poniedziałek, 6 sierpnia 2018

Od Rivai'a C.D Finley


W końcu znalazł sobie spokojne miejsce w zacisznym cieniu. Otworzył książkę i ponownie rozkoszował się czarnymi literami na lekko pożółkłych kartkach papieru.
Co prawda Stephen King nie był jakimś oszałamiającym pomysłem na słoneczny dzień, w którym aż się prosi, by śmiać się i bawić z przyjaciółmi.
No ale Rivai przyjaciół nie miał, słoneczne dni dla niego były jak pogrzeb, w dodatku nie znosił ludzi.
Przesiedział tak z godzinę i z czytania wyrwały go promienie słońca. No tak, dzień mija, a Ziemia okrąża Słońce, na skutek czego Rivai musiał się przesiąść.
Szedł, wywołując kolejne zdziwione spojrzenia swoją kurtką.
- Ej, ty! - usłyszał, lecz to zignorował.
Bez wątpienia było to do niego, jednak nie zamierzał reagować na taki brak szacunku.
- Hej, zaczekaj! - ton głosu był błagalny, co w najmniejszym stopniu nie ruszyło Rivai'a.
Odwrócił się, jednak uznając, że zrobi nieznajomemu tę łaskę.
- Czego znowu...? - Prawie warknął, będąc mocno zirytowanym.
- Potrzebujemy ochotnika... - zaczął tamten, ale Rivai przerwał mu prychnięciem.
Speszył tym rozmówcę, jednak nie przeszkodziło mu to w kontynuowaniu:
- Naprawdę... To zabawa artystyczna organizowana przez uczniów, tak dla rozrywki... Potrzebujemy kogoś do pomocy.
Zapadła cisza i widać było powiększające się spięcie na twarzy odważnego, który zaczepił Rivai'a.
On sam był ciekaw, czy to dlatego, że tamten był tak zrezygnowany, że zaczepił jeden z postrachów najbliższej okolicy szkoły Orin, czy może dlatego, że faktycznie nie widział Rivai'a wcześniej na oczy.
Pewnie to pierwsze.
- Ale potem więcej się do mnie nie zbliżasz - wycedził w końcu, wymijając skamieniałego ucznia.
Kilka kroków i już był przy straganie z małym podestem à la sceną.
Pojawił się kolejny przygłup, który miał zaprowadzić go do osoby, której ma pomagać.
Ogólnie zabawa polegała na najciekawszym zinterpretowaniu różnych sytuacji czy słów za pomocą obrazu.
Przygłup postawił go przed kolesiem, któremu Rivai miał pomóc i...
- Znowu ty...? - Było to bardziej stwierdzenie, niźli pytanie, podczas którego Rivai skrzywił usta w paskudnym grymasie.
Przed nim stał ów arachnofob, którego spotkał dziś rano.
A już zdążył o nim zapomnieć...
- Chcesz, możesz iść do tamtego - fuknął, wskazując pędzlem jakiegoś knypka obok, który rozchlapywał farbę na wszystkie strony.
- Faktycznie, jeszcze moja kurtka ucierpi... - Rivai powiedział to na wpół sarkastycznie, na wpół poważnie.
Mruknął brunet i zajął się malowaniem.
Rivai zignorował komentarz i oparł się o znajdujące się blisko (na szczęście) drzewo.
Chcąc nie chcąc wpatrzył się dyskretnie jak na siebie w płótno chłopaka i chcąc nie chcąc musiał w myślach przyznać, że miał talent.
Co prawda Rivai nie znał się na malarstwie, ale widać było wyraźnie po pociągnięciach pędzla, że wie, co robi, i że robi to dobrze. Wszystkie maźnięcia na płótnie wskazywały na duży talent, nawet jeśli nie za bardzo było wiadomo, co jest na obrazie. Wszystko ze sobą współgrało i tworzyło całość.
Mimo iż obraz nie przypominał Rivai'owi niczego znajomego.
Nigdy nie zrozumie sztuki.
- Podasz mi pigment ultramaryny? - poprosił niespodziewanie brunet.
Rivai milczał przez dłuższe kilka sekund, aż w końcu schylił się do koszyka z farbami.
Nie był do końca pewien, czy to jest to, bo słoiczki nie były podpisane, ale malarz nie odezwał się, gdy wziął od Rivai'a pigment. Ich palce zetknęły się na moment, a Rivai poczuł jakby dziwny prąd przeskakujący między elektronami ich skóry.
Zerknął na chłopaka, czy ten coś poczuł, ale nie ujrzał żadnej reakcji.
Albo rzeczywiście nic nie zauważył, albo dobrze to ukrył.
Po raz pierwszy Rivai nie był pewny, która z dwóch opcji dotyczących człowieka była bardziej pewna.
Zdziwiło go to tak bardzo, że aż wypuścił głośno sfrustrowany powietrze.
Brunet był jedną z nielicznych i w sumie pierwszych osób, które, nawet jeśli jednorazowo, stanowiły dla niego małą zagadkę.
Albo po prostu nastąpiło zwykłe, pospolite spięcie między dwoma naelektryzowanymi ciałami, tylko on po prostu sobie uroił.
A jeśli tak, to dlaczego?
Nigdy mu się to nie zdarzało. Zaraz zacząłby drążyć temat, badać, dlaczego tak jest, ale wyjątkowo niepedantycznie stwierdził, że tym razem sobie odpuści.
Głównie dlatego, że mógłby odkryć coś, czego nie chciałby odkrywać.

<Finley?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz