piątek, 8 czerwca 2018

Od Ravenisa C.D Sorayi


Skrzyżowałem jedynie nogi w kostkach, obsuwając się nieco niżej na krześle i usadawiając zdecydowanie wygodniej, niż przed chwilą. Nastolatka nie wydawała się zbyt zaciekawiona całą sytuacją, beznamiętnie odwróciła spojrzenie, wpatrując się w krajobrazy za oknem i najwidoczniej starając się zignorować otaczający ją świat przedstawiony. Zdecydowałem się nie ingerować w jej widzimisię i skupić się na tym, co dzieje się w klasie, do której rzekomo miałem się dołączyć. Stukanie pisaka o tablicę, szepty ludzi przed nami, którzy zwrócili na mnie uwagę dopiero po krótkiej konfrontacji z nauczycielem i cyfry, przelewające się z każdej strony cyfry, liczby, w których ja nigdy jakiegoś szczególnego zamiłowania nie znajdowałem.
Oczywiście nie oszczędzałem sobie łypania wzrokiem na dziewczynę, raz na jakiś czas co prawda, ale jednak. Ta jednak wciąż zerkała na chmury, nieco markotniała na twarzy i nie reagowała, nawet gdy ktoś ewidentnie coś do niej szeptał, czy też, kiedy nauczyciel zwrócił się do niej z prośbą o wykonanie zadania.
Szturchnięcie, jedno, drugie, brak reakcji, chwila odczekania i wtedy nagle ją oświeciło, bo zerknęła na nauczyciela, a potem na długi zapis działania, które miała wykonać w kolejnych... No, kilku sekundach, bo po nauczycielach cierpliwości bym się za bardzo nie spodziewał.
A dosłownie po chwili wypowiedziała beznamiętnie, ale jakże pewnie wynik, który, jak się okazało, był trafny. Uśmiechnąłem się pod nosem, notując gdzieś w głowie, że rzeczywiście, coraz bardziej zaczynała w moich oczach przypominać Oakleya. Podobnie się odcinała, podobnie uśmiechała, może nie była na tyle wulgarna, co gówniarz, ale działania matematyczne obliczała w zbliżonym do niego tempie. Na tyle długo, by podnieść nieco poziom napięcia w atmosferze, bo czy da radę, zanim pedagog się zirytuje, ale również na tyle prędko, by wzbudzić w innych zachwyt i myśl „Cholera, w sumie to inteligentna z niej bestyjka”.
Dodatkowe wparowanie do klasy nauczyciela, zgaduję, wychowania fizycznego, bo kręcił piłką do kosza na palcu jak nienormalny, najwidoczniej chcąc koniecznie zaimponować wszystkim zgromadzonym. Typie, to sportówka, obstawiam, że większość potrafi większe cuda.
— Dlaczego wtorki zawsze muszą być takie zawalone...? Nienawidzę ich... — mruknęła, bąknęła, et cetera, niezbyt zadowolonym tonem, najwidoczniej sama do siebie, ale nie ukrywam, sam zaśmiałem się pod nosem, słysząc, jak bardzo była oburzona tym faktem. — Wygląda na to, że pójdziesz z nami. To jak, idziesz czy zostajesz? Zbytnio nie masz wyboru, jak chcesz wygrać zakład. — Tym razem zwróciła się do mnie, dokładnie przyglądając się moim oczom, na co zareagowałem lekkim uśmiechem. Wzruszyłem ramionami, zakład obejmował tylko jedną, jedyną lekcję, mogłem w sumie już teraz się zerwać, wybiec, łupnąć chłopaka po potylicy, a potem zwiewać przed nim przez pół miasta, licząc na to, że nie obije mi zbyt mocno mojego chudego tyłka. — Chodź, jak masz wygrać. Nie wiem jak ty, ale ja nie za bardzo lubię przegrywać. Chyba że chcesz się poddać...
— Tak właściwie, to już wygrałem — odparłem, podnosząc się leniwie z krzesełka — ale skoro tak bardzo nalegasz, to chyba się skuszę. — Posłałem jej łagodny, zdecydowanie ciepły uśmiech, zasuwając przy okazji siedzenie na styk do ławki. Zresztą, może, gdy przetrwam tu nieco dłużej, niż zakładał mężczyzna, załapię się na jakiś bonus, czy coś.
Mniejsza, że sama dziewczyna wydawała się na tyle rozkoszna i miła, że grzechem byłoby po prostu zwiać i zostawić ją w kropce.
Reszta klasy już się spakowała i zawinęła, a my dalej sterczeliśmy jak te dwa słupy, dlatego zachęciłem ją długim ruchem ręki, żeby ruszyła jako pierwsza. Kiedy już mnie wyminęła, podreptałem za nią i po dłuższej chwili dołączyliśmy do całej reszty, sterczącej już na sali gimnastycznej. W oczekiwaniu na jakiekolwiek działania ze strony tego niesamowitego szpanera alias nauczyciel umiejący zakręcić piłką na palcu dłużej niż dwie sekundy, założyłem ręce na piersi i westchnąłem cicho, rozglądając się po pomieszczeniu. Wszystko ładnie zagospodarowane i ogarnięte, bo czego innego spodziewać się po szkole stricte sportowej? Potrzebowali wyposażenia sali gimnastycznej tak, jak my potrzebowaliśmy wyposażenia muzycznej.
Ustawiłem się za dziewczyną, która jak na razie była jedyną ostoją jakiegokolwiek bezpieczeństwa, no i zresztą tylko ją znałem, co prawda niecałą godzinę, ale jednak.
— Jak myślisz, czego chce? — spytałem, nachylając się nad jej ramieniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz