W końcu znalazł sobie spokojne miejsce w zacisznym cieniu. Otworzył książkę i ponownie rozkoszował się czarnymi literami na lekko pożółkłych kartkach papieru.
Co prawda Stephen King nie był jakimś oszałamiającym pomysłem na słoneczny dzień, w którym aż się prosi, by śmiać się i bawić z przyjaciółmi.
No ale Rivai przyjaciół nie miał, słoneczne dni dla niego były jak pogrzeb, w dodatku nie znosił ludzi.
Przesiedział tak z godzinę i z czytania wyrwały go promienie słońca. No tak, dzień mija, a Ziemia okrąża Słońce, na skutek czego Rivai musiał się przesiąść.
Szedł, wywołując kolejne zdziwione spojrzenia swoją kurtką.
- Ej, ty! - usłyszał, lecz to zignorował.
Bez wątpienia było to do niego, jednak nie zamierzał reagować na taki brak szacunku.
- Hej, zaczekaj! - ton głosu był błagalny, co w najmniejszym stopniu nie ruszyło Rivai'a.
Odwrócił się, jednak uznając, że zrobi nieznajomemu tę łaskę.
- Czego znowu...? - Prawie warknął, będąc mocno zirytowanym.
- Potrzebujemy ochotnika... - zaczął tamten, ale Rivai przerwał mu prychnięciem.
Speszył tym rozmówcę, jednak nie przeszkodziło mu to w kontynuowaniu:
- Naprawdę... To zabawa artystyczna organizowana przez uczniów, tak dla rozrywki... Potrzebujemy kogoś do pomocy.
Zapadła cisza i widać było powiększające się spięcie na twarzy odważnego, który zaczepił Rivai'a.
On sam był ciekaw, czy to dlatego, że tamten był tak zrezygnowany, że zaczepił jeden z postrachów najbliższej okolicy szkoły Orin, czy może dlatego, że faktycznie nie widział Rivai'a wcześniej na oczy.
Pewnie to pierwsze.
- Ale potem więcej się do mnie nie zbliżasz - wycedził w końcu, wymijając skamieniałego ucznia.
Kilka kroków i już był przy straganie z małym podestem à la sceną.
Pojawił się kolejny przygłup, który miał zaprowadzić go do osoby, której ma pomagać.
Ogólnie zabawa polegała na najciekawszym zinterpretowaniu różnych sytuacji czy słów za pomocą obrazu.