Najpierw kąpiel. Wyszorować się dokładnie, najlepiej kilka razy. Potem umyć zęby. Następnie twarz, nałożyć ewentualnie jakiś krem nawilżający. Później zająć się włosami. Starannie uczesać i odpowiednio ułożyć.
Kolejnym punktem porannego rytuału jest ubranie się.
Najpierw czyściutka bielizna, białe skarpety, czarne, dżinsowe spodnie, następnie biała podkoszulka. Potem czarny, ćwiekowany pasek i glany.
Nie planował się dziś nigdzie ruszać z pokoju, ponieważ miał do dokończenia kilka książek Stephena Kinga. Rozsiadł się wygodnie na szarej kanapie i stwierdził, że jest jakby brudna. Wstał ze swoim celem życia na tą chwilę i poszedł po małą zmiotkę. Wytrzepał lekko materiał i z zadowoleniem uznał, że jest idealnie.
Rozwalił się ponownie i wziął do ręki książkę. Nie przeczytał nawet strony, kiedy na dworze, za oknem, usłyszał innych przedstawicieli gatunku ludzkiego, znienawidzonego przez niego do kwadratu. Starał się to ignorować, jednak po dłuższym czasie bardzo to przeszkadzało.
Podszedł zirytowany do okna i rozchylił je na oścież.
- Oi, to zdanie, które czytam od pięciu minut jest fascynujące, dlatego możecie zawrzeć gęby? - rzucił donośnie zachrypniętym głosem.
Jego pokój był niestety na pierwszym piętrze, więc dosyć nisko. Przez to wszystko, co wyprawiali pozostali uczniowie było bardzo dobrze słyszalne.
Krzyki ucichły.
Wrócił do poprzedniego zajęcia, zamykając przedtem okno. Przeczytał kilka stron i się rozluźnił, będąc święcie przekonanym, że podziałało. Jednak jego spokój nie trwał długo. Z dworu rozległ się irytująco wesoły wrzask, który chyba wyrwał się komuś przypadkowo, bo tuż po nim zapadła cisza. Siedział w bezruchu. Ręka zaczęła mu drżeć. Głośno wypuścił powietrze z nosa i znów wziął się za czytanie.
W następnej chwili znów wychylał się przez okno, mierząc książką w łeb jakiegoś idioty. Przedmiot pięknie wylądował na głowie jakiegoś chłopaka, na co tamten wrzasnął, a jego kumple zakrzyknęli trochę ze zgrozą, a trochę że śmiechem.
"Uh, zmarnowałem książkę na takich debili." Pomyślał. "Eh, muszę po nią iść." Westchnął zrezygnowany i wziął czarną, skórzaną kurtkę. Wyszedł z pokoju, zakluczając drzwi. Idąc korytarzem i schodząc po schodach, wyczuł w kieszeni kurtki paczkę papierosów. Czemu nie. Wsadziłem jednego w usta i akurat był już na dworze, kiedy wypuścił pierwszy obłok dymu po zapaleniu go. Kiedy był na miejscu, nikogo nie było. Szybko zauważył książkę leżącą na ziemi. Podniósł ją i uznał, że nie jest w złym stanie. Ba, nawet można powiedzieć, że nic jej się nie stało.
Ruszył w drogę powrotną. Słońce prażyło niemiłosiernie, lecz on to ignorował. Odprowadzany zdziwionymi spojrzeniami, że nosi kurtkę w taki upał, był już przy drzwiach. Po chwili wspinaczki na schody znalazł się w swoim pokoju.
Ogarnęła go niechęć do czytania w tym miejscu. Zaraz pewnie i tak przylezie kolejna grupa.
"Na miejscu jednych idiotów pojawią się kolejni" Pomyślał ponuro i wziął do ręki książkę. "Cmętarz zwieżąt", jak głosił tytuł. Wyszedł ponownie z pokoju, tym razem bez kurtki, w samej podkoszulce, kierując się w stronę biblioteki. Na korytarzu widział wiele uczniów, mimo wczesnej pory dnia. Jedni gonili się niewiadomo po co po korytarzu, drudzy się popisywali, a jeszcze inni siedzieli w kątach i się obmacywali. Mierzył wszystkich swoim typowym pogardliwym spojrzeniem, aż stanął przed drzwiami biblioteki. Chwycił klamkę i zwinnie wskoczył do pomieszczenia, by nie narobić hałasu. Przywitał skinieniem głowy bibliotekarkę i usiadł w swoim ulubionym miejscu - w kącie, pośród półek z książkami, które tworzyły jakby kwadratową podkowę. Wewnątrz niej był stolik i to właśnie przy nim zawsze czytał.
Zagłębił się w lekturę i rozkoszował się ciszą.
Czas mijał, a on mógłby siedzieć tak całymi dniami, choć dla innych zawsze było to nudne i dziwne.
Usłyszał szmery i poczuł, jak drgnęła mu powieka.
Ktoś, kto wpadł (dosłownie) do biblioteki, rozmawiał z bibliotekarką dość głośno. Wstał, aby uciszyć nowego gościa bibliotecznego.
Jego oczom ukazał się, oczywiście wyższy, młody chłopak. Miał brązowe włosy i niebieskie oczy.
"Uh, dobrze, że jeszcze nie blondyn, bo bym się załamał", stwierdził w myślach.
Ruszył ku niemu, lecz w tym samym czasie tamten się odwrócił w stronę Rivai'a. Zderzyli się i odskoczyli. Chłopak zachwiał się, natomiast Rivai już stał prosto. Zmierzył tamtego chłodnym spojrzeniem.
- W bibliotece obowiązuje cisza, chyba że uważasz, iż bibliotekarka jest głucha - zaczął beznamiętnym tonem.
<Finley?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz