piątek, 10 sierpnia 2018

Od Sorayi C.D Hao


Czy ja mu, aby na pewno zaufałam? Nie miałam innego wyjścia. Nie chciałam zostać w tym miejscu na zawsze. Owszem, lubiłam książki, ale raczej przeżycia by mi nie zapewniły…
Chwytając dłoń tego chłopaka, nie spodziewałam się, że on aż tak pozytywnie zareaguje na to „coś”. Zazwyczaj innych to odpychało, na przykład moich starszych braci. Śmiali się z tego, dlatego nauczyłam się ograniczać do absolutnego minimum kontakt cielesny z drugim człowiekiem. Ale on… nagle złapał moją drugą rękę, przez co trzymane przeze mnie podręczniki upadły na podłogę. Przybliżył tym samym mnie do siebie, a potem pochylił się nade mną. Jedyne, co byłam w stanie zrobić, to przestać oddychać i zrobić wielkie oczy.
– Naprawdę się cieszę, że jednak mi zaufałaś. Posiadanie tak ciekawej znajomej, jak ty naprawdę mnie cieszy! – Po tych słowach odsunął się raptownie, nadal trzymając mnie za ręce, dzięki czemu niemal na niego runęłam. Zaczął nas prowadzić między regałami. Ciągnął za sobą niemal tak, jak właściciel swego nieposłusznego psa na smyczy. Byłam nieco zaskoczona tym, co ten gościu przed chwilą uczynił. To nagłe zbliżenie mnie onieśmieliło.
– To na pewno droga do wyjścia? – spytałam niepewnie. Nie pamiętałam tych korytarzy, a powinnam. Przecież miałam bardzo dobrą pamięć. Spojrzałam trochę nieufnie na plecy chłopaka. Nagle sobie zdałam sprawę z jednej istotnej rzeczy. Ja nawet nie wiedziałam, jak on ma w ogóle na imię!
– Oczywiście! Już mi zaufałaś, to proszę, zaufaj do samego końca – rzekł przez ramię, nadal się uśmiechając. Ten uśmiech był inny. Różnił się od tego, którym obdarzył tamtą grupkę dziewczyn w sklepie. Ten był szczery… Nasze spojrzenia się spotkały, gdy ten obrócił głowę w moją stronę. Odwróciłam wzrok natychmiast.
– To nie takie łatwe. Nie znam choćby twojego imienia… – mruknęłam pod nosem. Nie za bardzo podobała mi się ta cała sytuacja. A ten ciągnął mnie nie wiadomo gdzie.
– Racja, że też wyleciało mi to z głowy. – Zatrzymaliśmy się, a on odwrócił się w moją stronę. – Nazywam się Hao Asakura. – Ukłonił się teatralnie. – Mogę poznać twoje imię? – Wyprostował się i spytał z uśmiechem. Popatrzyłam na niego z wahaniem. Zdradzić mu swoje imię czy też nie… Po dłuższej chwili zastanowienia postanowiłam mu się przedstawić.

– Ja jestem Soraya. Właściwie to mam dwa imiona, ale drugiego nie używam za często… – Splotłam dłonie za plecami. Machnęłam głową, by strzepnąć niesforne kosmyki ciemnych włosów z twarzy.
– Rozumiem. Miło mi cię poznać, Soraya. Jestem pewny, że to będzie bardzo owocna znajomość. – Wystawił rękę do uścisku. Popatrzyłam na jego dłoń, potem znowu w jego oczy i powoli wyciągnęłam własną rękę, by uścisnąć jego. Miałam nadzieję, że mój dotyk nie sprawi mu nieprzyjemności. Zdawałam sobie sprawę z tego, że jednych może to przerażać. Wieczne kopanie prądem?
– Zobaczymy, czy miło. Okaże się z czasem. – Powiedziawszy to, szybko puściłam Hao. Jakoś dziwnie się czułam w jego towarzystwie, tak nieswojo, niepewnie. Wysyłał sprzeczne sygnały. Raz był miły i czarujący, a za chwilę złośliwy oraz wredny. Poza tym wszystkim nie rozumiałam, dlaczego uważał to spotkanie za jak on to ujął, owocne. Hao wykonał ruch w moją stronę, chciał ponownie złapać mnie za dłoń, natomiast nie pozwoliłam mu na to tym razem. Odsunęłam się, nie chciałam, by znowu to zrobił, by poczuł to dziwne coś, co we mnie płynie.
– Nie musisz mnie prowadzić za rączkę jak małą dziewczynkę.
– No cóż, szkoda, jednak jak ponownie się zgubisz, to już nie odmówisz, prawda? - Uśmiechnął się w taki sposób, jakby coś planował. Zmarszczyłam brwi, przyglądając mu się uważniej. Nie powiedziałam nic, tylko obserwowałam. Jedno trzeba przyznać, intrygująca z niego osoba. Na swój sposób enigmatyczna, rzekłabym. Sięgnęłam ręką, by ponownie odgarnąć włosy z twarzy. Chyba serio powinnam była je ściąć, tylko przeszkadzały.
– A komu miałabym odmawiać? Jak się zgubię, to i ciebie nie będzie – rzekłam po chwili, racząc go półuśmiechem. – Prowadź do tego wyjścia. Mój ojciec pewnie już zawał serca przechodzi, że mnie tak długo nie ma…
– Dobrze, pamiętaj, proszę, aby się nie oddalać, okej? - ponownie przypomniał mi, jak zawsze z uśmiechem na ustach. Przewróciłam jedynie oczami. Jak dla mnie stanowczo za często się uśmiechał, jednak ten jego ostatni uśmieszek… Czułam, że coś kombinuje, dlatego postanowiłam wzmożyć czujność. Odwróciłam od Hao na króciutką chwilę spojrzenie, by rozejrzeć się trochę po alejce, w której obecnie się znajdowaliśmy. Dział Przygodowy. No jak znalazł. Przeznaczenie, dziękuję ci za to, naprawdę. Masz serio parszywe poczucie humoru…
– Nie jestem dzieckiem i nie wiem, po co się tak ciągle szczerzysz… – Tym razem jednak nie usłyszałam żadnej odpowiedzi. Odwróciłam się więc, lecz obok mnie nikogo nie było. Gdzie ten Hao? Zaczęłam się rozglądać i wtedy spostrzegłam jego znikające plecy na końcu korytarza. Pokierowałam się pospiesznie w tamtą stronę, a gdy tam dotarłam… jego nie było. Stanęłam jak wryta. Rozejrzałam się wokół. Same książki, to się wciąż nie zmieniło, ale… nigdzie nie było śladu po tym cholernym zgrywusie. Pokręciłam głową, jednocześnie splatając ręce przed sobą na biuście. Zacisnęłam usta w wąską linię. Przypomniałam sobie, jak mówił, że nie odmówi mi, jak się znowu zgubię, no i ten jego wredny uśmiech na końcu....
– Bardzo zabawne… – mruknęłam pod nosem. – Tym razem nie uda ci się mnie tak szybko wyprowadzić z równowagi, oj nie. – Usiadłam na środku korytarza po turecku i… zaczęłam czekać na zbawienie. Po kilku minutach zaczęłam się jednak nudzić, lecz nie ruszyłam się z miejsca, jedynie zmieniłam pozycję. Może to i nieodpowiednie zachowanie w bibliotece, aczkolwiek nie miałam niczego lepszego do roboty. Zaczęłam się rozciągać, a po chwilce zrobiłam szpagat poprzeczny. O tak, teraz było mi zdecydowanie wygodniej. Oparłam łokcie o podłogę, by na rękach oprzeć głowę. I znowu zaczęłam czekać…
– Jestem pod wrażeniem, było widać, że jesteś wygimnastykowana, ale zrobić coś takiego od niechcenia? Musiałaś dużo ćwiczyć, prawda? – usłyszałam za sobą jego głos, przez co automatycznie zerwałam się na równe nogi.
– To tylko szpagat. Poza tym... tak. Ćwiczyłam bardzo długo. – Powiedziawszy to, sięgnęłam do kieszeni spodenek, by wyciągnąć z niej czerwoną wstążkę, którą to następnie związałam sobie włosy w wysokiego kuca.
– Rozumiem, sam ćwiczę, więc widok kogoś po fachu to miła rzecz – powiedział i zbliżył się do mnie. – A teraz... czemu się oddaliłaś? Gdybyś tego nie zrobiła, to nie zgubiłabyś się ponownie, wiesz? – Jego gestykulacja i mimika twarzy wyglądały, jakby upominał dziecko, którym przecież nie byłam.
– Przestań to robić. – Popatrzyłam na niego gniewnie. – Nie traktuj mnie tak.
– Zastanowię się nad tym, a teraz... – Wyciągnął rękę w moją stronę. – Idziemy? – I ponownie miły uśmiech.
– Zabierz tę rękę – warknęłam na niego niczym rasowy drapieżnik, jednak zaraz w myślach się upomniałam. Miałam nie dać mu się sprowokować po raz kolejny. Sor, zachowaj spokój.
– Nie chcę, byś ponownie się zgubiła, wiesz?
– O tak, jasne… Właśnie się przekonałam, jak to tego nie chcesz…
– No wiesz co? To nie moja wina, że bujałaś w obłokach. – Zrobił niewinną minę. – Poza tym fakt, że nawet nie próbowałaś sama iść, dalej pokazuje, iż jednak mi zaufałaś i czekałaś, aż wrócę, prawda? – Tym razem zrobił psotny uśmiech… ile on ich miał w swoim repertuarze?
– Obyśmy się więcej nie spotkali… – szepnęłam jedynie pod nosem i tak, jak wcześniej, splotłam ręce na okazałym biuście, lecz po chwili… złapałam gniewnie za jego rękę. Prąd w moich żyłach znowu go popieścił, widziałam to po jego reakcji. – Przepraszam… – szepnęłam tak cicho, by mnie nie usłyszał.
– Możesz powtórzyć? – zniżył się trochę i zrobił pozę, jakby nasłuchiwał. – Słyszałem, co powiedziałaś, ale chcę to usłyszeć jeszcze raz. – Nie widziałam teraz dobrze jego twarzy, ale chyba wiem, jaki miała wyraz, dlatego wyrwałam swoją rękę z uścisku. Odsunęłam się na odległość ponad metra.
– Niedoczekanie twoje! Jesteś beznadziejny. Tego właśnie was uczą w szkole aktorskiej? Zwodzenia ludzi? Bo coś mi się wydaje, że właśnie tego. Lubisz to robić. Bawić się kosztem innych, ale mną się nie zabawisz. Nie pozwolę ci na to. – Stanęłam w miejscu, by dokończyć swój monolog. – Wiem, gdy ktoś kłamie. Po prostu wiem. Wtedy w sklepie też to wiedziałam. Przyznaję, że ciężko cię rozszyfrować. Jesteś wymagającym przeciwnikiem dla kogoś takiego jak ja, ale… Nie będziesz mną pogrywał. Zrozumiano? – Po tych słowach spodziewałam się po nim różnych reakcji, że znowu pokaże jeden ze swoich uśmiechów, że zacznie zaprzeczać albo się zezłości. Czekałam, aż ten teatrzyk się skończy, jednak… Nic takiego nie miało miejsca. Stał wyprostowany i patrzył na mnie. Nie pokazał żadnej emocji, której się spodziewałam, po prostu stał i się na mnie gapił, jakby… Jakby starał się przeszyć samym wzrokiem. Minęła dłuższa chwila, chciałam w końcu przerwać niezręczną ciszę, jaka zapadła między nami, jednakże nagle jego twarz się rozpromieniła. Przyozdobił ją szeroki uśmiech, jakby odkrył, że jego zabawka – za którą mnie najwidoczniej uważał – potrafi coś więcej, niż się spodziewał. Mieszanka radości oraz ekscytacji – to właśnie przedstawiała jego twarz. Szybkim krokiem podszedł do mnie. Zniżył głowę, przez co nasze twarze dzieliło kilka centymetrów. Chciałam się wściec, nakrzyczeć na niego, żeby się odsunął, ale wszedł mi w słowo cichym głosem.
– Potrafisz rozpoznać, kiedy ktoś kłamie, tak? – Uśmiech Hao zrobił się trochę szerszy, zaś ja się cofnęłam odruchowo o krok. Hao rzecz jasna zrobił krok do przodu. – Że jestem wymagającym przeciwnikiem, tak? – Patrzył się na mnie tak, jakby jego oczy chciały dostrzec każdy poszczególny mięsień na mojej twarzy. – Mam prośbę, przypomnij sobie nasze pierwsze spotkanie, następnie to w bibliotece, całą naszą drogę do tego momentu. Wszystkie uśmiechy i miny, każdy pojedynczy gest i każde moje słowo. Przypomnij to sobie ze szczegółami. – Nim zdołałam się odezwać, moje myśli przywołały wszystkie momenty oraz sytuacje związane z Hao. – Dobrze, a teraz przeanalizuj to wszystko, wysil swój geniusz i zdolność do wykrywania kłamstw. Kiedy to zrobisz, odpowiedz mi: kłamałem czy nie? Zwodziłem cię czy też nie? – Przeanalizowałam jego zachowania, tak jak mnie o to poprosił, aczkolwiek jego bliskość znacznie mi to utrudniała. Zrobiłam jeszcze jeden krok w tył, by jakoś uciec od niego. Wszedł w moją przestrzeń osobistą. Poważnie ją naruszył, przez co moja pewność siebie mocno osłabła. Plecami trafiłam na coś twardego. Ręką wymacałam, że to regał z książkami. Zaczęłam panikować. Spojrzenie chłopaka ciągle było utkwione w moim. Jego oczy… były… przypominały mi spojrzenie dzikiego tygrysa, który wyczekuje swojej ofiary. Poczułam się niczym bezbronna zwierzyna. Zdana na łaskę drapieżnika… Moje serce zaczęło szybciej bić. Oddech stał się nierówny. Co się ze mną działo? Musiałam odzyskać kontrolę, po prostu musiałam. Wzięłam głęboki wdech, a potem odepchnęłam od siebie Hao, kładąc mu dłoń na jego klatce piersiowej. Czułam, jak moja twarz płonęła żywym ogniem…
– Nie rób tego nigdy więcej... – rzekłam cicho, starając się doprowadzić rozkołatane serce do porządku. Jak mogłam dopuścić do czegoś takiego? Jak mogłam pozwolić, by Hao zrobił to, co właśnie robił? Żaden wcześniej chłopak nie był tak blisko mnie. Żaden. Nie licząc, oczywiście, partnera w tańcu.
– Czekam – zignorował moje słowa. – Jaka jest twoja odpowiedź?
– Sądzę, że… – zebrałam się w sobie, a przynajmniej starałam to zrobić – ...że jesteś na serio dobrym aktorem, ale nie wiedzieć czemu zainteresowałeś się moją opinią. Sytuacja w sklepie była jasna. Tamte dziewczyny nie były wyzwaniem. Łatwo je było omamić. Co do mnie, wychowano mnie na ostrożnego człowieka. Ze względu na magię. Ostrożności nigdy za wiele. Poza tym… myślę, że… że względem mnie chyba byłeś szczery... – dokończyłam. Ponownie zbliżył się do mnie, natomiast ja nie miałam już jak uciec przed nim. Nie uśmiechał się, tylko mnie obserwował wzrokiem rasowego badacza.
– Poprawna odpowiedź! – wypalił nagle. Po tym badawczym spojrzeniu czy posępnym obliczu nie było choćby śladu. Zamiast tego jego oczy były wesołe, a na twarzy miał zwyczajny, miły uśmiech. To na pewno ta sama osoba? – W jakiś dziwny sposób atmosfera zrobiła się trochę nieprzyjemna, przepraszam, głupio mi teraz. – Podrapał się po policzku, jednak nadal się nie odsunął. Był stanowczo za blisko mnie. Mogłam poczuć jego oddech na swojej skórze. Spuściłam wzrok speszona. Zamknęłam oczy, wzięłam głęboki wdech, aby jakoś się uspokoić, i niepewnie się odezwałam.
– Możesz się wreszcie odsunąć?
– Oczywiście. – Zrobił to, o co go poprosiłam. – Ale ten czas leci, tyle się dzieje, a przecież mieliśmy pewien cel, prawda? – Wystawił dłoń w moją stronę, który to już raz? – Idziemy? – Spojrzałam na niego, tym razem na maksa niepewnie.
– Nie przeszkadza ci ten prąd? – spytałam nagle.
– Prąd? – Zrobił zaskoczoną minę. – A, o tym mówisz. Nie, nie bardzo, czegoś takiego nie można nawet kwalifikować jako ból, to nawet orzeźwiające na swój sposób.
– Naprawdę tak uważasz?! – Aż musiałam lekko krzyknąć. – Wow… Jesteś pierwszą osobą, której to nie przeszkadza. – Teraz to mnie zaskoczył. Zapunktował u mnie.
– Haha, czuję się wyjątkowo. A co do prądu, to miałem już styczności z osobą, która też miała taki problem. – Nie wiedziałam, czy mi się wydawało, ale pomimo tego, że dalej się uśmiechał, wyglądał na smutnego. – Ale nie mam zamiaru cię zanudzać, chodźmy.
Więcej już się do siebie nie odezwaliśmy. Szliśmy w milczeniu, trzymając się za ręce. Zupełnie niczym para zakochanych. Jak tylko o tym pomyślałam, automatycznie rumieniec oblał moje policzki, dlatego starałam się nie patrzeć na Hao. Matko, co za wstyd. Nie dość, że zgubiłam się w bibliotece, co było przecież niedorzeczne, to jeszcze jakiś tam chłopak prowadził mnie do wyjścia niczym nieposłuszne dziecko. Poczułam się lekko upokorzona całą tą sytuacją.

***

Po piętnastu minutach marszu między regałami wreszcie udało nam się wyjść. Hao przepuścił mnie w drzwiach, ale ciągle kurczowo trzymał moją dłoń, którą próbowałam wyszarpnąć od dobrych kilku sekund. Gdy to mi się udało, niczym strzała pognałam do biurka uroczej pani bibliotekarki. Dopadłam do niej niczym spragniony do kranu. Rozejrzałam się po wnętrzu holu, taty nie było, co mnie zdziwiło. Zmarszczyłam brwi. Zaczęłam kręcić głową w każdą możliwą stronę. Gdzie ten mój wyrodny ojczulek się podział?! Zgłupiałam na moment. Przez chwilę kompletnie nie wiedziałam, co zrobić.
- Nie powinien tu czekać na ciebie twój ojciec?
Obejrzałam się w stronę Hao, spojrzałam na niego zmęczonym wzrokiem. Miałam dość tego dnia. Postanowiłam, że zadzwonię stąd do domu, mając nadzieję, że może pani bibliotekarka użyczy mi swojego telefonu. Wyglądała na miłą staruszkę. Jeśli tata byłby już w domu, to po prostu wróciłabym sama i tyle. A Hao…? Poradzi sobie, w końcu to on tu jest przewodnikiem od siedmiu boleści.
– Przepraszam panią, czy mogłabym skorzystać z pani telefonu? Chciałabym zadzwonić do domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz