Jakoś nie jestem specjalnie zaskoczony że jej Ojca tu nie ma, to by było za proste.
Pewnie czekał tu na nią dłuższy czas, aż w końcu uznał że wyszła bez niego, albo coś w tym stylu.
– Pewnie twój Tata uznał że wyszłaś bez niego, może czeka na zewnątrz? – zaproponowałem, po tym jak jej Ojciec nie odebrał telefonu.
– To nie twój interes – burknęła niemiło pod moim adresem.
– No cóż, może i masz rację, ale jednak chcę ci pomóc, a ty nic przez to nie tracisz, prawda?
– Dlaczego tak chcesz mi pomagać? – spojrzała na mnie. – Przecież w ogóle się nie znamy. Nie masz żadnych podstaw by mi pomagać, choć..– spuściła wzrok – ..dzięki za wyprowadzenie z biblioteki.
- Cała przyjemność po mojej stronie. - zrobiłem teatralny ukłon - Jednak mylisz się, co do jednej rzeczy, mam i to solidne podstawy by ci pomagać.
-Ciekawe jakie… - westchnęła znudzona, nawet nie patrząc w moim kierunku.
- Tajemnica~~ A więc, jeżeli faktycznie dalej czeka pod budynkiem chyba powinnaś do niego iść prawda?
-Powinnam - tylko tyle rzekła, nim obróciła się na pięcie by następnie wyjść z biblioteki. - Do widzenia, seniora! - Odwróciła się żeby pomachać starszej pani.
- Jaka miła dziewczyna - skomentowała staruszka.
- A jaka ciekawa. - dopowiedziałem - No cóż, także będę się już zbierał, jeżeli jej Tata faktycznie tam tyle czekał to jestem ciekawy jego reakcji, do widzenia, jestem pewny że nie raz tu jeszcze wpadnę, mam trochę do zwiedzania. - powiedziałem z lekkim śmiechem, na co staruszka tylko pomachała ręką, jakby mówiła “no leć już”.
Wyszedłem zaraz za Sorayą i widziałem jak się rozgląda po okolicy, oraz że w naszą stronę zmierza dość wkurzony mężczyzna.
- To może twój tata? - zapytałem kładąc jej rękę na ramieniu i wskazując wkurzonego mężczyznę.
-Taa, to on… - westchnęła, po czym wzięła głęboki wdech. Miała taką minę jakby się na wojnę stulecia szykowała. To będzie piękne przedstawienie, pozostało mi tu stać w pierwszym rzędzie i podziwiać spektakl.
- ¿Dónde has estado tanto tiempo? - idący w ich kierunku mężczyzna wydarł się w obcym języku, to chyba był Hiszpański, na całą ulicę. Spojrzałem na dziewczynę, która lekko się skuliła.
- Nie krzycz na mnie… Byłam cały ten czas w bibliotece, po prostu się zgubiłam. Eso es verdad, papá. Nie kłamię… Przepraszam… - Soraya struchlała w jednej chwili. Było widać, że ojciec to dla niej autorytet.
- Jesteś niemożliwa! Bujasz w obłokach, nie skupiasz się na tym, na czym powinnaś, poza tym… Jak można się zgubić w bibliotece?! ¡Es imposible! Możesz pożegnać się z telefonem! Dostajesz szlaban na cały miesiąc, Sorayo Sol.
- Że co?! Szlaban..? Ale.. - sama zaczęła krzyczeć. - Ale za co?! Nic złego nie zrobiłam…! - Dziewczyna również się zdenerwowała. Tupnęła nogą o chodnik, a stojąca obok nas latarnia uliczna, a raczej żarówka w niej, wybuchła. Aż iskry poszły.
- Dosyć tego! Marsz do domu... - i wtedy jej wkurzony ojciec zwrócił swoją uwagę na mnie. Popatrzył z powrotem na córkę, potem znowu na mnie. - ¿Quién es, hija? - Soraya nie odpowiedziała na pytanie ojca, milczała, co jeszcze bardziej wkurzyło go. - Kto to jest?!
- A może powinien mnie Pan zapytać? - stanąłem pomiędzy tą dwójką - Nazywam się Hao Asakura, pomogłem Pana córce wyjść z biblioteki - mówiłem poważnym głosem, miałem obejrzeć ciekawy spektakl, ale to co zobaczyłem, no cóż, obraził bym wszelkie inne sztuki gdybym je do tego przyrównał.
- Pomogłeś… Ciekawe. Córko? - popatrzył wyczekująco na Sorayę. Ta uniosła na niego spojrzenie. Przełknęła ślinę, nim się odezwała. Obserwowałem ją uważnie.
- Mówi prawdę. Pomógł mi wyjść z biblioteki. Jeśli mi nie wierzysz możesz zapytać panią z biblioteki. Ona wszystko potwierdzi.
Mężczyzna przyglądał się córce, która patrzyła na niego beznamiętnie. W sumie to się nie dziwię i tak zarobiła już szlaban. Po chwili ciszy facet popatrzył w moją stronę.
- Saron Dreyar. - Ojciec Sorayi wystawił do mnie rękę na przywitanie.
- Bardzo mi miło Pana poznać, Panie Dreyar. - uścisnąłem mocno jego dłoń - I może to nie moja sprawa, ale uważam że przesadził Pan z tymi krzykami, rozumiem Pana zdenerwowanie, ale Soraya nie zrobiła nic złego.
- Masz rację, to nie twoja sprawa, smarkaczu.
Smarkaczu? Rozumiem, a więc wojna. Kiedy już miałem zacząć pierwszy słowny atak na mojego wroga, na polu bitwy pojawiła się trzecia siła.
- Kochanie, jak się zwracasz do tego młodzieńca.? - Nagle na horyzoncie pojawiła się jakaś kobieta.
Odwróciłem się w jej stronę i pierwsza myśli która mnie uderzyła po tym jak ją zobaczyłem to: “Są bardzo podobne” Dam sobie rękę uciąć że to Matko Sor i to nie dlatego że do jej Ojca powiedziała “Kochanie” ich wygląd jest bardzo podobny, jej starsza wersja, jeśli mogę to tak ująć.
- Tayuya? Co ty tu robisz? - spytał kobietę pan Dreyar.
- Ja pierwsza zadałam ci pytanie. Córeczko, to twój nowy kolega? - srebrzystowłosa kobieta zwóciła się miłym tonem do Sorayi. - Jak się nazywasz? - zwróciła się do mnie.
- Miło mi Panią poznać, nazywam się Hao Asakura - skłoniłem się - Pomogłem Sorayi odnaleźć się w bibliotece. - Uśmiechnąłem się lekko, w przeciwieństwie do pana Dreyara, z jej mamą chyba lepiej mi się będzie rozmawiało.
- Jaki miły z ciebie młody człowiek, prawda Saron? - kobieta popatrzyła z uśmiechem na swojego męża, zaś ten patrzył na mnie złowrogo.
- Taaak…
- Soraya, zaprosisz swojego kolegę na obiad do naszego domu? - wypaliła nagle jej Mama, w sumie to jestem trochę głodny… I na pewno będzie jeszcze trochę okazji by podroczyć Sorayi, świetna propozycja! Punkt dla ciebie, Pani Dreyar!
- To nie jest mój kolega! - rzekła Soraya, rzucając mi oziębłe spojrzenie.
- Jestem tylko twoim skromnym wybawicielem. - odpowiedziałem z uśmiechem.
- Ta, jasne. Jeszcze czego…
- Soraya, jak ty się odzywasz do kolegi? - Soraya została skarcona przez matkę. - Jesteś taka jak twój ojciec… - skwitowała pani Tayuya. - To jak, Hao? Przyjmujesz zaproszenie?
- Oczywiście, jak mógłbym odmówić, mam tylko nadzieję że to nie będzie problem, nie chciałbym się narzucać. - powiedziałem z nieśmiałym uśmiechem. Już nie mogę się doczekać!
- Tayuya, ty chyba nie mówisz poważnie.. - odezwał się raptownie Dreyar senior. Kobieta zmierzyła go poważnym spojrzeniem, które raz dwa poskromiło mężczyznę
- Nie uruchamiaj się, powiedziałam ci już… - pogroziła mu palcem.
Naprawdę ciekawie się to wszystko potoczyło. Z jej Ojcem pewnie się nie dogadam, ale z Matką nie będzie raczej problemu.
Nie zwróciłem na to uwagi, ale Matka Sor trzymała za rękę małego chłopczyka, kiedy spojrzałem na niego, on także spojrzał na mnie, uśmiechnąłem się przyjacielsko, na co odpowiedział tym samym. W drugiej dłoni Pani Dreyar trzymała sporo siatek z zakupami, no cóż, pora zapracować na swój obiad.
- Pani pozwoli że ja to poniosę. - powiedziałem przejmując siatki od Pani Dreyar zanim zdążyła odmówić - Chcę chociaż odrobinę pomóc. - odparłem z uśmiechem.
- Och, jakiś ty uczynny… - uśmiechnęła się do mnie. - Mógłbyś się od niego sporo nauczyć, mężu… - popatrzyła znacząco na ojca Sorayi.
- Ja od niego? Kompletnie upadłaś na głowę, Tay. Kompletnie… A ty.. - mężczyzna spojrzał na mnie groźnie. - Jeszcze sobie pogadamy…
- Tylko tym razem proszę nie krzyczeć na cały głos, na środku chodnika, zrobi Pan przysługę sobie, mi, oraz przechodnim. - odpowiedziałem, patrząc na niego trochę rozbawiony.
- Ty… - facet już chciał mi wygarnąć, ale, ku mojemu zdziwieniu, Soraya stanęła w mojej obronie.
- Papá… Hao ma rację, choć przyznaję to niechętnie… Robimy zbiegowisko na środku ulicy. Odpuść już, błagam. - Haha! 1:0 dla mnie Staruszku! Wyglądał jakby chciał coś jeszcze dodać, ale widząc że nie ma tu żadnego sprzymierzeńca, posłał mi tylko groźne spojrzenie i odwrócił wzrok. Jednakże to całkiem ciekawe że Sorayi wstawiła się za mną, w sumie to jej postawa wobec mnie cały czas się zmienia, raz wroga, a innym razem ufna, raz chce mnie wręcz zabić wzrokiem innym razem trzyma za rękę, to jest coraz ciekawsze~~
Po raz kolejny zostałem utwierdzony w przekonaniu że nie będę się nudził! Hmm po obiedzie przypomnę Sorayi że kompletnie zapomniała o książkach z biblioteki.
-------------------------------------------
Po jakimś czasie naszej jakże przyjemnej podróży. Głównie było to rozmawianie z Matką Sorayi, która sporo mówiła o swojej córce, przez co sama bohaterka tych opowieści często się wtrącała, by przerwać co bardziej wstydliwe dla niej fragmenty. Jej Ojciec nie wiele mówił, by nie powiedzieć że nie mówił nic, co jakiś czas tylko posłał mi wrogie spojrzenie, ale to tyle.
- ...a jako dziecko to co chwilę trzeba było ją pilnować, by po drodze jakiś ubrań nie zgubiła. Zwłaszcza wieczorami. Ile razy znalazłam ją śpiącą przy łóżku bez piżamy..? Ja zachodzę i co widzę? Gołą pupę mojej córci! - śmiała się jej matka.
- Mamo! - a co do Sorayi, cóż… nie wiem co byłoby bardziej czerwone. Pomidory w warzywniaku, czy jej twarz.
- Dobrze że wyrosła z takiego nawyku prawda? - również się zaśmiałem, choć nie powiem, śmiesznie by było gdyby jej taki nawyk został.
- Cóż… nie wyrosła… - kobieta posłała mi znaczące spojrzenie, tylko tyle zdążyła, bo jej córka wrzasnęła na całą okolicę.
- MAMO! - dziewczyna była wściekła i totalnie zażenowana. Odwróciła się od nas i czym prędzej ruszyła w stronę jednego z pobliskich domów.
- Jestem pewny że jeszcze uda nam się na ten temat porozmawiać. - powiedziałem przez śmiech - Ale muszę przyznać że mieszkają państwo w spokojnej i ładnej okolicy.
Ulica była szeroka, chodniki zadbane, nawet śmieci było mało, lampy uliczne dobrze oświetlały drogę. Cicha i ładna okolica, marzenie większości rodzin.
Spojrzałem także na dom, w którego kierunku popędziła Soraya, duży nowoczesny, przestronny, oraz warsztat. Dom wyróżniał się nawet na tle innych budynków.
- A dziękujemy. Niedawno się przeprowadziliśmy. Staraliśmy się o to, aby zamieszkać w przyzwoitej okolicy, by Soraya miała blisko do szkoły, a Katsu potem do przedszkola. No i blisko mojego nowego miejsca pracy. Chodźmy do środka, pora najwyższa na obiad.. - mama Sor zaprosiła mnie gestem ręki do środka.
- Jeszcze raz dziękuję za zaproszenie, oraz przepraszam za wszystkie kłopoty. - Powiedziałem wchodząc do środka. Dom w środku tak jak i z zewnątrz, był nowoczesny, styl mebli, kolorystyka, wszystko dawało uczucie że to jest nowoczesny dom. Matka Sorayi ruszyła od razu do kuchni, jej Ojciec zniknął w warsztacie, zostałem w salonie razem z Sor i jej młodszym bratem Katsu. Po chwili oglądania pokoju, pojawił się przede mną Katsu, trzymając przed twarzą pudełko do jakiejś gry planszowej, widać było tylko jego czarne oczy.
- Mały… - Sor nagle podeszła do brata i wzięła go na ręce. Zwróciłem na to uwagę już wcześniej, ale Sor jest niezwykle troskliwa dla swojego brata. Zawsze kiedy, z nim rozmawia, lub tylko na niego patrzy to się uśmiecha, w wyjątkowy sposób. Odnoszę wrażenie że była by wstanie zrobić dla niego wszystko. Jakże szlachetna miłość do małego braciszka… a ile możliwości do wykorzystania~~
- Glać… - wymruczał chłopiec, natomiast dziewczyna uśmiechnęła się do niego pobłażliwie. Przytuliła go do siebie, do swojej klatki piersiowej, a potem zabrała pudełko z planszówką i odstawiła na bok.
- Chciałbyś pograć? No dobrze, pokaż co tam przyniosłeś.
Maluch zszedł z jej rąk i podszedł do mnie, złapał mnie za skrawek ubrania i pociągnął, by zwrócić moją uwagę.
- Glać? - wymruczał, a ja sam byłem zaskoczony, w końcu wyglądał raczej na nieśmiałego chłopca, uśmiechnąłem się i już chciałem mu odpowiedzieć, ale siostra poczuła że jej aniołek może wpaść w objęcia diabła.
- Nie, ten pan się z tobą nie pobawi. - Podeszła i zabrała chłopca z dala ode mnie.
- No wiesz co? A może dała byś mi odpowiedzieć? - powiedziałem z udawanym wyrzutem i ponownie spojrzałem na małego - Chętnie z tobą zagram. - przystałem na jego propozycje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz