Niebo pokryło się szaro-białymi chmurami... Słońce schowało się za ponurą pościelą na niebie... Wokół latają zdezorientowane kruki, wyśpiewując swoją piosenkę niczym pieśń śmierci... Samochody na ulicy stanęły w ogromnym korku i nieładzie... Światła biją kolorem czerwono- niebieskim. Rozświetlają wszystko dookoła nas... Budynki, ulice, chodnik, twarze zupełnie przypadkowych ludzi i tej jednej mi znanej twarzy... Biała i nieskazitelna królowa lodu została splamiona czerwonym kolorem władzy, wojny i odwagi... Odgłosy syren ambulansu, klaksonów samochodowych, wrzeszczących i płaczących ludzi dudnią mi cały czas w uszach... Lecz zanikają, a ja słyszę tylko... Ciszę... Patrzę na nią, lecz nie mogę jej dotknąć... Odciągają mnie. Krzyczę. Znów mnie odciągają. Wyrywam się. Łapią mnie i tak w kółko... Uspokajają mnie, że wszystko będzie dobrze... Że to tylko drobny wypadek i za niedługo otworzy swoje oczy... Kłamca... Wszyscy są kłamcami... Po raz pierwszy od wielu lat... Widok krwi nie fascynuje mnie... Tylko przeraża i wkurza. W tym momencie - nienawidzę jej. Nienawidzę tego koloru czerwieni, które pokrywają moje włosy, blizna i jej ubrania. Nienawidzę tego koloru w tej chwili. Nie potrafię go teraz uwielbiać. Odgłos otwieranych drzwi samochodowych. Biorą ją na swoje ręce, a ja? Wpatruję się martwo w ulicę, opierając się tylko i wyłącznie na silnych rękach ratownika.
- Proszę pana! Halo, słyszy mnie pan?! - krzyczał, chyba do mnie, lecz ja... Słyszałem to, jak przez mgłę i ciągle patrzyłem martwo w zakrwawioną ulicę... Moja biel... Moja czystość i mój chłód... Jej chłodne ręce... Długie, białe włosy... Piękne, niebieskie oczy... Jej uśmiech... Zniknęło. To wszystko zniknęło... Co jak ją stracę? Osobę, która zawładnęła moim sercem... Osobę, z którą świetnie spędzało mi się czas... Osobę, która mnie pocieszała, która zawsze tu była, więc dlaczego teraz jej nie ma?! Czemu ciebie tutaj nie ma, Shura! Wracaj tu! Wracaj... Wróć... Proszę... Gdzie jest ta osoba, która oświetliła nocną drogę, którą kiedyś kroczyłem! Gdzie jest osoba, która sprawiła, że mój świat zaczął nabierać barw! Gdzie jest osoba, przy której moje serce biło tak szybko! Przy której moje policzki były bardzo ciepłe i rumiane! GDZIE JEST TA OSOBA! Gdzie... Oddajcie mi ją... Moją kochaną Shurę... Moją dziewczynę...
- Proszę pana! Proszę pana, słyszy mnie pan?! - znów głos ratownika, który przedziera się przez mgłę tak zawzięcie. Nie odpuści i nie puści mnie. Czuję mocny uścisk wokół mojego brzucha. Uścisk silnych rąk, które codziennie ratują komuś życie. Dzięki nim wiele ludzi przeżywa wypadki. Dzięki tym szlachetnym rękom... Ja nie mam takich rąk. Moje ręce nie potrafią ratować innych z takich wypadków... Nie dałem rady jej uratować... Ona uratowała mnie. Ponownie. Czemu... Czemu to zrobiłaś? Nie zasługiwałem na taki ratunek... Nie ja... Ty, tak... Czuję, jak coś spływa po moim policzku. Znowu. I znowu. I znowu... Co to? Łzy? Czemu więc widzę kapiącą krew? Robi mi się trochę... Słabo... Uderzyłem się w głowę podczas upadku? Nie wiem... Shura... Błagam... Nie opuszczaj mnie... Ja tu cały czas będę. Zaufam tym silnym rękom, które ratowały czyjeś życie tyle milionów razy... Oprę się o nie. Ty też tak zrób. Bo ja nie mogę ci pomóc. Wiem to. Nie będę głupi... Przeżyj... Dla mnie... A ja przeżyję dla ciebie... Moje powieki robią się ciężkie... Zasnę... Tylko na chwilę... Czuję, jak ktoś kładzie mnie na jakimś łóżku. Zapina mnie pasami. Trzyma moją rękę...
- Nie... się... dobrze... - niektóre słowa się urywają... Patrzę obok siebie. Leży ona. Nieprzytomna. Moja Shura. Kto ściska moją rękę? Ona. Właśnie ona... A drugą? Ratownik, który mówi, żebym się nie martwił. Że oni zajmą się wszystkim. Nie... Oni kłamią... Co jak kłamią... Oddajcie mi ją... Moją kochaną Shurę... Wybacz mi, moja droga, że nie potrafiłem ci pomóc... Wybacz, że moje ręce nie są tak wspaniałe i że nie potrafią uratować cię... Wybacz... Lecz teraz zasnę... Bo kręci mi się w głowie. Bo nie mogę znieść myśli, że ciebie może tu nie być...
<Shura? ;-; >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz