Menu

Mini-Menu

Strony

wtorek, 4 września 2018

Od Hao C.D Sorayi


Kiedy tylko zlizałem krem z kącika jej ust Sor, odepchnęła mnie i wyleciała niczym strzała, w nieznanym mi kierunku… Katsu był tak samo zdezorientowany, jak ja.
- Sol? Dzie Sol? - zapytał chłopiec.
- Źle się poczuła, ale nie martw się, nic jej nie jest. - odpowiedziałem i pogłaskałem go po głowie.
Co mam jednak teraz zrobić? Kiedy uciekała, widziałem drobne wyładowania elektryczne, poszła się wyładować? Hmmm no cóż, mógłbym poczekać, aż wróci, ale, no cóż, byłoby zbyt nudno, może jej Mama mi w tym pomoże?
- Katsu, odprowadzę cię do twojej mamy, a następnie pójdę sprawdzić co z Sor dobrze? Wiem, że nie dokończyliśmy gry, ale martwię się o nią. - Mówiłem z lekkim uśmiechem. Młody jedynie pokiwał głową i wyciągnął w górę swoje rączki. Chciał, by go wziąć na ręce.
- Opka!
Bez problemu wziąłem małego na ręce, pozwoliłem sobie nawet trochę go podrzucić, co raczej mu się spodobało, zrobił pozycję samolotu i trochę się zaśmiał.
- Później jeszcze się pobawimy dobrze? A teraz chodźmy. - Ruszyliśmy w stronę kuchni, gdzie Mama Sor i Katsu właśnie kroiła paprykę.
- Bardzo przepraszam, że przeszkadzam. - Powiedziałem cicho z zażenowanym uśmiechem - Ale Sor chyba nie czuła się dobrze i gdzieś pobiegła, martwię się o nią, a nie chciałbym zostawiać Katsu samego… - Podrapałem się palcem po policzku.
- Jak to się źle poczuła…, oby to nie było nic poważnego... Pewnie jest u siebie. Jej pokój jest na górze, drugie drzwi na prawo. - Matka dziewczyny zmartwiła się trochę. - Masz… - podała mi tacę, a na niej był dzbanek wody i dwie szklanki. - Zabierz to. Może się odwodniła... - Zrobiła zmartwioną minę, ale szybko się uśmiechnęła i zajęcia się Katsu.

Nie zawracając jej dłużej głowy, przeprosiłem za kłopot i podziękowałem za dzbanek i szklanki, a następnie ruszyłem do mojego celu. Po drodze oglądałem wystrój wnętrza, nowocześnie, czysto, bez przepychu, tak to można było opisać, podoba mi się. Następnie minąłem kilka drzwi i stanąłem przed drzwiami do pokoju Sor. Oczywiście zapukałem. Brak odpowiedzi. Ten cykl powtórzył się trzy razy, nie wiedziałam zbytnio co zrobić, chciałem wejść, ale nie wypada, nie bez powodu. Hmmm… Bałem się, że mogło stać jej się coś poważnego przez, co nie miała jak mi odpowiedzieć na pukanie, przez moje zaniepokojenie wszedłem do środka, sprawdzić sytuację. To dobry powód. Wchodzimy. Nacisnąłem klamkę i pchnąłem drzwi. A przede mną otworem stanął świat … bałaganu… Był tu huragan czy co? Zatkało mnie trochę, bo Sor raczej nie jest osobą którą nie potrafi zadbać o czystość, przynajmniej takie sprawia wrażenie, ale może jest odwrotnie? Patrząc na bieliznę na łóżku, chyba faktycznie tak jest… Połowa tego “nieporządku” jest pewnie jej brata, skoro jest tu drugie łóżko, to jest bardzo prawdopodobne. Dzielenie pokoju przez rodzeństwo nie jest złe, ale Sor jest jednak już kobietą, powinna mieć prywatność, nawet jeśli jej samej to nie przeszkadza. Położyłem tacę na komodzie, gdzie jakimś cudem było wolne, niczym niezawalone miejsce i myślałem co dalej. Nie musiałem zbytnio nad tym rozmyślać, kiedy do pokoju wpadła Sor. Jak mam ją opisać… Przyszedł prawdziwy huragan, w komplecie z burzą? Coś takiego, a z jej pięści tryskały małe wyładowania elektryczne. Coraz ciekawiej…
- Jak śmiałeś wejść tutaj bez mojego pozwolenia? - Wkroczyła do pokoju, zamykając za sobą drzwi.
- Uciekłaś tak nagle, że martwiłem się o ciebie, twoja Mama powiedziała, że może tu będziesz, pukałem, ale nikt mi nie odpowiadał, bałem się, że mogło ci się coś stać, coś poważnego i nie masz, jaki mi odpowiedzieć, więc postanowiłem sprawdzić, ledwo wszedłem do pokoju i zaraz ty przyszłaś. - Powiedziałem mój powód jednym tchem.
- Tak nagle?! Och, ciekawe… Przecież ty nic nie zrobiłeś…! Masz się trzymać ode mnie z daleka, rozumiesz? Nie znam cię i nie chcę poznawać.! Nie wykorzystasz mnie!! - Wykrzyczała bardzo żywo, przy tym gestykulując.
- Spokojnie - podniosłem ręce w geście poddania. - Ja nie zamierzam cię wykorzystać, nie wiem skąd ci się, to wzięło, ale wyciągasz pochopne wnioski. - Mówiłem z krzywym uśmieszkiem na twarzy.
- Serio? - Popatrzyła na mnie jak na idiotę. - Poczekaj… skąd ja wzięłam te wnioski... - udała głębokie zastanowienie - ...a już wiem! Twój mokry jęzor dotknął mojej twarzy!!! Jak w ogóle śmiałeś to zrobić?! - ponownie żywa gestykulacja, ile ona ma w sobie energii...
- Nic nie poradzę, jesteś uroczą i słodką damą, nadarzyła się okazja więc nie mogłem się powstrzymać, to jednak nie znaczy, że chcę cię wykorzystać, wiesz? - Mówiąc to powoli, podszedłem do niej.
- Nie zbliżaj się, idioto… - warknęła, robiąc automatycznie krok do tyłu. - Powiedziałam coś! To moje ostatnie ostrzeżenie…! - Dlaczego teraz mam wrażenie, że stara się przekonać samą siebie?
- Nie gryzę, wiesz? - Dalej wolnym krokiem się do niej zbliżałem.
- Przestań być bezczelny... - Dotarła aż pod same drzwi. Sytuacja z biblioteki się powtórzyła. Przyparłem ją, można by rzec, do muru.
- No wiesz co? - podszedłem jeszcze bliżej, prawie się stykaliśmy ciałami - Nie ma się czego bać.- Powiedziałem z ciepłym uśmiechem i powoli wyciągnąłem rękę.
- C-co…? - spytała.
Dalej wyciągałem rękę i skręciłem w prawo, by chwycić dzbanek z wodą, następnie wlałem jej trochę do szklanki i podałem jej.
- Proszę bardzo. - Podałem jej szklankę, chciałem jej podać, bo ona patrzyła na mnie, jakby zobaczyła ducha. - Coś się stało?
- Jesteś… uch… mam cię dość… i zabierz mi to sprzed twarzy! - Powiedziała niewyraźnie i chyba chciała machnąć ręką, by podkreślić znaczenie swoich słów, ale zapomniała o mojej ręce. Konsekwencje? Jestem cały mokry, a szklanka poleciała na ziemię, jak się łatwo domyśleć skończyła w kawałkach.
- Rozumiem, że mnie nie lubisz, ale co ci zrobiła ta biedna szklanka? - Spytałem ze zdezorientowaną miną, która mówiła “Nie bardzo wiem, jak mam zareagować”.
- Jesteś niedorzeczny. Cała ta sytuacja jest niedorzeczna i chora! - Chciała się schylić, by pozbierać mokre kawałki rozbitego naczynia.
Zanim udało jej się to, przybliżyłem się i dotknąłem jej czoła moim własnym, by sprawdzić jej temperaturę i no cóż, miała gorączkę i to raczej sporą.
- Masz gorączkę, wiesz? Powinnaś się położyć. - Ponownie nalałem wody do drugiej szklanki, innej już nie ma, więc dobrze by było, gdyby ta nie zakończyła żywota przedwcześnie, a dziewczyna powinna jakoś nawilżyć gardło. - Proszę - podałem jej szklankę, będąc gotowym ją zaraz odłożyć w razie nagłego ataku.
- Nie chcę - mruknęła cicho. Odsunęła się ode mnie. Stanęła tyłem, sięgnęła ręką do drzwi. Jednak zrezygnowała z tego pomysłu, odwróciła się szybko, po czym uklękła i zaczęła w pośpiechu zbierać ostre okruchy. Po chwili usłyszałem…:
- Aał!...! Ss...
- Co ja z tobą mam. - ukląkłem przy niej, wziąłem ją za dłoń, w którą się skaleczyła, powoli zlizałem krew i lekko ucałowałem ranę, następnie złapałem ją twardo za ramiona i wyprostowałem - A teraz pójdziesz się położyć. - Nie czekając na jej reakcję, złapałem ją za rękę, a drugą ręką lekko popchnąłem plecy, kilka kroków i Sor wylądowała w swoim łóżku, podałem jej też szklankę z wodą 
- A teraz wypił, jeżeli będziesz dłużej odmawiać, przejdę do bardziej drastycznych metod. - Chociaż miałem lekki uśmiech na twarzy, ton mojego głosu mówił jasno, że nie przyjmuje odmowy. Nieśmiało wzięła ode mnie wodę. Upiła łyk, po czym, nadal trzymając naczynie w ręku, poprawiła swoją pozycję na materacu. Wyglądała na kompletnie zmieszaną oraz zawstydzoną, słodka jest. 
- Dalej jesteś bardzo słodka, wiesz? - Zamiast czekać na jej odpowiedź, ruszyłem pozbierać resztki szklanki z podłogi.
- Nie jestem słodka, raczej gorzka… - niemal szepnęła po kilku minutach. Jej włosy kompletnie przysłoniły jej twarz. Rozpuściła je, wcześniej miała je związane.
- Doprawdy? - Odłożyłem wszystkie kawałki szklanki na tacę i spokojnym krokiem podszedłem do Sor, delikatnie podwinąłem jej włosy, aby móc zobaczyć jej twarz. - Pozwolisz, że sprawdzę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz