Chłopak wyszedł, zamykając za sobą drzwi, jakby moje mieszkanie, było również i jego. Jeszcze komentarz, że przecież wróci za kilka godzin. Śmieszne. Rozciągnęłam kości, siadając wygodnie na swojej kanapie. Spokój, wszędzie panowała cisza, której brakowało mi już po godzinie jego obecności. Nie jestem nauczona, do długiego towarzystwa. Zdążyłam się już przyzwyczaić do samotnych wieczór, gdzie sączyłam powoli szkocką i czytałam jedne ze swych erotyków. Mimo wszystko cały czas miałam w głowie widok, jego przyrodzenia. Nie miał się czego wstydzić...
Po wyrzuceniu z myśli widoku, nagiego białowłosego, rozłożyłam na nowo książki, zanurzając się w ich treści.
Wychodząc z łazienki, spojrzałam na drzwi i zamek. Pomimo iż nie miałam w zwyczaju używania go, to tej nocy, mądrzejszym wyborem będzie przekręcenie go. Łapiąc za srebrny zamek, poczułam, jak ktoś powoli otwiera drzwi. Zmarszczyłam brwi, spodziewając się pijanego oręża, który zapomniał, gdzie jego miejsce.
- Wypierdalaj! Pijany nie będziesz mi siedzieć w mieszkaniu! - Podniosłam głos, przytrzymując drzwi swoim biodrem.
- Jak Ty mówisz do swojego ojca?! - Głośny, basowy głos przebił się, przez drewniano, brzmiąc w mojej głowie. Odskoczyłam od drzwi, puszczając je przy tym. Do środka wszedł mój ojciec, nieudacznik, najgorszy magik w okolicy, gdzie matka miała oczy, gdy za niego wychodziła? Oczywiście, nikt nigdy nawet nie śmiał powiedzieć takowych słów na głos. Rosły mężczyzna z blizną rozciągająca się na prawym oku i policzku, a do tego długie włosy zawiązane czarną chustą należącą do matki, dodawała mu swego rodzaju tajemniczości. Nie mogę powiedzieć, że go kochałam, ba nawet go nie szanowałam. Byłam zniesmaczona jego wizytą, w moim małym, skromnym mieszkanku.
- Czego chcesz? - Skrzyżowałam ręce na piersi, kiedy zamknął za sobą drzwi.
- Porozmawiać, nie uważasz, że powinniśmy to zrobić? Chcesz czy nie jestem Twoim ojcem i masz teraz tylko mnie... Chyba że ten pijak, o którym mówiłaś to Twój chłopak - Na jego twarzy zagościł parszywy uśmiech.
- Nie rozśmieszaj mnie - Prychnęłam - Mów co chcesz i wyjdź, chyba że siłą mam Ci pokazać, gdzie są drzwi - Obydwie dłonie położyłam na biodrach, podnosząc dumnie głowę, w odpowiedzi dostałam tylko gorzki śmiech.
- Córeczko, widzisz różnice w naszej budowie? - Podniósł jedną brew, rozbawiony całą zaistniałą sytuacją. Nienawidziłam takiego zachowania. Lekceważenie przeciwnika jest najgorszą możliwą cechą charakteru. Nawet jeżeli przede mną stoi dziecko, to jestem gotowa do ewentualnego ataku, czy też obrony. "Nie oceniaj książki po okładce", sprawdzało się to w tak wielu przypadkach, nawet teraz. Osoba trzecia nie znając nas, powie, że nie mam szans, więcej, uzna, że nie jest możliwe, abyśmy byli spokrewnieni.
- Nie zapominaj, kto odziedziczył moce matki - Zacisnęłam dłonie, a przez całe moje ciało, przebiegły małe iskry piorunów. Jego twarzy zrobiła się... Lekka? Zupełnie, jakby stracił ochotę na dalszą irytację mojej osoby. Delikatnie westchnął, uśmiechając się przy tym pod nosem, aby po chwili ze śmiechem przeczesać dłonią swoje gęste włosy, czarne niczym słoma...
- Nie musisz mi pokazywać, jaką mocą władała Twoja matka - Wskazał na swoją bliznę - W końcu to ona zostawiła mi taką pamiątkę przy pierwszym spotkaniu. Masz jej charakter, ale mam również nadzieję, że masz tą samą drugą twarz co ona, a teraz córciu, mów, kim jest ten pijaczyna! - Ze śmiechem złapał mnie w pasie, przechylając na bok. Użył przy tym tyle siły, że musiałam temu ulec. Podniósł mnie na ręce niczym jakąś jebaną księżniczkę. - Wiesz, ja też w młodości sporo piłem, może czeka Cię równie piękna miłość co mnie i Wars? - Zaśmiał się, kręcąc się dookoła własnej osi. Robił tak zawsze, gdy nie chciałam iść spać, zawsze, gdy mama stała przy drzwiach, patrząc na nas i się śmiejąc.
- Kto to jest!? - Gaze wyrósł niczym spod ziemi, stojąc w drzwiach, które musiał otworzyć podczas naszej rozmowy.
- Pukać się nie nauczyłeś?! Mówiłam, że po alkoholu nie masz tutaj czego szukać! - Warknęłam, chociaż będąc na rękach ojca, mogłam się domyślić, że nie wyglądałam zbyt przekonująco.
- To nie znaczy, że musisz iść w objęcia innego!
- Nie mów do mnie, jakbyśmy byli razem!
- Ojej, kłótnia młodych, zakochanych - Ojciec odstawił mnie na ziemię, sprawnie unikając mojego ciosu, jaki miałam zamiar zadać mu w brzuch - Cały czas taka sama - Poklepał mnie po głowie - Porozmawiamy innym razem - Z tym samym uśmiechem co tu wszedł, właśnie teraz wyszedł, zostawiając mnie z tym pijaczyną.
- Słuchaj, mam prawo bzykać się na prawo i lewo z kim tylko chce, a Tobie gówno do tego! - Złapałam go za koszulkę, chcąc przy tym wyczuć, ile mógł wypić alkoholu. Nie był zalany w trupa, ale nie miałam pewności, czy kontaktuje prawidłowo.
- Przecież on leci tylko do Twoją dupę i cycki - Rozłożył ręce jakby w geście, mówiącym, że to takie oczywiste - A chyba masz coś w głowie - Powiedział ciszej i już poważniej.
- Wszyscy tylko na to lecą, w końcu na to zwracacie uwagę przy kobietach, to po cholerę prawisz mi jakieś morały? - Odepchnęłam go od siebie, z taką siłą, że upadł na kanapę. Chociaż nie wiem, czy to była zasługa siły, czy jego braku równowagi. - Faceci, przychodzą, przelecą i odchodzą - Dodałam, patrząc na niego z góry.
- Jeśli byłbym Twoim facetem, nigdy nie pozwoliłbym Ci odejść - Wypowiedział to brzmiącym głosem i z taką powagą, że przez całe ciało przeszły mnie dreszcze. Spojrzałam na niego kątem oka nie ze złością, irytacją, czy wyrzutami, jak jeszcze kilka dni temu. Czułam w sobie spokój, a także pewnego rodzaju ekscytację. Nikt, nigdy nie powiedział do mnie takich słów. Kiedy nasze spojrzenia spotkały się, ze speszeniem odwróciłam wzrok. Nie byłam dobra w takich rozmowach, tak jak nie wstydziłam się nagości, seksu i wszystkiego, co z tym związane, tak wstydziłam się słuchania właśnie takich słów czy komplementów, które były wypowiadane w moim kierunku z czystej uprzejmości, grzeczności, czy czegokolwiek innego.
- Idź spać, jesteś pijany - Burknęłam pod nosem, zamykając się szczelnie w sypialni. Opuszkami palców oparłam się o białe drzwi, biorąc głęboki oddech. Co go naszło, żeby mówić takie rzeczy? Nie powinien... Nie zna mnie, ja nie znam jego, a on wyskakuje z tekstami, jakbyśmy należeli do siebie.
~*~
Wczesnym rankiem, promienie słoneczne, nawet nie zdążyły zagościć na mojej twarzy, kiedy jak na zawołanie podniosłam się na łóżku, dysząc ciężko. Spojrzałam na swoją skórę w obawie, że sen to jednak rzeczywistość. Na szczęście, skóra była cała, a sam sen o spalenie żywcem, okazał się jedynie sennym koszmarem. Biorąc kilka płytkich oddechów, wyszłam z ciemnego i dusznego pomieszczenia, obierając za swój cel kuchnię. Zaczęłam parzyć kawę, kiedy spojrzałam na salon i kanapę. Gaze dalej spał... Ale skoro ja już jestem na nogach, to dlaczego nie mieć jego za swojego towarzysza? Przygryzłam dolną wargę i cicho podeszłam do kanapy. Chwyciwszy oburącz za gruby koc, pociągnęłam go, krzycząc przy tym "wstawaj!".
- Coooo? - Przekręcił się na drugi bok, szukając dłonią okrycia.
- Wstawaj leniu patentowy. To druga nocka na mojej kanapie, za chwile będę liczyć procenty! - Zaczęłam szturchać go swoją stopą. Spojrzał na mnie leniwie, opierając swoją głowę o dłoń.
- Zrobisz mi chociaż kawę? - Nadzieja przepełniała cały jego głos. Uśmiechnęłam się "miło", po czym z tą samą mimiką pokazałam mu środkowy palec, idąc do kuchni. Słyszałam jeszcze, jak opada na poduszkę, jęcząc przy tym.
- Kilka zasad - Mruknęłam, opierając się o ścianę już z filiżanką kawy - Nie przychodzisz do mnie pijany, śpij sobie pod mostem. A po drugie, jeszcze jedna taka akcja jak wczoraj przy moim ojcu, a przez balkon Cię wywalę śmierdzący psie!
- Ojciec? To był Twój tata? - Podniósł jedną brew, zaskoczony nie całą wypowiedzią, a tym jednym słowem.
- Alkoholik jednak coś pamięta świetnie - Złapałam za szmatę, która leżała na stoliku, uszykowana wcześniej - Umyjesz wszystko, szafki, stoliki, podłogi, okna, futryny, drzwi. W-S-Z-Y-S-T-K-O. - Uśmiechając się przy tym zwycięsko, wróciłam do kuchni, aby zjeść śniadanie, które składało się ze zwykłych kanapek. Cóż, brak zdolności kulinarnych, często boli.
Gaze?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz