Sobota zawsze kojarzyła mi się z tym może niekoniecznie przyjemnym obowiązkiem sprzątania. Jednak tym razem postanowiłam sobie odpuścić. Pokój nie był aż tak brudny, więc po co zawracać sobie głowę sprzątaniem. Gdy nieco wolno podniosłam się z łóżka i podeszłam do okna, zastał mnie widok ładnej pogody. Słońce świeciło już od rana, a na niebie nie było ani jednej chmurki. Uśmiechnęłam się leniwie, dodatkowo przeciągle mrucząc. Lubiłam taką pogodę. Nie chcąc tracić ani chwili dłużej, w sekundę znalazłam się przed szafą. Otworzyłam drzwi na oścież, przebierając w rzeczach. Ostatecznie po wielu dylematach wybrałam zwykłą sukienkę oraz sandałki. Włosy zostawiłam same sobie. Do torby wrzuciłam wszystkie podstawowe rzeczy, jakie zwykle ze sobą brałam i kilka minut później wylądował tam też klucz od pokoju. Odwracając się na pięcie ruszyłam w stronę wyjścia. Po drodze spotkałam kilka znajomych osób. Moim celem tego dnia było odwiedzenie pewnej cukiernii. Podobno serwowali tam bardzo dobre wyroby, a ja jako “smakosz wysokiej klasy” musiałam tam zajrzeć. Miałam zamiar dojechać tam autobusem, ale gdy ten czmychnął mi przed nosem, zdecydowałam się na spacer. Daleko, niedaleko, mały spacer nigdy nie zaszkodzi. Podśpiewując coś po nosem, dumnie szłam przed siebie. Pół godziny później byłam już na miejscu. Spośród wielu ciast i innych na pewno dobrych słodkości, zdecydowałam się na szarlotkę. Zajęłam stolik przy oknie, wyjmując notes i coś do pisania. Torba wylądowała zaś na parapecie. O tej porze było mało ludzi, więc nie musiałam długo czekać na zamówienie. Natychmiast zabrałam się za ciasto. Cóż poradzić, było tak dobre, że pochłonęłam je w trzy minuty. Później już tylko siedziałam. Było przyjemnie ciepło, gdy słońce grzało mnie przez szybę. Zaczęłam stukać długopisem o otwartą stronę notesu, co jakiś czas zapisując tam nazwy miast bądź miejsca, które przyszły mi do głowy. Kiedy wróciłam już na ziemię, rozejrzałam się po lokalu. Za ladą stał teraz wysoki chłopak o jasnych włosach i oczach jeszcze bardziej błękitnych, niż niebo tego dnia. Gdy on również na mnie spojrzał, nie zawahałam się uśmiechnąć. Blondyn w odpowiedzi również uniósł swoje kąciki. A potem, jak odwróciłam na kilka sekund wzrok, jego już nie było.
Wzruszyłam tylko ramionami i z cichym westchnięciem wróciłam do obserwowania świata za oknem. Zanim wyszłam pogrążona umysłem w totalnie innym wymiarze, zdążyłam jeszcze uregulować rachunek za te nieziemskie ciasto. Później jak gdyby nigdy nic opuściłam ten przyjemny lokal. Szarlotka była przepyszna, czego skutkiem będą moje częstsze wizyty w tej cukierni. Chyba zyskali już stałego klienta. Powoli maszerowałam przed siebie, bo nigdzie mi się nie spieszyło. W końcu była sobota, dzień wolny od wszystkiego. W pewnym momencie usłyszałam za sobą kroki, ale stwierdziłam, że to pewnie kolejna osoba, która gdzieś się spieszy.
– Poczekaj – powiedział z lekkim trudem męski głos, który był najwyraźniej skierowany do mnie. Gdy się odwróciłam, zobaczyłam chłopaka z cukiernii, który starał się wyrównać oddech. – Zapomniałaś o czymś. – Uśmiechnął się, podając mi moją torbę. Dopiero w tamtym momencie zorientowałam się, że jej nie miałam. – Jestem Shion – blondyn na koniec nie omieszkał się przedstawić.
Dobre pięć sekund stałam tak gapiąc się to na moją torbę, to na chłopaka przede mną. Nie ukrywając, przy moim niziutkim wzroście wydawał się być gigantem. Gdy już wszystko przetrawiłam, nie mogłam powstrzymać krótkiego parsknięcia śmiechem.
– Rany, nie wiedziałam, że potrafię być aż tak zapominalska. Chyba czasami za bardzo odpływam myślami do innego świata – podrapałam się po policzku z przepraszającym uśmiechem. – Bardzo ci dziękuję. Nie wiem, co bym bez niej zrobiła. Nazywam się Rosemarie – wyciągnęłam w jego stronę dłoń, przechylając głowę delikatnie w bok.
<Shion?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz