poniedziałek, 26 marca 2018

Od April Do Kashima

Było już popołudnie. Ostatni dzwonek oznajmił koniec również ostatniej lekcji. Książki zgarnęłam jednym ruchem ręki do czarnego plecaka z uśmiechem kota z Cheshire. No i mnóstwem wszelakich przypinek, breloczków i ozdób. Nadal nie czułam się na tyle dorosła, żeby nosić się z modną torebką na ręce. W dobrym nastroju, bo można już wrócić do domu, opuściłam budynek szkoły. Jednak po znalezieniu się na zewnątrz, usłyszałam huk. Z początku myślałam, że może to roboty drogowe, ale dźwięk zdecydowanie nie należał do tego typu. Odgłosy dochodziły z pustego placu nie daleko, gdzie znajdowało się tylko kilka budynków do wyburzenia. Ciekawość wzięła górę, prowadząc moje kroki w stronę źródła. A nóż może robią coś ciekawego. Pięć minut i byłam na miejscu, a im bliżej, tym było głośniej. Zamiast maszyn i robotników, stał tam jeden, ewidentnie wnerwiony typ. Rozwalał wszystko, co popadnie, nie zwracając uwagi na otoczenie. Nie tyle, co z rąk strzelał pociskami, to oczy gdyby mogły też pewnie by zabijały. No ręce opadały. Nie mogłam pozwolić na to, żeby ktoś wylądował przez niego w szpitalu. Podejście do chłopaka w takim stanie graniczyło z cudem. Jednak w moje pół minuty nie dałabym rady dobiec i go powstrzymać. Musiałam więc zbliżyć się na odpowiednią odległość, a dopiero później zatrzymać czas. Plan opracowany, pora przejść do działania. Przemykając pośród ruin za blondynem, udało mi się dotrzeć w miarę blisko. Gdy rysowałam w powietrzu moją runę, kolejne odłamki spadały wokół niego. No tak, niech jego jeszcze jakaś pierdyknie. Czas się zatrzymał. Wszystkie pyłki wokół lewitowały w miejscu. Puściłam się sprintem w stronę tego popaprańca. Przy okazji zauważyłam, że jedna belka spadała na niego. Przysięgam, z bliska wyglądał niemalże jak drugi szatan. Zegar w mojej głowie tykał, odliczając czas do końca. W ostatniej sekundzie rzuciłam się na niego, tym samym ratując jego najwyraźniej pustą głowę i dupsko od zmiażdżenia. W miejscu, gdzie jeszcze chwilę temu stał, leżała teraz sterta gruzu. Blond włosy szaleniec znajdował się właśnie pode mną, nieco zdezorientowany sytuacją. No bo stoisz sobie wkurzony, rozwalasz wszystko co popadnie, a tu nagle ni stąd ni z owąd pojawia się jakaś typiara, która powala cię na ziemię. Podniosłam się z chłopaka, siadając obok niego. Jednak po jego wyrazie twarzy widziałam zbierającą się złość, ale zdążyłam wybuchnąć przed nim. 
- Czy tobie już kompletnie odbiło?! Chcesz pozabijać innych, a przede wszystkim siebie? - podniosłam się, gromiąc go wzrokiem, bo teraz to ja byłam zła. - Przez twoje niedbalstwo ktoś mógłby trafić do szpitala - wzięłam głęboki oddech, a całe ciśnienie powoli ze mnie zeszło. - Nic ci nie jest? Nie zrobiłam ci żadnej krzywdy? - spytałam już łagodniejszym tonem, dokładnie go oglądając.

<Kashim?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz