sobota, 31 marca 2018

Od Kiyuki'ego C.D Yukino


- Zwyczajnie mi się przewidziało - Wyczuwałem w głosie białowłosej lekką niepewność, jakby sama nie była pewna prawdy swych słów. Wzruszyłem ramionami uznając, że pewnie było to jakieś niegroźne leśne zwierzątko, które po prostu przyszło się napić wody z jeziorka. 
Spojrzałem na taflę wody od której odbijały się promienie słońca. Wiatr nieco psuł ogólne piękno tego dnia, gdyż mimo grzejącego słońca, ten postanowił nadal przypominać o odchodzącej zimie....chłodny, a do tego porywczy, który nadchodził z jeziorka. - Więc co tam masz? 
Zacząłem powoli z torby wygrzebywać teczkę, w której trzymałem wszystkie prace, które udało mi się wygrzebać z jej drobną osóbką. Tak jak jej powiedziałem...wszędzie skrywała się pod czarną jak noc parasolką, a gdzie nie gdzie zastosowałem lekki motyw galaktyki, gdy na dalszym planie wymyśliłem bardziej nie codzienne tła. Cofnąłem się w stronę powalonego pnia drzewa na którym przysiadłem i poklepałem miejsce obok, by dziewczyna poszła w moje ślady. Gdy to zrobiła, otworzyłem teczuszkę i po kolei zacząłem wyciągać prace. Krajobraz za krajobrazem ... Farby akwarelowe, suche jak i olejne pastele , kredki, a nawet zwykłe farby plakatowe, które przeważnie używa się w podstawówce... starałem się za każdym razem używać innych technik, lecz powoli zaczynało mi ich braknąć. Łącznie w teczce było osiem prac i oprócz tego, że techniką różniły się samym pomysłem. Zwykłe jeziorko, późnij podczas burzy, bardziej galaktyczne, bądź otoczone ogniem, jakby las płonął - a na samym środku, bądź po boku samotna postać pod parasolką, która na to wszystko patrzy. 
- I jak ci się podobają? -Podrapałem się nieśmiało po policzku, czując lekkie skrępowanie. Zawsze je czułem, gdy ktoś oglądał moje obrazy, nie licząc samych nauczycieli ze szkoły. Miałem po prostu wrażenie, że większość opinii z zewnątrz było po prostu fałszywych, a nauczyciele musieli być sprawiedliwi, gdyż tego się od nich wymaga. 
- Nie jestem znawcą, więc pewnie nie wypowiem się jak światowy krytyk... - Dziewczyna zaczęła ciekawsko przeglądać prace, co jakiś czas zatrzymując wzrok na jakimś elemencie - ...ale potrafisz oddać widok. Większość z nich przypomina bardziej zdjęcie niż obraz. Chociaż popracowałabym nad suchymi pastelami... Albo zmieniła je na jakieś inne, średnio się rozmazują.
Zamrugałem nieco zdziwiony. Yukino była chyba pierwszą osobą, która nie powiedziała mi wprost prostej opinii w stylu "jakie piękne", która w sobie mogła kryć wiele negatywnych opinii. Ona po prostu... pochwaliła mnie dodając również lekką poradę. Uśmiechnąłem się lekko na te słowa i dotknąłem palcami wisiorek przy mojej piersi. Ten za to lekko zabłysnął i wraz z tym jak zacząłem powoli odsuwać rękę, za nią zaczęło się ciągnąć światło. Ująłem je w dłoń, a ono przybrało postać pięknej róży, która po zniknięciu blasku ukazała swoją kryształową strukturę. Dostrzegłem w oczach Yukino lekki błysk, jakby zaciekawienia, który zniknął gdy tylko podałem jej owy wytwór do jej rączki. 
- To dla ciebie, byś miała jakąś pamiątkę, a zarazem wyraz mojej wdzięczności za zgodzenie się na ofertę bycia moją modelką. - Uśmiechnąłem się ciepło nadal obserwując jej zmieszanie. Starała się zaczepić na czymś wzrok, byle nie na mnie bądź kryształowym kwiecie, lecz ostatecznie to właśnie na nim zawiesiła spojrzenie. 
- Dziękuje - Mruknęła cicho z chłodem, który czasami przyprawia mnie o lekkie ciarki. Czemu tak drobna i delikatna istota musi mieć w sobie tyle zimna? Chyba, że to jedynie skorupa pod którą skrywała ciepłe serce. 
- Nie masz za co - Chciałem zacząć pakować prace do teczki, lecz w tej samej chwili coś uderzyło w delikatny kryształowy kwiat, który rozsypał się na drobne kawałeczki. W dłoni białowłosej została jedynie łodyżka, a wszystko inne posypało się na piasek i korę drzewa. Oboje nieco zdziwieni patrzyliśmy w jeden punkt, gdzie jeszcze chwile temu był ten śliczny twór, by zaraz potem spojrzeć na miejsce, skąd prawdopodobnie coś wyleciało. Stał tam wątły mężczyzna z wyciągniętą w naszą stronę ręką. On strzelił? Tylko czemu? Przecież pojedynkowanie się było bez sensu biorąc pod uwagę ryzyko odniesienia ran. Kto normalny by chciał trafić do szpitala? Nie licząc masochistów. 
- Um ... przepraszam? - Przechyliłem głowę na bok chcąc jeszcze co dodać, lecz w tej samej chwili musiałem się uchylić, by nie oberwać czymś w rodzaju kolca. Wystrzeliwał je z wyciągniętej dłoni, choć widać było, że kiepsko celuje przez strach. Ręka mu lekko drgała...na tyle by trajektoria lotu nieco się zmieniła. 
- Nie ruszaj się! Nie chce nic od ciebie, a od niej - W tej chwili zaczął celować w Yukino, która z kamiennym wyrazem twarzy obserwowała napastnika. Znała go? Czego od niej chciał? Albo czym mu zawiniła... 
Białowłosa wstała, a w jej dłoni pojawił się miecz prawdopodobnie stworzony z lodu. Zrobiło się nieco chłodniej i nie chodziło tu już wcale o jej charakter. 
- Ona Musi.... Musi mi to dać... W innym wypadku zginę.... - Roztrzęsiony ton mężczyzny świadczył o tym, że bał się... nie nas, a czegoś innego. Ktoś musiał przymuszać go do tych czynów, bo w końcu nie wyglądał na typowego człowieka z mafii co miał w głowie jedynie gnębienie i rabunek. 
- Nic nie muszę. Tym bardziej, jeśli nie jest to dla ciebie. - Jej ton znów zaczął przypominać jej żywioł. Lodowaty bez żadnej litości czy ciepłych uczuć. 
- W takim razie ty zginiesz i sam sobie to wezmę! - Z jego dłoni zaczęły wystawać kolce niczym u jeżozwierza, a po chili wyleciały prosto w stronę dziewczyny. Delikatnie stuknąłem nogą o piasek, by nawiązać kontakt z drobinami kryształu. Zmieniły się one w ścianę , która zatrzymała lecące pociski, choć niektóre przebiły się na wylot, gdyż nie miałem czasu na utworzenie grubszej warstwy z tak drobnych cząsteczek. 
- Uciekamy - Szepnąłem łapiąc dziewczynę za dłoń i zacząłem biec w stronę bardziej zadrzewionego terenu. Yukino nie miała wyjścia.... Musiała za mną pobiec, gdyż nie miałem zamiaru jej puścić. Walka była tu nie na miejscu, w szczególności, że ten chłopak trząsł się jak galareta ze strachu. Nie spodziewałem się jednak, że odważy się pobiec za nami. Naprawdę mu zależało... albo to po prostu instynkt przetrwania mówiący mu, że zginie jeżeli nas nie złapie. Niestety ja dość szybko zacząłem opadać z sił przez co zwolniliśmy, a napastnik znalazł się na tyle blisko, by wystrzelić znów parę pocisków. Jego celem była oczywiście Yukino, lecz niektóre kolce trafiły w drzewa, a pozostałe we mnie... w ostatniej chwili udało mi się zasłonić dziewczynę, dlatego trafiły mnie w plecy. Syknąłem cicho, gdyż ból nieco mnie zaskoczył. Te kolce nie były może grube, lecz nadrabiały to liczbą i długością. Miałem tylko nadzieje, że nie miały w sobie jakiejś trucizny czy innych świństw. 

<Yukino?>

Taiga - Zlecenie 10

Jasne światło sprawiło, że niechętnie otworzyłam oczy. Nad sobą ujrzałam nieznaną mi twarz, która bacznie mi się przyglądała, mówiąc niezrozumiałe dla mnie w tym momencie słowa. Zamrugałam kilka razy, skupiając swój wzrok na białym suficie. Nie miałam pojęcia, gdzie jestem. Podniesienie się spowodowało ogromny ból w klatce piersiowej, dlatego postanowiłam się nie ruszać, a przynajmniej przez najbliższe kilka minut, dopóki sam ból nie ustąpi. Dopiero kiedy ludzkie twarze zaczęły nabierać dokładniejsze rysy, a samo pomieszczenie przestawało być już tylko niewyraźną plamą, zdałam sobie sprawę, co tak na prawdę się stało i gdzie jestem. Wspomnienia stały się na tyle wyraźne, że zdałam sobie sprawę, jak to się stało, że wylądowałam w szpitalu.
Wracając późnym wieczorem ze sklepu, już przed niewielkim blokiem, usłyszałam dziwne dźwięki. Miauczenie, śmiech i mocne uderzenia najwyraźniej czymś ciężkim. Zmarszczyłam brwi, trochę zaniepokojona tym wszystkim. Spojrzałam na siatkę z zakupami i wywróciłam oczami. Postanowiłam zaspokoić swoją po części ciekawość i zajrzeć za gęste krzaki. Już, gdy pierwsza z gałęzi musnęła mój policzek, pożałowałam swojej decyzji. Na niewielkiej ścieżce ujrzałam kałużę krwi, w której skąpany był niewielki kociak. Wcześniej zapewne ze śnieżnobiałą sierścią, teraz z otwartymi ranami i posklejany szkarłatną cieczą zmieszaną z błotem. Często uważałam, że ludzie nie mają sumienia, sama tłumiłam swoje, aby jak najlepiej sprawdzać się w walkach, zapewne jak większość magów, jednak ten widok, był dla mnie niezrozumiały. Po co katować takie małe i niewinne stworzenie, które nawet nie potrafi się obronić. Dlaczego tacy ludzie nie wyzwą na pojedynek równych sobie? Taki gnojek, nawet nie zdaje sobie sprawy, jaką frajdę by mi sprawił, gdyby wręczył mi, takową metalową rurkę ze słowami "walcz ze mną". Spokojnie odłożyłam siatkę na bok, nie zwracając uwagi na głupie komentarze. Jak to często bywa, nie docenili swojego przeciwnika, którym w tym momencie byłam ja. Złapałam za drugi koniec metalu, którą trzymał mężczyzna mniej więcej w moim wzroście, nawet nie musiałam mu jej wyrywać, wystarczyło trochę mojej mocy, aby przez całe jego ciało przeszedł prąd, na tyle silny, że padł jak długi na mokrą glebę. Miałam pecha. Wszyscy okazali się magikami, a ja bez mojego oręża za wiele nie mogłam, mimo to duma nie pozwoliłaby mi się wycofać. Stanęłam do walki, nie zmieniając wyrazu twarzy. Nawet nie mając swojej broni, nie mogłam powiedzieć, aby szło mi źle. Byłam już pewna łatwego zwycięstwa, kiedy niespodziewanie dostałam ciężką rurą w żebra. Upadłam na kolana, łapczywie łapiąc powietrze. Za bardzo przyzwyczaiłam się do komentarzy Gaze. Naelektryzowałam całe swoje ciało, a włosy uniosły się ku górze. W momencie, kiedy na ziemię spadło kilkadziesiąt piorunów, dostałam tym samym narzędziem jeszcze raz w klatkę piersiową. Tym razem było to dużo mocniejsze, a moja twarz spotkała się z błotem.
To właśnie dlatego teraz leże w szpitalu. Chciałam uratować kota, a sama skończyłam obolała.
- O, obudziła się Pani. Pamiętasz, jak się tutaj znalazłaś? Jak się nazywasz? - Lekarz patrzył na mnie wymownym wzrokiem, wyczekując odpowiedzi.
- Taiga Mortem. Ktoś mnie pobił - Burknęłam wręcz ze wstydem. Doktorek pokręcił głową, popytał jeszcze o kilka szczegółów, uświadamiając mnie, że mam złamane dwa żebra i kilka stłuczeń, po czym wyszedł ze sali, mówiąc, że ktoś niecierpliwie na mnie czeka. Pomyślałam, że powiadomili mojego ojca i choć raz przejął się mną, a nie samym sobą. Do sali, niczym rakieta wleciał białowłosy, od razu, obejmując moją dłoń. Patrzył na mnie wzrokiem pełnym zmartwienia, ale także i bólu, którego jeszcze nie widziałam u nikogo. Może się obwiniał? Chciał iść ze mną do tego sklepu, ale byłam zbyt uparta, żeby mu na to pozwolić, co nie jest jego winą.
- Gaze przecież żyję - Westchnęłam z delikatnym uśmiechem. Ułożył dłoń na moim policzku, składając na zimnych ustach, krótki, ale namiętny pocałunek.
- Co Ci jest? Nie chcieli mi nic powiedzieć - Oderwał się ode mnie, ale jego twarz nadal była blisko mojej, tak, że nasze nosy się stykały.
- Nic wielkiego, dwa złamane żebra, jakieś stłuczenia - Wzruszyłam ramionami. - Mógłbyś? - Wskazałam na poduszkę. Chłopak westchnął ciężko, poprawiając ją. Pierwszy raz, od kiedy zaczęliśmy swoją znajomość, podniósł na mnie głos.
- Dlaczego jesteś taka uparta?! Gdybyś mnie posłuchała, a nie była tak uparta, nie leżałabyś teraz tutaj. Gdyby nie ten hałas, nie wiedziałbym, a jakby zrobili Ci coś gorszego - Jego wzrok był... Sama nie wiem jaki, ciężko było to opisać. Gniew, smutek to wszystko się ze sobą mieszało, dając taki efekt, że sama poczułam skruchę.
- Przepraszam - Mruknęłam, spuszczając wzrok. Zapanowała między nami grobowa ciszą, którą przerwał, głaszcząc mnie po włosach.
- Dobrze, że nic Ci się nie stało, ale nie strasz mnie tak więcej - Uniosłam wzrok, aby zobaczyć jego miły uśmiech. - Przyniosę Ci obiad, szpitalne jedzenie nigdy nie było zbyt smaczne - Ze śmiechem ucałował mnie w czubek głowy.
- Zrobisz mi steka? - Zapytałam z nadzieją w głosie.
- Pół krwistego jak zawsze. Dasz radę sama?
- Pewnie - Skinęłam głową, układając się wygodnie - Pójdę spać - dodałam ciszej. Chłopak pożegnał się ze mną, zapewniając, że będzie za dwie godziny najpóźniej. Zawsze byłam zaskoczona, jak szybko potrafi zmienić swój humor. W jednej chwili zły, a za chwilę wraca do swojego dawnego bycia. Zostałam sama w sali, w której na szczęście leżałam sama. Zamknęłam oczy, aby móc rzeczywiście się zdrzemnąć, kiedy usłyszałam, jak ktoś puka. Zaskoczona, nie spodziewając się gości, zawołałam krótkie "proszę". Do sali z małym bukietem róż wszedł Mobius. Podniosłam jedną brew, zaskoczona jego wizytą.
- Poinformowali nas w szkole - Wyjaśnił krótko. Bez pytania zabrał wazon, który musiał stać na każdym stoliku, uzupełnił go wodą i włożył kilka róż do środka.
- Nie sądziłam, że pofatygujesz się osobiście - Przyznałam, nie przemieszczając się za bardzo na łóżku.
- Taki obowiązek przewodniczącego - Wzruszył ramionami.
- Taaa, raczej własna obawa przed brakiem partnerki do tańca - Prychnęłam. Rozmawialiśmy o tym, co się dzieje w szkole, przy okazji dał mi również notatki, jakie były dzisiaj przerabiane, a także jakie będą w najbliższych dniach, kiedy mnie nie będzie. Nie zadawał za wiele pytań, co mi odpowiadało. Czułam się przy nim trochę, jak przy starszym bracie, który się martwi, ale nie mówi o tym zbyt głośno. Pomimo zmęczenia cieszyłam się z jego odwiedzin, w ostatnim czasie nie mieliśmy okazji na wiele rozmów. Każde z nas miało swoje sprawy na głowie, sama też chciałam więcej czasu spędzić z Gaze, poznawać go coraz to dogłębniej, a sam czarnowłosy miałam wrażenie, że coraz więcej czasu spędzą z młodą dziewczyną, której pomagaliśmy w konkursie, z czego się cieszyłam, wydawało się, że czasami bywa straszliwie samotny, pomimo tłumów dziewczyn, którym się podobał. Po 30 minutach pożegnał się ze mną, życząc zdrowia. Kiedy po raz drugi zostałam sama w sali, zamknęłam oczy na 10 minut, nawet nie zdążyłam dobrze zasnąć, gdy usłyszałam kolejne pukanie. Gaze z obiadem, czy może Mobius zapomniał czegoś i musiał się cofnąć? Po raz drugi tego dnia zawołałam już trochę niechętnie "proszę". Przez chwilę przeszło mi przez myśl, że może odwiedził mnie mój ojciec. Widząc małą czarnowłosą dziewczynę, poczułam delikatne rozczarowanie, ale i radość, widząc kolejną znajomą twarz. Mała kobieta z uśmiechem podała mi pudełeczko z czekoladkami. Z uśmiechem usiadła na krzesełku obok mojego łóżka.
- Tak wiem, dowiedziałaś się ze szkoły - Westchnęłam, przecierając dłonią oczy.
- Jak się czujesz? Słyszałam, że to dosyć poważne - Przechyliła głowę.
- Zbyt ciekawska jesteś - Mruknęłam, chcąc urwać rozmowę, ale widząc jej minę, zdecydowałam się kontynuować. - Nie jest źle, wszyscy wyolbrzymiają, zwykłe pobicie i złamane żebra, nic wielkiego.
- Połamane żebra to nic wielkiego?! - Kilka minut zajęło mi uspokajanie czarnowłosej, że na pewno nic większego mi nie dolega. Rozmawiałyśmy przez chwilę głównie o tym, jak to się stało, że tutaj trafiłam, jednak chyba zauważyła, że zaczyna mnie to irytować i zmieniła temat.
- Ten chłopak co z Tobą mieszka to Twój partner? - Zapytała z miłym uśmiechem, kiedy zauważyła kwiaty.
- Mój oręż - Mruknęłam - Nie, kwiaty nie są od niego. Mobius był chwilę przed Tobą - Spróbowałam się podnieść, aby lepiej się usiąść, ale szybko z tego pomysłu zrezygnowałam.
- Od... Mobiusa? - Podniosła jedną brew.
- Ta, możesz zabrać, jak chcesz - Ziewnęłam - Luz, nie podoba mi się, wolę... ciemniejszych - Uśmiechnęłam się pod nosem, nawet jej cichy chichot mi nie przeszkadzał.
Dziewczyna szybko opuściła niewielką salę, zostawiając mnie samą. Odetchnęłam z ulgą, czując, że w końcu pośpię. Zamknęłam oczy, odczekując kilka minut, nie słysząc żadnych zbliżających się kroków, poddałam się objęciom Morfeusza.
Obudził mnie ciepły dotyk, a także miły zapach sosu i mięsa. Podniosłam oczy, widząc Gaze, wpatrującego się we mnie.
- Dobrze spałaś? - Przechylił głowę.
- Średnio, miałam gości - Przyznałam, chcąc się podnieść, w czym mi pomógł, dzięki czemu mogłam zmienić pozycję, aby zjeść pyszny kawałek mięska.
- Widzę - Wskazał oczami na kwiaty i czekoladki na stoliku.- Cichy wielbiciel?
- Oczywiście - Podniosłam kącik ust - Przewodniczący klasy i jego przyszła dziewczyna - Dodałam po chwili z cichym śmiechem, kiedy ułożył przede mną stek z frytkami. Chłopak najwyraźniej odetchnął z ulgą, a ja podśmiewając się pod nosem. Zjadłam ze spokojem, przypominając sobie o tym, o którym myślałam od samego początku. Oręż od razu to wyczuł, łapiąc mnie za dłoń.
- Co się stało? - Przyłożył moją dłoń do swoich ust.
- Nie było nikogo więcej u mnie? - Zapytałam, patrząc na bok. - No wiesz, jak spałam - Dodałam po krótkiej chwili ciszy.
- Nie wydaje mi się, przynajmniej ja nikogo nie spotkałem, a dlaczego? - Szeptał, przez co ciepłe powietrze łaskotało mnie po skórze.
- Myślałam, że przyjdzie do mnie mój ojciec, pewnie został powiadomiony i miałam jakąś małą nadzieję, że chociaż raz nie pomyśli o sobie - Westchnęłam. Gaze momentalnie położył się obok mnie, delikatnie do siebie przyciągając, uważając także na moje żebra. - Co Ty robisz? Nie możesz ze mną leżeć.
- Nie martw się o to, ja Cię nigdy nie zostawię, niezależnie co by się nie działo. Kocham Cię i pójdę za Tobą nawet w ogień - Złożył pocałunek mojej skórze.
- Możesz mi to obiecać? - Wyszeptałam, zamykając oczy.
- Mogę Ci to przysiąc na własne życie - Głaskając mnie po włosach, sprawił, że bardzo szybko zapadłam w głęboki i spokojny sen. Nawet jeśli nie mogę liczyć na własną rodzinę, to cieszę się, że mam przyjaciół i jego, mój własny oręż, mój własny facet. 

Od April C.D Hideyoshi


Po dosyć szybkiej wymianie zdań, udaliśmy się do mojego mieszkania. Może i malutkie, ale czego więcej potrzeba, jeśli mieszkałam tam sama? Hide miał czas, żeby rozejrzeć się po salonie i kuchni, a ja w tym czasie skoczyłam do sypialni po pieniądze. Nie byłam zwolenniczką noszenia całych toreb, więc zgarnęłam tylko tyle, żeby starczyło mi na wyskoczenie do kawiarnii. Jednak wkradła mi się pewna doza niepewności, czy oby na pewno nigdzie już później nie pójdę. Dla pewności jak i spokoju ducha, ostatecznie wzięłam cały portfel. No bo hej, nigdy nie wiadomo. 
- Okej, możemy wychodzić- oznajmiłam, znajdując Hide oglądającego salon. 
Chłopak odpowiedział mi jedynie skinieniem głowy. Po upewnieniu się, że na pewno i niezaprzeczalnie zamknęłam drzwi od mieszkania, mogliśmy ruszyć w stronę kawiarnii. Chłopak był ode mnie wyższy, co jakoś szczególnie mnie nie zdziwiło. 
- W sumie, to nie wiem o tobie nic oprócz twojego imienia. No i gdzie mieszkasz - zagadnęłam. - Chyba, że mam sklerozę i nie pamiętam, czy o cokolwiek pytałam. Gdzieś się uczysz, studiujesz, pracujesz?- dodałam, kierując wzrok na chłopaka.
- Uczę się w Adellal- odparł z delikatnie uniesionymi kącikami ust. 
- O, a więc szkoła sportowa - powiedziałam z uznaniem. - Która klasa, jeśli można wiedzieć?
- Siódma, a ty?- piłeczka została odbita w moją stronę. 
- Szkoła Tori, również klasa siódma - wyszczerzyłam się. 
Pogoda sprzyjała takim spacerom oraz nowym znajomościom. Dwukolorowego chłopaka zaprowadziłam do mojej ulubionej kawiarnii. Była mała, ale za to bardzo urokliwa i przytulna. Lubiłam małe przestrzenie, bo nie czułam się w nich… samotna? Coś w tym stylu. Większe pomieszczenia, w których przebywałam sama, zdawały się być strasznie puste i właśnie, zbyt samotne. Chociaż to też wiele zależało od mojego nastroju. Razem z Hide zajęliśmy miejsce niedaleko okna. Lubiłam przez nie patrzeć, obserwować wszystko wokół. Spokojne popijanie herbaty z widokiem na ten cały pęd miasta sprawiało wrażenie, jakby czas się dla ciebie zatrzymał. Jakbyś na chwilę zatrzymał się w miejscu. 
- Mają tutaj bardzo dobre ciasta. I herbaty. Kawy też. No i inne napoje - powiedziałam, starając się jakoś pomóc mu w wyborze. - Wszystko tutaj jest dobre, także masz w czym wybierać - uśmiechnęłam się szeroko.

<Hide?>

Od Keyi C.D Naira


Nana czule pieściła moje włosy. Nie mogłam ukryć, że to było na prawdę przyjemne. Jej zgrabne palce dokładnie zajmowały się każdym moim pasmem włosów. Przez sekundę w moich myślach pojawił się obraz mojej matki, która zawsze narzekała jak bardzo nienawidzi mojego koloru włosów. Dlaczego, więc nawet moje wspomnienia nie potrafiły zrobić z niej mojego wroga? Nie umiałam tego wytłumaczyć. Z jakiegoś powodu zawsze tłumaczyłam sobie, że jest smutna i dlatego mnie nie chce. 
Dziewczyna zawzięcie tworzyła arcydzieło z moich rudych kłaków, widocznie się przy tym ciesząc. Bez wątpienia miała w tym wprawę. 
- Tada - wypięła dumnie pierś, podając mi lusterko, kiedy zaprowadziła mnie do łazienki. 
Moje odbicie było teraz... piękne! Byłam wręcz zachwycona powstałą fryzurą. 
- To jest... cudowne! - nie dotykałam włosów, aby nie naruszyć ich starannego ułożenia. Zadziwiające jak fryzura potrafi odmienić oblicze.
- Nawet nie wiesz jak się ciesze, że Ci się spodobało. - dotknęła własnych policzków, nie chowając swojego uśmiechu.
- Zdecydowanie powinnaś pracować jako fryzjerka. Nie myślałaś o tym? 
Rzuciłam nadal wpatrując się we własne odbicie i przyjmując teraz wyszukaną pozycję.
- Nie zastanawiałam się nad tym w sumie - cmoknęła, wzruszając ramionami. 
- Jak dla mnie perfekcja, powinnaś zostać jakąś sławną fryzjerką. - zaśmiałam się przyjaźnie. 
Po jeszcze krótkiej wymianie zdań, zrobiłyśmy sobie razem pamiątkowe zdjęcie. Na pewno zawiśnie u mnie na ścianie. 
- Nana? - zapytałam lekko się rumieniąc. Zawsze przy ważniejszych pytaniach moja twarz wyglądała jak burak. Kiedy skinęła pytająco, uśmiechnęłam się. - Bo ty świetnie biegasz, a ja.. no sama wiesz. Chciałabyś mnie może trenować? oczywiście tylko wtedy kiedy miałabyś czas i chęci!
Wyszczerzyłam zęby z nadzieją i pokłoniłam się nisko. Sama byłam zdziwiona, że w ogóle postanowiłam oto zapytać. Raczej stawiałam na indywidualizm i nie lubiłam kiedy obcy ludzie wcinali mi się w moje treningi. Ale czy nie chciałam być lepsza? Tylko dzięki osobie bardziej doświadczonej będę mogłam zrobić coś więcej.

Nana? ^~^ zgodzisz się?

Od Keyi C.D Kashim


Czułam się okropnie. Przed oczami tańczyły czarne mroczki, które skutecznie zamazywały obraz. Ból głowy mieszał się z nudnościami, a organizm zaczął drżeć. Miałam wrażenie, że zaraz zamarznę.
- Potrzebujesz odpoczynku. - silne ręce chwyciły mnie i uniosły do góry, aby zaraz przyciągnąć mnie do rozpalonej skóry. Chciałam się mocniej wtulić i po prostu pozostać przy źródle ciepła. Mój umysł jednak stanowczo tego zabraniał. Nie znałam go i czułam się skrępowana. Nie na co dzień mdleję obcemu facetowi , który wygląda co najmniej jak zawody morderca.
Nie czułam kontroli nad swoim ciałem, więc moje ręce bezwładnie opadły. Nogami jednak zdołałam objąć chłopaka, tak aby się podtrzymywać. Było mi… wygodnie, a moja skóra zaczynała robić się coraz cieplejsza. Być może przez to, że właśnie spoczywała na barkach obcego człowieka, który był przystojny. Przeklęłam w myślach, karcąc się za kotłujące się w głowie podteksty.
- Co robisz? – nerwy jednak brały górę. Spięłam się prawie niewidocznie, chcąc wydostać się z krępującego uścisku. Jego dziewczyna na pewno byłaby wściekłą i nie pozostawiła ze mnie nawet jednego włoska.
- Sama nie dasz rady iść, nie mam racji? – wyczuwałam w tym tonie ironię. Lekko siknęłam głową, delikatnie ocierając się o jego szyję. Zapach jego skóry wdarł się do moich nozdrzy powodując silniejsze zakłopotanie. Męski zapach to właśnie to co doprowadza mnie do obłędu. – Jak Ci na imię?
Jego głos widocznie się ściszył i wcale nie wyglądało jakby chciał dowiedzieć się mojej tożsamości. Ale jego nonszalancja chyba mi się podobała. Co ja w ogóle plotę? Gdyby nie to, że zachciało mi się pobawić własną mocą nie musiałabym teraz wyglądać jak ofiara, która wcale nie zaprzecza, że odpowiada jej taki sposób noszenia przez mężczyzn. Przeklęłam w myśli, nakazując sobie racjonalnie myśleć.
- Keya Tabuchi. – rzuciłam, nadal wdychając przyjemną mieszankę zapachu. Miałam wrażenie, że moje policzki zaraz eksplodują pod wpływem wielkich czerwonych wypieków. – Gdzie mnie niesiesz?
Próbowałam się rozglądać, ale zawsze nie miałam dobrej orientacji w terenie. Nie miałam zielonego pojęcia gdzie my właśnie jesteśmy. Prócz tego, że to las oczywiście. Plotki o naszym przewodniczącym zrobiły swoje i nieco się… obawiałam. Skąd mogłam wiedzieć, że nie sprzeda mnie na jakimś czarnym rynku i będzie mi się po prostu śmiał w twarz?
- Do szkolnej pielęgniarki, powinna jeszcze być u siebie, tam odpoczniesz, a jak będzie potrzeba podłączy Ci kroplówkę. – z rozmyślań wywołał mnie stanowczy głos. Miałam wrażenie, że był teraz oschły i wściekły na moją osobę.
- Przepraszam za kłopot. – na tyle zdołałam się wysilić, próbując jakoś złagodzić jego stosunek do mojej postaci. Czułam jak jego mięśnie się napinają i pracują. Słyszałam jego szybkie bicie serca i oddech, który był nieregularny. Czy powinnam zostać do tego w ogóle dopuszczana?
W pewnym momencie osłabienie znów się nasiliło i mroczki nasiliły swoją częstotliwość. Widziałam tylko pojedyncze obrazy, a kiedy zdołałam rozpoznać korytarze szkoły odetchnęłam. Chłopak nie kłamał. Usłyszałam tylko kopnięcie i najprawdopodobniej doszczętnie zmiażdżone drzwi. Potem krzyk pielęgniarki. Wszystko to jednak nie za bardzo do mnie docierało.
Nie często tutaj bywałam, ale nie był to też pierwszy raz. Jej sprawne ale delikatne ręce od razu zaczęły mnie badać. Mój wzrok przylepiony był jednak do blondyna, który wyglądał teraz na zamyślonego.
Kobieta coś powiedziała, a chłopak coś jej przekazał ruchem ust po czym wyszedł, zostawiając nas same. Zrozumiałam bez większych problemów. Uśmiechnęłam się i lekko zacisnęłam palce na kocu, na którym teraz siedziałam.

~ następnego dnia ~

Rankiem obudziłam się cała obolała. Od razu po przebudzeniu zażyłam przepisane leki, stwierdzając, że na drugi raz nie postąpię tak lekkomyślnie. Już zapomniałam jak bardzo jestem zastana w kwestii tej mocy. Bez dwóch stań, wróciłam do podstaw w jej używaniu.
Posmutniałam na tą myśl i na myśl, że przecież i tak nie mam jej z kim ćwiczyć. Bo kto normalny pozwoli wejść do swojego ciała i po prostu się podda? Mój wzrok powędrował na respirator leżący w kącie pokoju. Chcąc używać tego daru, będę musiała go używać. Pora nieco go zniekształcić i zrobić podręczną jego wersję.
Do południa leżałam w łóżku i po prostu myślałam o wczorajszych wydarzeniach. Pielęgniarka zadbała o usprawiedliwienie dzisiejszego dnia. Była naprawdę kochana.
Nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu, który zraz zmieniał się w okrzyk zażenowania. Moja wyobraźnia pracowała już na wysokich obrotach, niepotrzebnie insynuując niektóre rzeczy.
- Głupia! – rzuciłam do siebie, zatykając twarz poduszką.
Późnym popołudniem czułam się już bardzo dobrze. Przeciągnęłam się, zakładając na siebie obcisłą koszulkę z dość dużym dekoltem i równie przylegające spodnie. Narzuciłam na siebie jeszcze skórzaną kurtkę, która była w mojej szafie najcenniejszym znaleziskiem. Włosy pozostawiłam rozpuszczone, aby cieszyły się wiatrem, który dzielnie przemierzał każdy skrawek tego miasteczka.
Wieczorny spacer przebiegł mi przyjemnie, ale dość ponuro. Nie mogłam poznać własnej osoby. Czy naprawdę zaczynałam się czuć samotna?
Idąc powoli przez dość mało uczęszczaną uliczkę mój wzrok skupiły włosy koloru krwistoczerwonego. Obok szedł mój wybawiciel, który nie od razu mnie zauważył. Stanęłam i pomachałam w jego stronę, uśmiechając się. Odwzajemnił gest.
Oboje wyglądali jakby właśnie wrócili z „brudnej” roboty. Posiniaczone ciała, wiele bandaży i plastrów okalających skórę. Do tego ich wyraz twarzy mówiący, że są z tego dumni. Wzdrygnęłam się na myśl, że naprawdę mogą teraz wracać z miejsca świeżego mordu.
Blondyn wyglądał jednak na tego groźniejszego i nienawidzącego każdego człowieka, który zechce wejść mu w drogę. Obraz dwóch gangsterów, którzy byli niesamowicie przystojni… stop! Przygryzłam wargę w geście przywołania się do porządku.
Po ich wspólnej reakcji musieli być bliskimi przyjaciółmi. Ogarnęła mnie lekka zazdrość, którą szybko wypleniłam.
Przywitałam blondyna szerokim uśmiechem, kiedy stanął przede mną i nasze spojrzenia tkwiły teraz wpatrzone w siebie.
- Hej. – moja noga zaczęła podrygiwać, a policzki znów zaczynały się robić gorące. Nie teraz, proszę. – Chcę Ci podziękować i przeprosić.
Nisko się pokłoniłam, tak, że moje włosy całkowicie zasłoniły moją rozpaloną buzię.
- Nie musisz – jego głos był teraz delikatny i chyba tak samo zakłopotany jak ja. – To nic wielkiego.
Uniosłam się i zauważyłam, że blondyn odwrócił wzrok, nerwowo przeczesując tylne partię włosów. Ponownie zagryzłam dolną wargę.
- Zdecydowanie mam u Ciebie dług. Jeśli jest sposób, w który mogę się odwdzięczyć… - zacisnęłam ręce za sobą, próbując ukryć zdenerwowanie. Widziałam, że chłopak zaraz ma zamiar zaprzeczyć, ale raczej z czystej uprzejmości. Tak mi się przynajmniej wydawało. Chyba zauważył, że nie dam za wygraną i po prostu lekko wykrzywił kąciki ust w prawie niewidocznym uśmiechu.
- Pomyślę. – rzucił, a jego twarz znów przybrała obojętny wyraz. Zaśmiałam się cicho, zasłaniając dłońmi usta. Popatrzył na mnie pytająco.
- Na pewno wszystko okey? – wyciągnęłam delikatnie rękę, ale zaraz ją schowałam w zakłopotaniu. – Jesteś cały poraniony. Mogę?
Zbliżyłam się nieco, czekając na jego pozwolenie. Na moją twarz wpłynął obraz troski i przejęcia.



Kashim? :> ahh świetnie piszesz! Jak ja się w to wczułam ;D możesz robić z moją postacią co chcesz, więc spokojnie ^~^

piątek, 30 marca 2018

Od April C.D Kashima


Szumy wypełniały moją głowę aż za bardzo. Już byli zbyt blisko, ale coś zwróciło ich uwagę w kierunku wyjścia z uliczki. Bardzo chciałam również tam spojrzeć, jednak ból mi nie pozwalał ruszyć się chociaż o krok. No po prostu nie i tyle. Może nie usłyszałam wybuchu, który nastąpił chwilę później, ale poczułam tą falę uderzeniową. Jeden z oprawców wylądował też na ziemi. Zaraz po nim jego kolega. Chyba wymienili między sobą kilka zdań, a później zmyli się może tylko odrobinę w pośpiechu. Nie musiałam zgadywać, kto był moim wybawcą, rycerzem na “wybuchowym koniu”. Przez głośniejszy, bardziej uciążliwy pisk w mojej czaszce zostałam zmuszona, żeby chwilowo zamknąć oczy do granic możliwości. Drgania podłoża upewniły mnie w przekonaniu, że ktoś się zbliżył. Tak, może i nie słyszałam, może i słabiej widziałam w tym stanie, ale czucie miałam znakomite. Zmusiłam się do otworzenia oczu. Przede mną kucał blondyn, którego to ja wcześniej uratowałam. Teraz role się odwróciły. To ja zostałam magicznie ocalona przez niego. Moje wcześniejsze domysły okazały się prawdziwe co do osoby, która przepędziła bandę przygłupich łysych głów. Bardzo chciałam usłyszeć, co mówił do mnie chłopak, ale jak wielkie te pragnienie nie było, ja nie mogłam słyszeć w tamtej chwili nic oprócz przeraźliwego dzwonienia. Pozostało mi więc tylko patrzeć na niego i odliczać sekundy, aż faza ustąpi. Poczułam, jak chłopak chwyta moje dłonie w swoich, zmuszając jednocześnie do spojrzenia na jego szkarłatne oczy. Później wzrok padł na usta. Powoli się poruszały, jakby chciał mi coś przekazać. Udało mi się rozszyfrować całe zdanie, że już wszystko w porządku. I tak było, bo kilka sekund później cały ból, dzwonienie i czym tylko mnie pani bozia obdarowała w nagrodę za moje moce, zniknęło jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki. Mogłam odetchnąć z ulgą. 
- Przestało.. - powiedziałam cicho, nie spuszczając wzroku z blondyna, który szybko puścił moje dłonie. Swoją drogą, jego ręce były ciepłe i jednocześnie trochę zniszczone. Te drugie to pewnie przez wybuchy, które wywoływał. Ciepłe były możliwe z tego samego powodu, ale wolałam myśleć, że on miał po prostu ciepłe dłonie, tak, jak niektórzy mają je po prostu zimne. 
- Nie jestem, aż takim skurwielem by pozwolić kobiecie cierpieć. - Fuknął, zaraz się podnosząc, zostawiając mnie samą wciąż na ziemi. - Posługujesz się czarną magią z zakonu Rosuto i to skutki uboczne, mam rację? - Jedna z jego brwi powędrowała do góry, a spojrzenie, pełne jakiegoś uczucia, którego nie mogłam zgadnąć, bacznie obserwowało, utkwiło w mojej skromnej osobie. 
- Tak, zgadza się. Niestety lub stety. Mam tego pecha, że nie wiem, kiedy, jak długo i o jakim nasileniu dostanę ataku po użyciu mocy. Dlatego staram się nie używać mocy bez potrzeby - westchnęłam, wstając i otrzepując ubranie z ziemi. - Dzięki za ratunek. Naprawdę, gdybyś się nie zjawił, znowu musiałabym jej użyć i potem znowu przez to przechodzić. Dziękuję - dodałam, uśmiechając się ciepło. 
Skinęłam ledwo zauważalnie głową, gdy wymijałam chłopaka. Mój telefon, a raczej to, co z niego zostało po zmiażdżeniu i zdeptaniu przez tamtych typów, leżał na chodniku, rozpaczliwie błagając o szybką i bezbolesną śmierć, bo uratować się go już nie dało. Zebrałam resztki, bo jego obecny stan nie był już obejmowany gwarancją. Przesypałam odłamki w dłoniach. Nie wiem, czy rodzice będą chcieli dać mi kasę na nowy. Pozostało mi więc tylko jedno.
- Co do tamtych pieniędzy… Jeśli to nadal aktualne, jednak bym je przyjęła - odwróciłam się na pięcie w stronę blondyna, z niezręcznym uśmiechem. - Oczywiście wszystko oddam! Co prawda w ratach i nie od razu, ale co do grosza, wszystko zostanie zwrócone- dodałam szybko.

<Kashim?>

Od Nairy C.D Keya


Dam radę — zapewniła bez mrugnięcia okiem, choć sama czułam się nieco mniej swobodnie, doskonale znając wygląd własnego mieszkania. Tona środków odkażających nie była w stanie pokryć większości napraw, które powinny zostać wykonane, ale przynajmniej czynsz był niski. No i szczury przynajmniej od mojego pojawienia się więcej miejsca tutaj już nie grzały. —Słyszałam, że teraz panuje moda: "Im większe ciuchy, tym fajniejszy jesteś". 
W międzyczasie zabrałam się za przygotowanie przekąsek, starając się nie zrobić jeszcze większego bałaganu niż obecnie. Nakroiłam rzeczy do mojej ukochanej potrawki pod tytułem "Ryż z czymkolwiek, co znajdowało się w lodówce" i już po chwili mieszałam dwa rodzaje sałat, białą, ryżową masę z kiełkami, kawałkami marchewki, rzodkiewki, pomidorów oraz majonezem. 
— Wyglądam seksownie, prawda? — Odwróciłam się, opierając się plecami o blat i wpatrując się w nastolatkę.
Każdy twój — skwitowałam z kąśliwym uśmieszkiem, wpatrując się w te piękne, długie, czerwone włosy, za które mogłabym zabić. — Co chcesz do picia? — Wskazałam jej krzesło i zabrałam się za nalewanie kranówki. 
Jeszcze raz dziękuję. Jeśli jest sposób, w który mogę się odwdzięczyć to mów, z chęcią to zrobię. — Jej wzrok zaczął krążyć po pokoju w czasie, gdy sama zastanawiałam się, czy chciałabym czegoś szczególnego. Z jednej strony od gościa nie wypadało, a z drugiej... Drgnęłam z nagła, dostrzegając na czym skupiło się spojrzenie dziewczyny. Uśmiechnęłam się smętnie, wpatrując się w ostatnie zdjęcie z moim ojcem, zrobione trzy lata temu na otwarciu nowego Centrum Kultury, gdzie mieliśmy grać uśmiechniętą, rozradowaną rodzinkę, przecinając oficjalną, czerwoną wstęgę.
Bujda na rysorach, niech mu się tam dobrze kłamie dalej przed ekranem, że żyliśmy w idealnym, wyimaginowanym świecie, którego zazdrościć mogła nawet Dorotka z Krainy Oz.
— Ojciec? — spytała domyślnie Keya, na co przytaknęłam niemrawo, mając nadzieję, że nie rozpoznała w nim polityka. — Dziwnie zabrzmi, ale nie jesteście podobni... 
Poszłam po matce — przerwałam jej. 
Właściwie to jest jedna rzecz — mruknęłam, nadal wpatrując się w przestrzeń. — Mogłabym pobawić się twoimi włosami? — spytałam na bezdechu, bo prawda była taka, że z moimi nie bardzo mogła spróbować czegokolwiek, a te tutaj wyglądały zbawiennie i byłam pewna, że za pomocą części moich kosmetyków mogę w końcu faktycznie się pobawić, a nie tylko starać się ujarzmić dziką szopę. — Proszę? — mruknęłam prawie błagalnie, zanim zdezorientowana dziewczyna przytaknęła wątpliwie. 
Mogłam wydać piskliwy okrzyk radości lub nie, przyznawać się do niego i tak nie zamierzałam, zanim poleciałam do łazienki po kosmetyczkę, już po chwili w czasie, gdy dziewczyna zajadała się sałatką, siedząc w poprzek na kanapie, ja usiadłam za nią i rozpoczęłam powolną zabawę włosami. Najpierw rozczesałam delikatnie pasma, żeby już po chwili zacząć roztapiać w dłoniach tonę kremów, specyfików do włosów dziwnej i dziwniejszej maści czy chociażby równomiernie pudrować końcówki włosów. A gdybym tak mogła przypalić je prostownicą, nieco rozjaśniając... 
Nie, Nana, rób w spokoju ten warkocz i tak masz nadmiar szczęścia dzisiaj.
Energicznie dobierałam kolejne pasma, skręcając je naprzemiennie, tworząc zbiorowisko mniejszych warkoczy, które po chwili zaczęłam zbierać w mały koszyczek z tyłu głowy, obwiązując je gumką i przypinając wsuwkami. Następnie wstałam, obkręciłam śmiejącą się dziewczynę z każdej strony, badając czy żaden włosek niepotrzebnie nie wysuwa się ze swojego miejsca, zanim zabrałam ją do łazienki, podsuwając jej lusterko, żeby mogła przejrzeć swoje włosy w odbiciu.
Tada — zaprezentowałam fryzurę ze szczęśliwym uśmiechem.

Od Kashima C.D Keya


Kashim wysłuchał w ciszy tego co miała mu do powiedzenia dziewczyna. Fascynująca umiejętność, lecz wiążąca się najprawdopodobniej z jeszcze wieloma innymi komplikacjami. Jeśli opuści ciało na dłuższy czas to nie ma przypadkiem możliwości, że jak zrobi to zbyt długo, skończy się niedotlenieniem mózgu i śmiercią? Ryzykowne, więc czemu zaryzykowała by uspokoić chłopaka. Podczas zadawania dobie tylu pytać, Kashim dostrzegł jak kobieta w jednej chwili traci siły i opada na jego tors. Zaskoczony, upewnił się, że rudowłosa ma stabilne tętno i powoli pomógł jej przejść do siadu. Widział, że nie była teraz w najlepszej formie. Oczy zamroczone, a ciało prawie całkowicie bezwładne. 
-----------------------------------------------------
Przepraszam. – Jęknęła, otwierając oczy i po chwili łapiąc się za głowę, jakby informując mężczyznę, że nadal rudowłosa nie wróciła do pełni sił. – Chyba wyszłam z wprawy. - Dziewczyna posłała mu zakłopotany uśmiech, widniejący na tle różowych policzków. Kashim będąc tak blisko nieznajomej mógł teraz stwierdzić, że jest na prawdę urokliwą kobietą. Nie przeszkadzał mu nawet mocny makijaż, który dodatkowo dodawał jej dzikości, która jest zawsze kojarzona z rudymi czuprynami. Wręcz przeciwnie, podobało mu się to. Zaczęło go ciekawić, czemu stał się teraz tak łagodny. Może moc kobiety miała jeszcze jakiś dłuższy wpływ na ofiarę? Nie wiedział, jednak nie czuł gniewu, czy jakiejkolwiek irytacji. Wręcz przeciwnie sam był trochę zakłopotany, co na szczęście potrafił perfekcyjnie ukryć, za szkarłatnymi wrogo nastawionymi do wszystkich oczami i urodzie dzikiego psa. Nagle kobieta ponownie zaczęła tracić siły i ześlizgnęła się na nogi chłopaka.
Potrzebujesz odpoczynku. - Westchnął ciężko Kashim biorąc kobietę na ręce, w dość dziwnej pozie, gdyż jej ręce zwisały z jego barków, a nogi mogły się bezproblemowo owinąć wokół jego talii. 
Co robisz? - Zapytała nerwowo, jakby chcąc się wydostać z uścisku. Blondyn postanowił zanieść.. właśnie jakie było jej imię? Kashim automatycznie zmarszczył brwi. "Co się z Tobą dzieje chłopie?" Mruknął do siebie w myślach. Nigdy się nie interesował innymi, na pewno nie ich tożsamością. Wręcz próbował wszystkich wyrzucić ze swojej głowy, nie kojarzył nawet imion osób ze swojej klasy, więc czemu teraz jest tak zaabsorbowany tą informacją?
Sama nie dasz rady iść, nie mam racji? - Powiedział ironicznie Kashim, czując jak gorąca niczym zapalona pochodnia skóra kobiety zaczyna ocierać się o jego szyję, by skryć swoje zawstydzenie zaistniałą sytuacją. Mężczyzna na prawdę przestał siebie poznawać, nie wiedział, że potrafi być taką oazą spokoju. - Jak Ci na imię? - Zapytał po chwili, cicho z bardzo dziwnym tonem, jakby zrobił to wbrew sobie. Do nosa młodzieńca wdarł się nagle przyjemny zapach kobiety. Czyżby mu się to podobało? 
- Keya Tabuchi. - Odparła krótko rudowłosa, będąca nadal widocznie zawstydzona. Kashim w sumie jej się nie dziwił, w końcu tak noszą mężczyźni zwykle swoje kobiety, jednak dziewczyna upadła na niego tak niefortunnie, że zmiana pozycji mogłaby być upierdliwa, jak i nie bolesna dla Keyi. - Gdzie mnie niesiesz? - Spytała rozglądając się niepewnie. Znajdowali się w środku lasu, więc trudno było odczytać kierunku świata, a tym bardziej stwierdzić, gdzie znajduje się miasto. Tyle dobrego, że Kashim odwiedzał to miejsce dość często, tak więc znał okolicę jak własną kieszeń. Chłopak poczuł chwilowy dyskomfort. Przypomniał sobie, że jeszcze niedawno wspinał się przecież na ogromny klif i jest cały mokry od potu i nitrogliceryny. "Czemu się tym tak przejmujesz?!" Już widocznie zirytowany mężczyzna bił się ze swoimi myślami. 
Do szkolnej pielęgniarki, powinna jeszcze być u siebie, tam odpoczniesz, a jak będzie potrzeba podłączy Ci kroplówkę. - Wytłumaczył Kashim zirytowanym tonem, spowodowanym nadmiarem niewygodnych myśli w jego głowie. Chociaż to wskazywało, że był cały czas sobą, gdyż potrafił popaść w gniew z byle jakiego powodu. 
Przepraszam za kłopot. - Oznajmiła drżącym głosem dziewczyna, na co zaskoczony blondyn zacisnął szczęki. "I Po co ją jeszcze straszysz kretynie?" Miał odczucie jakby kobieta była delikatnym kwiatem, który w jego rękach niestety nie ma szans na przeżycie. Nie potrafi być delikatny, a tym bardziej miły. To tylko kwestia czasu, aż zacząłby wyrywać płatki. Nie mówiąc już nic, bo jak uważał Kashim pogorszyłby tym tylko sprawę. Szedł powoli przed siebie, mijając to ostrożnie wystające skały, czy grube korzenie drzew, by nie spowodować bolesnego dla obojga upadku. Nie minęło więcej niż kilkanaście minut, kiedy blondyn dotarł z rudowłosą na rękach do Akademika. Oczywiście wszystkie oczy były zwrócone w jego kierunku. Dobrze wiedział co myślą. Psychopata, doprowadził kobietę do takiego stanu i teraz łaskawie ją zanosi do pielęgniarki. Pewnie bił ją własnymi pięściami, nie dając nawet chwili odetchnięcia. Opamiętał się dopiero, gdy zobaczył, że ledwo dycha. Jego opinia jest gorsza od wielu przestępców siedzących w pace. Sam sobie taką wyrobił i był z tego dumny. Na twarz Kashima wpełzł oziębły, lecz pełen ekscytacji uśmiech. "Wszyscy macie się mnie bać bezużyteczne ścierwa. Znajcie swoje miejsce" Przez jego głowę codziennie przechodziły podobnego rodzaju myśli, wskazujące jakim psychopatą jest tak naprawdę blondyn. Niestabilna psychika doprowadzała do wielu nieprzyjemnych konfliktów, mężczyzna był w stanie rzucać się na nauczycieli i zadawać im nieprzyjemne tymczasowe obrażenia. Policja jest z nim zapoznana i to już za dobrze. Prawie każdy dorosły, który go zna był pewien, że wyrośnie na przestępce, a łącząc z tym jego niezwykłe umiejętności, zdawało się to przerażającym punktem widzenia przyszłości. Wielu nakłaniało go do pójścia do psychiatry, a do tego liczne rozmowy z jego rodzicami. Co jego starzy mają do tego? Jest już pełnoletni. Parsknął pod nosem chłopak i zdał sobie sprawę, że stoi już pod pomieszczeniem pielęgniarki. Bez pukania tworzył drzwi kopnięciem i wszedł do środka.
Kashim jak ja Cie pierdolne kiedyś, jak ty te drzwi, to się nie pozbierasz! - Wykrzyknęła wysoka opasana w biały strój kobieta, która wyszła zza prześwitującej zasłony. Ujrzawszy jednak na jego rękach młodą rudowłosą, zaskoczona przyłożyła dłoń do ust, jakby chcąc zapomnieć wszystko co przed chwilą powiedziała, gdyż przy innych to nie wypada. - Co się stało? - Spytała zaniepokojona podchodząc do Kashima, który kład Keye na łóżku. Nie oskarżała mężczyzne o nic, nie rzuciła nawet podejrzliwego spojrzenia. Może dlatego, ze przebywał tutaj tak często, że kobieta zna go już na wylot i wie, że nie byłby do czegoś takiego zdolny, chyba że byłaby to legalna walka podczas Turnieju Magicznego. Dodając jeszcze fakt, że dziewczyna nie była poobijana to wszystkie podejrzenia zostały natychmiastowo rozwiane w jej głowie. 
Użyła swojej mocy, po czym prawie zemdlała. - Wytłumaczył krótko rozczochrany i najeżony niczym jeż blondyn. Patrzył jak pielęgniarka sprawdza, to reakcje źrenic na światło, to różne bodźce. Czując delikatny żal do siebie Kashim, ze skrzywioną miną podrapał się z tyłu głowy. W końcu gdyby nie on to by do tego nie doszło. "Przecież jej o to nie prosiłeś" Jakby zła strona młodzieńca odezwała się ponownie, by przywrócić jego umysł do wcześniejszego stanu. 
Rozumiem, dobrze się spisałeś. - Odparła pielęgniarka badając przy tym bladą Keye. Mężczyzna samym spojrzeniem stwierdził, ze dziewczyna wygląda gorzej niż wcześniej. Czym mogło to byś spowodowane? Przykładając dłoń do ust zmarszczył w zamyśle brwi. Może jej mózg na prawdę po tamtej akcji został niedotleniony? Ale takie skutki powinny już minąć nieprawdaż? Może powinien szukać przyczyny u całkowicie innego źródła. Nitrogliceryna, rozszerza naczynia krwionośne, może doprowadzić do wazodylatacji, przy tym zmniejszenie ciśnienia. Czy to właśnie on chcąc pomóc, dodatkowo pogorszył stan rudowłosej? Jak mógł postąpić tak bezmyślnie. - Możesz już iść. - Kobieta machnęła na Kashima ręką, która spojrzał na wpatrującą się w niego rudowłosą. Jedyne co mu zostało to pozostawienie dziewczyny w dobrych rękach. Domyślił się, ze pielęgniarka znałą przyczynę złego samopoczucia Keyi, a to co myśli to tylko insynuacja... Otworzył usta i zaczął powoli nimi poruszać, by dziewczyna z łatwością odczytała to co ma do powiedzenia: "Wracaj szybko do zdrowia". Po czym odwrócił się jakby nigdy nic na pięcie z widoczną obojętnością, za którą kryło się nasionko goryczy. Zostawiając wszystko za sobą chwycił w rękę telefon, by wykręcić numer do znajomego.

~ Następnego dnia ~

Kashim dotknął bolącego miejsca i syknął cicho. Był cały poobijany, a do tego miał widoczne sine ślady na całym ciele. Wieczorna przechadzka ze znajomym nie skończyła się ciekawie. Blondyn miał ogrom wrogów i niezliczoną ilość ludzi, którym podpadł na wiele sposobów. Podirytowany spojrzał na swojego przyjaciela, którym był mężczyzna tego samego wzrostu, o długich czerwonych, spiczastych włosach. Jego rany były porównywalne do Kashima, jednak bardziej powierzchniowe, gdyż chłopak miał zdolność utwardzania ciała. Żyjąca w dodatku chodząca skała. Zbili wszystkich na kwaśne jabłko, jednak nadal był wściekły, gdyż nie udało im się dorwać szefuńcia tych pchlarzy buszujących po okolicy i okradających starsze panie wraz z wnukami. 

Ej.. psssttt, jakaś dziewczyna się na Ciebie patrzy. - Kashim usłyszał głos towarzysza. Warto wspomnieć, że jest on jego przyjacielem z dzieciństwa, najbliższym i jedyny. Nie ważne co by się działo, ta dwójka pójdzie za sobą w ogień. Zaczepisz jednego, drugi od razu eci mu na ratunek, nie ważne co by ważnego się działo. Mają wobec siebie długi, zaufania, liczne konflikty, co tak bardzo ich łączy. W dodatku uważają, że są do siebie bardzo podobni, mimo iż Kashim to chodzący wulkan, a Tengo rozradowany promyczek, który rozśmiesza wszystkich naokoło i naprawa energią. Blondyn spojrzał w kierunku, który został mu nakazany. Czerwonowłosy wskazał palcem na pewną kobietę, jak po sekundzie stwierdził była to Keya. Jej widok wywołał widoczną ulgę w mimice twarzy mężczyzny, jednak ten szybko to przykrył za maską obojętności. 

To Keya. - Oznajmił widząc jak kobieta macha do niego delikatnie ręką, na co odwzajemnił tym samym gestem. Może jednak ta bójka się przydała? Przynajmniej teraz wygląda jak groźny uliczny pies, do którego lepiej nie podchodzić, z tak poobijanego faceta nie wyczytasz żadnych emocji, prócz wrodzonej arogancji. 
Jakim cudem taka laska chce się w ogóle z Tobą zadawać? - Parsknął śmiechem chłopak, na co Kashim uderzył do z płaskiej dłoni w tył głowy. - No co? A źle mówię? Jesteś totalnym chujem, nie wiem jak ona może z Tobą wytrzymywać. - Tengo stwierdził fakt, który był niezaprzeczalny, jednakże możliwy do podważenia. Chcąc jak najszybciej zakończyć tę bezsensowną rozmowę, szukał jakiegoś rozwiązania w głowie, by móc dowiedzieć się w końcu, czy kobieta ma się dobrze.
Zauważ to, że dla niej nie jestem wredny frajerze. - Fuknął pod nosem do przyjaciela, który z zaskoczeniem i fascynacją zaczął mu się przyglądać, wywołując przy tym nieciekawe skrępowanie. Tengo potrafił czytać z Kashima jak z otwartej księgi, na szczęście zazwyczaj się mylił...
Ohoho.. Czyżbyś się zakochał? - Wypalił nagle, przez co blondyn, aż odchylił się z niedowierzania, że coś takiego mogło przyjść jego najlepszemu przyjacielowi do głowy. Chociaż co w tym dziwnego, dla reszty świata jest strasznie toksyczny, czasami nawet dla Tengo, który już do tego przywykł i innego wcielenia Kashima jako przyjaciela sobie nie wyobraża. Chociaż to właśnie ta zawziętość, sprawia, że są sobie tak bliscy. 
Chyba w Twoich snach. - Warknął groźnie uderzając mężczyznę w obolałe żebra. Blondyn spiorunował znajomego wzrokiem, dając mu wprost do zrozumienia, by nigdy więcej nie pieprzył tego co mu ślina na język przyniesie. 
Dobra, dobra żartowałem..~! - Wijąc się z bólu, a zarazem śmiechu Tengo prosił blondyna by przestał i sam obiecał, że nie będzie mówić żadnych docinek. Kashim dając znać ręką czerwonowłosemu by odszedł, skierował się od razu w stronę Keyi, która stała w miejscu, oczekując jego osoby. Wyglądała dobrze.. Rude włosy powiewały na wietrze, co chwile zrywając się na twarz kobiety, która musiała je odganiać. Była w pełni sił, do tego szeroki uśmiech przywitał blondyna, od razu, gdy był w odległości kilku metrów. Kashim przystanął i spojrzał w oczy dziewczyny. Nie wiedział co powiedzieć.. powinien spytać, czy wszystko dobrze? Czy najpierw się przywitać? A może zwyczajnie rzucić pod nosem coś szorstkiego. Skrępowany tym co ma zrobić, usłyszał jak Keya odzywa się pierwsza:


< Keya? Wiem.. poleciałam mocno do przodu, przepraszam. xD Możesz opisać to z Twojej perspektywy lub lecieć dalej. :3 >

Od Hideyoshiego C. D April


- No, to na dzisiaj się już najeździłam. Mam nadzieję, że moje przypuszczenia są dobre i kostka nie jest skręcona. Inaczej nici z treningów przez… tydzień? Jeśli nie masz mnie jeszcze dość, to możemy gdzieś jeszcze wyskoczyć- dziewczyna rzuciła, zakładając trampek na spuchniętą kostkę. Nie no ona ma talent do upadków. Najpierw sama się wywaliła, później o mało co nie zaliczyła gleby, a teraz nawet przed ławką się wywróciła. Mistrz. Normalnie rekord Guinessa by pobiła. Wypiera się, że nic jej nie jest, ale kostka mówi sama za siebie. Jest, delikatnie mówiąc, spuchnięta, 
-Wiesz, mi tam pasuje, ale jesteś pewna, że nic ci nie jest?
- Tak. Jest okej. A jeśli nie, to wkrótce się najwyżej przekonamy, prawda? - kończyła wiązać jednego buta.
-Pomóc ci jakoś?- stałem obok w asekuracji, gdy dziewczyna wstawała.
- Zaraz się przekonamy. Spokojnie, chyba dam radę iść sama. Nie zrobię ci tego i nie będziesz musiał nieść mojego dwutonowego cielska - zaśmiałam się, dociskając sznurówki.
-Jesteś szczupła jak na 2 tony- zaśmiałem się.
- Dzięki. Ale wiesz, zdradzę ci sekret. To wszystko zasługa gorsetów - wyszeptałam z dłonią przyłożoną do ust.
-Mmm... Ciasny musi być ten gorset.
- No ba. Jednak da się przyzwyczaić - zaśmiała się.
-Wieeesz, ja podziękuję. To jak? Wstajesz?
- Tak. Nadeszła chwila prawdy -dziewczyna wstała i złapała się mnie. Odruchowo ją złapałem ,a ta potem buchnęła śmiechem - Żartowałam. Wszystko w porządku. Mogę iść sama.
-Ooo tyy! -walnąłem ją w głowę.
- Heej. To że nic nie jest z moją nogą nie znaczy, że inna część mojego ciała może ucierpieć - oddała mi, uderzając mnie w przedramię.
-Taa, dysmózgia na propsie, haha. A tak poza tym. To masz jakieś plany, gdzie chcesz iść?
- W sumie to nie mam pojęcia. Myślałam o jakiejś kawiarnii. Napiłabym się herbaty i zjadła ciasto.
-Kawiarnia? O daa! Uwielbiam kawiarnie. Idziemy?
- Pewnie. Muszę tylko skoczyć jeszcze do siebie po pieniądze, więc teraz to ty zobaczysz jak mieszkam- odparła, uśmiechając się.
-Jasne, why not!- zaczęliśmy iść w stronę jej mieszkania. Parę minut później, byliśmy na miejscu, a dziewczyna otworzyła mi drzwi do mieszkania. wszedłem do środka i czekałem na nią w holu.
-Ładnie się urzadziłaś, chociaż preferuję moje cztery kąty- uśmiechnąłem się.
- Dziękuję. Każdy ma inny gust, więc nie ma problemu. Rozgość się, a ja skoczę szybko do mojego pokoju -dziewczyna skierowała się do swojego pokoju po pieniądze.

<April?>

Od Taigi C.D Gaze


Obudziła mnie dziwna pustka. Przez całą noc czułam przyjemne ciepłe, dzięki któremu mogłam przespać całą noc w całkowitym spokoju, nie budząc się i nie gapiąc w sufit, albo na innych ludzi z góry, gdy stałam na balkonie. Przetarłam oczy i niczym kot przeciągnęłam na całej powierzchni łóżka. Zaspana spojrzałam na szafkę nocną, na której leżał mój telefon. Wzięłam go do rąk, przesuwając palcem po ekranie. Zauważając, która jest już godzina, zerwałam się na równe nogi z wielkimi oczami. Jak to możliwe, że spałam aż do 10! Od godziny trwa już sprzedaż książki, na którą poluje od dobrego miesiące. Codziennie budzę się przed piątą i akurat dzisiaj musiałam zaspać. Zerwałam się z łóżka, wyciągając z dwudrzwiowej szafy jasne dżinsy i bluzę z kapturem, do tego świeża bielizna. Pomagając sobie zębami, zaciągnęłam na dłoni sznurowaną bransoletkę, biegnąc do łazienki, aby zabrać bardzo szybki prysznic i umyć zęby. Przez to wszystko zapomniałam zapukać do białych ozdobnych drzwi, za którymi kryła się nie tylko łazienka, ale także i białowłosy, który był okryty jedynie białym ręcznikiem w pasie. Trzymał suszarkę przy swoim włosach, którą musiał wyłączyć przed chwilą. Spojrzał na mnie zaskoczony, na co w tym momencie nie zwróciłam najmniejszej uwagi.
- Szybko! Mamy 10 minut i wychodzimy - Mówiąc to, ściągnęłam już z siebie wszystkie ubrania, wchodząc pod prysznic, gdzie oblała mnie lodowata woda. Nie miałam nawet czasu, żeby czekać, aż zacznie lecieć ciepła.
- Cześć. Gdzie Ci się tak spieszy? - Kończyłam namydlać swoje ciało, a spłukując je letnią wodą, spojrzałam na niego.

- Nie mi, tylko tam - Poprawiłam go, wychodząc, przelotem wycierając się miękkim materiałem. Nałożyłam dolną część bielizny, wyciskając zaraz pastę do zębów na niebieską szczoteczkę. Pomimo iż na co dzień lubiłam nosić ciemne ubrania, ta posiadałam dużo kolorowych przedmiotów, szczoteczka, grzebień, gumki do włosów, czy koce. Gaze kończył się golić, co jakiś czas spoglądając na mnie kątem oka.- Ne gap se tak, tylko ogalniaj, ziaraź nie bedze ksązek - Wymamrotałam, mając pełne usta.
- Jakich książek? - Podniósł jedną brew - Rozumiem, że idziemy do księgarni? - Zapytał ,na co pokręciłam przecząco głową - Miasta? - Ponownie pokręciłam przecząco - Czyli do galerii - Westchnął, na co zadowolona skinęłam. Doskonale wiedział, że na kupnie książki się nie skończy i wcisnę mu kolejne ubrania, które będzie musiał kupić, a może i dla siebie coś znajdę? Wyplułam białą pianę i przepłukałam usta, zakładając resztę ubrań. Użyłam jeszcze jednych z moich ulubionych perfum i pomalowałam usta delikatną szminką, która tylko podkreśliła kolor mych naturalnych ust. Spojrzałam na niego, podnosząc ręce, co miało oznaczać "No i czemu nie jesteś gotowy?". Chłopak z uśmiechem założył bluzę, używając perfum i robiąc ten sam gest. Pociągnęłam go za rękę, gdzie momentalnie włożyłam buty. - A śniadanie? - Podniósł jedną brew, na co wzruszyłam ramionami.
- Zjemy coś na miejscu, dalej chodź! - Pociągnęłam go za rękę, aby wyszedł już z mieszkania - Jeśli przez Ciebie się spóźnimy, to będziesz mi szukać tej książki po całym mieście! - Zamknęłam mieszkanie, zeskakując ze schodów - Szybko, bo jeszcze nam autobusów ucieknie - Burknęłam, ale wtedy mnie zatrzymał, cały czas trzymałam jego dłoń. Chciałam na niego nakrzyczeć, za to, że po raz kolejny nas opóźnia, ale wtedy pokazał mi kluczyki od auta.
- Lepiej autem, będzie szybciej - Uśmiechnął się, na co podniosłam brew. Nawet nie miałam czasu, aby zapytać ,o co chodzi. Zgodziłam się od razu, idąc za nim na parking. Stanęłam obok jednego ze starszych aut, w końcu nie spodziewałam się niczego więcej, jednak kiedy ze śmiechem, otworzył mi drzwi do ładnego, czarnego sportowego samochodu, musiałam zacząć zbierać szczękę z ziemi. Wsiadłam do chyba jego samochodu, zastanawiając się, skąd miał pieniądze na takie auto.
- Ukradłeś to? - Zapytałam w końcu, kiedy ruszył w stronę galerii.
- Nie - Spojrzał na mnie z uśmiechem - Kiedyś kupiłem - Wzruszył ramionami. Muszę przyznać, że przyjemnie jechało się takim cackiem. Stanęliśmy przed galerią, gdzie biegiem ruszyłam do wejścia. Dopiero kiedy stanęłam przed półką, na której na szczęście było kilka.... a może kilkanaście. Wzięłam jedną do rąk, z wielkim uśmiechem. - "Rozpal swoje emocje, rządzę namiętności w nowej odsłonie najgorętszej sagi, tego roku"? - Gaze stojąc za mną, ułożył podbródek na mojej głowie, czytając tekst, który znajdował się nad półką.
- Tak! Czekałam na to kilka miesięcy! - Mówiłam podekscytowana.
- To... Erotyk?
- I to jaki! Najlepszej autorki na świecie, ubóstwiam ją - Spojrzałam na niego ze szczerym uśmiechem - Chodźmy do kasy i na śniadanie, a później jakieś zakupy - Zadecydowałam, zanim cokolwiek zdążył powiedzieć, czy też zaprotestować.
Zrobiliśmy wszystko dokładnie w tej kolejności, co mówiłam. Usiedliśmy przy jednej z knajpek, w której podawali naleśniki na słodko, posiedzieliśmy jeszcze kilka minut, rozmawiając, chociaż to głównie ja mówiłam o fabule całej serii. Po smacznym posiłku zaczęliśmy chodzić po sklepach, co jakiś czas musiałam wepchnąć mu w ręce spodnie czy bluzkę, albo inny dodatek. Również dla samej siebie kupiłam kilka rzeczy. Od kiedy mieszkam z Gaze, nie muszę płacić całych rachunków, dzięki czemu mam więcej pieniędzy na własne przyjemności. Wychodziliśmy z kolejnego sklepu, kiedy zatrzymał mnie znajomy, piskliwy głos.
- Taiga! Cały czas mroczna, ja nie wiem, nigdy się nie zmienisz - Spojrzałam na rudą dziewczynę, z którą chodziłam kiedyś do gimnazjum. Nienawidzę szmaty... Nie chcąc robić jakichś przedstawień, zdecydowałam się ją zignorować. - A my się nie znamy, prawda - Stanęła nam na drodze, robiąc maślane oczka do Gaze.
- Mój chłopak na takie gó*wno, jak Ty nawet nie spojrzy. Także, jeśli nie chcesz dostać w ryj, jak kiedyś to zejdź mi z drogi i idź się kur*wić gdzie indziej - Zmarszczyłam brwi, patrząc na nią wręcz zabójczym spojrzeniem. Burknęła coś jeszcze pod nosem, ale z podniesioną głową złapałam Gaze za rękę - Chodź kochanie, bo jeszcze nas czymś zarazi, jak ma się dziennie więcej ku*tasów w ustach niż chleba to później nawet przy rozmowie rozsiewa się jakieś choroby - Z łobuzerskim uśmiechem, podniosłam głowę, czując swojego rodzaju wyższość, nad starą znajomą.

Gaze?

Od Ravenisa C.D Violett


Uśmiechnęła się. Losie, ona potrafi się uśmiechać, powinienem się śmiać, czy płakać?
Błękitny daje poczucie bezpieczeństwa, spokoju. Kojarzy się ze spokojnym niebem oraz oceanem. Fiolet jest związany z tajemnicą ale też ze zawartym kompromisem. Ten jasny fiolet... — mówiła, wskazując po kolei na kolejne wisiorki, broszki, kamyczki, a ja unosiłem coraz wyżej brwi, nie spodziewając się aż takiej wylewności ze strony dziewczyny, z którą jak dotąd potrafiliśmy wymienić tylko jakieś szczątkowe zdania. — ... daje dodatkowo nastrój marzycielsko-nostalgiczny. Natomiast ten odcień fioletu daje ci nastrój magiczny. — Słuchałem uważnie, nie miałem zamiaru przerywać dziewczynie w monologu, widać było, że czuje się jak ryba w wodzie. — Różowy wyraża miłość jaką darzysz drugą osobę, oraz uczucia takie jak szacunek, sympatię czy też przyjaźń. A szmaragdowy oznacza harmonię, ambicję i pokój — skwitowała, uważnie mi się przyglądając. Pokiwałem na koniec głową, powoli przyjmując do wiadomości wszystkie informacje, które zdążyła mi zapodać i starając się je jakkolwiek uporządkować.
A co powiesz na ważkę w kolorach tęczy? — Do całej rozmowy wtrąciła się uśmiechnięta sprzedawczyni. — Dziewczyna ma prawdę odnośnie tego co oznaczają kolory, a kolor tęczy może oznaczać wszystko tylko musisz wyrazić to słowami młodzieńcze. — Młodzieńcze, jak bardzo by mi to nie schlebiało, to nie lubiłem tego określenie, bo cholera, czułem się wtedy jak szesnastolatek, bądź też coś w ten deseń. Mimo wszystko odpowiedziałem na uśmiech kobiety dokładnie tym samym i ponownie zacząłem przyglądać się ozdobom, przy okazji powoli wertując w głowie wszystkie za i przeciw jak i propozycje rzucone od obu towarzyszek, które jak widać, bardzo starały się mi pomóc w dokonaniu odpowiedniego wyboru.
To jak? Ważka czy szukamy dalej? — spytała nagle dziewczyna.
Potarłem dłonią policzek, zamruczałem pod nosem i ponownie zacząłem dokładnie przyglądać się wisiorkom, które jednak bardziej do mnie przemawiały, niż te wszystkie broszki. Przypinać je do ubrań, no, mogą się popsuć, szczególnie jak ci kto za nią pociągnie, a tak, to tylko zakładasz na szyję i nie martwisz się za bardzo o całą resztę.
Nie, ważka brzmi dobrze, nie ma co dalej błądzić, bo potem trudno cokolwiek wybrać z takiego natłoku dodatków — odparłem, ujmując w palce srebrne cudeńko z żółtymi wstawkami, malusieńki wisiorek, taki delikatny, a jednak miły dla oka i ciekawie odznaczający się wśród tych wszystkich agresywnych kolorów. — A co sądzisz o tym? Radosny taki, no wiesz, mniej w nim melancholii niż w reszcie. Ile za niego będzie, psze pani? — rzuciłem do starszej kobiety, uśmiechając się firmowym uśmieszkiem numer czterdzieści trzy [trzydzieści cztery niestety, albo i stety, należał już do Oakleya]. Cieszyłem się, że nie musiałem zawałować przy wypowiedzianej cenie, a jeszcze przychylniej zerknąć na zakup błyskotki. — No to co ty na to? Ładny jest.

Od Kashima C.D April


Przywykł, ze ludzie zwykli brać jego pieniądze, bez zbędnego gadania. Tak więc zaskoczyło go zachowanie kobiety, która rzucając mu coś na rodzaj porady, ruszyła w swoją stronę. Patrzył w milczeniu za jej sylwetką, która po chwili zniknęła za ruinami budynków. Kashim westchnął ciężko i skrył banknoty do kieszeni. Chyba wolał już je dać kobiecie, gdyż zdawał sobie sprawę, że sam przewali je na totalne pierdoły. Idąc w ślady nieznajomej, mężczyzna ruszył w stronę swojego domu. Jak na ironie losu, był to ten sam kierunek, w którym udała się szatynka. Wątpił by jeszcze kiedyś ją spotkał, jednak jeśli teraz była w stanie mu coś nakazywać, to mogłoby się to zdarzyć po raz kolejny. A tego nie trawi. Trzymał język za zębami tylko dlatego, ze miał styczność z płcią piękną. Wychodząc na ulice, gdzie wyjątkowo nie było wielu ludzi, Kashim począł się rozglądać, jakby chcąc stwierdzić, gdzie teraz ma się udać. Powinien jeszcze zrobić zakupy przed powrotem, by jego rodziciele się nie czepiali. Idąc więc w przeciwnym kierunku niż jego dom, zaczął myśleć o nadchodzących wyborach przewodniczących magicznych szkół. Ciekawiło go czy pozbędzie się w końcu tego haniebnego przydomku, czy nadal z jakiegoś niewiadomego powodu dyrektor będzie nalegał by to on nim został. Co to w ogóle za wybór? Przewodniczącym szczeniak, który nie potrafi zapanować nad własnym temperamentem? Kashim zmarszczył brwi zirytowany. Sama myśl, że będzie musiał kolejne miesiące się z tym męczyć doprowadzała go do białej gorączki. Dyrektor chce przyciągnąć, czy może wręcz przeciwnie odciągnąć potencjalnych uczniów? Chociaż są i tacy, którzy przychodzą tylko by spróbować swoich sił przeciwko uczniom Akademii, w końcu kto by wytrzymał z takim typem jak Kashim. Niewielu, ale już nauczyli się, że nie warto z nim zadzierać, bo raz nikomu więcej kłótni nie jest potrzebnych, a po dwa nie zawsze kończy się do bez jakichkolwiek ran. Blondyn im bliżej był sklepu tym lepiej słyszał jakieś krzyki. Pewnie znowu banda debili bawi się w to, kto rządzi na dzielnicy. Po sytuacji z wcześniej nie miał ochoty więcej nadwyrężać swoich ramion, więc nawet nie ciągnęło go, by wdać się w jakąś bitkę. Kashim miał zamiar zwyczajnie przejść koło uliczki, olewając co się tam dzieje, jednak kiedy to robił, kątem oka dostrzegł coś mu już znajomek. Zatrzymał się. Dostrzegając zgiętą w pół dziewczynę, która wcześniej uratowała mu skórę. Jakby za pomocą pioruna blondyna wypełnił niewyobrażalny gniew. Jak można być takim śmieciem, by rzucać się na kobietę?
Ej frajerzy.. - Krzyknął Kashim, kierując się w stronę łysych palantów. - Wypierdalać stąd jeśli wam życie miłe! - Wrzasnął marszcząc agresywnie brwi i naprężając mięśnie. Mężczyzn było pięciu, do tego zaledwie jeden wyglądał na maga, albo reszta jest zwyczajnie bezużyteczna. Bez wahania Kashim zbliżył się na odległość zaledwie kilku metrów, jeden większy wybuch i zostały by tylko truchła. Sprawę jednak utrudniała kuląca się za nimi kobieta, której chłopak nie chciał skrzywdzić. 
Character:: Katsuki Bakugou
A co ty możesz dzieciaku? Sam stąd spieprzaj, albo też oberwiesz. - Obleśny uśmiech na twarzy grubasa wywołał odruch wymiotny u Kashima, który nie mógł patrzeć na jego mordę i chwytając ją w dłoń, użył eksplozji centralnie przy jego skórze. Głośny rozpaczliwy krzyk rozniósł się po ciemnej uliczce, a masywny mężczyzna wylądował za ziemi, ukrywając spaloną twarz w dłoniach.

Ty skurwielu.. - Towarzysz opryszka spojrzał z niedowierzaniem na wijącego się z bólu kolegę i ruszył z kijem bejsbolowym na blondyna, który przeszywając go morderczym spojrzeniem, wycelował silne kopnięcie prosto w brzuch napastnika. Ten zatrzymał się na nodze Kashima i odbijając się od niej niczym piłka kauczukowa odleciał pod wpływem siły uderzenia do tyłu na kilka metrów, wydalając przez usta swój dzisiejszy obiad. Uczeń Akademii sportowej czując jak jest coraz bardziej zirytowany, zacisnął mocno szczęki, skąd zaczął wydobywać się dym. 
Ostanie ostrzeżenie pierdolone gnidy.. - Z rąk Kashima uszło kilka głośniejszych wybuchów. - Wypierdalać stąd w podskokach, albo zetrę was na miazgę! - Wykrzyczał blondyn nachylając się tak, by było widoczne, że jest gotowy do szarży na przeciwników. Wszystko się w nim gotowało. Nie dopuszczał do krzywdy swoich. Swoich, za dużo powiedziane. Zwyczajnie tych co mu nic nie zawinili, a dodatkowo jest im coś winien.
Wycofujemy się. - Kashim usłyszał głos mężczyzny ukrywającego się na samym tyle. - To nie jest wasz poziom. - Oznajmił odwracając się i idąc w swoim kierunku. Blondyn warknął całą wiązankę przekleństw pod nosem. Najchętniej rozniósłby ich i zostawił tylko proch, jednak musiał pozwolić im odejść, gdyż ramiona już nie wytrzymywały częstotliwości wybuchów jakie w ostatnich godzinach wykorzystał. Patrzył jak zabierają swoich towarzyszy i w popłochu wracali na swoje śmietniki. 
Jak będziesz przyciągać ludzi mojego pokroju, szybko umrzesz. - Warknął nadal wściekle Kashim, gdy odwrócił się do kobiety, która wciąż tkwiła skulona na ziemi. - Hej, już po wszystkim.. słyszysz? - Mruknął, lecz zdał sobie sprawę, że coś jest nie tak. Kucnął przy dziewczynie dokładnie się jej przyglądając. Mocno zaciśnięte oczy, dały wskazówkę blondynowi, że szatynka odczuwała niebywały ból. Starał się dowiedzieć, co jest kobiecie, jednak ta co jakiś czas zerkała na niego, jakby go nawet nie słyszała. Kashim zacisnął pięści zastanawiając się co może zrobić. Dłonie kobiety drżały, w takim stopniu jakby czegoś się śmiertelnie przestraszyła, czy dostała ataku padaczki. Chłopak chwycił ręce kobiety w swoje , przez co nakazał jej na spojrzenie na jego osobę. Ruchem ust powiedział "Już wszystko dobrze", na tyle wolno by dziewczyna go zrozumiała. Źrenice szatynki delikatnie się poszerzyły z zaskoczenia, po czym można było dostrzec w nich ulgę.
Przestało.. - Wyszeptała cicho patrząc się na Kashima, który od razu puścił jej dłonie. 
Nie jestem, aż takim skurwielem by pozwolić kobiecie cierpieć. - Fuknął do niej, podnosząc się. - Posługujesz się czarną magią z zakonu Rosuto i to skutki uboczne, mam racją? - Uniósł brew przeszywając kobietę zawistnym spojrzeniem. 

< April? >

Od Keyi C.D Violett


- Przyszedłem się na pewien czas pożegnać ale też chciałem zobaczyć jak sobie radzisz - pogłaskał dziewczynę po mokrych jeszcze włosach. - Do zobaczenia później.
Zmienił kierunek i podszedł od mnie, co mnie zaskoczyło i lekko się spięłam.
- Może i nie rozumie swoich uczuć wobec drugiej osoby, ale dokładnie wie co czuję drugą osobą. Jedyna blokada w pokazaniu swoich uczuć blokują ja jak i ciebie słowa. Miło było mi poznać, jak wrócę to z miłą chęcią poznam bliżej koleżankę Violett.
Lekko się ukłoniłam, oddając szacunek starszemu. Z ich rozmowy wynikało, że był to wysokiego stopnia major i był bardzo blisko z Violett. Słowa przez niego wypowiedziane były dla mnie wskazówką. Tak to odebrałam. I miał on rację.
Uśmiechnęłam się lekko pod maską i powiodłam wzrokiem za jego sylwetką. Zdecydowanie był osobą doświadczoną i inteligentną. 
- Keya chciałabyś może wejść do mnie i czego się napić? Zapewne zmarzłaś. - przeniosłam wzrok w jej stronę i odsłoniłam twarz, naciągając maskę na brodę. 
- Z chęcią! - ucieszyłam się i przytaknęłam. 
Kąciki ust Violett lekko się uniosły i razem udałyśmy się do jej mieszkania. 
Kiedy znalazłam się w środku zaczęłam dokładnie oglądać mieszkanie. Było na prawdę przytulne i dość obszerne w porównaniu do mojego pokoju w akademiku. Chociaż i tak zdecydowanie bardziej odpowiadało mi moje miejsce zamieszkania. 
Przedpokój był mały i miał zaledwie jedną szafkę. Kiedy towarzyszka zaprowadziła mnie do salonu, moją uwagę przykuła pokaźna kolekcja broni. 
- Wow, niesamowite. - szepnęłam, pozwalając sobie na dokładne ich oglądnięcie. 
- Dziękuję - dobiegł mnie jej przyjazny ton głosu. - Co podać do picia? 
- Poproszę herbatę. - odwróciłam się w jej stronę.
Usiadłam na fotelu, który był bardzo wygodny i nadal patrzyłam po ścianach. Wszystko tutaj było symetryczne i poukładane co cieszyło oko perfekcjonisty. 
Po niedługim czasie dziewczyna zasiadła obok mnie wraz z napojami. Zabrałam filiżankę i objęłam ją obiema dłońmi. Od razu poczułam przyjemne ciepło. Na dworze panował jeszcze chłód, a po basenie jego odczuwalność jeszcze wzrosła. 
- Masz rękę do urządzania mieszkań. - przyznałam. 
Odpowiedziała mi jedynie szczerym uśmiechem. Na ścianie zauważyłam dużo zdjęć. Odwróciłam od nich wzrok i wróciłam do popijania herbaty.
- Chcę Ci na prawdę podziękować. - zaczęłam niepewnie. - Pomimo, że nasza znajomość jest krótka na prawdę Cię lubię. Dzięki tobie w końcu poczułam, że ktoś przy mnie jest.
Posłałam jej dziękujące spojrzenie i wyszczerzyłam zęby. Czułam jak na moje policzki wpływają rumieńce, więc szybko się odwróciłam. Nie miałam wprawy w mówieniu obcym co czuje. Tyle, że Violett nie była dla mnie już tak obca.Pierwszy raz od dłuższego czasu moje uczucia wypełniało szczęście i prawdziwość.
Mogę poznać twoje moce? - kontynuowałam.
To pytanie zawsze sprawiało, że czułam się mniej pewnie. Poznanie mocy znaczyło dla mnie dość dużo, zważywszy, że służą one dla nas i są naszą bronią. Wrogom nie wyznajemy swoich umiejętności, więc to bardzo osobista sprawa. 
Upiłam łyk nadal gorącej herbaty i założyłam włosy za uszy, tak aby móc lepiej patrzeć na siedząca obok jasnowłosą. Jednocześnie zacisnęłam lekko palce na własnym naszyjniku, czekając na odpowiedź. 

<Violett? :> A czy ty zdradzisz mi cząstkę siebie? >

Od Violett C.D Keyi


Szczerze mówiąc to cieszyłam się na widok dziewczyny. W jakiś sposób intrygowała mnie jej osobowość. Myślałam, że spokojnie spędzimy miły czas na basenie. Popływałyśmy sobie odrobinę. Miło było spojrzeć na świat w inny sposób. Woda mnie uspokajała z czego bardzo się cieszyłam. Gdyby nie ten chłopak moje miłe chwile spędzane z Key trwałyby trochę dłużej. Może i nie rozmawiałyśmy ze sobą, ale sama obecność jej osoby w jakiś sposób wprawiała w ten dziwny nastrój. Oczywiście wykonując sztuczkę z obezwładnieniem drugiej osoby, która w tym przypadku był chłopak, wybroniłam się a on odszedł ode mnie w dość zaskakującym szybkim tempie. Keya podeszła do mnie, a jej zachowanie mnie odrobinę zaskoczyło. Była... była... zbulwersowana!?... zła?! Sama nie wiedziałam jak opisać ją zachowanie. 
Postanowiłyśmy wyjść z basenu. Przebrałyśmy się w nasze ubrania, a mokre włosy ja splotłam we warkocza, a dziewczyna spieła je w kucyk. 
Wychodząc z budynku zauważyłam, że Keya nałożyła czarną maskę na swoje usta oraz założyła kaptur, zupełnie tak jakby chciała się przed kim ukryć. Rudowłosa dziewczyna postanowiła mnie odprowadzić do mojego mieszkania. Ja otworzyłam się odrobinę przed szarooką, przynajmniej obecnie taki kolor przybrały jej oczy. Ja powiedziałam co nie co o sobie, a ona o sobie mnie. Będąc przed mieszkaniem zobaczyłam znajomą mi twarz. Podeszłam od razu i tak jak we wojsku wykonałam ruch mówiący, że czekam na rozkazy. Osoba będąca w tej chwili przede mną miała status majora. 
- Spocznij Violett, nie jesteś już we wojsku! - usłyszałam ten melodyjny głos ponownie. Nie słyszałam go już tak dawno!
- Majorze, co pan tutaj robi? - spojrzałam się na jego twarz.
- Przyszedłem się na pewien czas pożegnać ale też chciałem zobaczyć jak sobie radzisz - wyciągnął dłoń w moim kierunku głaszcząc mnie po głowie. - Do zobaczenia później - powiedział do mnie ostanie słowa, zatrzymał się na chwilę przed Key. - Może i nie rozumie swoich uczuć wobec drugiej osoby, ale dokładnie wie co czuję drugą osobą. Jedyna blokada w pokazaniu swoich uczuć blokują ja jak i ciebie słowa - nie wiedziałam o co chodziło majorowi. - Miło było mi poznać, jak wrócę to z miłą chęcią poznam bliżej koleżankę Violett - dodał po czym zniknął. Chciałam mu coś powiedzieć, słowa na które zawsze zbieram tyle odwagi gdy wyjeżdża na misję, ale wciąż nie potrafię ich powiedzieć.
- Keya chciałabyś może wejść do mnie i czego się napić? Zapewne zmarzłaś - podeszłam do niej bliżej. 

<Keya?> mam nadzieję, że przyjmiesz zaproszenie?! A wątek z majorem przełożymy na później ^ω^

Od Violett C.D Ravenisa


Kwiatka nie chciał, zrozumiałam jego decyzję. Rzecz którą chciał kupić powinna mieć w sobie to coś co on będzie wiedział, że to właśnie to on chce kupić. 
Przeszliśmy oboje do dalszych poszukiwań wyjątkowej rzeczy dla wyjątkowej osoby chłopaka. Zastanawiałam się kim może być ta osoba dla chłopaka. Dziewczyna? Babcia? Ciocia? Mama? Nauczycielka? A może chciał wyznać tej osobie swoją miłość?... dużo można by wymieniać odpowiedzi na to pytanie. 
Mój wzrok przykuły kolorowe ważki. Wzięłam jedna w dłonie, była błękitna. Rav zauważył że trzymam coś w dłoniach. Gdy zobaczył ważke zaczął nadawać jak katarynka, a jego wzrok mówił sam za siebie. Ogniki w jego oczach zaczęły ponownie płonąć oraz radośnie tańczyć. Chyba znaleźliśmy tą wyjątkową rzecz, jednak pozostawało pytanie broszka czy naszyjnik? No i jaki kolor?
Kąciki moich ust uniósły się delikatnie, tworząc na mojej twarzy delikatny uśmiech. Chłopak zrobił sobie chwile przerwy, aby zaczerpnąć oddech.
- Błękitny daje poczucie bezpieczeństwa, spokoju. Kojarzy się ze spokojnym niebem oraz oceanem. Fiolet jest związany z tajemnicą ale też ze zawartym kompromisem. Ten jasny fiolet... - wskazałam na ważke - ... daje dodatkowo nastrój marzycielsko - nostalgiczny. Natomiast ten odcień fioletu daje ci nastrój magiczny. - chłopak wsłuchał się w to co mówiłam. - Różowy wyraża miłość jaką darzysz drugą osobę, oraz uczucia takie jak szacunek, sympatię czy też przyjaźń. A szmaragdowy oznacza harmonię, ambicję i pokój - spojrzałam się na chłopaka. 
- A co powiesz na ważke w kolorach tęczy? - zwróciła się do nas starsza kobieta. - Dziewczyna ma prawdę odnośnie tego co oznaczają kolory, a kolor tęczy może oznaczać wszystko tylko musisz wyrazić to słowami młodzieńcze - udzieliła się sprzedawczyni. Miałam nadzieję, że trafiliśmy w sedno z kolorem. Teraz tylko pozostawało pytanie broszka czy naszyjnik?! To chyba było najtrudniejsza decyzja do podjęcia. Spojrzałam się na chłopaka.
- To jak? Ważka czy szukamy dalej? - zapytałam się Rav'a. 

<Ravenis?>

Od Gaza C.D Taiga


Słysząc, że kobiecie było dobrze, Gaze był niezwykle szczęśliwy. Ten dzień ułożył się tak pięknie, że mógł być bezproblemowo zaliczony do najlepszych w jego życiu. Jak w ogóle mogło się tak potoczyć jego życie? Jeszcze niedawno był pijakiem, który częściej spał pod mostem, niż pod dachem, a teraz dzieli jedno mieszkanie z piękną kobietą, w której się zakochał bez opamiętania. Chłopaka rozbawiał fakt, że Taiga często było dla niego nie miła, jednak kiedy miał przypływy miłości, stawała się słodziutką koalą. Nie mógł ukrywać mimo to zadowolenia, dla każdego kogo znał była ona szorstka, a tylko on mógł doznać jej czułości, pod wieloma względami, nawet jeśli sama kobieta nie zdawała sobie z tego sprawy. Podając dziewczynie ubrania, które wcześniej z niej wręcz zerwał, odwrócił się by pójść do kuchni odgrzać zapiekankę makaronową. Włączył piekarnik i ustawił dwieście stopni na około pięć, siedem minut. Przy tym postawił na kuchence elektrycznej garnek, do którego nalał trzy szklanki mleka, po czym dosypał kakao i posłodził kilkoma łyżeczkami cukru. Przywiedziona zapachami Taiga, już w typowym domowym ubraniu, składającego się z króciutkich spodenek, zakrywających zaledwie pośladki, za dużej bluzy i długich skarpetek, usiadła przy stole. Gaze rzucił jej czuły uśmiech i wydobył danie z piekarnika, by postawić, je na stole i powoli zacząć kroić na porcje. Nałożył sprawnym ruchem Taidze sporą część i po chwili zajął swoje miejsce na przeciwko. Czarnowłosa patrzyła zachwyconym wzrokiem na wystające kawałki brokuł i
pomidorów, by chwycić je dynamicznie, lecz namiętnie widelcem. Widząc z jakim apetytem kobieta jadła swoją porcję, Gaze wpatrywał się w nią z podbródkiem opartym o rękę.
Na co się gapisz? - Burknęła odwracając twarz w innym kierunku. - Jedz bo ja ci potem odgrzewać tego na pewno psie nie będę.. - Mruknęła zaborczo, na co białowłosy wydał cichy chichot i nabrał sobie tyle, by starczyło na dokładkę dla kobiety, jeśli by jeszcze chciała. Gaze podczas posiłku zadawał różne pytania, dotyczące dnia. Ostatnio Taiga dużo spędzała czasu na ćwiczeniach i była niemal ciągle zmęczona, dlatego próbował koło uszu przeprowadzić ten temat. Dowiedział się tyle, że pomaga jakiejś uczennicy z mojej szkoły przygotować się na konkurs. Ciemnoskóry od razu domyślił się o co chodzi, jednak ciekawiło go komu tak bardzo zależało na wygranej. Olivii Kendrick? Przewodniczącej. Czy może komuś, kto chce się jej pozbyć z tego stanowiska. Zaciekawiło to Gaza, mimo iż nie brał w tym udziału, ponieważ nigdy nie pchało go do tak licznych obowiązków. Im bardziej białowłosy drążył temat, tym widocznie bardziej zirytowana Taiga była. Koniec końców nie wyjawiła, czy tańczyła sama, czy może z partnerem. Mimo to igiełki zazdrości kuły serce mężczyzny. Kiedy oboje dokończyli swoje porcje, brunetka wyglądała na widocznie najedzoną i usatysfakcjonowaną. Gaze zebrał talerze i odłożył je do umywalki.
Może obejrzymy jakiś film? - Spytał unosząc brew i nalewając z garnuszka do dwóch kubków ciepłego kakao. Taiga przyjrzała się chłopakowi i pokiwała głową na zgodę. W końcu jutro zaczynał się weekend, to nie muszą kłaść się tak wcześnie co zawsze. Stawiając dwa kubki na stoliku przed kanapą, Gaze rozejrzał się w poszukiwaniu Taigi, która owinięta kocem spojrzała na niego wzrokiem mówiącym "Ten jest mój, przynieś sobie własny". Rozbawiony mężczyzna usiadł koło kobiety, chwytając za pilot i włączając Netflixa, gdzie zaczął przeglądać filmy. Co prawda wybór trwał dłużej niż, samo oglądanie, gdyż za każdym razem jednej ze stron coś nie pasowało. Pilot niemal raz był powodem wojny, w której zaczynali się przepychać i wyrywać sobie nawzajem. Jednak najważniejsze, ze się udało, gdyż kobieta postawiła na swoim, na co Gaze nie mógł już zaradzić. Wpatrując się już od jakiegoś czasu w telewizor, białowłosy owinął ramię wokół Taigi, która nawet nie zaprotestowała. Zadowolony odczuł jeszcze większą przyjemność z oglądania. Tak powoli powoli czas. W całkowitej ciszy, słyszalne były tylko dźwięki dobiegające z kwadratowego pudełka. Współlokatorzy widocznie napawali się swoim towarzystwem, nie potrzebowali rozmów, wystarczył kontakt fizyczny, który pojawił się, gdy kocyk z czasem zniknął z ramion Taigi. Kobieta w pewnym momencie popchnęła mężczyznę, tak że wylądował na swoich plecach. Zaskoczony, zobaczył jak władająca kładzie się na jego klatce piersiowej. Gaze otworzył usta, by coś powiedzieć, jednak umilkł, z uśmiechem stwierdził, że kobieta dalej ogląda film, więc ten owinął rękę wokół jej talii, jakby upewniając się, że nie spadnie. Mimo że to było wręcz, nic z czego powinien się cieszyć, ta aż z niego kipiała, a serce biło niczym młot. Nie był przyzwyczajony do takich miłych interwencji, więc każda napawała go niebywałą radością. Skupiwszy wzrok na telewizorze, radując się chwilą poznawał dalej historię głównego bohatera. Wkrótce na ekranie przeplatały się napisy końcowe filmu. Gaze odetchnął, film mimo że był dość nudny, to oglądał go z fascynacją, gdyż była to idealna okazja na spędzenie czasu z kobietą, która nadal bezwładnie leżała na jego klatce piersiowej. 
Podobny obraz
Białowłosy chcąc zwrócić jej uwagę, wyszeptał kilkukrotnie jej imię, jednak odpowiedziała mu cisza. Ciekawiło go czemu władająca nie zatrzymała filmu, skoro nie należał do oskarowych, może też chciała spędzić z mężczyzną trochę czasu? Przynajmniej tak chciał myśleć ciemnoskóry. Wyjmując komórkę i trzymając ją nad swoją głową, zwrócił uwagę na godzinę. Było grupo po północy. Nie dziwił się, że Taiga padła ze zmęczenia tak szybko. Chłopak ucałował czule głowę kobiety i próbując ją delikatnie unieść, chciał się wyślizgnąć spod jej ciała. Zatrzymał go jednak mocny uścisk wokół szyi. Nie wiedział co się śniło władające, jednak za nic nie mógł się wydostać z tej pułapki. "Czyż ona nie jest słodka?" Spytał się w myślach białowłosy biorąc kobietę na ręce i niosąc do jej sypialni. Układając się razem z nią na łóżku wpatrywał się na jej spokojną, śpiącą twarz. Z uśmiechem stwierdził, że jest szczęściarzem i już miał odejść, gdy przypomniał sobie o uścisku kobry, który właśnie stosowała na nim Taiga. Nie powinien spać w łóżku kobiety, ta pewnie będzie na niego rano zła. Odetchnął ciężko i zamknął oczy przysuwając do swojego ciała ukochaną. "Śpij dobrze księżniczko" wyszeptał czując jej piękne, przyjemny zapach. 


< Taiga? >

Od Ferdinanda C.D Uno


Kolejny monotonny dzień. A przynajmniej tak się zapowiadał, dopóki ktoś nie dotknął jego ramienia, aby następnie bezczelnie popchnąć go na ziemię.
Och, jak cudownie.
I oczywiście, Ferdinand wiedział doskonale, że wchodzenie w ciemne zaułki nie kończy się zazwyczaj dobrze dla niskich, pulchniejszych chłopców, którzy raczej należeli, a raczej wyglądali jakby należeli do typu bezbronnego, krzyczącego wręcz ”bierzcie mnie i bijcie” (choć czarnowłosy nie do końca do nich należał, co to, to nie), ale czasami każdy musiał przejść przez tę ciemniejszą uliczkę, by dostać się do tej jaśniejszej, czyż nie?
I tak właśnie skończył na twardej posadzce, napastowany wzrokiem i nieprzyjemnymi komentarzami przez typowych, niezbyt inteligentnych osiłków, którzy nie szczędzili mu obrazy majestatu. Ferdinandowi pozostawało tylko ciężkie wzdychanie, przewracanie oczami, bo, och, jacy oni wszyscy byli przewidywalni. „Hej, oddawaj telefon” czy „co się tak szczerzysz, wybić ci te białe ząbki” raczej nie należały do zbyt wyszukanych powiedzeń, ale przecież czego mógł się spodziewać, po mężczyznach w dresach z wygolonymi głowami. No raczej niczego dobrego, sami musicie to przyznać.
I już miał wkraczać do akcji, znudzony całą tą szopką, gdy przeszkodził mu to pewien czarnowłosy chłopak, jeszcze większy od tępych osobników, które go otoczyły. Podniósł na niego wzrok, marszcząc czoło.
Hej, wy…  — warknął chłopak, a Ferdinand ponownie przewróci oczami, bo gdzie on do jasnej cholery trafił. — Odejdźcie stąd, albo pożrę wasze dusze…
I wtedy zadziała się cała magia, mógł przysiąc, że wszystko nagle pociemniało, bo nagle na głowie superbohatera typu ”nie rób nic, obronię cię przed złem wszelakim” pojawiły się rogi, jego włosy zaczęły latać we wszelakie strony, a zza pleców wyjrzały skrzydła. W tamtym momencie Ferdinand Radke mógł tylko przełknąć nerwowo ślinę i z niemałym przerażeniem spojrzeć się na wybawcę, mając nadzieję, że nie przejmie tylko roli mężczyzn, którzy uciekli w popłochu.
A chwilę później wszystko wróciło do normy, chłopak ponownie wyglądał jak chłopak, człowiek, kij wie, kim on był, po prostu wyglądał ludzko. Przeczesał włosy dłonią, uśmiechając się zwycięsko.
Jak po maśle — mruknął pod nosem, a następnie wyciągnął dłoń w kierunku Ferdinanda, który z wielką chęcią ją przyjął. — Nic Ci nie jest? — zapytał, ale zanim mógł dostać odpowiedź zaczął oklepywać nerwowo swoje kieszenie. Frytek już po raz kolejny westchnął, rozejrzał się dookoła siebie i w końcu znalazł zgubę chłopaka. Machnął dłonią, skupiając się troszkę bardziej, a telefon chwilę później lewitował przed twarzą jego wybawcy. — To ty to zrobiłeś? Niesamowite! — Wziął komórkę, a później zrobił coś, czego, będąc szczerym, Ferdinand nie potrafił do końca zrozumieć. Ukucnął, a przecież mógł normalnie opuścić wzrok na niego, jak każdy normalny człowiek. Ale nie, lepiej jeszcze bardziej uwypuklić, że chłopak był dosyć niski, dlaczego by nie. - Skoro masz takie zdolności, powinieneś podnieść ten kosz i zrzucić im na te puste łby.
Parsknęli oboje śmiechem, a Frytek pokręcił głową i schował dłonie do kieszeni.
Miałem taki plan, choć będąc szczerym, wolałem użyć ławki, ta zawsze wzbudza większy respekt od kosza, zdecydowanie, ale równie dobrze ryzykuję przy tym krwotok z nosa, wolę tego nie nadużywać — oświadczył, uśmiechając się i nerwowo przeczesał dłonią włosy. — Dziękuję za ten jakże cudowny ratunek, nawet gdybym poradził sobie sam, jestem szczerze wdzięczny, naprawdę — dodał, parskając śmiechem i podnosząc dłonie do góry w obronnym geście. — I błagam, możesz się podnieść i po prostu opuścić na mnie wzrok, nie musisz klękać, żeby ze mną gadać, serio, nie obrazisz mojego majestatu czy coś w tym stylu — stwierdził.  — A tak w ogóle Fryderyk Radke jestem, miło mi poznać.
Zapowiadała się bardzo interesująca znajomość.