Doskonale wiedziałem, że znowu nie wróci i nawet już się tym nie przejmowałem. Niech błąka się po tym pierdzidołku do woli, niech szlaja się, gdzie popadnie, niech robi, co chce, nie mam zamiaru latać za nim i szukać go po metropolii. Chyba w jego snach. Rozumiem, że wymizdrzony chłoptaś ma manię i tylko czeka, aż będę urządzał do niego pielgrzymki na kolanach, czekając, aż z łaski swojej, spojrzy na mnie przychylniej i pozwoli mi zrobić sobie laskę, ale co to, to nie. Nie zniżę się nigdy do tego poziomu, w życiu, w jego najbardziej wyidealizowanych snach.
Mimo wszystko pięknie brzęczące w uszach „spierdalaj, Fjästad”, dalej dotkliwie szturchało, bodło, przypominało o swojej obecności i raniło, bo od dawna nie odezwał się do mnie takim tonem, tymi słowami, z tą miną srającego kota na płocie.
Losie, dlaczego na wszystkie możliwe istniejące persony we wszechświecie, musiałem trafić i wpaść akurat przez ten uśmiech? Siedem miliardów ludzi, jak nie więcej, to nie, ten gówniarz musiał mi wleźć ze swoimi zabłoconymi buciorami w życie i porwać mnie szybciej, niż byłem w stanie sklecić logiczne zdanie w momencie zobaczenia go.
Tym razem i ja trzasnąłem drzwiami, bo miałem najzwyczajniej w świecie dość. Ja będę tym, który powie basta, który postawi ostatnią kropkę w naszych wypowiedziach, tym, który zakończy to wszystko, jak tak dalej pójdzie. Nie będę na siłę go trzymać, skoro nie jest w stanie ogarnąć swoich emocji. Wczoraj prawie sfajczył moją ulubioną koszulkę.
Niech się jebie.
Jakże niesamowicie wyładowałem całą swoją złość, kopnąłem bogu ducha winny kamyczek, ależ ja jestem energiczny, ależ ja zawojuję świat.
Tąpnięcie i ciało odbijające się od ciała, bo coś, a raczej ktoś, wlazł we mnie z impetem.
— Przepraszam… Czy coś cię się stało? — powiedziała blondynka. Niższa blondynka, właścicielka wielkich, błękitnych ocząt. Zmarszczyłem brwi, oglądnąłem się od góry do dołu.
— Nie, nic się nie stało, również przepraszam, zagapiłem się — odparłem krótko, wymijając dziewczynę i ruszając dalej śmiałym krokiem. Szybka analiza zdarzenia, przypomnienie sobie wyglądu. Gdzie się tak wyłączyłem, jak mocno w nią uderzyłem, czy niebieskie oczy nie wyrażały bólu? Ubrana schludnie. Miała broszkę.
Broszka.
Odwrócenie się na pięcie i ruszenie biegiem za kobietą, która w sumie aż tak daleko nie odeszła.
— Przepraszam — sapnąłem, bo zdecydowanie moja kondycja leżała — skąd masz tę przypinkę? — Wskazałem na kamień przy szyi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz