Ręce zaczęły mi drżeć, jakbym wychłeptał przed chwilą dobre trzy litry mocnej kawy, a nie ledwo co kawiarnianą filiżankę, której objętość swoją drogą doprowadzała do śmiechu przez łzy. Dobrze się tego nie napijesz, a już się kończy i musisz zamawiać drugą, trzecią, czwartą, aż do momentu, gdy bardziej opłacałoby ci się kupić oddzielnie kawę ziarnistą, młynek i zaparzacz.
— Mam czas, a że jest jeszcze wczesna godzina to możemy poszukać prezentu dla tej ważnej osoby już teraz — rzuciła, na co pokiwałem optymistycznie głową, z uśmiechem na twarzy i jakąś taką werwą, bo czy to jest nadzieja na lepsze jutro? — Znam jeden sklep z ozdobami dla kobiet więc pójdziemy do niego — zadecydowała, wychodząc z kawiarni. Początkowo zmarszczyłem brwi dość zdziwiony jej tonem, by po chwili odepchnąć od siebie niepotrzebne myśli i ruszyć za kobietą. — Jaki kolor oczu ma tą wyjątkowa osoba? Lub jakbyś mógł ją opisać? — spytała, gdy dorównywałem jej powoli kroku. — Dzięki temu będziemy wiedzieli co wybrać, a osoba ze sklepu będzie mogła nam lepiej pomóc niż ja tobie. Czy coś się stało? — spytała ni z gruszki, ni z pietruszki, na co wyraźnie się zdołowałem. Czy ostatnimi czasy naprawdę aż tak bardzo nie panuję nad sobą, że dosłownie wszyscy zwracają na to uwagę? Jestem aż tak oczywisty? Cholera, pora zacząć się kontrolować i uważać na to, co robię i jak robię.
— Nic, nic, zamyśliłem się tylko, naprawdę — zaśmiałem się nerwowo, przecierając delikatnie kark i wzdychając pod nosem. — Kolor oczu? Niebieski, nieco jaśniejszy od moich, cieplejszy, jak absurdalnie to nie brzmi — odpowiedziałem na pierwsze pytanie. — A jaka jest? Cudowna? Dobra, troskliwa, zdecydowana? Lubi kwiaty, to jest pewne, najbardziej storczyki, oklepane, no ale co poradzić. — Nagle dziewczyna przystanęła przed budynkiem, najprawdopodobniej sklepem, w którym mieliśmy się znaleźć. Otworzenie drzwi, cichy dzwoneczek, beznamiętne i nieśmiałe „Dzień dobry” do sprzedawczyni, która sterczała za ladą.
Błyskotek było tyle, że znajomy Hindus dostałby fioła, tylko wchodząc tutaj. Ja natomiast tylko się skrzywiłem i oglądnąłem dokładniej, prawie dostając przy okazji oczopląsu.
Za dużo złota. Tandetnego złota. Srebro też gdzieś tam się ukrywało, co nie zmienia faktu, że żółty metal przeważał i porządnie dawał po oczach.
— Losie, ile tego tutaj jest.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz