czwartek, 14 czerwca 2018

Od Shury C.D Hideyoshiego

Przyglądałam się dla mojego ukochanego, który miał spuszczoną głowę. Przygryzłam nieco wargę. Mój mały, biedny Hide. Kochany Dwukolorowy misio, który w tej chwili i już mam nadzieję, na zawsze będzie mnie potrzebował. Uśmiechnęłam się delikatnie, zbliżając się do niego. Moje serce biło w zawrotnym tempie. Tak bardzo lubiłam to uczucie, bo to właśnie mój chłopak je wywoływał. Tak przyjemne, tak... Niesamowicie piękne. Przygryzłam wargę, patrząc jak mężczyzna rozgląda się po polanie, a po chwili, po prostu spuścił głowę. Nie byłam pewna co się stało, ale wiedziałam, że na pewno nie należało to do najmilszych rzeczy. Westchnęłam dość ciężko, ale potem z lekką radością, zbliżyłam się do niego. Uniosłam dłoń, zabierając jakiś patyk z jego koszulki. Hide jednak nadal martwo patrzył w ziemię, więc dotknęłam jego policzka z uśmiechem. Chłopak spojrzał na mnie, a ja przechyliłam lekko głowę, czerwieniąc się. Pogładziłam miękką skórę chłopaka, a następnie dłoń ułożyłam na jego szyi.
-Hide, co by się nie stało... Będę przy tobie. Będę zawsze ciebie wspierać. Takie będzie teraz moje zadanie... Kochanie...-szepnęłam, nadal lekko się rumieniąc od tego ślicznego i jakże uroczego uśmiechu mojego ukochanego.
Dlaczego on ciągle tak nie może się uśmiechać. Jest tak uroczy, tak bardzo... Przystojny. Czułam, że jestem naprawdę szczęściarą w tym momencie, skoro trafiłam na kogoś takiego, jak Hideyoshi. Pogładziłam jego szyję i spojrzałam mu w oczy. Moje serce zabiło jeszcze szybciej, jak nasze spojrzenie się spotkało. Jak ja go... kochałam. Tak. Kochałam go. Całym swoim lodowatym sercem, które teraz rozpływało się z tej skorupy pod jego wpływem... Był niesamowity. Był cały mój i nikomu go nie oddam. Cała należę do niego. Tylko niego.
-Dziękuję... Wiem... Właśnie za to cię kocham, Shura.. - uśmiechnął się do mnie i pochwycił moją zimną dłoń.
Przygryzłam wargę, po czym ze łzami w oczach, przysunęłam się bliżej niego. Zacisnęłam męską rękę chłopaka, która była... Taka ciepła. Taka miła. Uśmiechnęłam się potem i przystawiłam swoje czoło do jego czoła. Na chwilkę zamknęłam oczy, aby nacieszyć się jego pięknym zapachem oraz tym, że jest w tej chwili przy mnie. Kiedy otworzyłam z powrotem oczy, napotkałam spojrzenie chłopaka, który nadal się do mnie uśmiechał. Wolną dłoń położył na moim policzku, a z kolei ja nadal zaciskałam drugą jego dłoń. Zetknęłam nasze noski, po czym uśmiechnęłam się znowu. Byłam teraz taka szczęśliwa, kiedy mogłam być przy nim, cieszyć się jego obecnością...
-Ja ciebie też kocham Hide... Nawet nie wiesz jak bardzo...-szepnęłam.-Jestem taka szczęśliwa, że jestem teraz przy tobie... I mogę patrzeć na twój uśmiech...
Chłopak odgarnął kosmyk moich włosów, które zakrywały moją nieco bladą jak zawsze twarz. Oczy mężczyzny nie odrywały się ode mnie i wpatrywały się wpierw w moje białe pasma włosów, a potem w błękitne oczy. Miał tak piękne, dwukolorowe oczęta... Moje serce ponownie zaczęło łomotać mocniej w mojej piersi.
-Jesteś piękna, wiesz?-szepnął nagle.
-Schlebiasz mi... Dziękuję, przystojniaku... Dobrze wiesz, że uważam ciebie za najprzystojniejszego mężczyznę, jaki stąpał po ziemi. Żaden Beckham nawet do pięt ci nie dosięga...-szepnęłam, cicho chichocząc.
- Uuu.. A przy tobie to Angelina Jolie potrzebuje operacji plastycznych.. - zaśmieliśmy się razem.
-Dlatego do siebie pasujemy. Obaj uważamy siebie za coś co ma większą wartość od innych. Hide, nie zostawię ciebie nigdy i wierzę w to, że ty też tego nie zrobisz...-szepnęłam.
Hide uniósł mnie za talię i obrócił się wokół własnej osi, uśmiechając się. Ja również się uśmiechnęłam, a moje włosy stworzyły wokół nas wir. Zarzuciłam dłonie na jego ramiona, po czym pocałowałam go delikatnie w usta. Moje serce biło tak szybko i nie myślało, aby się zatrzymać. Jakie to miłe uczucie... Pierwszy raz czuję coś takiego i tak bardzo się od tego uzależniłam. Dobrze. Niech Hide wie, że jestem cała jego i nic nikomu do naszego związku, bo my razem jesteśmy szczęśliwi.
-Oczywiście, że nie zrobię!-krzyknął radośnie.
-Tak ciebie mocno kocham, Hidesiu.-rzekłam, kładąc dłonie na jego policzkach, a potem pocałowałam go namiętnie w usta.
Chłopak mocno mnie do siebie przyciągnął, ujmując mocno moją talię. Między pocałunkami, nie mieliśmy przerwy. Jedyne co poczułam, to wsuwający się między moje wargi język chłopaka. Teraz już nie wiedziałam, czy to od emocji, czy po prostu dostałam palpitacji serca. On wiedział, czuł co się dzieje z moim serduszkiem i robił to na pewno specjalnie, bo nie zaprzestał tego, co robił. Ja też tego nie zrobiłam, bo również pozwoliłam, aby mój język splótł się z jego w bardzo namiętnym tańcu. Czemu ja zawsze chcę tylko więcej... Czy ja jestem zachłanna? Tak. Jestem. Hide jest dla mnie za ważny, abym go komuś oddała. Każdy, każdy musi wiedzieć, że on jest mój. Wyłącznie mój.
---
Po południu, znowu się spotkaliśmy. Miałam na sobie moją tradycyjną, białą sukienkę, oraz dopasowany, jasny żakiet z czarnymi detalami. Na głowie miałam jasny jak śnieg berecik. Wraz z Hide u boku, kierowaliśmy się do pobliskiej kawiarni, gdzie też sprzedawali przepyszne lody. Z radością trzymałam jego dłoń z którą miałam też splecione palce. Miał zawsze tak ciepłe ręce i czułam w nich tą męską opiekę. Czułam, jak jego obecność wprawia moje serce w tak szybkie bicie. Spojrzałam na chłopaka, trzymając wolną ręką rzemyk torebki. W tym momencie, powiał letni wiaterek, który rozwiał moje włosy na wszystkie strony świata. Uśmiechnęłam się delikatnie, zaciskając lekko dłoń Hide.
-Uwielbiam z tobą chodzić na spacery, wiesz?-powiedziałam, po czym zachichotałam.
Chłopak patrzył w chodnik, ale uśmiechnął się lekko. Uwielbiałam go. Jego uśmiech, jego poczucie humoru, jego ciepło, miłość, jaką mnie bez przerwy obdarzał. Nie mogłam chyba wymarzyć sobie lepszego chłopaka od niego. Zasługiwał na miano najcudowniejszego na całej ziemi. Dla mnie, zawsze taki będzie... Przecież to mój kochany Hide i nic tego nie zmieni. Bez znaczenia co by się stało, mam zamiar stać u jego boku, a w razie wypadku, oddać za niego życie. Wiem, że przeżył wiele. Połowiczny syndrom Marii Antoniny, ta blizna, jego dwie strony z żywiołami. Nie zasługuje już na nic złego. Mój kochany... Mój najukochańszy. Uśmiechnęłam się, a kiedy spojrzałam przed siebie, ludzie krzyczeli i wskazywali na ulicę. Odwróciłam wzrok w tamtą stronę. Nawet nie wiedziałam, że weszliśmy na przejście, a na dodatek, jechał tir. Pobladłam, ale bez zbędnych ceregieli i użalania się, odepchnęłam Hide całą swoją siłą, aby nie uderzył go samochód. Mimo tego, że hamował, uderzył we mnie dość mocno, a ja poturlałam się kawałek po czarnym asfalcie, który też po chwili zaczął zalewać się moją krwią. Otworzyłam oczy, ale i tak nie widziałam wiele, bo wzrok miałam zamglony. Czułam, że moje białe ubranie, nie będzie już takie nieskazitelne. Chłopak patrzył na mnie przerażony, a potem rzucił się w moją stronę, krzycząc... Co krzyczał? Dlaczego nie słyszę? Tylko pisk... Zamknęłam potem oczy, bo zemdlałam. Cała byłam blada, a rany na moim ciele bez końca krwawiły. Wiedziałam, że to było niebezpieczne, ale... Hideyoshi... On był teraz najważniejszy... On teraz potrzebował mojej opieki. Uratowałam go. Nie obchodzi mnie to, że mogę skończyć ze wstrząsem... To on mnie potrzebuje...

<Hide? T^T>

Alan Tamarel

Darmowy hosting zdjęć i obrazków
"Przestaliśmy szukać potworów pod naszymi łóżkami, gdy zrozumieliśmy, że to tak na prawdę my nimi jesteśmy".

Kagehira Mika Tamarel


Darmowy hosting zdjęć i obrazków
 "Uwielbiam czerwień. Jest pełna intensywności, zupełnie, jak przeznaczenie. A wiesz dlaczego? Czerwień może być jasna lub ciemna, podobnie, jak przeznaczenie, które może być jasno określone lub też objęte ciemnością i niepewnością."


niedziela, 10 czerwca 2018

Od Keyi C.D Violett


Nie sądziłam, że mój pokój posłuży kiedyś jako pomieszczenie przyzywające wspomnienia. Dopiero niedawno razem z bratem go urządziliśmy i pozwolił mi na dowolne umeblowanie.
Był on duży i przestronny. Okno rozchodziło się na całą ścianę naprzeciw drzwi, co umożliwiło obserwowanie nieba oraz okolicy. Prawie zaraz obok było wielkie łóżko wraz z kilkunastoma poduszkami i miśkami. Było ono specjalnie tak ustawione, abym nadal mogła z niego oglądać przyrodę. Miałam tutaj również własne biurko i osobny pokój z garderobą. Naprawdę byłam wdzięczna Mikoto za szansę, jaką mi dał. Nigdy nie posiadałam własnego pokoju. Byłam jak w klatce. Teraz nareszcie mogłam się uwolnić.
- Jeżeli będą wakacje, a ty znajdziesz odrobinę czasu, to możemy się wybrać do mnie na małą wycieczkę, co ty na to? – zakończyła przemowę pytaniem.
- Byłoby super! Taka wycieczka zawsze jest fajna. – uśmiechnęłam się szeroko. – Tak szczerze to nigdy nie wyjeżdżałam z Lullaby.
Rzuciłam się na łóżko i ruchem ręki zachęciłam blondynkę, aby położyła się obok. Ta nie czekała długo i wyraźnie już zmęczona przylgnęła do mnie. Stykałyśmy się ramionami i wymieniałyśmy się myślami. Obiecałam dziewczynie, że nawet pożyczę samochód od brata, abyśmy tylko razem gdzieś wyjechały. Potrzebowałam właśnie czegoś nowego. Zmiany otoczenia, chociaż na jeden dzień.
- Umiesz jeździć konno? – odwróciłam głowę, spoglądając na włosy dziewczyny.
- Raczej nie bardzo. Chyba tylko dwa razy siedziałam na koniu.
Wyraźnie próbowała sobie przypomnieć czy faktycznie wykonywała ową czynność.
- W takim razie mam plany na jutro. Skoro jest niedziela, trzeba wykorzystać dzień wolnego. - zadecydowałam, tłumacząc jej, co mam na myśli.
Zabierałam ją jutro na przejażdżkę do pobliskiej stajni, gdzie się uczyłam. Miałam zamiar tam jechać właśnie jutro , a skoro Violett jest chętna to, czemu by nie z nią. Obie ustaliłyśmy, że wróci na chwilę do domu, zajmie się Yukim i potem po nią przyjadę, zabierając ją wraz z tygryskiem. Jako że był bardzo grzeczny i naprawdę słuchał Violett, nie powinno być z nim problemu. A szkoda było, aby wiecznie siedział sam.
Nic więcej nie mówiąc, wstałam i zaczęłam szukać piżamy dla siebie oraz towarzyszki.
- Mam - krzyknęłam zachwycona, wyciągając różową piżamę idealną dla blondynki. – Będziesz w niej wyglądać super.
Podałam jej ubranie, które wzięła do delikatnych dłoni i oglądnęła z każdej strony.
- Nie jest zbyt… - zrobiła chwilową przerwę. – Skąpe?
Złapałam się za podbródek, przecząco kiwając głową. Co prawda była to koronkowa bielizna i jedyne co jeszcze do tego była to wycięta bluzka z dekoltem, jednak piżama ma być przewiewna.
- Daj spokój, nikt nas tu nie zobaczy. – uśmiechnęłam się, wyciągając taki sam komplet w kolorze czerwonym. Czasami fajnie jest ubrać się nieco bardziej wyzywająco.

~~~

Nawet nie pamiętałam, kiedy usnęłyśmy. Obudziłam się obok Violett, która jeszcze spała. Wyglądała niewinnie i tak jakby nigdy nie popełniła żadnych wykroczeń. Dopiero teraz zauważyłam również, że na jej górnej części pleców znajduje się tatuaż.
Ruszyłam do kuchni, aby przyrządzić jedzenie. W lodówce znalazłam potrzebne mi produkty na naleśniki z bitą śmietaną i owocami. Co prawda nie przepadałam za naleśnikami, ale z owocami mogłam zjeść prawie wszystko.
W pewnym momencie dobiegło mnie ciche jęknięcie z pokoju obok. Jak się okazało, Mikoto usnął na podłodze i właśnie się przebudzał. Podeszłam do chłopaka, który z przymrużonymi oczami na mnie spoglądał.
- Jak się już obudzisz, to idź się ogarnij. Violett u mnie śpi, nie rób mi wstydu. – pogłaskałam go po włosach, a ten powoli wstał.
Wyglądał na naprawdę skacowanego. Złożył na moim czole pocałunek i odszedł, kierując się do łazienki. Czasami zachowywał się jak małe dziecko, które nadal potrzebuje opieki.
Dokończyłam przygotowywanie w samotności i zabrałam talerze z gotowym posiłkiem na górę. Violett zdążyła się obudzić i właśnie się rozciągała.
- Sama robiłam, mam nadzieje, że będzie smakować. – podałam jej i obie usiadłyśmy na łóżku.
- Pyszne! – uniosła widelec z truskawką.
Zaśmiałam się serdecznie.
Po porannej toalecie pozwoliłam Violett samej wybrać z szafy, co tylko będzie chciała. Była to dobra zabawa dla nas obie. Potem wraz z Mikoto odwieźliśmy gościa do domu i umówiłyśmy się na późne godziny popołudnia. Jako że miałam jeszcze chwilę czasu, udałam się na polanę, na której mogłam ćwiczyć. Przez cały czas towarzyszył mi brat, który ostatnimi czasy bardzo się przydawał. Pozwalał mi trenować na sobie wchodzenie w czyjś senny krajobraz, co bardzo było mi potrzebne. Mogłam już coraz dłużej pozostać poza ciałem i udawało mi się własne ciało również pozostawić w pozycji stojącej. Wymagało to jednak jeszcze większego dopracowania.
W końcu po treningu i szybkim ogarnięciu się w domu brata pojechałam po Violett. Prawo jazdy miałam od niedawna, ale dość pewnie czułam się za kierownicą. Dość szybko pojawiłam się pod mieszkaniem Violett, która już na mnie czekała.
W dobrym humorze i z pozytywną energią szybko zjawiłyśmy się na stajni. Przywitałam się z właścicielami, którzy jak zawsze byli mili i pozwolili mi na własne użytkowanie ujeżdżalni.
Ja wzięłam swojego ulubieńca, a Violett dostała piękną siwą klacz. Miała ona dość trudny charakter, ale o dziwo z Violett bardzo szybko się polubiły. Widać było, że dziewczyna ma rękę do zwierząt. Również Yuki zaprzyjaźnił się z klaczą, która wcale się go nie bała.
Po jeździe jeszcze chwile zostałyśmy, aby popatrzeć na konie, które spokojnie się pasły. Można było zobaczyć ich niewinne ruchy i niezwykłą delikatność. Na łące widziałam również kilka duchów, które błądziły bez celu.
- To co, jutro po szkole idziemy na trening? – zapytałam.
Przeciągnęłam się, rozluźniając napięte mięśnie. Moja intuicja dziwnie podpowiadała mi, że za niedługo może wydarzyć się coś, czego nikt się nie będzie spodziewać. Zapewne to jedynie moja obsesja, jednak wolałam zwiększyć częstotliwość ćwiczeń.

Violet? ^^ Nic się nie dzieje, spoczko ;3

sobota, 9 czerwca 2018

Od Violett C.D Keyi


Miłą pogawędkę, spędzony czas z dziewczyną w dodatku wyznałyśmy sobie kilka rzeczy wzajemnie, więc stwierdziłam, że czas już będzie na mnie. Powiedziałam, że czas na mnie, a Keya od razu wyskoczyła z propozycją zostania na noc w obecnym miejscu. Miło to byle z jej strony, ale Yuki jest w domu sam.
- Miłe to z twojej strony, ale Yuki jest sam w domu. Co prawda zostawał na noc sam w mieszkaniu, ale tutaj jest od nie dawna - powiedziałam, na czym polega mój problem.
- Spokojnie nie masz co się martwić. Zapewne w tej chwili sobie słodko śpi i wie, że nic ci nie będzie, bo jesteś ze mną - uśmiechnęła się, a ja poddałam się i postanowiłam zostać.
- Dobrze, zostanę - uśmiechnęłam się radośnie. - Jednak będziesz zdana pożyczyć mi jakieś swoje ubrania. No, chyba że nie będzie ci przeszkadzać, jak łóżko będzie mokre - spojrzałam się na nią, a ona na mnie. Nasze oczy się spotkały tym samym, powodując wybuchnięcie śmiechem.
- Spokojnie z pewnością znajdą się jakie ubrania, które pasować będą na ciebie - zapewniła mnie, a ja jej wierzyłam. - Chodźmy na górę, znając przyjaciół mojego brata, to za kilka minut pójdą sobie do domu - wstała na równe nogi, chwyciła mnie za rękę i zaczęła ciągnąć za sobą. Weszliśmy do środka, przeszliśmy przez ciąg schodów, aż znaleźliśmy się w kolorowym pokoju.
- Czy to twój pokój? - zapytałam się z delikatny uśmiechem, rozglądając się tym samym dokoła. Na twarzy dziewczyny pojawiły się rumieńce. Przytaknęła głową.
- Wiesz, major zawsze się mnie pytał, jaki jest mój wymarzony pokój. Ja jak to ja, zawsze odpowiadałam, że każdy jest dla mnie odpowiedni. Chce mieć tylko łóżko do spania i widok zza okna. Wyruszyliśmy na misje tym samym, zostawiając dom pod opieką gospodyni i kilku innych pracowników. Jak wróciliśmy do domu, major kazał mi pójść do mojego pokoju. Wchodząc tam, wszystko było inne. Okno, jakie tam było, zostało powiększone, znalazło się duże łóżko, w dodatku wszystkie ściany zostały pomalowane na żywsze kolory. Twój pokój przypomina mi trochę ten mój. Tak więc nie masz po co się rumienić - zaśmiałam się, a ona trochę zawstydzona pokazała swój uśmiech. - Jeżeli będą wakacje, a ty znajdziesz odrobinę czasu, to możemy się wybrać do mnie na małą wycieczkę, co ty na to? - spojrzałam się na nią, pytającym wzrokiem.

<Keya?> wybacz, że tak długo musiałaś czekać...

piątek, 8 czerwca 2018

Od Violett C.D Alexiela


Po dzisiejszych zajęciach, popołudnie spędziłam w miłym towarzystwie Keyi, która jak zawsze potrafiła mnie rozbawić oraz zaskoczyć. W szkole zjedliśmy wspólnie lunch, a po zajęciach poszliśmy do kawiarenki, aby przekąsić coś słodkiego. Nadszedł jednak czas, że musieliśmy się rozstać z dziewczyną, gdyż ona dzisiaj poszła w odwiedziny do swojego brata. Miała przekazać pozdrowienia ode mnie dla niego. Podczas drogi powrotnej do swojego mieszkania Keya nie odstawiła mnie na krok. Miałam na myśli, iż chociaż nie byłyśmy ze sobą dalej, to ona wciąż dotrzymywała mi towarzystwa przy pomocy wysyłaniu wiadomości. Do samego dotarcia do swojego mieszkania uśmiechałam się sama do siebie pod nosem. Nim weszłam do środka, zajrzałam do swojej skrzynki, wyjęłam z niej reklamy, weszłam na trzecie piętro, otworzyłam drzwi, a tam Yuki już czekał na mnie. Uśmiechnęłam się w jego stronę. Odłożyłam wszystko na bok, zdjęłam buty oraz kurtkę. Wzięłam tygryska na ręce i poszłam do swojego pokoju, aby tam móc się przebrać w coś luźniejszego. Dałam coś do jedzenia Yuki'emu tym samym rozglądając się dookoła, co muszę zrobić. Wzięłam się ostatecznie za sprzątanie. Dzisiejszy zamiar pójścia na basen zamieniłam na bieg. Może i na niebie były pojedyncze ciemne chmury, ale nie wyglądało na to, aby miało padać. Wysprzątałam każdy jeden kącik, inne ominęłam żadnej rzeczy, z której nie miałabym zetrzeć kurzu. Tymże sposobem moje sprzątanie zajęło mi dużo czasu. Nie przejmowałam się jakoś tym za bardzo. Za oknem było już szarawo. Nie zwlekając dłużej, przebrałam się w swój strój do biegania. Pożegnałam się na krótki czas z Yuki'm i ruszyłam przed siebie. Telefon dla pewności wzięłam ze sobą. Biegłam wprost przed siebie. Wieczór był odrobinę chłodny, ale za to panowała dokoła prawie całkowita cisza. Wiatr delikatnie przeczesywał moje włosy. Z nieba nagle zaczęły spadać pojedyncze krople wody. Nie wiedziałam, że pojedyncze krople wody zamienią się w dość mocny deszcz. Biegłam przed siebie, wiedząc, że niedaleko znajduje się przystanek autobusowy, w którym mogłam się schronić. Biegnąc, mogłam dokładnie usłyszeć, jak dźwięczne krople wody uderzały o podłoże. Lampy w pewnym momencie zgasiły się, a jedynym oświetleniem było niebo, które pod wpływem błyskawic oświetlały mi drogę. Mój cel został osiągnięty, jednak było już za późno. Przemęczona byłam całkowicie, więc schronienie tak naprawdę nie było mi już potrzebne. Postanowiłam jednak się schować w razie "w" czy jak to mówią. Nie byłam jednak sama. Pod przystankiem autobusowym schronił się również chłopak. Chwilę się mu przyjrzałam. Nie widziałam go wcześniej w tych okolicach. Chłopak nie był za bardzo przemoczony, więc mogłam wywnioskować, że parasol oraz na czas schronienie się pomogły mu nie to, co w moim przypadku. Jego parasolka spadła na ziemię, więc odruchowo ruszyłam się, aby ją sięgnąć. Chłopak zrobił to samo, co spowodowało uderzeniem się wzajemnie głowami. Ostatecznie parasolka nie została przez nikogo z nas podniesiona.
- Ałć... - powiedział cicho chłopak pod nosem.
- Przepraszam, nie chciałam sprawić ci bólu - chwyciłam się w miejsce, w którym zderzyłam się z chłopakiem. Nie poczułam za bardzo dużego bólu. - Proszę to twoja parasolka - podniosłam ją, unikając tym samym ponownego zderzenia się. - Ja naprawdę nie chciałam... - dodałam na sam koniec, wyciągając dłoń wraz z przedmiotem w stronę siedzącego obok mnie chłopaka.

<Alexiel?>

Od Ravenisa C.D Sorayi


Skrzyżowałem jedynie nogi w kostkach, obsuwając się nieco niżej na krześle i usadawiając zdecydowanie wygodniej, niż przed chwilą. Nastolatka nie wydawała się zbyt zaciekawiona całą sytuacją, beznamiętnie odwróciła spojrzenie, wpatrując się w krajobrazy za oknem i najwidoczniej starając się zignorować otaczający ją świat przedstawiony. Zdecydowałem się nie ingerować w jej widzimisię i skupić się na tym, co dzieje się w klasie, do której rzekomo miałem się dołączyć. Stukanie pisaka o tablicę, szepty ludzi przed nami, którzy zwrócili na mnie uwagę dopiero po krótkiej konfrontacji z nauczycielem i cyfry, przelewające się z każdej strony cyfry, liczby, w których ja nigdy jakiegoś szczególnego zamiłowania nie znajdowałem.
Oczywiście nie oszczędzałem sobie łypania wzrokiem na dziewczynę, raz na jakiś czas co prawda, ale jednak. Ta jednak wciąż zerkała na chmury, nieco markotniała na twarzy i nie reagowała, nawet gdy ktoś ewidentnie coś do niej szeptał, czy też, kiedy nauczyciel zwrócił się do niej z prośbą o wykonanie zadania.
Szturchnięcie, jedno, drugie, brak reakcji, chwila odczekania i wtedy nagle ją oświeciło, bo zerknęła na nauczyciela, a potem na długi zapis działania, które miała wykonać w kolejnych... No, kilku sekundach, bo po nauczycielach cierpliwości bym się za bardzo nie spodziewał.
A dosłownie po chwili wypowiedziała beznamiętnie, ale jakże pewnie wynik, który, jak się okazało, był trafny. Uśmiechnąłem się pod nosem, notując gdzieś w głowie, że rzeczywiście, coraz bardziej zaczynała w moich oczach przypominać Oakleya. Podobnie się odcinała, podobnie uśmiechała, może nie była na tyle wulgarna, co gówniarz, ale działania matematyczne obliczała w zbliżonym do niego tempie. Na tyle długo, by podnieść nieco poziom napięcia w atmosferze, bo czy da radę, zanim pedagog się zirytuje, ale również na tyle prędko, by wzbudzić w innych zachwyt i myśl „Cholera, w sumie to inteligentna z niej bestyjka”.
Dodatkowe wparowanie do klasy nauczyciela, zgaduję, wychowania fizycznego, bo kręcił piłką do kosza na palcu jak nienormalny, najwidoczniej chcąc koniecznie zaimponować wszystkim zgromadzonym. Typie, to sportówka, obstawiam, że większość potrafi większe cuda.
— Dlaczego wtorki zawsze muszą być takie zawalone...? Nienawidzę ich... — mruknęła, bąknęła, et cetera, niezbyt zadowolonym tonem, najwidoczniej sama do siebie, ale nie ukrywam, sam zaśmiałem się pod nosem, słysząc, jak bardzo była oburzona tym faktem. — Wygląda na to, że pójdziesz z nami. To jak, idziesz czy zostajesz? Zbytnio nie masz wyboru, jak chcesz wygrać zakład. — Tym razem zwróciła się do mnie, dokładnie przyglądając się moim oczom, na co zareagowałem lekkim uśmiechem. Wzruszyłem ramionami, zakład obejmował tylko jedną, jedyną lekcję, mogłem w sumie już teraz się zerwać, wybiec, łupnąć chłopaka po potylicy, a potem zwiewać przed nim przez pół miasta, licząc na to, że nie obije mi zbyt mocno mojego chudego tyłka. — Chodź, jak masz wygrać. Nie wiem jak ty, ale ja nie za bardzo lubię przegrywać. Chyba że chcesz się poddać...
— Tak właściwie, to już wygrałem — odparłem, podnosząc się leniwie z krzesełka — ale skoro tak bardzo nalegasz, to chyba się skuszę. — Posłałem jej łagodny, zdecydowanie ciepły uśmiech, zasuwając przy okazji siedzenie na styk do ławki. Zresztą, może, gdy przetrwam tu nieco dłużej, niż zakładał mężczyzna, załapię się na jakiś bonus, czy coś.
Mniejsza, że sama dziewczyna wydawała się na tyle rozkoszna i miła, że grzechem byłoby po prostu zwiać i zostawić ją w kropce.
Reszta klasy już się spakowała i zawinęła, a my dalej sterczeliśmy jak te dwa słupy, dlatego zachęciłem ją długim ruchem ręki, żeby ruszyła jako pierwsza. Kiedy już mnie wyminęła, podreptałem za nią i po dłuższej chwili dołączyliśmy do całej reszty, sterczącej już na sali gimnastycznej. W oczekiwaniu na jakiekolwiek działania ze strony tego niesamowitego szpanera alias nauczyciel umiejący zakręcić piłką na palcu dłużej niż dwie sekundy, założyłem ręce na piersi i westchnąłem cicho, rozglądając się po pomieszczeniu. Wszystko ładnie zagospodarowane i ogarnięte, bo czego innego spodziewać się po szkole stricte sportowej? Potrzebowali wyposażenia sali gimnastycznej tak, jak my potrzebowaliśmy wyposażenia muzycznej.
Ustawiłem się za dziewczyną, która jak na razie była jedyną ostoją jakiegokolwiek bezpieczeństwa, no i zresztą tylko ją znałem, co prawda niecałą godzinę, ale jednak.
— Jak myślisz, czego chce? — spytałem, nachylając się nad jej ramieniem.