Jak co dzień rano przed szkołą mama obudziła mnie po szóstej rano. Co z tego, że do szkoły miałam dzisiaj na późniejszą godzinę? Trening. O tak. Nie chciałam z niego rezygnować, mimo iż w szkole sportowej miałam aż nadto aktywności sportowej. Nie przeszkadzało mi to, tak szczerze mówiąc. Lubiłam sport, a wręcz kochałam. Gimnastyka stała się ważnym rozdziałem w moim życiu, jednak czułam, że to nie ta dyscyplina była mi jednak pisana. Łyżwiarstwo figurowe - to jest to, co chciałam robić. W wolnych chwilach jeździłam, sprawiało mi to wielką frajdę. Ale co zrobić? Oczekiwania ojca były wysokie. Z każdymi zawodami coraz wyższe, a co za tym idzie – treningi coraz cięższe. Ciągle powtarzał, że jestem mistrzynią, co nie było prawdą. Ile zawodniczek było lepszych ode mnie? Całkiem sporo. No okej, byłam dobra, nawet nieprzeciętnie, jednak pora na zmiany. Na coś nowego. Na nowe wyzwania. Chciałam zostać figurową łyżwiarką i nic nie miało mnie powstrzymać!
Zjadłam śniadanie, umyłam ręce, wytarłam jeszcze raz twarz, po czym związałam sobie w wysokiego kuca czarne włosy. Byłam gotowa. Ubrana w ciemny strój do biegania i wygodne buty wyszłam z domu. Zamknęłam za sobą drzwi. W oknie zauważyłam mojego braciszka. Musiał się już obudzić. Pomachałam małemu na pożegnanie, ten odmachał mi, uśmiechając się szeroko. Sama się śmiejąc, sięgnęłam do kieszonki, gdzie miałam schowany telefon wraz ze słuchawkami. Ubrałam je, podłączyłam do urządzenia. Po minucie zaczęła grać mi w uszach jedna z moich ulubionych piosenek.
Miałam już swoją stałą trasę biegową. Mieszkam w okolicy centrum, dosłownie kilometr i jestem na miejscu. Do swojej szkoły mam nieco dalej, ale nie przeszkadza mi to. Poranne przebieżki rozbudzają mnie, napawają nową energią. Po prostu dają chęć do przeżycia kolejnego, pracowitego dnia. Mijałam któryś sklep z kolei i nagle uświadomiłam sobie, że chce mi się pić, a przecież non stop biegłam. Zaczęłam odczuwać już lekkie zmęczenie, dlatego postanowiłam skręcić do najbliższego sklepu. Miałam przy sobie wystarczająco drobniaków na małą butelkę zimnej wody. Zamyślona przebiegłam przez ulicę, gdy zapaliło się zielone światło. Spokojnym tempem biegłam dalej chodnikiem.
Mijałam właśnie te same sklepy, obok których zazwyczaj przechodziłam w drodze do szkoły. Wreszcie dotarłam pod sklepik, w którym to najczęściej bywałam. Niemal codziennie kupowałam tu wodę, jakąś przekąskę lub zakupy, jak mama mnie wysyłała. Podeszłam do lodówki w rogu pomieszczenia, otworzyłam ją. Sięgnęłam po tę samą butelkę co zwykle. Zimna, ale nie za mocno, niegazowana woda w półlitrowej butelce - wszystko, czego akurat mi było potrzeba. Już z piciem poszłam do kasy, by zapłacić za nie. Sprzedawca przywitał się ze mną, gdy posłałam mu miły uśmiech wraz z radosnym dzień dobry. Jakoś tak od rana byłam nadzwyczaj pozytywna, ciekawe…
Zapłaciłam za wodę. Nie wyszłam nawet ze sklepu, a odkręciłam butelkę, no i duszkiem wypiłam prawie połowę jej zawartości. Wytarłam usta wierzchem dłoni, czując, jak krople cieczy spływają mi po nich. Pożegnałam się z miłym, starszym panem, jeszcze raz pomachałam mu, wychodząc i patrząc w jego stronę. Wyszłam na zalaną już letnim słońcem ulicę. Włożyłam sobie między nogi butelkę, aby mieć wolne ręce. Sięgnęłam do włosów, mocniej zawiązałam sobie je, by mi nie przeszkadzały w drodze powrotnej. Kiedy skończyłam, jeszcze raz odkręciłam wodę, by wypić ją do końca. Niedaleko stał kosz na śmieci, więc postanowiłam tam wrzucić pustą już plastikową butelkę. Nakrętkę sobie zachowałam, ponieważ od jakiegoś czasu zaczęłam je zbierać. A ta miała akurat zabawny napis, dlatego schowałam ją do kieszeni. Aby to zrobić, musiałam wyjąć najpierw telefon.
Chciałam ponownie włożyć sobie słuchawki do uszu, ale nagle coś, a raczej ktoś wpadł na mnie i przewrócił na chodnik. Zupełnie się tego nie spodziewając, wylądowałam dość boleśnie na tyłku. Przy tym obiłam sobie miednicę i starłam skórę na prawym łokciu. Pech chciał, że upadłam właśnie na rękę i pupę…
– Uważaj! – krzyknęłam do tego kogoś nieco poirytowana, ale i przede wszystkim obolała.
– Strasznie przepraszam! Jaki jestem niezdarny – odpowiedział mi człowiek, który mnie tak niemiło, ale jednak przypadkowo, potraktował. Obróciłam się w jego stronę. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to niesamowite tęczówki koloru intensywnego błękitu. Pierwszy raz widziałam takie. Były hipnotyzujące. I do tego te rzęsy! Jak oprzytomniałam, a szok spowodowany niebiańskimi oczyma minął, ujrzałam właściciela owych tęczówek, czyli białowłosego, młodego mężczyznę, który stał nade mną i gapił się, jakby zobaczył samego diabła. No przepraszam, może i jestem niezbyt potulna i do aniołka mi daleko, ale na litość boską! Halo, kobieta na ziemi, w potrzebie, a ten się lampi nie wiadomo na co! – Byś mi pomógł wstać, a nie… W końcu to ty mnie potrąciłeś – odezwałam się z wyraźnym wyrzutem w głosie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz