Dni mijały, a pomiędzy tym odbywały się niewielkie treningi, składające się z atakowania zarówno stałych, jak i ruchomych przedmiotów, ćwicząc tym sposobem prędkość, siłę, wspólną współpracę i taktykę naszej wspólnej walki. Po kilku godzinach spędzonych na środku łąki, gdzie doszło do zawarcia paktu, ogłosiłam stanowczym głosem, ale również i z szerokim uśmiechem, że możemy ruszać na jakieś zlecenie.
- Wybiorę coś stosownego - Gaze skinął głową, słysząc najwyraźniej mój entuzjazm. Pociągnęłam go za złoty łańcuch, patrząc prosto w jego oliwkowe oczy. Zmarszczyłam brwi.
- To ja tutaj jestem od wybierania zleceń, Ty się uśmiechaj, przytakuj i nawet mi nie pyskuj kundlu - Pokazałam czubek języka, po czym puściłam jego świecącą ozdobę. Poprawiłam włosy, patrząc na swoje dłonie. Siniaki całkowicie zniknęły, a dłonie wyglądały już "normalnie". Dziury, które z początku były widoczne, teraz przypominały bardziej obdarcia, czy też niezrośnięte blizny. Podniosłam wzrok na białowłosego. Od kilku dni wydawał mi się dziwny, jakby zamyślony, chcący spędzać jak najwięcej czasu w moim mieszkaniu. - Tak w ogóle - Ton głosu przybrał już normalnej barwy, a może i nawet nieco ciekawskiej.
- Tak? - Uśmiechnął się do mnie miło, jak to miał w zwyczaju. Nawet jeśli cały dzień go gnoiłam, to na sam koniec, potrafił się do mnie uśmiechnąć w ten sposób, życzyć miłego dnia i iść w swoim kierunku. Jeśli oczywiście nie usnął na kanapie, mówiąc brzmiącym głosem "dobranoc".
- Gdzie Ty mieszkasz? Masz mieszkanie, jakiś pokój? - Schowałam dłonie na kieszeni, nie spuszczając z niego wzroku.
- Nie sądziłem, że się mną zainteresujesz - Zaśmiał się cicho pod nosem, jednak widząc wyczekujący wzrok, zaraz odchrząknął. - Mam pokój w Akademiku.
- Nędznie, same zakazy i nakazy - Teraz to ja parsknęłam śmiechem. Nie wyobrażam sobie, że ktoś mówi, że nie mogę trzymać alkoholu w barku albo że o 22 mam zachowywać ciszę i nie słuchać muzyki, czy nie oglądać filmu. - Jak się spiszesz, to nad czymś pomyślę - Rzuciłam szybko, mijając go.
- Nad czym? - Złapał mnie za rękę, widocznie zaciekawiony.
- To już moja słodka tajemnica, a Tobie psie nic do tego, wracaj do swojej budy!
Oglądałam wszystkie ogłoszenia na większej tablicy, mieszczącej się w środku miasta, a więc na rynku. Przyłożyłam palec do ust, czytając je wszystkie, aby wybrać to jedno, które nie będzie zbyt trudne, ale i nie zajmie nam minuty. Zdarłam jedną kartkę, uśmiechając się przy tym. "Idealnie", pomyślałam, czytając jeszcze raz w myślach jego treść:
"Czy masz w sobie tyle odwagi, aby stanąć twarzą w twarz z magicznym strażnikiem? Czy masz w sobie tyle siły, żeby go pokonać? Stwór broni jeziora, które ma w sobie pewną moc. Dzięki wodospadowi, w jeziorze co tydzień przypływa nowych pereł, występujących jedynie w określonych miejscach na całym śmiecie. Mieszkańcy okolicznej wioski żyją, dzięki ich występowaniu. Niestety przez strażnika, nie mogą wykonywać swoich obowiązków, jeśli nic z tym nie zrobisz, cała wioska przepadnie"
Nie wydaje się to trudne, a fakt, że znajduje się to blisko wody, tylko poprawiał nasz status. W razie dużej siły przeciwnika mogliśmy go zwabić do wody i popieścić piorunami.
Po powiadomieniu mojego partnera o wybranym zleceniu umówiliśmy się przed lasem, aby móc spokojnie dojść do niewielkiej wioski.
Cała droga minęła nam spokojnie, zrobiliśmy jedną przerwę na niewielki posiłek i wodę. Dochodząc do wioski, zaczęła nawet nam się kleić rozmowa. Okazało się, że mieliśmy podobny gust muzyczny i że obydwoje wcale nie potrzebujemy tak wiele alkoholu, żeby się upić. Nie powiem, przez chwilę nawet wywołał u mnie szczery śmiech. Nie szyderczy, sarkastyczny, zwyczajny śmiech. W samej wsi dowiedzieliśmy się, gdzie iść dalej, a także, z jakim przeciwnikiem przyjdzie nam walczyć.
- Pamiętasz, co Ci kiedyś powiedziałam? - Spojrzałam na niego z powagą - Nie wchodź pomiędzy mnie, a ostrze, jasne?
- Bo Ty nie zrobisz tego dla mnie - Dokończył, przewracając oczami. Zatrzymałam się przy drzewach, patrząc na stwora. Stał na dwóch łapach, podobnych do kangura, długi ogon, wysokie ciało, małe oczy, ale za to wielka paszcza, dodatkowy ciemny kolor wywoływał delikatny niepokój.
- Nie ma na co czekać - Złapałam się wystającej gałęzi, podciągając się, nie czekając ani na niego, ani na jego reakcję. Kucnęłam na jednej gałęzi, blisko danego stwora, gotowa do ewentualnego ataku. Biorąc głęboki oddech, skoczyłam, rozkładając dłonie i wykrzykując imię swojego oręża. Ostrza momentalnie znalazły się na swoim miejscu. Miałam nadzieję, na jeden szybki atak. Nie spodziewałam się, tak szybkiej reakcji wroga. Obronił się swoimi odnóżami, które jedynie delikatnie zarysowałam. "Twarda obrona, na wszystkich kończynach i głowie, musisz celować w brzuch" Usłyszałam stanowczy głos w swojej głowie. "Jasne" pomyślałam, ustawiając się do następnego ataku. Walka trwała w najlepsze, gdy w pewnym momencie, drugi identyczny stwór wyrósł niczym spod ziemi, chcąc mnie zaatakować z prawej strony. Dzięki szybkiemu ostrzeżeniu w głowie udało mi się zrobić unik, omijając cały atak.
- Klon? - Zmarszczyłam brwi, szukając właściwej odpowiedzi. "Nie wiem, ale uważaj" - Powiedział to tak czule, że poczułam gule w gardle. Odchrząknęłam szybko i wróciłam do pola walki, skupiając się na dwóch wrogach.
- Taiga! - Jego głos nie był już w mojej głowie, a na zewnątrz. Zaskoczona odwróciłam głowę, zdając sobie sprawę, że się przemienił. Trzeci stwór, niczym drugi pojawił się znikąd, atakując Gaze. Przeciął jego plecy, a ja widziałam, jak upada, patrząc na mnie z ulgą, ale i determinacją, nawet jakby teraz chciał wstać i walczyć. Upadł na kolanach, opierając obie dłonie o ziemię.
- Gaze! - Używając swojej mocy, odepchnęłam stwora, który chciał zadać ostateczny cios. Spojrzałam na jego ranę, uciskając ją szybko materiałem z jego luźnej koszuli.
- Uważaj - Ostatkami sił podniósł się, wyciągając spod tony białych szat katanę. Złapał mnie drugą wolą ręką w pasie, przyciągając do siebie. Nawet, teraz kiedy miał tak poważną ranę, dał radę wycelować z taką siłą w środek serca stwora, aby powalić go na ziemię. - Proszę, uważaj - Dodał ciszej, nie puszczając mnie ze swoich objęć.
- Gaze trzymaj się, proszę Cię.... - Zacisnęłam dłoń na jego ramieniu, zapominając, gdzie jesteśmy. W pewien sposób zdałam sobie sprawę, że zależy mi na jego życiu. Przypominając sobie śmierć swojej poprzedniej broni, nie odczuwałam zupełnie nic, teraz, widząc go w takim stanie, ogarniał mnie lęk, nie o to, co zrobię bez broni, ale o to, co zrobię bez jego osoby.
Gaze? xD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz