Na długiej przerwie wyszłam ze szkoły. W budynku nie czułam się dobrze. Było mi duszno, a na dodatek tam zawsze grzało jak w piecu. Wolę niskie temperatury, mimo tego, że sama ciągle odczuwam chłód. Bez powodu nie jestem przecież nazywana Księżniczką Śniegu. Wzruszyłam ramionami. Kiedy już chciałam wyjść spod dachu, zauważyłam, że pada deszcz. Przewróciłam oczami, po czym powoli zeszłam po schodach. Woda nawet mnie nie dotknęła. Dobrze było umieć władać tym żywiołem, choć miałam z nim kilka problemów. Spokojnym krokiem pokierowałam się ku jednemu z drzew, po czym zasiadłam pod nim. Wzięłam głęboki wdech, po czym zaczęłam medytować na kolanach z dłońmi na nich. Kilka spokojnych wdechów w deszczową pogodę uspokajały mnie. Zamknęłam oczy, po czym spojrzałam na pochmurne niebo. O, już się przejaśnia. Wiosna to wiosna, deszcze się zdarzają, ale nie będą one długo przecież trwać. Odgarnęłam włoski na plecy, po czym nadal siedziałam, opierając się o korę drzewa. Powietrze było takie mokre i wręcz przyjemne do oddychania. Nie znoszę lata, bo wtedy powietrze zazwyczaj jest w nadmiarze suche, a ja wtedy choruję. Brr... Słysząc, że ktoś do mnie dzwoni, wyjęłam telefon, po czym odebrałam.
-Tak?-zapytałam.
-Shura? To ja Junona. Jak się czujesz?-zapytała mnie.
-Junona! Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek do mnie zadzwonisz. Ze mną jest dobrze, a u ciebie? Gdzie jesteś?
-Aktualnie wyjechałam. Jestem w Rio, za niedługo odbywa się parada. Będę tam robiła za modelkę. A ty kochana siedzisz widzę na wielu magazynach i blogach. Jestem z ciebie dumna.
-Dziękuję. Wybacz, mam drugi telefon. Napiszę do ciebie. Pogadamy wieczorem.
Rozłączyłam się, po czym zauważyłam, że to nie był telefon, a SMS. I to nie byle jaki SMS, tylko ten od szantażystów.
Od Nieznany: Czyżby siostrzyczka dzwoniła? Nie martw się, jak ty zginiesz, ona przejmie po tobie spadek i ją sobie poszantażujemy. Na każdego z twojej rodzinki mamy haczyk, suko.
Zablokowałam bardzo szybko telefon, po czym zaciskając dłonie w pięści, spuściłam wzrok. W myślach zaczęłam odliczać od jednego do dwudziestu. Kiedy skończyłam, wstałam z ziemi i otrzepując spódnicę wróciłam do szkoły. Pewnie bym dalej to robiła, ale na kogoś wpadłam.
-Uważaj jak łazisz.-ktoś powiedział.
-I vice versa ćwoku.-warknęłam, po czym dostrzegłam tą rudą małpę.-O, wielce gwiazdeczka. Mam nadzieję, że wczoraj dobrze się bawiłaś.
Po tych słowach, wyminęłam ją, z dumą patrząc przed siebie. Nie będę spuszczała głowy przed młodszą i głupszą istotą...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz