Menu

Mini-Menu

Strony

wtorek, 5 czerwca 2018

Od Sorayi C.D Ravenisa


Gdy nauczyciel odszedł od naszej ławki, Ravenis opadł na krzesło. Nawciskał nauczycielowi takie kity, że aż na kilometr było czuć, że to ściema, ale co poradzić? Nasz belfer nie jest zbyt rozgarnięty, a do tego naiwny, ale mimo to bardzo go lubię. Jest dobrym nauczycielem. Dobrze wykonuje swoją pracę, dlatego ma mój szacunek. Zabrałam się za robienie notatek z wykładu. Skupiłam się ponownie na prowadzonej lekcji, lecz po chwili usłyszałam, jak Ravenis mruknął cicho pod nosem:
– Dobrze, że to nie aktorska – rzekł, spoglądając w moim kierunku, jednakże zaraz odwrócił wzrok. Kolejne słowa wypowiedział już chyba jedynie pod własnym adresem: – Tylko gorzej będzie, jak potem mi każą gdzieś poleźć. Nie zwieję...
Ponownie zwróciłam na niego uwagę, zerknęłam znad otwartego podręcznika. Nie wyglądał na jakoś specjalnie załamanego, ale bardziej na niezadowolonego. Postanowiłam mu się przyjrzeć nieco dokładniej przez chwilę. Na pierwszy rzut oka wygląda na luzaka. Takie mam przynajmniej wrażenie i na dość sympatyczną osobę. Nie znam tutaj wiele ludzi, praktycznie nikogo, więc może opłacałoby się nawiązać z nim jakiś kontakt..? Tak sobie pomyślałam. Może nie od razu mielibyśmy zostać przyjaciółmi, ale jedna znajoma twarz więcej to już coś, a mnie brakuje moich starych przyjaciół... Westchnęłam smutno. Uśmiech, który miałam na twarzy, lekko przygasł. Jakoś nagle odechciało mi się słuchać tego, co nasz przemiły nauczyciel miał do powiedzenia. Zamknęłam podręcznik, odwróciłam się w drugą stronę i zaczęłam spoglądać przez okno, podpierając się ręką. Patrzyłam na leniwie przesuwające się obłoki na niebie. Te małe kłęby wyglądały niczym skrawki waty. Aż prosiły się o to, aby nadać im trochę ciemniejszego koloru... Nie, Soraya. Nie wolno ci. Nie możesz bawić się magią w szkole, tym bardziej na zajęciach z matmy! Musiałam skrzyczeć samą siebie w myślach, by doprowadzić się do porządku. Wtedy poczułam lekkie szturchanie w ramię. Wyrwana z zamyślenia spojrzałam w kierunku przeciwnym. To Ravenis mnie szturchnął delikatnie. Popatrzyłam na niego zdziwiona. Ten jedynie dał mi znak głową, bym spojrzała w stronę tablicy. Dopiero wtedy zarejestrowałam, że nauczyciel zadał mi pytanie, a ja kompletnie go zignorowałam, pogrążając się we własnym świecie. Cała klasa znowu się obróciła, aby popatrzeć w kierunku ostatniej ławki, którą zajmowałam ja i mój nowy towarzysz, Ravenis.
– Panno Dreyar, czekamy – rzekł wyczekującym tonem matematyk. Posłał mi lekko zirytowane spojrzenie, w końcu nie uważałam na jego lekcji... Pospiesznie spojrzałam na długie równanie zapisane na tablicy. W głowie raz-dwa je przeanalizowałam i nim kolega obok mnie zdążył wziąć wdech, udzieliłam odpowiedzi.
– 32 – powiedziałam pewnym tonem. Wynik był oczywiście poprawny, dlatego nauczyciel powrócił do wcześniej przerwanego wątku. Reszta z klasy popatrzyła na mnie zdziwiona, w końcu niezadanie to nie było łatwe, a jesteśmy wszyscy sportowcami. Mało który z tej szkoły osiąga równie wybitne wyniki w nauce, co w sporcie, choć zdarzają się wyjątki.
Po piętnastu minutach skrzętnego notowania nawet tego, czego belfer nie powiedział, a sama zapisałam sobie z podręcznika ku pamięci, do sali wszedł trener koszykówki. Przeprosił za nagłe wtargnięcie oraz przerwanie lekcji matematyki.
– Po tej lekcji całą klasą macie się pojawić na sali gimnastycznej. Nie przewiduję żadnych wyjątków. Do zobaczenia! - rzucił jedynie na odchodne i wyszedł z sali, obracając na palcu piłkę do kosza. Ów wiadomość wcale mnie nie ucieszyła, przez co kolejny raz westchnęłam. Już chyba trzeci raz tego dnia, a to dopiero początek zajęć. Wspominałam już, że nienawidzę wtorków? No to właśnie; nie cierpię ich. Mam wtedy zajęcia na mieście z baletu, gimnastykę, zajmuję się wieczorem młodszym bratem i teraz jeszcze dochodzi jakieś bezsensowne zebranie.
– Dlaczego wtorki zawsze muszą być takie zawalone..? Nienawidzę ich... – mruknęłam pod nosem. Zaczęłam pakować swoje rzeczy do plecaka, który wyciągnęłam spod ławki. Z prędkością światła się spakowałam, potem popatrzyłam na Ravenisa. – Wygląda na to, że pójdziesz z nami – obdarzyłam go lekkim uśmiechem. – To jak, idziesz czy zostajesz? Zbytnio nie masz wyboru, jak chcesz wygrać zakład. – Mówiąc to, patrzyłam mu prosto w oczy. Cóż, chłopak mnie zaintrygował, dlatego warto wykorzystać okazję i nawiązać nową znajomość. Jego oczy... Dostrzegłam w nich coś głębszego jakby dno poza dnem. Nie potrafiłam tego inaczej określić, ale... Ravenis okazał się nie tylko łamaczem zasad, ale i ciekawym obiektem do analizy. Poprawiłam mundurek, włosy odgarnęłam do tyłu. - Chodź, jak masz wygrać. Nie wiem jak ty, ale ja nie za bardzo lubię przegrywać – powiedziałam i czekałam, aż ten podniesie się z miejsca. Czekałam, z lekkim uśmiechem, który nie sięgał moim oczu. – Chyba że chcesz się poddać... – dodałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz