Dałem dla dziewczyny drugą parę rolek i wyszliśmy z mieszkania. Dojście zajęło nam max. 10 minut, czyli dość szybko szliśmy. Gdy byliśmy już w parku, dziewczyna usiadła na ławce i zaczęła zakładać rolki. Chwilę później wstała, ale straciła równowagę. Jednak ochroniarz nie wpuścił jej do klubu zwanego ziemią. Zacząłem jej tłumaczyć, jak stawia się kroki, korygowałem jej postawę i tak dalej i tak dalej. Brunetka, po jakiejś godzinie tłumaczenia i powolnego jeżdżenia z moją asekuracją, postanowiła pojechać sama. Rozpędziła się jak struś pędziwiatr na drodze i zaliczyła całusa z ziemią. Wiem, że nie wypada śmiać się z krzywdy innych, ale ten upadek był perfekcyjny. Ta gracja, niczym baletnica tańcząca jezioro łabędzie. Nie mogłem się powstrzymać i wybuchłem śmiechem. Po chwili, dziewczyna również się śmiała. Podjechałem do niej i podałem jej rękę, podnosząc ją.
-Haha, wszystko w porządku? -powiedziałem przez łzy wywołane śmiechem.
-Nie umarłam, więc jest ok, haha. Jak to wyglądało?- zapytała, nadal lekko się podśmiewając.
-Jakby waleń tańczył jezioro łabędzie, bez urazy jak coś, haha.
Rozmawialiśmy jeszcze chwilę. Nadal instruowałem April, jak się jeździ nie upadając co 2 metry. Kolejna godzinka tłumaczenia i jeżdżenia, tym razem wolniej i brunetka w miarę pojęła, o co w tym chodzi.
-No dobra, skoro idzie ci tak dobrze, to może powoli gdzieś pojedziemy?
- Jesteś tego pewien? Na sto procent?
-Jasne, jak coś to będę obok przecież- uśmiechnąłem się do niej.
- Tak tak, ale ryzykujesz wtedy własnym życiem. Jak będę się przewracać to pociągnę cię ze sobą jak Titanic.
-Miło. Przynajmniej nie będziesz tonąć sama, nie?
- Bo się zarumienię! Ale okej, jak sobie życzysz- zaśmiała się, podobnie jak i ja. Jechaliśmy powoli parkową uliczką. obok nas, na boisku, grały małe dzieci w piłkę. Nagle piłka zaczęła lecieć w stronę April i walnęła ją w głowę, przez co dziewczyna straciła równowagę i podtrzymała się mnie. Nie no, ona to ma talent i szczęście...
<April?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz