czwartek, 12 lipca 2018

Od Lily C.D Tooru


Mimo iż młodzieniec zniknął z pola widzenia dobrą chwilę temu, Lily dalej stała z lekkim rumieńcem na twarzy. Ludzie mają dodatkowy zmysł, który potrafi podpowiedzieć, że coś na pewno będzie miało miejsce w przyszłości. W przypadku ciemnowłosej była to pewność, że to nie pierwsze spotkanie Tooru. Mając tę niemą pewność, uśmiechnęła się pod nosem i znikła z korytarza.
Minęło kilka dni, w których trakcie dziewczyna zaczynała się zadomowiać w nowej szkole. Było to trochę utrudnione przez oznaki nieśmiałości ze strony nowej, jednak jej sąsiadka zza ściany wprowadzała ją w życie szkoły. Tak, to była ta sama właścicielka walizki. Prawdopodobnie czuła się winna wydarzenia sprzed tych kilku dni i być może chciała tamto jakoś odpokutować? Kto wie. Fakt faktem zaczęła się lekcja, która w tej szkole miała ogromny nacisk. Tak, wychowanie fizyczne. Jednak po pogrupowaniu tej jednej klasy, Lily miała lżejsze zajęcie polegające na bieganiu truchtem w jak największej liczbie okrążeń. To samo przypadło w udziale jej znajomej.
– To powiedz Lily, poznałaś już kogoś fajnego? – zapytała znacząco, poruszając brwiami. Właśnie wchodziły w zakręt, co dało krótką chwilę na dobranie słów, nawet jeśli odpowiedź była już wiadoma.
– Można tak ująć. – Uśmiechnęła się lekko pytana. – To bardzo ciekawy przypadek.
– Uuu, chce więcej szczegółów. – Zatarła dłonie, przy czym okazyjnie się zachwiała.
– Może kiedyś – roześmiała się. Gdzieś kilkanaście metrów od ich obecnego miejsca położenia, ktoś ryknął. Zaraz huknęło, zatrzęsło i nagle wszyscy leżeli na podłożu w swoich ranach i krwi. Te dwie koleżanki podniosły się trochę z niemałym trudem, cały czas będąc w sporym szoku.
– Co się stało? – wymamrotała Lily, starając się wyostrzyć obraz. Z ust tej drugiej dobiegł niezrozumiały bełkot. Zaraz usłyszały kolejne okrzyki i wydawane polecenia ze strony opiekunów. Wzajemnie sobie pomagając, wstały akurat, kiedy szedł ku nim ktoś starszy rocznikiem, co akurat miał pomagać młodszym uczniom.

– Jesteście poważnie ranne? – zapytał się bez ogródek przybyły. Lily w sumie nie zauważyła jeszcze u siebie żadnych ran, natomiast jej znajoma miała kilka głębszych nacięć, z których sączyła się krew. Zaraz zapytał się dziewczyny o kolorowych oczach. – Jesteś w stanie się poruszać?
– Tak sądzę. Zaprowadzę ją do pielęgniarki. Ale co się stało? – Spytała trochę słabiej Lily, dźwigając się do pozycji stojącej i podpierając ranną.
– Nagły i niekontrolowany wybuch mocy – powiedział krótko. Mhm, czyli nic więcej człowiek się nie dowie. W takim wypadku dziewczyny zaczęły wolno iść do pielęgniarki. Z samego zasłyszenia, co się dzieje z tyłu, ciemnowłosa doszła do wniosku, że przez znajdowanie się dalej od centrum wybuchu to mniej oberwały. Na ich przybycie, kobieta opiekująca się tym lokum omal nie zaczęła załamywać rąk.
– A tu co się stało? – spytała, biorąc ranną do oględzin. Lily oparła się o szafkę.
– Nie wiemy za dużo. Chyba komuś puściły nerwy z fantazją, bo wybuch mocy – streściła znane fakty. Kobieta z trudem stłumiła przekleństwo na samą myśl, ile zaraz dostanie poszkodowanych uczniów. Zaraz odwróciła się w kierunku parawanu, który odgradzał ostatnie łóżko.
– Oj kochasiu, to zaraz będziesz miał towarzystwo.
– Cześć Tooru – powiedziała Lily, domyślając się tożsamości bywalca. 
Zza materiału dostrzegła jego wychylające się spojrzenie. Kiwnął w odpowiedzi. Pielęgniarka właśnie skończyła czyścić i opatrywać koleżankę, która właśnie została zmuszona do położenia się na łóżko. Następnie podeszła do Lily. Bez słowa dała się obejrzeć, bo kobieta była już wystarczająco zdenerwowana tym, co miało nadejść.
– Ty lepiej też się połóż moja droga. Nie wyglądasz zbyt dobrze i zrobiłaś się bardzo blada. To może z szoku – powiedziała z zatroskaniem, spoglądając na nią. 
Lily uderzyła fala krótkiego bólu, który zwykł zapowiadać mało ciekawy widok. Zresztą poczuła, że siły zaczynają ją opuszczać, co było kolejnym znakiem. Na dygoczących nogach zamierzała dojść do przedostatniego łóżka w sali, tego tuż obok Tooru. Wystarczyło kilka dni, w których trakcie dowiedziała się, że znaczna większość młodzieńców z jej szkoły nie przepada za nim. Sami ci, co zaraz mieli przybyć jakimś sposobem. W momencie stania między łóżkami drzwi się otworzyły, a stała tam piątka gości niezbyt bardzo poharatana. Dziarskim krokiem przekroczyli próg, pewnie z powodu zauważenia dwóch panienek w środku.
– Szanowna pani, my z pola walki – powiedział pierwszy. Kobiecina bez słowa nakazała im wejść i zaczęła przeglądać ich zasoby ran. Bardzo szybko ich opatrzyła i dała im znak do leżenia. Kiedy lustrowali wzrokiem pomieszczenie, dostrzegli obcego ucznia.
– A on co tu robi? Nie mam zamiaru leżeć obok niego – skrzywił się niemal teatralnie jego towarzysz.
– Nikt ci nie każe leżeć na sąsiednim łóżku – powiedziała beznamiętnie Lily. Głównie była podenerwowana tym, co zaraz miało się stać. Niemal była gotowa na przedstawienie.
– Nie irytuje cię, że ten dziwoląg tu jest? Bo mnie tak. – Dał znać o swoim niezadowoleniu kolejny typek. Dziewczyna posłała mu wyjątkowo ciężkie spojrzenie, coraz bardziej się chwiała na nogach.
– Dziwoląg? Jeśli za dziwoląga uważasz maga, to wszyscy nimi jesteśmy. Zresztą, do niego pasuje lepsze określenie. Wyjątkowy – mówiła to bez wahania. – A jeśli macie siłę na wygadywanie takich pierdół, to lepiej odpoczywajcie w swoich pokojach.
– Dzieciaki, bez kłótni mi tu – odezwała się znużona pielęgniarka. Następnie zwróciła się do grupki. – Jeśli chcecie leżeć tutaj i potrzebujecie niezwłocznie odpoczynku, to musicie akceptować warunki.
– Spadamy – powiedział ostatni i nagle rozmyli się w powietrzu. Po zamknięciu się drzwi Lily nagle opadła na ziemię. Kobieta pomogła jej usiąść na łóżku.
– Z punktu widzenia medycznego nie pochwalam tego, nie polepszy im się.
– Za to ja czuje się lepiej – mruknęła, drżącymi rękoma sięgając po miskę. – Zresztą, nie pozwolę, by coś takiego gadali.
– Masz szczęście złotko, że masz taką przyjaciółkę – powiedziała, kierując te słowa za parawan, który właśnie zasłaniała, widząc stan dziewczyny. Ach tak, dalej uważała ich za bliskich sobie. Chociaż nie przeszkadzało jej to, tak szczerze. – Niech ci Bóg w dzieciach wynagrodzi.
„Wolałabym nagrodę w postaci paktu” pomyślała. Pielęgniarka patrzyła na nią zaskoczona... Nie mówcie, że znowu powiedziała na głos, co myślała.
– Och, jesteś z Zakonu Haruda? – spytała się ciszej. Czyli jednak powiedziała to na głos. Kiwnęła głową i zaraz gwałtownie zwymiotowała krwią.
– Odkąd zapisałam się do tej szkoły, to mam problem ze znalezieniem drugiej osoby. Tutaj nawet nie patrzę, sama pani rozumie – powiedziała po dłuższej chwili, tym samym tonem mając na myśli zachowanie młodzieńców, wycierając sobie usta chusteczkami. – Więc raczej ktoś z zewnątrz. Już tak nie raz robiłam.
– Władająca pewnie, co? – Usłyszała głos Tooru, który uchylił nieco swój parawan i spoglądał, jak Lily kładzie się wolno, podczas gdy pielęgniarka odeszła z pełną miską. Zaprzeczyła ruchem głowy.
– Nie, jestem orężem. A tak zmieniając temat, co ci się przytrafiło? – spytała zatroskana. Kij z tym, że pewnie była blada jak papier i możliwie miała jeszcze ślady krwi na twarzy. Bardziej interesowało ja stan zdrowia młodzieńca leżącego obok.

<Tooru?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz