Menu

Mini-Menu

Strony

wtorek, 20 marca 2018

Od Hideyoshiego C.D Shura


-Przepraszam...-dziewczyna wyszła z łazienki, mówiąc lekko drżącym głosem. Nie dopytywałem się, co jej się stało, ani co tam robiła, bo po pierwsze to nie moja sprawa, a po drugie jakoś mało mnie to obchodzi. Wziąłem łyk kawy i powiedziałem.
-Nie wiem za co, ale spoko.
Shura po chwili drżącymi dłońmi wzięła do ręki telefon, na który kapały jej łzy. Czemu ona płacze? WTF, nie ogarniam kobiet. Zrobiłem coś źle? Sam nie wiem...No, ale trochę smutny jest to widok, jak płacze.
-E-ej, wszystko ok?- zbliżyłem się do niej na bezpieczną odległość, jak na znajomość od dzisiaj.
-Nic nie jest i nie będzie okej... Pójdę już.-powiedziała i wstała, wybiegając z mieszkania jak struś pędziwiatr. Woow, nie ogarniam, nie wnikam, nie nadążam, nie wyrabiam...Eecch...Podrapałem się po głowie i wziąłem puste już kubki z kawą. I skierowałem się do kuchni. Umyłem od razu brudne naczynia, bo jakoś nie lubię mieć syfu w kuchni i ogólnie w mieszkaniu. Westchnąłem i walnąłem się na sofę, usadawiając się w pozycji pół leżącej i pół siedzącej. Następnie wyjąłem z kieszeni telefon, a ze stołu wziąłem słuchawki nauszne, które wręcz uwielbiałem. Włączyłem swoją ulubioną muzykę i zacząłem rozmyślać na temat wszystkiego i niczego...
---
Okazało się, że zasnąłem na sofie. Matko, jak zawsze. Kładę się i nie jestem śpiący, ale nieeeee, i tak zasnę w minutę. Co mi jest, to ja nie mam pojęcia, ale ok. Mówi się trudno, żyje się dalej. Spojrzałem na zegarek. 3 w nocy, nieźle...Wstałem z kanapy i podeszłem do oszklonej ściany i spojrzałem na panoramę nocnego miasta, nad którym znajdowało się niebo pełne gwiazd. Coś pięknego...No, ale dobra, pora się ogarnąć do spania i zasnąć jak człowiek, a nie jakiś leniwiec na byle czym. Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Pół godziny później, leżałem już w swoim łóżku...
---
Obudziłem się około 6:30. OMG, dzisiaj szkoła, ja pierdole, jak mi się nie chce. I to na dodatek na 8 rano. Bosz, kto to wymyślił. No, ale mus to mus. No co zrobisz? Nic nie zrobisz...Wstałem mozolnie z łóżka i skierowałem się do łazienki. Zrobiłem sobie poranną kawę i pożywne śniadanie, które zjadłem dość szybko. Ubrałem buty i skierowałem się do szkoły, uprzednio zamykając drzwi.
Wędrowałem przez miejskie uliczki, podziwiając piękny widok...
---
Wszedłem do szkolnego budynku i skierowałem się do klasy. Oczywiście wszystkie oczy skierowane na mnie. Jestem tu już kolejny rok, a oni nadal widzą we mnie kosmitę. AA, chuj wam w dupe. Jedna osoba przykuła moją uwagę. Białowłosa dziewczyna z wczoraj. Czekaj, zaraz...Ona cały czas była ze mną w klasie?! Nooo spostrzegawczość level ekspert, nie powiem. Nie zauważyłbyś pistoletu przed tobą, Hide. Istny geniusz...Usiadłem w swojej ławce, znudzony, a wychowawca skierował na mnie swój wzrok. Matko, znowu coś mu nie pasuje? Nie ogarniam...
-Hideyoshi Muruyama!-krzyknął tak głośno, że aż podskoczyłem, podobnie jak wszyscy w klasie-Po lekcjach, masz się do mnie zgłosić, chłopcze...-powiedział groźnie. Matko, co oni znowu ode mnie chcą...No, ale chyba nie mam wyjścia...
---
Po lekcjach udałem się do pokoju nauczycielskiego, gdzie czekał na mnie mój wychowawca i parę innych nauczycieli. Jakie zebranie, o ja pierdole...Nagle wychowawca krzyknął na mnie.
-Hideyoshi Muruyama! Co ty sobie chłopcze wyobrażasz! Wczoraj zachowałeś się karygodnie, jak można tak znieważać Pannę Shnee!
-Ale ja tylko...
-Żadnych ale! Twoje zachowanie jest nie do przyjęcia. Szofer Panienki Shnee znalazł ją płaczącą. Nie mam zamiaru i nie chcę osobiście się dowiadywać, coś jej zrobił, ale wiedz, że poniesiesz srogie konsekwencje. I ja jeszcze muszę się tłumaczyć za ciebie, hańba, chłopcze, hańba!- wszyscy oblecieli mnie wzrokiem. Ich wzrok przylgnął do mojej blizny i włosów. Zaczęli coś do siebie po cichu mówić. Zgaduję, że było to o mnie. Jednak nie czekałem długo na odpowiedź jakże kochanego i wspierającego wychowawcy.
-No i czego się jeszcze lampisz, co?! Dostajesz poważne upomnienie. Jeszcze raz, a policzę się z tobą inaczej i nie ręczę za siebie, a teraz precz! Wyjdź mi z oczu!
Maatko, co za bulwers. Ja rozumiem, że może nie jestem idealny itp., ale mogła nic nie mówić dla swojego tatuńcia czy kogokolwiek tam ma. Ja tylko chciałem pomóc, a za to dostałem opieprz od góry do dołu. Chyba jej rodzinka serio jest wpływowa i niezłe mają wpływy...Eeech, muszę się wyładować, bo mnie coś trafi! Noo, a tego bym nie chciał. Wychodząc ze szkoły, zobaczyłem siedzącą na ławce białowłosą. Spojrzałem na nią i skierowałem się w stronę mojego mieszkania. Jakoś nie mam ochoty z nią gadać i się kłócić...Ale ona do mnie podbiegła...Serio?-H-Hide? Coś się stało?-zapytała. Ha, nieźle....
-Czy coś się stało?!Wiesz, nie chce mi się z tobą gadać...-popatrzyłem na nią lekko pogardliwie, przekrzywiając głowę. Byłem wkurzony za to, co mi zrobiła. Ma dziewczyna tupet...Odwróciłem się i jak gdyby nigdy nic, zacząłem iść dalej.  Po chwili złapała mnie za rękę, lekko zła.
-Nic ci nie zrobiłam przecież... Dlaczego nie chcesz ze mną rozmawiać... Przecież...-spuściła głowę.
-Słuchaj, możesz przynajmniej nie udawać niewinnej?-byłem nieco wkurzony-Przez to, że zadzwoniłaś do swojego tatuńcia, ja dostałem opieprz z góry do dołu, a próbowałem ci pomóc...-warknąłem wręcz.
-Nie dzwoniłam do ojca, nie utrzymuję już z nim kontaktu. Hide, nie zrobiłabym czegoś tak okrutnego... Jak zawsze wszystko kończy się tak samo...-odwróciła się na pięcie i z płaczem zaczęła odchodzić, ale pochwyciłem jej rękę silnym, męskim uściskiem.
-Nie dzwoniłaś do niego?-powiedziałem już spokojniej.
-Nie, bo mnie rozpuszał, a ja tego nie chciałam.-starała wyrwać rękę z mojego uścisku.-Nie toleruję go...
-Skoro tak mówisz...Przepraszam...-puściłem ją i zacząłem biec w bliżej nieokreślonym kierunku. Cholera, nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Z jednej strony, jestem wkurzony na nią, ale z drugiej...Nie wyglądała, jakby kłamała. Aach, nie wiem...Muszę to sobie przemyśleć i przede wszystkim- wyżyć się.
-Jesteś głupi!-krzyknęła za mną białowłosa.
-Nie wkurwiaj mnie bardziej!-odwróciłem się na chwilę w jej stronę i machnąłem ręką, z której wydobył się mały, jeszcze niegroźny strumień ognia.-Cholera jasna!-zacząłem biec szybciej. Miałem ochotę wrzasnąć i wydobyć to z siebie, ale nie mogę przecież tego zrobić na ulicy...Do domu miałem za daleko, więc odpada, może park?

<Shura?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz