę, pozostając nadal w gotowości.
Nie atakowała mnie. Klęczała nad martwym i dotykała go, próbując ocknąć.
- Nie rozumiesz. Nie mam prawa bytu na tym świecie. Wiecznie potępiona…
Mówiła z żalem i wyraźną złością. Powoli wstała i przeszyła mnie swoim zimnym wzrokiem.
- Więc mi wytłumacz. – starałam się zachować spokój.
- Jestem już tylko zwykłym człowiekiem. Nie mam niczego!
Rzuciła się na mnie z krzykiem i łzami. Jedyne co robiłam, to odpierałam jej ataki, które były słabe i mało bolesne. Pomimo tego moje ciało nie było w najlepszej kondycji i każdy ruch sprawiał mi ból.
- Zabiję cię! – wykrzyczała mi prosto w twarz, stojąc naprzeciw.
- Więc zabij. – lekko się uśmiechnęłam, wskazując klatkę piersiową.
Patrzyłam w jej oczy, które wyrażały jedynie pustkę i ból. Ale z jakiegoś powodu mnie nie zabiła. Chciała uciec, jednak zdążyłam złapać ją za kostkę i skutecznie powalić.
- Czasami musimy coś stracić, aby zacząć żyć.
Jej szczęka wyraźnie się zacisnęła, a ja pozwoliłam jej odejść. Opadłam bez sił na ziemię, wciąż patrząc za znikającą dziewczyną. Z jakiegoś powodu postanowiłam za nią nie biec i pozostawić samą. Nie miałam powodów, aby nie wierzyć, że nie ma już mocy. Tak również pisało w książce.
Pomimo całego zajścia byłam z siebie nawet zadowolona. Stwór był naprawdę silny i okazał się trudnym przeciwnikiem. Udało mi się go pokonać samej. Chociaż obrażenia, jakich doznałam, zdecydowanie wskazywały na to, że powinnam jeszcze więcej ćwiczyć. Wciąż byłam za słaba.
Wróciłam do wioski i szybko ogłosiłam nowinę. Ludzie z początku mi nie wierzyli, ale po sprawdzeniu na własne oczy wszyscy bardzo mi dziękowali. Otrzymałam od nich niezbędną pomoc medyczną i wiele pochwał. Wieczorem rozpalili ognisko, na którym naturalnie zostałam. Czułam się jak bohaterka.
Siedząc przy ognisku, myślałam nad dziewczyną znad jeziora. Nawet teraz nadal szukałam rozwiązań, które mogłam zastosować.
- Dziękuję. – usłyszałam szept, a obok przysiadła się kobieta.
- To nic takiego. – odparłam, odwracając ku niej wzrok.
Byłam pewna, że to po prostu kolejna mieszkanka wioski. Zamarłam, nic więcej nie dodając, kiedy zorientowałam się, że to właśnie ona. Wyglądała na spokojną i zadowoloną.
- W końcu się uwolniłam. – westchnęła zadowolona.
Dokładnie mi wytłumaczyła, że owszem to była jej moc. Ryzyko, które poniosła, było dla niej zbyt wielkie. Straciła bliskich i w końcu sama się zatraciła. Wtedy powstała jej druga osobowość, której nie kontrolowała. Nikt nie mógł jej dostrzec, ale dzięki mojej mocy mogłam to zrobić. Zabicie potwora było jednoznaczne z zabiciem złej strony Ami. Teraz w końcu może żyć jak normalny człowiek. Bez mocy i bez zagrożenia. Osoby bliskie jej sercu mogą żyć.
Pomimo wielkiego zmęczenia i wycieńczenia cieszyłam się tym przeżyciem. Doświadczyłam czegoś, co zapadnie mi w pamięci do końca życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz