Czułam się okropnie. Przed oczami tańczyły czarne mroczki, które skutecznie zamazywały obraz. Ból głowy mieszał się z nudnościami, a organizm zaczął drżeć. Miałam wrażenie, że zaraz zamarznę.
- Potrzebujesz odpoczynku. - silne ręce chwyciły mnie i uniosły do góry, aby zaraz przyciągnąć mnie do rozpalonej skóry. Chciałam się mocniej wtulić i po prostu pozostać przy źródle ciepła. Mój umysł jednak stanowczo tego zabraniał. Nie znałam go i czułam się skrępowana. Nie na co dzień mdleję obcemu facetowi , który wygląda co najmniej jak zawody morderca.
Nie czułam kontroli nad swoim ciałem, więc moje ręce bezwładnie opadły. Nogami jednak zdołałam objąć chłopaka, tak aby się podtrzymywać. Było mi… wygodnie, a moja skóra zaczynała robić się coraz cieplejsza. Być może przez to, że właśnie spoczywała na barkach obcego człowieka, który był przystojny. Przeklęłam w myślach, karcąc się za kotłujące się w głowie podteksty.
- Co robisz? – nerwy jednak brały górę. Spięłam się prawie niewidocznie, chcąc wydostać się z krępującego uścisku. Jego dziewczyna na pewno byłaby wściekłą i nie pozostawiła ze mnie nawet jednego włoska.
- Sama nie dasz rady iść, nie mam racji? – wyczuwałam w tym tonie ironię. Lekko siknęłam głową, delikatnie ocierając się o jego szyję. Zapach jego skóry wdarł się do moich nozdrzy powodując silniejsze zakłopotanie. Męski zapach to właśnie to co doprowadza mnie do obłędu. – Jak Ci na imię?
Jego głos widocznie się ściszył i wcale nie wyglądało jakby chciał dowiedzieć się mojej tożsamości. Ale jego nonszalancja chyba mi się podobała. Co ja w ogóle plotę? Gdyby nie to, że zachciało mi się pobawić własną mocą nie musiałabym teraz wyglądać jak ofiara, która wcale nie zaprzecza, że odpowiada jej taki sposób noszenia przez mężczyzn. Przeklęłam w myśli, nakazując sobie racjonalnie myśleć.
- Keya Tabuchi. – rzuciłam, nadal wdychając przyjemną mieszankę zapachu. Miałam wrażenie, że moje policzki zaraz eksplodują pod wpływem wielkich czerwonych wypieków. – Gdzie mnie niesiesz?
Próbowałam się rozglądać, ale zawsze nie miałam dobrej orientacji w terenie. Nie miałam zielonego pojęcia gdzie my właśnie jesteśmy. Prócz tego, że to las oczywiście. Plotki o naszym przewodniczącym zrobiły swoje i nieco się… obawiałam. Skąd mogłam wiedzieć, że nie sprzeda mnie na jakimś czarnym rynku i będzie mi się po prostu śmiał w twarz?
- Do szkolnej pielęgniarki, powinna jeszcze być u siebie, tam odpoczniesz, a jak będzie potrzeba podłączy Ci kroplówkę. – z rozmyślań wywołał mnie stanowczy głos. Miałam wrażenie, że był teraz oschły i wściekły na moją osobę.
- Przepraszam za kłopot. – na tyle zdołałam się wysilić, próbując jakoś złagodzić jego stosunek do mojej postaci. Czułam jak jego mięśnie się napinają i pracują. Słyszałam jego szybkie bicie serca i oddech, który był nieregularny. Czy powinnam zostać do tego w ogóle dopuszczana?
W pewnym momencie osłabienie znów się nasiliło i mroczki nasiliły swoją częstotliwość. Widziałam tylko pojedyncze obrazy, a kiedy zdołałam rozpoznać korytarze szkoły odetchnęłam. Chłopak nie kłamał. Usłyszałam tylko kopnięcie i najprawdopodobniej doszczętnie zmiażdżone drzwi. Potem krzyk pielęgniarki. Wszystko to jednak nie za bardzo do mnie docierało.
Nie często tutaj bywałam, ale nie był to też pierwszy raz. Jej sprawne ale delikatne ręce od razu zaczęły mnie badać. Mój wzrok przylepiony był jednak do blondyna, który wyglądał teraz na zamyślonego.
Kobieta coś powiedziała, a chłopak coś jej przekazał ruchem ust po czym wyszedł, zostawiając nas same. Zrozumiałam bez większych problemów. Uśmiechnęłam się i lekko zacisnęłam palce na kocu, na którym teraz siedziałam.
~ następnego dnia ~
Rankiem obudziłam się cała obolała. Od razu po przebudzeniu zażyłam przepisane leki, stwierdzając, że na drugi raz nie postąpię tak lekkomyślnie. Już zapomniałam jak bardzo jestem zastana w kwestii tej mocy. Bez dwóch stań, wróciłam do podstaw w jej używaniu.
Posmutniałam na tą myśl i na myśl, że przecież i tak nie mam jej z kim ćwiczyć. Bo kto normalny pozwoli wejść do swojego ciała i po prostu się podda? Mój wzrok powędrował na respirator leżący w kącie pokoju. Chcąc używać tego daru, będę musiała go używać. Pora nieco go zniekształcić i zrobić podręczną jego wersję.
Do południa leżałam w łóżku i po prostu myślałam o wczorajszych wydarzeniach. Pielęgniarka zadbała o usprawiedliwienie dzisiejszego dnia. Była naprawdę kochana.
Nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu, który zraz zmieniał się w okrzyk zażenowania. Moja wyobraźnia pracowała już na wysokich obrotach, niepotrzebnie insynuując niektóre rzeczy.
- Głupia! – rzuciłam do siebie, zatykając twarz poduszką.
Późnym popołudniem czułam się już bardzo dobrze. Przeciągnęłam się, zakładając na siebie obcisłą koszulkę z dość dużym dekoltem i równie przylegające spodnie. Narzuciłam na siebie jeszcze skórzaną kurtkę, która była w mojej szafie najcenniejszym znaleziskiem. Włosy pozostawiłam rozpuszczone, aby cieszyły się wiatrem, który dzielnie przemierzał każdy skrawek tego miasteczka.
Wieczorny spacer przebiegł mi przyjemnie, ale dość ponuro. Nie mogłam poznać własnej osoby. Czy naprawdę zaczynałam się czuć samotna?
Idąc powoli przez dość mało uczęszczaną uliczkę mój wzrok skupiły włosy koloru krwistoczerwonego. Obok szedł mój wybawiciel, który nie od razu mnie zauważył. Stanęłam i pomachałam w jego stronę, uśmiechając się. Odwzajemnił gest.
Oboje wyglądali jakby właśnie wrócili z „brudnej” roboty. Posiniaczone ciała, wiele bandaży i plastrów okalających skórę. Do tego ich wyraz twarzy mówiący, że są z tego dumni. Wzdrygnęłam się na myśl, że naprawdę mogą teraz wracać z miejsca świeżego mordu.
Blondyn wyglądał jednak na tego groźniejszego i nienawidzącego każdego człowieka, który zechce wejść mu w drogę. Obraz dwóch gangsterów, którzy byli niesamowicie przystojni… stop! Przygryzłam wargę w geście przywołania się do porządku.
Po ich wspólnej reakcji musieli być bliskimi przyjaciółmi. Ogarnęła mnie lekka zazdrość, którą szybko wypleniłam.
Przywitałam blondyna szerokim uśmiechem, kiedy stanął przede mną i nasze spojrzenia tkwiły teraz wpatrzone w siebie.
- Hej. – moja noga zaczęła podrygiwać, a policzki znów zaczynały się robić gorące. Nie teraz, proszę. – Chcę Ci podziękować i przeprosić.
Nisko się pokłoniłam, tak, że moje włosy całkowicie zasłoniły moją rozpaloną buzię.
- Nie musisz – jego głos był teraz delikatny i chyba tak samo zakłopotany jak ja. – To nic wielkiego.
Uniosłam się i zauważyłam, że blondyn odwrócił wzrok, nerwowo przeczesując tylne partię włosów. Ponownie zagryzłam dolną wargę.
- Zdecydowanie mam u Ciebie dług. Jeśli jest sposób, w który mogę się odwdzięczyć… - zacisnęłam ręce za sobą, próbując ukryć zdenerwowanie. Widziałam, że chłopak zaraz ma zamiar zaprzeczyć, ale raczej z czystej uprzejmości. Tak mi się przynajmniej wydawało. Chyba zauważył, że nie dam za wygraną i po prostu lekko wykrzywił kąciki ust w prawie niewidocznym uśmiechu.
- Pomyślę. – rzucił, a jego twarz znów przybrała obojętny wyraz. Zaśmiałam się cicho, zasłaniając dłońmi usta. Popatrzył na mnie pytająco.
- Na pewno wszystko okey? – wyciągnęłam delikatnie rękę, ale zaraz ją schowałam w zakłopotaniu. – Jesteś cały poraniony. Mogę?
Zbliżyłam się nieco, czekając na jego pozwolenie. Na moją twarz wpłynął obraz troski i przejęcia.
Kashim? :> ahh świetnie piszesz! Jak ja się w to wczułam ;D możesz robić z moją postacią co chcesz, więc spokojnie ^~^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz