- W końcu przez pakt obiecuję Ci moją lojalność. - Chłopak klęknął na jedno kolano, by po chwili przyłożyć delikatnie usta do mojej rannej dłoni, przy tym doprowadzając do spotkania się naszym spojrzeń. Chciałam wyczuć w jego słowach, choć odrobinę fałszu, by mu móc na tym bazować, iż to ja mam rację i to wszystko jest robione w celu, który jeszcze nie jest mi znany. Zaopiekował się mną, zrobił obiad, a nawet posprzątał mieszkanie z dobrej woli i nic nie chce w zamian? Jego spojrzenie było takie przyjemne i uspokajające, zupełnie jak u dziecka, które nie zna jeszcze życia i cieszy się z każdej możliwej chwili, smakując dopiero swojego marnego żywota. Uśmiechał się do mnie, jakbyśmy byli dobrymi znajomymi od kilku lat. W sumie czułam się przy nim swobodnie, od kiedy znalazłam go pijanego na ławce, może już wtedy wyczułam, że nie będzie między nami zwyczajnej więzi?
Gwałtownie wyrwałam swoją dłoń z ciepłych dłoni białowłosego. Nawet jeśli to, co mówił, było prawdą, nie miałam w zwyczaju wierzyć w pierwsze lepsze słowa.
- Sranie w banie, lojalność kończy się tam, gdzie zaczyna się zagrożenie, dlatego nie właź pomiędzy mnie, a otrze, bo ja tego dla Ciebie nie zrobię - Mruknęłam - Jutro mam zajęcia, dlatego pojutrze czekaj na polanie, równo o 18, a teraz wypad! - Dłonią, którą jeszcze przed chwilą trzymał przy ustach, wskazywałam teraz brązowe drzwi wyjściowe. Z westchnięciem wstał na równe nogi, otrzepując kolana z niewidzialnego kurzu.
- Do jura Taigo - Posłał mi jeszcze pożegnalny uśmiech, wychodząc z mieszkania, nawet nie próbując przy tym protestować. Przeczesałam włosy palcami, co spotkało się ze skrzywieniem wywołanym przejściowym bólem. Mając pewność, że zostałam sama z mych czterech ścianach, przekręciłam zamek w drzwiach i weszłam do łazienki, gdzie pozbyłam się wszystkich ubrań, a także i bandaży, by sprawdzić, jak to wszystko wygląda. Rany nie były duże, ale z pewnością ślady pozostaną mi już do końca życia. Powoli skóra dookoła małych dziurek, zaczynała robić się sina. Siniaki utrzymają się maksymalnie do końca tygodnia, dłużej nie powinny gościć na jasnej cerze. Przygryzając dolną wargę, zaczęłam dotykać wszystkich kostek, lecz nie wyczułabym, aby jakakolwiek kość była złamana, dla pewności zaczęłam zginać palcami. Ból nie był już tak odczuwalny, jak na początku, można by rzec, że dałabym radę się do niego nawet przyzwyczaić, gdyby zaszła taka potrzeba. Oparłam dłonie o umywalkę, patrząc na swoje odbicie w lustrze. Przechylając głowę, zwróciłam uwagę na oczy. Pomimo tego, że mój własny oręż posiada podobny odcień, to różnią się one całkowicie. Jego spojrzenie jest cieplejsze, przyjaźniejsze, a może i nawet weselsze, przez chwilę poczułam przepływ zazdrości, a także i rozbawienia. Zdałam sobie tak naprawdę sprawę, jak bardzo różni jesteśmy. Odganiając od siebie myśli na jego temat, a także wszelkie wątpliwości weszłam pod prysznic, gdzie zimna woda, pozwoliła mi wrócić w całości do siebie.
~*~
Ciepłe dłonie wędrowały po moim ciele, wywołując przy tym przyjemne dreszcze. Na bluzce, a raz pod nią. Pragnęłam, aby przyłożył do mej nagiej skóry miękki usta, łaskotał ją językiem, wywołując przy tym kolejną falę nieziemskiej przyjemności.
- Nie wiem, czy powinienem moja Pani, jestem tylko Twoim orężem - Ciszy szept, skierowany prosto do mojego ucha, sprawił, że musiałam ścisnąć mocniej uda.
- W takim razie rozkazuje Ci przejść dalej - Odchyliłam głowę, ciągnąc jego białe włosy, aby znalazł się jak najbliżej mojej szyi. Gdy przyłożył do niej usta, z moich wydarł się cichy jęk. Fakt, że dawno nie byłam z żadnym mężczyzną, tylko potęgował te doznania. Nim się obejrzałam, leżałam pod nim w samych czarnych koronkowych figach, które równie szybko, jak resztę ściągnął za pomocą swoich zębów, przejeżdżając po drodze językiem po mojej małej przyjaciółce. Ułożył obie dłonie po przeciwnych stronach mej głowy. Zapytał, jeszcze dla pewności czy na pewno może, zupełnie jak dziecko, o wszystko się pyta. Nie odpowiadając mu na to pytanie, wpiłam się w jego usta, ponownie czując w ustach ten przyjemny słodko-ostry smak. Czułam, jak ociera się o mnie swoim przyrodzeniem, po czym wsuwa się we mnie. Jęknęłam przeciągle, unosząc swoje ciało i....
Wstałam. Siedziałam sama na łóżku, pośród śnieżnobiałej pościeli, ubrana w piżamę, która składała się z białej koszuli i krótkich spodenek. To wszystko to był jedynie sen. Bardzo realistyczny, jeśli i nie świadomy, ale sen. Ledwo co go znam, a już śnie o tym, jak się z nim pieprzę. Odrzuciłam kosmyki ciemnych włosów, które wpadały mi na twarz. Na zegarze była dopiero 5 rano, jednak ja już wiedziałam, że dalszy sen nie ma sensu. Wyszłam z sypialni, zapalając światło w salonie z racji, że na dworze panował jeszcze półmrok. W łazience oparłam się o ziemne kafelki, naprzeciwko lustra.
- Jesteś s*ką, a nie k*rwą - Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, które wołało o pomstę do nieba. Włosy stojące w każdym możliwym kierunku, koszula w zupełnym nieładzie i delikatnie rozmazana szminka, którą miałam pomalowane usta dzień wcześniej, z racji pojawienia się na występie tanecznym. Dzisiaj miałam się spotkać z orężem, aby poćwiczyć jego przemianę, a także sprawdzić, jak sama zareaguje na ponowne pojawienie się jego ostrzy w mych dłoniach. W głębi duszy miałam nadzieję, że dzisiejszy trening okaże się lepszy niż ostatnio. Po pooranej toalecie i odnalezienia mundurku zaparzyłam świeżej kawy i wpatrując się w chmury burzowe, próbowałam wcisnąć w siebie śniadanie składające się z nieco czerskiego chleba z serem i pomidorem. Nie byłam najlepszą kucharką, dlatego moje śniadania wyglądały prawie zawsze tak samo, a obiady starałam się jeść w szkole, ewentualnie na mieście.
Przez cały dzień zastanawiała mnie jedna rzecz. Czy jeśli jesteśmy ze sobą tak mocno połączeni i z taką łatwością mogę słyszeć jego głos w swojej głowie, to czy mógł wyczuć, że śniłam o nim w ten sposób w nocy? A może to był jego sen, który to ja wyczułam? Tysiące myśli kłębiło się w mojej głowie, przez które nie mogłam się skupić na żadnej lekcji. Muszę udawać, że to nie miało miejsca, zresztą to nie jest możliwe, żeby ktoś mógł zobaczyć Twoje sny... Zaczynam świrować.
Przed 18, a więc godziną, którą sama wyznaczyłam na spotkanie, z chmur niczym z wiadra zaczęła lecieć woda, deszcz zamienił się w ścianę wody, przez którą ciężko było nawet zobaczyć budynki sąsiadujące. Przekręciłam głowę, marszcząc przy tym nos. W takim wypadku nie było nawet sensu wychodzić. Mając nadzieję, że i ten osioł pomyślał to samo, rozsiadłam się na kanapie, wyciągając książki i włączając telewizor. Po 30 minutach ciągłego wkuwania, do mych uszu dotarł dźwięk pukania, a raczej dobijania się do drzwi. Poirytowana, że ktoś śmie przeszkadzać mi w nauce, podeszłam do nich, otwierając na całą szerokość. Naprzeciwko mnie stał przemoczony Gaze.
- Przecież pada, to chyba logiczne, że trening odwołany, myślałam, że Twój ptasi móżdżek to zrozumie. - Skrzyżowałam dłonie na piersi, widząc jego wymowne spojrzenie.
- Mogłaś mi chociaż napisać, 30 minut jak ten słup stałem na deszczu!
- Zażalenia proszę kierować do mojej sekretarki, coś jeszcze? - Podniosłam jedną brew. Jednak nim zdążyłam mi odpowiedzieć, zaczął kichać, a dokładnie trzy razy. Pięknie... Jeśli będzie chory, to kolejny tydzień będzie zmarnowany. Zmarszczyłam brwi, po czym je rozluźniłam, odsuwając się, aby zrobić mu miejsce. - Wejdź, łazienka na prawo, masz tam ręczniki, wysusz się - Mruknęłam pospiesznie. Widząc, że nie prędko zrobi to z własnej woli, pociągnęłam go za coś, co miał na szyi. Było to coś na wzór naszyjnika, jednak w mojej ocenie wyglądał jak obroża z krótką smyczą. Mój ruch podziałał błyskawiczne. Zaciekawiona tym, zaczęłam ciągnąc za ten łańcuch, na co reagował natychmiastowo przechodząc tam, gdzie chciałam.
- Nie jestem psem - Złapał za złoto, jednak podniosłam tylko kącik ust.
- Śmierdzi jak pies, masz obroże jak pies, jesteś psem - Skwitowałam, zamykając drzwi i wracając do swojego poprzedniego zajęcia. Mrucząc coś pod nosem, wszedł do łazienki. Ledwo co zdążyłam ogarnąć dwie następne strony, gdy drzwi na nowo się otworzyły. Automatycznie podniosłam wzrok, widząc jak mężczyzna, przechodzi przez salon, aż do kuchni owinięty jedynie białym ręcznikiem w
talii. Widząc mój wzrok, ułożył dłonie na karku, patrząc na mnie kątem oka, czy to miała być poza tego obrażonego i złego?
Jeśli tak, to nawet mu to nie wychodziło. Oparłam się o kanapę, przykryta na udach jasnym kocem, trzymając w dłoni książkę i studiując następne wersy, chcąc z tego cokolwiek zrozumieć. Tak, jak kochałam praktykę, tak nienawidziłam teorii. Poczułam po chwili znajomy zapach kawy. Podniosłam brew, widząc jak młody mężczyzna, idzie w moim kierunku z dwoma filiżankami kawy. W normalnych sytuacjach wyrzuciłabym go przez balkon, za myszkowanie po moich szafkach, ale teraz kawa była dla mnie jak koło ratunkowe dla topielca.
- Nie czuj się tutaj za swobodnie - Sięgnęłam po jedną z kaw, które postawił na stoliku - I następnym razem pamiętaj, jak pada to treningu nie ma - Przyłożyłam usta do porcelany, dmuchając w gorący napój.
- Chodzisz do szkoły? - Zapytał, zupełnie olewając moje poprzednie stwierdzenia. - Adelal? - Dodał, gdy jego pytanie odbiło się ode mnie, jak od ściany.
- Nie biegam na rozkaz - Stwierdziłam - Tori - Wyznałam, czując, że będzie wymieniać wszystkie klasy, aż w końcu nie trafi w moją.
- Można powiedzieć, że oboje skupiamy się na muzyce - Zaśmiał się cicho, zakrywając przy tym usta dłonią. Szybko zmienia mu się humorek.
- Wiem, nie jesteś zbyt dyskretny - Mruknęłam - W ogóle, nie widzę przeszkód, aby zrobić trening tu i teraz - Odłożyłam białą porcelanę na stół.
- Co, poczekaj n...
- Skarrkan! - Z łobuzerskim uśmiechem wysunęłam dłonie na przód, zamykając przy tym oczy. Odwróciłam głowę, zaciskając zęby. Ból cały czas towarzyszył przy jego zmianie, ale nie był już tak dokuczający, jak kilka dni temu. Spojrzałam na swoje dłonie. Obok metalu wciąż widniały siniaki, a z jednej dłoni zaczęła sączyć się krew. Przyłożył dłoń do ust, oblizując tym samym ranę z krwi.
- I jak? - Usłyszałam ten znajomy, przyjemne głos, przypominając sobie dzisiejszy sen, przez co przeszły mnie ciarki. - Coś nie tak?
- Nie - Przewróciłam oczami - Jeszcze nie możemy iść na żadne zlecenie - Dłonie wciąż nie zaakceptowały do końca obcego ciała. Domyślałam się, że cały organizm potrzebował na to kilku dni, jak nie i tygodni. Mimo to efekt i tak był powalający, nie mogłam się doczekać starcia z przeciwnikiem.
- To logiczne, że najpierw rany muszą się zagoić, a przy przemianie nie możesz krwawić - Ciche westchnienie odbiło się echem. - Wrócę do swojej postaci.
- Ciekawe jak - Parsknęłam śmiechem, opierając się o kanapę i zakładając nogę na nogę - Jeśli chcesz świecić gołym tyłkiem przede mną i swoim małym ogóreczkiem to proszę bardzo - Spojrzałam na biały ręcznik, który leżał na ziemi. Sama nie wiem, czy przez gwałtowne przywołanie odwinął się z bioder chłopaka, czy to przez to, że nie miał go w sumie założonego. Jedno było pewne ani trochę mnie, to nie obchodziło, a odwracać się też nie miałam zamiaru.
Gaze?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz