piątek, 22 czerwca 2018

Od Kagehiry

Obudziłem się dość wcześnie. Podniosłem się i niczym nowo narodzony dzieciak rozejrzałem się wokół siebie. Za bardzo nie kumałem o co chodzi i na dodatek chciało mi się płakać, że obudziłem się teraz, a nie później. Wiedziałem, że już nie usnę za żadne skarby. Przetarłem twarz dłońmi, po czym ziewnąłem przeciągle niczym mały kotek, którego ktoś obudził z miłego snu o rybkach i innych, kocich przysmakach. Zdjąłem nogi z łóżka, po czym przeciągnąłem się. Wstałem ospale i szurając stopami dotarłem do łazienki. Tam się zamknąłem na jakiś czas, a po kilku chwilach wylazłem w nieco nieogarniętym fryzie i zaspanym wyrazie twarzy. Chyba dzisiaj miałem coś do zrobienia... Chcąc sobie cokolwiek przypomnieć, zacząłem pukać lekko palcem wskazującym w swoje czoło z grymasem na twarzy i zamkniętymi oczami.
-Co ja miałem... Co ja miałem...-mruknąłem sam do siebie, po czym olśniło mnie.
Z niemałą złością ubrałem się w coś wygodnego, po czym opuściłem sypialnię, aby dzisiaj odwiedzić ukochane miejsce, zwane szkołą lub potocznie więzieniem. Bez potrzeby do niej nie chodzę i chciałbym ukończyć swoją edukację. Owszem, nie spieszy mi się, aby wyskakiwać z chęcią do pracy. Chciałbym mieć zawód, jaki odwzoruje mój charakter. Bardzo chciałbym działać jako krawiec lub... Ochroniarz. Tak. Dziwne marzenie jak na małego, drobnego chłopczyka, który niewinnie spogląda na świat i oczekuje, że nadal będzie miał taką plakietkę, jaką zazwyczaj przyczepia mu społeczeństwo. Nie czułbym się w niczym innym lepiej, niż właśnie jako krawiec lub ochroniarz. Jednak wiem, że bez powodu nie jestem tym kim jestem. Wyjąłem z kieszeni nitkę, a potem wydłużyłem ją, aby z uśmiechem móc bawić się swoją mocą. Robiłem różne węzełki, pętelki i inne takie. Dla mnie to było tak zabawne, a ludzie na ulicy patrzyli na mnie momentami jak na debila. Przecież jaki mądry człowiek bawi się skrawkiem nitki, robiąc z niego nie wiadomo co. Rozejrzałem się, widząc nagle parkę, trzymającą się za rękę. Chłopaka nie kojarzyłem, ale dziewczynę już tak. To była ta słynna modelka, która bez końca pojawia się na różnych magazynach, blogach i tym podobnych durnotach. Uśmiechnąłem się, po czym skupiłem się na ich dłoniach. Związałem ich przeznaczeniem. Jak? To jasne. Na ich małych palcach, zawiązałem sznureczek, który będzie zawsze ich łączył. Czerwień, to przecież ciągłość. Nasza krew jest czerwona i to dzięki niej żyjemy. Tak samo, przeznaczenie będzie życiem dla ludzi, bo wypełnia ich całych. Uśmiechnąłem się delikatnie, rumieniąc się i nucąc pod nosem, ruszyłem znowu przed siebie, aby dotrzeć do tej szkoły. Nagle ktoś na mnie wpadł. O wiele niższe coś. Nie wiedziałem czy to facet, czy baba. Jednego byłem pewny. To był człowiek. Cóż, łatwo było wyczuć ich zapach. No ale cóż, nic na to nie poradzę. Spojrzałem z dołu na tego kogoś, przepraszającym spojrzeniem.
-Przepraszam, że na ciebie wpadłem. Nie chciałem. Lekko się zamyśliłem. Przepraszam.-szepnąłem, nieco drżąc.
Z rumieńcem małego kłamczuszka i mamiącymi, dwukolorowymi oczami, po prostu ruszyłem w dalszą drogę do szkoły. Nie chciałem się przecież spóźnić. Gdyby nie to, że obowiązkiem jest chodzenie do niej, nie postawiłbym w tym budynku nawet najmniejszego kroku. Nie znoszę chodzić do szkoły. Trzeba wcześnie wstawać, potem trzeba siedzieć na nudnych lekcjach i kisić się w ławkach bez możliwości ruszenia palcem, bo inaczej narażasz się na złość nauczyciela. Jednak widząc, że pierwsza lekcja odbywa się na manekinach, nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Wiedziałem już, że to będzie szybka zabawa, bo takie głupoty rozwalam w kilka sekund! Wyjąłem z kieszeni jedną z kilku czerwonych nitek i ukryłem ją w dłoni, aby sprawiać wrażenie bezbronnego malca. Przez ten czas, chciałem, aby każdy zajął się swoim zadaniem. Kiedy to się stało, zwężyłem jak najmocniej mogłem nić, przez co ta wyglądała jak żyłka. Oplotłem nią całego manekina, poprzez wycelowanie w kukłę palcem i zacząłem obwijać jego nogi i ręce przy złączeniach z torsem oraz tuż przy jego szyi. Kiedy wszystko było gotowe, spojrzałem na nauczyciela, który podszedł do mnie, kręcąc głową.
-Dlaczego nic nie robisz, Kagehira?-zapytał mnie.
Kiedy stał tyłem do manekina, zacisnąłem za sobą pięść, a z kukiełką... Cóż. Została rozczłonkowana, a każda część tego sztucznego ciała wylądowała w innym miejscu. Głowa na ziemi, ręce odleciały na boki, a nogi padły nieżywe przed manekina. Spojrzałem niewinnie na nauczyciela, wskazując na kukłę. W tym czasie, zabrałem nić stamtąd, która posunęła się w moją stronę niczym niewidzialny wąż i wylądowała w mojej kieszeni.
-Przepraszam, ale nie wiem co innego mógłbym już nim zrobić.-szepnąłem bardzo cicho.
Zdziwiony profesor spojrzał na kukłę i wytrzeszczył oczy. Nieco się zająknął, bo chyba nie wiedział co się dzieje. Nigdy nikomu od tak nie pokazuję, że władam nićmi. Nie zrobię tego, bo nie chcę, aby ktoś tą wiedzę wykorzystał. O nie. To, co jest moje, należy do mnie w tym moja moc. To wyłącznie moja sprawa i nikt nie ma prawa się o nią dopytywać. Niewinnie uśmiechnąłem się do profesora, a po dłuższej chwili, usłyszałem dzwonek obwieszczający koniec zajęć. Po tym wszystkim, wybrałem się na spacer po korytarzach szkoły, kryjąc dłonie pod rękawami swetra. Mi nawet w lato jest zimno, a nie lubiłem bez przerwy kichać. Było to irytujące dla mnie, jak i dla rówieśników. Kiedy ktoś na mnie znowu wpadł drugi raz tego dnia, myślałem, że krzyknę. Wziąłem jednak głęboki wdech i niewinnie spojrzałem na tego kogoś, kto wcześniej już na mnie wpadł. Uśmiechnąłem się bardzo delikatnie.
-Przepraszam, że znowu na ciebie wpadłem... Nie chciałem zrobić ci krzywdy. Wszystko w porządku?-powiedziałem cicho.
Niewinność. Zachowaj niewinność, Kagehira. Nie pokazuj siebie dla innych... Nie chcesz przecież zostać znowu nazwany potworem...

<Ktoś?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz