poniedziałek, 9 lipca 2018

Od Alexiel'a C.D Violett


Blondynka.
Dokładnie tyle zdążył zauważyć, zanim schylił się po parasolkę, która zaliczyła nieplanowane spotkanie z ziemią. Nie spodziewał się jednak, że nieznajoma postanowi zrobić to samo, przez co oboje zaliczą dość niefortunne, nieprzyjemne zderzenie głowami.
Alexiela zamroczyło do tego stopnia, że przez chwilę nie wiedział, co się z nim dzieje. Nie zorientował się, że dziewczyna coś do niego mówiła.
– Ja naprawdę nie chciałam... – powiedziała, wyciągając dłoń z przedmiotem w stronę żółtookiego.
Zawahał się, lecz sekundę po tym, gdy wziął swoją własność, na jego twarz wkroczył miły uśmiech.
– Dziękuję – odparł szczerze.
Podniósł głowę, chcąc przyjrzeć się dziewczynie. Parokrotnie zamrugał. Czyżby wzrok znowu spłatał mu psikusa? Po raz kolejny tego dnia przed jego oczami obraz, czyli twarz blondynki, był rozmazany. Właściwie mógł dostrzec tylko jej kolor włosów, błękit dużych oczu i jasność cery. Gdyby miał ją jeszcze kiedyś spotkać na ulicy, to z pewnością nie dałby rady jej rozpoznać. Uznał to za trochę smutne, bo kto wie, może po tym nietypowym spotkaniu mogliby się lepiej poznać, lecz w tej chwili nie mógł nic z tym więcej zrobić. Cicho westchnął, a dłoń zbliżył do policzka z zamiarem poprawienia okularów. Jednak… Ich tam nie było. Przeklął w myślach. Spadły, gdy zderzył się z dziewczyną i nawet tego nie poczuł? Chyba tylko on mógł mieć takiego pecha. Spojrzał się w dół. To tam powinien zacząć szukać, prawda? Sam życzył sobie powodzenia, a gdy chciał się schylić, poczuł, że ktoś lekko trąca jego ramię.
– One są twoje, prawda? – zaczęła, ukazując, a następnie podając Alexielowi kolejną zgubę.
Uśmiechnęła się przy tym? Zaśmiała się? Może tylko mu się wydawało? Niczego nie był pewien. Poczuł, że jego policzki zaczynają delikatnie piec. Tak, to było zawstydzające. I do tego krępujące. Wyjść na taką nieporadną pierdołę przed nowo poznaną osobą? Musiał przyznać: to było bardzo w jego stylu, ale mimo tego i tak miał ochotę zapaść się pod ziemię i jak najszybciej stąd uciec.
– Jeszcze raz dziękuję – powiedział speszony. Wytarł mokre od deszczu szkła, po czym założył okulary.
W końcu mógł widzieć wyraźnie. I w końcu mógł się jej dokładniej przyjrzeć. Ubrana była w strój typowo sportowy. Zatem poszła pobiegać? Najwyraźniej. Jednakże to, że była cała mokra, uświadczyło chłopaka w myśli, że deszcz musiał ją zaskoczyć, a teraz wraz z nim czekała na to, aż się całkiem uspokoi.
– Tak właściwie… – zaczął mówić, gdy powróciła mu część pewności siebie – jestem Alexiel – przedstawił się i wyciągnął rękę w stronę nieznajomej.
– Violett.
„Ładne imię”; przemknęło mu przez myśl, ale nie wypowiedział tego na głos.
– Miło mi cię poznać. – Delikatnie się uśmiechnął.
Może skoro jest w podobnym wieku, co on, to też chodziła do jednej z okolicznych szkół? Może też była magiem? Z niewiadomych przyczyn chciał ją o to spytać, ale w ostatniej chwili ugryzł się w język. Gdyby to zrobił, dziewczyna spytałaby go o to samo. A on nie przepadał za mówieniem o sobie i swoich mocach. Poza tym nie miał na to siły. Zmęczony całym dniem, zamknął oczy i odchylił głowę do tyłu, biorąc głęboki wdech. Rześkie, deszczowe powietrze dotarło do jego nozdrzy. Chłopak delikatnie się uśmiechnął. Lubił to uczucie: spokój, cisza, praktyczny brak czegokolwiek dookoła. Przez ten krótki moment zapomniał, że nie jest tu sam. Otworzył oczy, po czym rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu czegoś ciekawego, na czym mógłby zawiesić swe spojrzenie. Wtem zauważył jakąś postać zbliżającą się w ich kierunku. Szła z tej samej strony, z której wcześniej przebiegła dziewczyna. Prawdopodobnie był to mężczyzna; wysoki, ubrany na czarno. Jednak, gdy jego spojrzenie spotkało się wraz ze złotymi oczami Alexiela, skręcił w jedną z pobliskich bocznych uliczek. Uznał to za dziwne. Może tylko mu się wydawało, że tam ktoś był? To też było możliwe.
Po której chwili z nieba ponownie runął deszcz.
– Nie zapowiada się na to, by miało przestać padać – stwierdził Alexiel, wstając z ławki. Rozłożył parasol i się mu przyjrzał. Tak, z pewnością mogłyby iść pod nim dwie osoby. – Odprowadzić cię? – zaproponował.
Sama? W środku nocy? Nie mógłby jej teraz tak zostawić. Tym bardziej że miał możliwość, by jej pomóc nawet w tak banalnej sprawie, jaką była ochrona przed deszczem. Poza tym nadal niepokoiła go ta postać, którą widział, nawet jeśli miał świadomość, że mogło mu się to tylko wydawać.

< Violett? Wybacz, że takie drętwe ;; >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz