piątek, 23 marca 2018

Od Blue Do Vincenta

Przyjemne popołudnie, wszędzie w miarę ciepło i aż ciągnie na zewnątrz. Podczas gdy zniewalająca większość młodych osób zbierała się w swoje grupy i wesoło korzystali z dobrodziejstw jeszcze miłej pogody, ja siedziałam znacznie dalej na ławce trzymając książkę a w drugiej ręce długopis, za pomocą którego pisałam to zeszytu własne uwagi, poprawki bądź pytania odnośnie tekstu. Nie pisałam po tym egzemplarzu bo:
-raz: dostałam tą sztukę od przyjaciółki do sprawdzenia
-dwa: pisanie po książce to zbrodnia
-trzy: po to prowadziłam swój zeszyt
Na chwilę odłożyłam książkę i zaczęłam czytać, co ja najlepszego tam znowu wybazgrałam. Dumając nad rozszerzeniem własnego tekstu, nieświadomie zaczęłam jeszcze kreślić patyczaka za marginesem. Może najpierw powinnam przedyskutować to z autorką wstępnej historii? Być może lepiej i bezpieczniej ją mentalnie przygotować na poligon, który jej zaserwuje. Tak właściwie to się ucieszyłam, gdy Mia podesłała mi wersje na brudno. Chociaż temat był całkiem oklepany, przynajmniej według mnie kiedy patrzyłam na to.
-... A teraz dawaj, niech się spotkają podczas ucieczki w deszczu... O, i wykrakałam- mruczałam do siebie, skrobiąc szybkimi ruchami w swoich notatkach. Z myśli polegających na podejrzeniu dalszego potoczenia się spraw wyrwał mnie cichy dźwięk telefonu. Spokojnie odebrałam widząc kto to.- Tak?
-Co robisz?
-Czytam tą potencjalną książkę, którą Mia napisała. 
-O, jakim cudem ci to wysłała?
-Wiesz jak lubię czytać, to sama spytała czy nie mam nic przeciwko, aby luknąć na jej dzieło. Tak jakoś wyszło- wzruszyłam rozbawiona ramionami.
-Może zdradzisz mi jakieś szczegóły, co?
-Nope, nie licz na to.
-Nie bądź dla mnie znowu złośliwą bestią. Jestem twoim bratem, chyba mam prawo coś wiedzieć?- Uwielbiałam te momenty, w których mogłam się z nim podroczyć na całego.
-Zapomnij braciszku. Mia przyjaźni się ze mną, nie z tobą, więc mam pełne prawo utajać sprawy między nami. Czy tego chcesz czy nie, musisz czekać na jej oficjalną zgodę to ci podrzucę tekst. Nie prędzej.
-Ech... Wy baby musicie wszystko utrudniać a człowiek tak się stara- mruknął rozbawiony.
-Też cię kocham obwiesiu.
-Łajza.
-Parcha.
-Ty grzybie.
-Ty łajzo.
-Ty...
-Musze kończyć, ktoś może usłyszeć te nasze pierdoły. 
-W porządku. Potem się odezwę.
-Na razie- powiedziałam i się rozłączyłam. Kontrolowałam głośność naszej rozmowy, nie drażniła ucha. Można by rzec, że przebiegała na tyle cicho, by nie zwrócić na nią uwagi. Po schowaniu telefonu z powrotem do kieszeni, powróciłam do swojego skrobania. W pewnej chwili poczułam na sobie czyjś wzrok, dopiero później zbliżające się kroki. Ciekawe, o co może chodzić. Postanowiłam jednak ulotnić się w stronę biblioteki. Może tam znajdę w sobie spostrzegawczość by wychwycić kolejne błędy?
Po zebraniu rzeczy, ulotniłam się w kierunku szukanego budynku. Niestety, zamek w mojej torbie znowu puścił i cała zawartość wyleciała z niej ku ziemi. Nieprzyjemny dźwięk, aż zacisnęłam powieki. Opuściłam wzrok na leżące rzeczy. Kucnęłam by je pozbierać i okazyjnie myśląc, co zrobić z tą torbą, kiedy promienie słońca zostały mi przysłonięte przez kogoś innego. Spojrzałam w górę trzymając w wyciągniętej dłoni pojedynczy zeszyt.

<Vincent?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz