Menu

Mini-Menu

Strony

poniedziałek, 24 września 2018

Od Blue C.D Claudio


Od przebudzenia się, nie spuszczałam wzroku z młodego mężczyzny, podświadomie miałam wrażenie, że stanie się coś interesującego. Nie myliłam się. Nawet nie wiecie, ile radości otrzymywałam z każdym zawstydzeniem młodego mężczyzny. Cóż, chyba wtedy znalazłam sobie nowe hobby polegające na realizacji misji, których zwieńczeniem byłby jego uroczy rumieniec. Zakryłam dłonią usta, tłumiąc przy tym chichot.
-Śniadanie nie brzmi źle. Pewnie! Tylko wcześniej wypadałoby się przebrać- rzuciłam znaczące spojrzenie na nasze piżamy. Wzdychając, zgramoliłam się z łóżka i podeszłam do szafy. Swoją drogą, musiałam podwędzić bratu kolejne jego rzeczy, powinnam to sobie zapisać gdzieś. Usłyszałam, jak młodzieniec zrobił krok do tyłu, dlatego spojrzałam na niego przez ramię. Trzymał swoje ubrania w rękach.
-Ja, chyba skoczę do siebie po świeże ciuchy...
-Mogę pożyczyć ci koszulkę na teraz, potem po śniadaniu mógłbyś się przebrać u siebie na całkiem świeżo- rzuciłam propozycję całkiem luźno, jak na kogoś, kto w środku zwijał się ze stresu.
-Skąd masz takie ubrania?
-Lubię czasami podbierać ubrania starszego brata, za jego zgodą- uśmiechnęłam się, ukazując rząd białych zębów. - Jak widać, dobrze robię. Nie wspominałam o tym?
-J-ja... Nie wiem, może zapomniałem- i znowu to jego zażenowanie. Boże, dla takich widoków warto żyć. Jeszcze w ciuchach mojego brata taki widok... BOŻE TRZYMAJCIE MNIE, BO ZROBIĘ MU ZDJĘCIE I TAK JE OPRAWIĘ!
...
Ekhem.
...
Kaszlu kaszlu.
...
W każdym razie na zewnątrz uśmiechnęłam się do niego jedynie pokrzepiająco. Odwróciłam się w jego stronę, opierając się plecami o szafę.
-Wiesz, to nie tak, że będę ci siedzieć cały czas na głowie. Zawsze możemy spotykać się na wspólnych treningach i zleceniach.
-Czemu mi to mówisz?
-Bo wydajesz się inny...- w porę ugryzłam się w język, inaczej bym dodała "niż twoi poprzednicy". Zaraz uciekłam wzrokiem, udając, że czegoś szukam. Usłyszałam jego westchnienie, chyba bił się z myślami.

-Może jednak skuszę się na jeszcze jedną koszulkę, po śniadaniu oddam wszystko.
-Zamierzasz wówczas bez koszulki wracać do siebie?- Rzuciłam mu lekko zaciekawione spojrzenie. Nie no, byłaby to dosyć kusząca wizja... Nie. Stop. Opanuj się dziewczyno. Ale wracając, on nic nie odpowiedział. Wzruszyłam ramionami i ponownie zbliżyłam się do pochowanych ubrań swojego brata. Cudowna opcja zesłana od losu. Udało mi się znaleźć pożądaną górę, którą podałam następnie Claudio. Była to szara, posiadała kołnierzyk i guziki, które tak w zasadzie służyły ozdobie, a nie zapięciu, zatem trochę klaty można było dostrzec. To dziwne, że o niej pomyślałam, ale wydawała się taka spokojna jak ten słodziak. Tym razem to szybkim ruchem wziął ubrania i nie wiedział co z tym fantem zrobić. Uratowałam go. Zabrałam swoje rzeczy, kierując się drzwiom.
-Pójdę do łazienki, zaraz wrócę.
Istotnie, po kilku minutach wróciłam przebrana w krótką, zwiewną, jasnoróżową sukienkę na ramiączkach i szarymi legginsami do kolan, jako korzystanie z obecnych upałów. Nim weszłam, zapukałam ostrzegawczo, ale na szczęście był już gotowy. Także po moich naleganiach zostawił swój mundurek na moim łóżku, obok podsuniętej piżamy. Ledwie sięgnęłam po torebkę telefon i kilka drobiazgów, typu chusteczki, założyłam baletki i już zaraz szliśmy na wspólne śniadanie. Całą drogę przegadaliśmy, dlatego przynajmniej ja, byłam zaskoczona w chwili stanięcia pod szukanym barem śniadaniowym. Co jak co, ale ceny, atmosfera i porcje przyzywały klientów. Szybko znaleźliśmy dla siebie miejsce i zaraz myśleliśmy nad śniadaniem.
-Masz pomysł co zamówić?- Spytał zaciekawiony młodzieniec na widok mojego zdecydowania analizowania karty.
-Od siebie mogę polecić amerykańskie naleśniki z sosem klonowym. Jak je ostatnio skosztowałam, tak nie mogę przestać o nich marzyć- powiedziałam znowu, zatracając się we wspomnieniu ich smaku.
Nie muszę mówić, że oboje je, sobie zamówiliśmy? Zaraz jak tylko je położyliśmy na stole, zaczęliśmy jeść. Po pierwszym kęsie dostrzegłam taką błogą radość, że z trudem pohamowałam się od parsknięcia śmiechem.
-Mówiłam, że są smaczne - rzekłam, ocierając łzę z kąta oka. Spokojniejsza wyprostowałam się wesoła. - Przypominasz mi mojego brata, Alexa. Czasem też zdaje się na mój smak.
-Macie dobre stosunki?- Zapytał ciekawy pomiędzy kęsami.
-Jesteśmy ze sobą blisko i możemy na siebie liczyć, więc tak. Jakby nie patrzeć, to on mnie wychował. W sumie myślę, że bylibyście dobrymi znajomymi.
Po spałaszowaniu naszych talerzy opuściliśmy lokal, nogi zaczynały mi mięknąć. Z każdym krokiem ku sali treningowej w duchu kurczyłam się coraz bardziej, ale starałam się tego nie pokazywać. Mimo nadziei zasiane ziarenko przez poprzednich "panów" zaczynało kiełkować. Przecież jak zobaczy jaka ze mnie broń to pewnie też zrezygnuje z Paktu! Niestety, było za późno na wycofanie się, zatem pozostało mi dumnie unieść głowę i uśmiechać się.
-Nim zaczniemy, muszę spytać o coś, co wcześniej mi umknęło. W co się zmieniasz?- Podenerwowana przełknęłam ślinę.
-Kojarzysz filmy o Indianie Jonesie?- Kiwnął głową. - Jak mnie przyzwiesz nadanym imieniem, to się nim staniesz.
-Uhm, serio? No to... Do mnie, Serthmin!
Poczułam znajome mrowienie, na które czekając, zamknęłam oczy. Zawsze śmiesznie się czułam w formie oręża, naprawdę. Niby wszystko doświadczałam, mogłam wysyłać jakieś porozumienia drogą myśli do swojego "właściciela" a jednak zawsze mnie to ekscytowało, zwykle w negatywny sposób. Wiedziałam i czułam, że młodzieniec ogląda zdumiony mnie w swojej dłoni. Kilkakrotnie trzasnął w powietrzu, wywołując spore posyłki elektryczności w odległe pomocnicze cele, chyba oceniał mój zasięg działania. Nie byłam pewna jego zamiarów, skupiał się na tej czynności. Po kilku minutach oglądania mnie, siły ataków i poszkodowanych celach, pozwolił mi wrócić do ludzkiej formy. Miałam pochyloną głowę do przodu, ale zaryzykowałam spojrzeniem bez podnoszenia tej części ciała.
-I jak? Jak to widzisz?- Spytałam cicho, ponieważ przy głośniejszym tonie zdecydowanie usłyszałby moje drżenie i przestraszenie. Część mnie liczyła na nadzieję, druga była pewna odrzucenia, a jeszcze inna walczyła, by nie pogrążyć się w koszmarnych wspomnieniach poprzednich Paktów.

Claudio? Chwila prawdy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz