piątek, 31 sierpnia 2018

Od Sorayi C.D Hao


Zabrałam brata od Hao z prędkością światła. Chłopak uśmiechał się do niego, a ten odwzajemniał gest. Dziwne. Zazwyczaj mały boi się obcych, zaś jemu Katsu zaproponował wspólną grę. Musiałam uważać, by za bardzo się do niego nie zbliżał. Bóg wie, do czego ten białowłosy osobnik był zdolny. Odsunęłam się z braciszkiem na rękach od Hao, by usiąść na kanapie jak najdalej od niego. Pogłaskałam ciemnowłosego chłopca, uśmiechając się do niego z troską. Przytuliłam go do siebie nagle. Katsuyę i mnie łączy specyficzna więź. Wyjątkowa. Gdyby coś mu się stało, nie wybaczyłabym sobie tego. Spojrzałam na Hao. Patrzył w naszym kierunku.
– A ty czego się tak gapisz?
– Zachowujesz się, jakbym miał ci go ukraść sprzed nosa – powiedział ewidentnie rozbawiony moim zachowaniem.
– Pff… – prychnęła pod nosem. – Że niby TY miałbyś mi zabrać mojego ukochanego skarbu? Proszę cię…
– No mnie też to śmieszy, ale tak się właśnie zachowujesz. Jak masz na imię? – zwrócił się do Katsu.
– Ma na imię Katsuya. Ma problem z wypowiedzeniem swojego imienia. I wcale się tak nie zachowuję. To ty robisz ze mnie dziecko. Nie wiem tylko po co i na co. Tym mnie nie sprowokujesz. – Doskonale wiedziałam, co mogą wywołać moje ostatnie słowa. Mogły zabrzmieć dla niego niczym wyzwanie.
- Haha, po takiej reakcji jeszcze się pytasz po co? Poza tym - spojrzał na mnie wymownie - już mi się chyba troszkę udało, prawda? Więc... - tym razem spojrzał na Katsu - ...w co będziemy grać?
– Co on tu przyniósł… – wzięłam do ręki pudełko. “Kominiarz”, no tak. Pokazałam Hao grę. – Grałeś w to kiedyś? – spytałam mojego gościa.
- Grałem, choć to nie jest popularna gra, miło wiedzieć, że jeszcze ktoś ją docenia.
– Katsu ją uwielbia. Ciągle w to gramy, prawda? – zwróciłam się do braciszka, który uśmiechnął się do mnie.
– Glać! – krzyknął wesoło, po czym zaklaskał swoimi drobnymi łapkami.

– No ok, zagramy. Ale raz. – Pomachałam chłopcu wyprostowanym palcem przed jego bladą buzią. Wzięłam pudełko, usiadłam z nim na podłodze, aby mieć większy komfort. Usiadłam w rozkroku, dzięki czemu mogłam usadzić brata między moimi nogami. I mieć go ciągle w zasięgu ręki. Rozłożyłam planszę na twardej powierzchni obok dywanu. Gdy wszystko było już gotowe, spojrzałam na Hao wyczekująco. Ten stał nad nami jak taki kołek i gapił się niczym sroka w gnat.
– Masz zamiar dalej tak sterczeć, czy się do nas przyłączysz? – spytałam chłopaka, zaczynając się już niecierpliwić.
– Oczywiście, że się przyłączę – usiadł naprzeciwko nas. – Byłem po prostu zaskoczony tym, jak zrobiłaś się łagodna. Z wcześniejszej burzy stałaś się spokojnym wiaterkiem - powiedział z lekkim uśmiechem. Popatrzyłam na niego szeroko otwartymi oczyma. Nie mógł lepiej określić mojego zachowania i charakteru. Trafił idealnie w punkt. Właśnie taka jestem. Zmienna, gwałtowna, nieprzewidywalna - niczym prawdziwa burza. Zapadła między nami cisza. Katsuya spoglądał to na mnie, to na Hao tymi swoimi ciemnymi oczętami. Poczułam, jak zaschło mi w gardle, dlatego szybko odchrząknęłam, spuściłam wzrok.
– Lepiej zdefiniować mnie nie mogłeś… – mruknęłam pod nosem, jednocześnie sięgając do włosów mojego brata, by zatopić palce w jego ślicznych, ciemnych włosach. Są lekko kręcone. Uwielbiam się nimi bawić. Zawsze robię to z czułością, powoli, bo wiem, że to jeden ze sposobów na to, aby szybko uśpić Katsu.
– Cieszę się, że trafiłem w dziesiątkę, z drugiej strony urocza jesteś cały czas.
– Ee… – Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Najprościej by było, wypowiedzieć najzwyklejsze “dziękuję”, aczkolwiek to jedno słowo nie mogło mi przejść przez gardło. Hao udało się zawstydzić mnie kolejny raz. Zbić z pantałyku. Nie za bardzo wiedziałam, jak powinnam się zachować w jego towarzystwie. Zazwyczaj nie brak mi pewności siebie, ale on ma w sobie coś takiego, że mnie z miejsca paraliżuje. To dziwne. Bardzo, bardzo dziwne. Czułam, jak moje policzki kolejny raz mnie zapiekły. Odruchowo moja prawa dłoń powędrowała do twarzy i dotknęła rozgrzanej skóry. Ja cię kręcę, co się ze mną, do diaska, dzieje...?
– U-urocza...? – spytałam samą siebie, niekoniecznie kierując to pytanie do niego.
– Dokładnie, urocza. – Hao oderwał wzrok od gry i spojrzał na mnie. – Chociaż teraz nawet bardziej niż zazwyczaj, a może stałaś się bardziej słodka? – ostatnie pytanie zadał bardziej do siebie, z zamyśloną miną, jednak wypowiedział je na tyle głośno, bym mogła je usłyszeć. Zatkało mnie na dobrą chwilę. Utkwiłam w nim spojrzenie pełne zdziwienia.
– P-przestań wygadywać takie głupoty. Nie jestem urocza ani słodka – wydusiłam z siebie.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
– Nie wygaduję głupot, naprawdę tak uważam. Dla mnie jesteś urocza, a kiedy jesteś zawstydzona, to robisz się też strasznie słodka. Uważasz, że się mylę? – dalej utrzymywał zdziwiony wyraz twarzy. Natomiast ja w międzyczasie ogarnęłam się, duchowo także, by jakoś uspokoić choć odrobinę. Spojrzałam mu w oczy, by pewniejszym już tonem stwierdzić:
– Tak, uważam, że się mylisz.
– Eh… – westchnął, tak jakby się spodziewał takiej odpowiedzi. – Spodziewałem się tego… no cóż, dla mnie dalej jesteś urocza i słodka, więc nie ma problemu. – Uśmiechnął się i wrócił do gry. Przełknęłam nerwowo ślinę, ale także postanowiłam odpuścić. Spieranie się o takie mało istotne bzdety nie miało większego sensu. Zaczęliśmy grać. Pomagałam małemu, jemu w sumie było obojętne czy wygra, czy też przegra. Chciał się jedynie bawić. Walka jednakże rozgorzała pomiędzy mną, a Hao. Obserwowałam jego postępy w grze bardzo uważnie. Już wolałam się skupić właśnie na tym niż na patrzeniu na niego. W ogóle ograniczyłam nasz kontakt wzrokowy do absolutnego minimum. Jeśli by chociaż spróbował oszukiwać, to bym to od razu wychwyciła. Nasza mała batalia toczyła się już bite pół godziny. Jak nigdy, wkręciłam się w tę grę… Kątem oka zarejestrowałam, że mama postawiła przy nas talerz z jakimiś ciastkami. Bez namysłu sięgnęłam po jedno. Ugryzłam je, biorąc na serio duży kęs. Nawet nie zwróciłam uwagi na to, iż spora ilość kremu została mi na czubku nosa, na brodzie oraz w kąciku ust.
– Oj, masz krem na nosku. – Kiedy spojrzałam w jego kierunku zaskoczona, zobaczyłam tylko, jak Hao przystawił do mnie twarz i szybkim liźnięciem, zlizał cały krem z mojego nosa. - Słodkie - powiedział, robiąc zadowolony wyraz twarzy. A ja...? Kompletnie zszokowana jego czynem, wypuściłam z dłoni kość do gry, którą właśnie trzymałam. – O? Masz też trochę kremu w kąciku ust. – Szybkim ruchem zbliżył swoją twarz do mojej i tak jak wcześniej zlizał krem. Zlizał go prosto z moich ust… Dopiero to wywołało moją reakcję. Opóźnioną, co prawda… Odepchnęłam go mocno od siebie. Po raz pierwszy przy nim użyłam swojej nadludzkiej szybkości. Nim zdołał choćby mrugnąć, byłam już kilka metrów dalej, przy schodach. Katsu popatrzył wokoło, nie wiedząc, co się dzieje. Nawet ja do końca nie rozumiałam zaistniałej sytuacji. Jedyne, do czego w mój umysł był zdolny to zmuszenie mnie do ucieczki. Oraz myśl, że Hao doskonale się mną zabawia w dalszym ciągu. To już nawet nie było denerwujące, ale cholernie przykre. Jak on w ogóle może tak robić? Co ja mu takiego zrobiłam? Dobra może i nie byłam dla niego jakoś super miła czy coś, aczkolwiek jeszcze utrzymywałam granice bycia miłą. Nie znam go, kompletnie. To pierwszy dzień naszej znajomości. Pierwszy! I z całą pewnością ostatni. Nie pozwolę mu się tak traktować. Nie jestem żadną pieprzoną zabawką! Co więcej, mogłam uczynić? Po prostu się zdenerwowałam. Pognałam w stronę piwnicy, tam mogłam się wyładować bez obawy, że komuś zrobię krzywdę. Sięgnęłam po klamkę, była z metalu, więc jak tylko ją dotknęłam aż posły małe wyładowania elektryczne. Moje emocje były za bardzo wzburzone, a to bardzo niedobrze. Hao kompletnie wytrącił mnie z równowagi tym, co zrobił…
Po jakimś czasie, w miarę spokojna opuściłam piwnicę. Ujarzmiłam w sobie magię, byłam już niemal pewna, że nikomu nie zrobię krzywdy, dlatego postanowiłam wrócić do salonu, lecz tam… czekała mnie niemiła niespodzianka. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, jednak po Hao nie było ani jednego śladu. Katsu też gdzieś przepadł. Czyżby białowłosy postanowił zniknąć z mojego domu? Rozpalił się we mnie malutki płomyk nadziei. Serio, miałam cichą nadzieję, że ten cwel dał mi już wreszcie spokój. Postanowiłam się jednak upewnić. Poszłam więc do mamy, która krzątała się w kuchni, przygotowując obiadokolację. Na wejściu przyuważyłam młodszego braciszka - siedział sobie na podłodze i bawił się garnkami. Uśmiechnęłam się na ten widok.
– Mamo, Hao już poszedł? – spytałam ją, jednocześnie sięgając po pasek pokrojonej czerwonej papryki. Wzięłam do ust kawałek warzywa.
– Nie. Myślałam, że jest ciągle z tobą w twoim pokoju. – Aż się zakrztusiłam tym, co miałam w ustach. Zaczęłam się dusić. Sięgnęłam migiem po butelkę z wodą, jednak mama mnie uprzedziła. Podała mi szklankę z mlekiem, które akurat piła. Wypiwszy wszystko aż do samego dna, odstawiłam pustą szklankę na blat.
– Jak to… co...? W moim pokoju? Mamo! – W panice pobiegłam na górę. Modliłam się w myślach, by to nie była prawda. Hao nie mógł znaleźć się w MOIM pokoju. Nie… Ten dzień przemieniał się w coraz gorszy koszmar. Czy to w ogóle było możliwe? Z każdą kolejną chwilą przekonywałam się, że jednak tak. Jak najbardziej, mogło być coraz gorzej. I było. Otworzyłam drzwi pokoju, który dzieliłam z jednym ze starszych braci. Hao tam był. Stał pośrodku pobojowiska, jakie zostawił Oktay. Tak na marginesie, muszę zapamiętać, by potem zabić Okesia za ten “przepiękny” bajzel. Czułam, jak ponownie wzbiera się we mnie negatywna energia, lecz tym razem była to czysta złość. Zacisnęłam obie dłonie mocno w pięści, które pokryły się małymi błyskawicami.
– Jak śmiałeś wejść tutaj bez mojego pozwolenia? – spytałam cicho. Nie musiałam wcale krzyczeć, aby mój głos wydał się groźny. Weszłam do środka. Zamknęłam za sobą z mocnym trzaśnięciem drzwi. – No, słucham…

< Hao? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz