piątek, 1 czerwca 2018

Od Keyi - Zlecenie 3

Moja dłoń sprawnie zasłoniła rozwarte usta, które chciały mi przekazać, iż są zmęczone. Ostatnimi dniami zarywałam nocki i czułam powoli efekty niewyspania się. Podkrążone oczy, zły humor. Wszystko spowodowane było moimi raczej chorymi, aniżeli potrzebnymi ambicjami. Codzienne treningi, a następnie balowanie w klubach żłobiło we mnie coraz większe szkody. Nie potrafiłam jednak przestać żyć takim właśnie rytmem. Ciągle mi czegoś brakowało.
Właśnie wkroczyłam do zatłoczonej uliczki, gdzie ludzie oferowali swoje produkty. Coś na wzór bazaru, jednak tutaj wyglądało to kulturalniej. Nie było tak wielkiego przepychu ani ludzie nie rzucali się na siebie z jakimiś przeciwnościami zdań.
Ja oczywiście nie zamierzałam nic kupować. Postanowiłam jedynie oglądać rzeczy, których i tak nigdy nie kupię. A potem płakać, że nigdy tego nie będę miała. Czy to już jest użalanie się nad sobą? Chyba tak.
– Przepraszam. – Poczułam na ramieniu ciepło. Odwróciłam się gwałtownie jakby sparzona. – Wypadł ci telefon.
Musiałam unieść głowę, aby dokładnie zobaczyć kto przede mną stoi. Był to mężczyzna o pięknych zielonych oczach i włosach czarnych jak smoła. Jego uśmiech spowodował, że moje serce na chwile zamarło i gdyby tylko mogło, krzyczałoby.
– Dzięki. – rzuciłam, zabierając zgubę.
Nie poczułam nawet, że jej nie mam. Chyba nie powinnam nosić telefonu w tylnej części spodni.
Chłopak odszedł, a ja czułam niedosyt. Jego uroda zdecydowanie wyróżniała się na tle innych mężczyzn.
Ruszyłam dalej. Przez chwilę nawet pojawił się w nich Kashim, który tak naprawdę był dla mnie równie obcy co zielonooki. Zaśmiałam się sama do siebie, zdając sobie sprawę, jak głupie to jest. Czym tak właściwie jest miłość? Wtedy pomyślałam o moim cudownym braciszku. Stwierdziłam, że w sumie fajnie by było być właśnie nim. Niczym się nie przejmuje, ma wielu znajomych i wiele dziewczyn, które zalicza bez przerwy. Nawet w pracy jest już ustawiony. No i nie musi na przykład cierpieć przez wiadome kobiece sprawy.
– Młoda damo! – Dobiegł mnie krzyk zza pleców, wyrywając z zamyślenia, więc znów się zatrzymałam, odwracając ku dobiegającemu głosowi.
– Słucham? – mruknęłam zbyt nieentuzjastycznie.
Starsza kobieta stała przede mną teraz z nieco agresywnym wyrazem twarzy. Jej brązowe oczy natychmiast mnie przeszyły. Czułam, jak analizuje moją posturę, wygląd i kto wie co jeszcze.
– Daj mi parę Ludli, proszę.
Dokładnie zmierzyłam jej wzrokiem. Wyglądała na biedaczkę, ale raczej taką, która pieniądze wydaje na jakieś używki.
– Nie mam – skłamałam i obojętnie minęłam kobiecinę.
Moja intuicja stwierdziła, że postąpiłam dobrze, wiec wiele nad nią nie rozmyślając, po prostu wróciłam do swojego świata.
Kobieta mruknęła coś pod nosem, ale zbyt niewyraźnie, abym to usłyszała. Nie widziałam również powodu, dla którego miałabym się nią przejmować. Dlatego też po jeszcze chwili postanowiłam wrócić do akademickiego pokoju.
Dotarłam na miejsce w ciągu trzydziestu minut. Pustka, którą zastawałam po każdym powrocie, nieco mnie dobijała. Chciałabym mieć kogoś, kto będzie mnie witał i dla kogo naprawdę będę mogła istnieć. Na razie jednak nic takiego nie mogło się wydarzyć.
Niedługo po zjedzeniu obfitego posiłku wzięłam gorącą kąpiel, w której dokończyłam czytać ulubioną książkę. Po tych czynnościach przystąpiłam do odrobienia zadań domowych, czego szczerze nie lubiłam. Jako nowa przewodnicząca musiałam jednak spełniać wszystkie wymogi i się starać. To było ciekawe wyzwanie.
Obudziło mnie niespodziewane spotkanie z podłogą. Natychmiast wstałam, będąc zdezorientowaną. Ostatni taki upadek zaliczyłam, będąc małym brzdącem.
Nie myśląc za wiele, spojrzałam na zegarek usadowiony na biurku. W tym samym momencie zadzwonił mój budzik, który pośpiesznie wyłączyłam, ale kiedy spojrzałam na swoje dłonie, zamarłam. Były olbrzymie i… męskie.
Krzyknęłam, szybko przechodząc do łazienki albo raczej biegnąc jak pokraka.
Moje odbicie lustrzane ukazywało męskie ciało, a precyzyjniej – wyglądałam teraz jak Mikoto.
– Jak?! – wrzasnęłam, dotykając dokładnie swojej twarzy, torsu, a następnie sięgnęłam nieco niżej. Dziwne uczucie mieć penisa. Musiałam przyznać, że jego był dość… fajny.
Westchnęłam zrezygnowana i spanikowana. Nie wiedziałam dlaczego, jak i co się właśnie stało. Tylko tyle, że mam jebanego penisa.
Próby ubrania się również okazały się bezsensowne, bowiem wszystkie moje ciuchy były za małe.
W pośpiechu wybrałam numer do brata z nadzieją, że jakoś mi pomoże. Okazało się jednak, że miał wyłączony telefon.
Po chwili jednak zdałam sobie sprawę, jakie to mogłoby mieć konsekwencje. Z tej racji lepiej, że nie odebrał. Przeklęłam i zaczęłam obmyślać plan działania, dokładnie przy tym analizując wczorajszy dzień. Co zrobiłam nie tak, jak trzeba?
– Ta stara wywłoka… – westchnęłam, zaciskając szczękę.
Byłam prawie pewna, że to ona rzuciła na mnie jakiś czar. Wydawało mi się to głupim pomysłem, ale jedynym, jaki w tym momencie miałam.
Z jakiegoś powodu nie dział mi telefon i nie mogłam z nikim się skontaktować. Wpadłam więc na genialny pomysł „pożyczenia” od kogoś paru męskich ubrań. Kilka pokoi dalej mieszkali dwaj bracia, którzy z tego, co pamiętam, pasowaliby do moich obecnych gabarytów.
Zadanie okazało się trudniejsze, niż zakładałam. Drzwi co prawda zostawili otwarte, ale nadal znajdowali się w pomieszczeniu. Miałam wątpliwości co do tego, że z takim ciałem uda mi się bezdźwięcznie zakraść. Musiałam jednak spróbować.
Bardzo ostrożnie uchyliłam drzwi, przez które następnie przecisnęłam wielkie dupsko. Nigdy nie sądziłam, że będę zmuszona wkradać się do męskiego pokoju. Przynajmniej nie w takich celach.
Przeklęłam w głowie, kiedy podłoga cicho zaskrzypiała. Jeden z chłopaków tylko przekręcił się na drugą stronę, ale moje serce już waliło jak opętane. Chociaż w sumie to zastanawiam się, czy aby na pewno mogę powiedzieć, że to moje serce.
Udało mi się wyciągnąć pierwsze lepsze ubrania i w ostatnim momencie wycofałam się, aby uniknąć przyłapania.
W swoim pokoju na spokojnie przymierzyłam ciuchy, które pasowały idealnie. Były jednak niedograne pod względem kolorów, ale tym się już nie przejmowałam. Musiałam teraz znaleźć kobietę, która rzuciła na mnie to coś. Jakim prawem w ogóle mogła zrobić coś takiego. Tylko dlatego, że pożałowałam jej kilka ludli? To się nazywa dopiero skąpstwo.
Z drugiej strony pojawiły się w mojej głowie myśli nieco nieczyste. Zastanawiałam się, jak to by było zaliczyć kobietę. Szybko jednak wróciłam na ziemię, zdając sobie sprawę, jak głupia jestem. Jeśli coś takiego jak piekło istnieje, to czuje, że będzie tam dla mnie jakieś super specjalne miejsce.
Po krótkiej chwili wyszłam z akademika i ruszyłam na znany mi targ. Oczywiście pierwsze co zrobiłam, to udałam się w to samo miejsce, jednak kobiety tam nie było. Obeszłam wszystko ze trzy razy, pytałam ludzi, ale nikt nie potrafił mi powiedzieć tego, czego chciałam. Większość ludzi sądziła, że w ogóle nie widziało tutaj nigdy takiej kobiety.
Zrezygnowana usiadłam na jakimś murku i schowałam twarz w dłoniach, mocno naciskając na własne skronie, jakby miało mi to w jakikolwiek sposób pomóc.
– Mogę jakoś pomóc? – kobiecy głos przerwał ciszę w mojej głowie.
Spojrzałam w górę na ową niewiastę. Miała długie czarne włosy i równie ciemne oczy.
– Nie – rzuciłam oschle, na co nieco zmarszczyła brwi.
– Mógłbyś być milszy, chciałam być miła. – Odwróciła się na pięcie.
Naprawdę dziwnie było słyszeć, jak mówi do mnie w rodzaju męskim.
– Poczekaj – zawołałam niechętnie. – Widziałaś może pewną kobietę?
Zatrzymała się i wysłuchała moje opisu. Wydawało mi się, że przez chwilę w jej oczach widziałam płomyki i złowieszczy uśmiech.
– Ciebie też to spotkało, tak? – zaśmiała się, patrząc na mnie z wielkim zażenowaniem.
– To widziałaś czy nie? – Nie podobało mi się jej zachowanie.
– Wyluzuj. Ta stara wiedźma dalej rzuca te ohydne zaklęcia? Myślałam, że już tym skończyła. – Wzruszyła ramionami, ponownie przybierając normalny wyraz twarzy.
Wiedziała, o czym mówię i wytłumaczyła, że sama przez to przechodziła. Nie mogłam pojąć, skąd wie o klątwie i co to w ogóle miało znaczyć. Każda pomoc dla mnie w tej chwili była na wagę złota, więc nie odmówiłam.
– Masz mało czasu, a tego rodzaju klątwę ciężko zdjąć.
– Co mam zrobić? – Niecierpliwiłam się, a jej odpowiedzi wcale nie były precyzyjne. Mówiła coś o jakimś rytuale oczyszczenia u pewnej kobiety, a potem, że muszę spotkać ponownie staruszkę. Po całej tej rozmowie po prostu sobie poszła, zostawiając mnie z jeszcze większą ilością pytań. Kiedy chciałam za nią pójść, nie mogłam jej znaleźć. Coraz mniej mi się to podobało.
Ruszyłam do znanej w tym mieście wróżki. Zawsze wątpiłam w coś takiego i za każdym razem wyśmiewałam osoby, które chodzą do kogoś takiego. Chociaż sama wiedziałam o magii, takie osoby wydawały mi się zwykłymi manipulantami.
Przy wejściu stała starsza, ale piękna kobieta. Wyglądała maksymalnie na czterdziestkę, ale nie widać było na jej ciele żadnych zmarszczek ani innych niedoskonałości.
– Dzień dobry? – Niepewnie podeszłam.
Kobieta wydawała się jednak mnie nie zauważyć, pomimo że stałam przed nią. Patrzyła na mnie, a raczej tak, jakby wcale mnie tam nie było.
– Witaj. W czym mogę pomóc? – W końcu się odezwała, nadal patrząc na jeden punkt.
To było niesamowicie dziwne. Okazała się jednak miła. Wytłumaczyłam jej, o co chodzi, a ona wysłuchała i przystąpiłyśmy do rytuału. Tak jak się obawiałam, był nudny i nie czułam podczas niego niczego, co niby miało nastąpić. Machała jakimiś liści, kazała wąchać kadzidełka, a na koniec zabrała ode mnie sporą ilość ludli. Ani trochę nie byłam zadowolona.
Według niej klątwa powinna minąć za jakieś dwie godziny. Nic takiego się oczywiście nie wydarzyło, a ja straciłam sporą część pieniędzy.
Pomimo narastającego gniewu i świadomości, że być może zostanę z penisem już na zawsze, starałam się ochłonąć i na spokojnie podejść do sprawy.
Szukałam informacji na temat klątw w Internecie, jednak nie udało mi się znaleźć niczego przydatnego. Wszystko, co pisali to jedynie to, że można ją ściągnąć. Aby poznać sposób, trzeba było płacić. Kolejne marnowanie pieniędzy.
Schowałam telefon do kieszeni i uniosłam głowę ku niebu, kładąc sztywne ze zdenerwowania plecy o drewniane oparcie ławki. Zamknęłam oczy, pozwalając umysłowi wygonić na chwilę myśli. Wiatr muskał moją twarz, łagodnie ją pieszcząc. Śpiewy ptaków powoli wypełniały całe ciało. Pomimo tego nie mogłam ukryć, jak dziwne uczucie nade mną ciążyło. To nie byłam ja. To nie było moje ciało.
Poczułam nagle czyjąś obecność, a dokładnie obecność kogoś z zaświatów.
– Kłamstwo. – Mocno zniekształcony głos natychmiast postawił mnie na nogi.
To, co się pojawiło, równie szybko znikło, a ja zostałam teraz z kolejnymi pytaniami.
– Jakie znowu kłamstwo? – syknęłam sama do siebie przez zęby.
Moja irytacja wciąż rosła.
– Znów ty? – Znajoma z murku znów zjawiła się obok mnie.
Tym razem wyglądała na łagodniejszą. Powiedziałabym nawet, że wręcz współczującą.
– Nie potrzebuje niczyjej litości, odwal się. – Hardo walczyłam.
Minęłam ją bez słowa z dłońmi w kieszeniach. Nie zrobiłam nawet jednego kroku, kiedy owa niewiasta oparła swoje ręce o moje. Czułam się bardzo niekomfortowo, więc natychmiast ją odepchnęłam. Niestety tak niefortunnie upadła, że upadła na ziemię jak długa.
– Skoro tak się sprawy mają – uniosła się na rękach, znów przybierając wrogą postawę – zastanów się lepiej nad swoim zachowaniem.
Jak gdyby nigdy nic odeszła, pozostawiając mnie znów bez większych wyjaśnień. Nie biegłam za nią ani nie próbowałam jej zatrzymać. Kto wie, kim była i czego tak naprawdę chciała? Przecież nawet mi się nie przedstawiła.
Wpadłam jednak na bardzo dobry pomysł, a mianowicie udanie się do biblioteki. Czyż to nie tak właśnie jest największy skarbiec wiedzy? Na pewno musi coś pisać o klątwach. Cokolwiek.
Dotarłam do celu bardzo szybko. Czułam, że mam limit czasowy i muszę się pospieszyć. Zabrałam z odpowiedniego regału stos książek i zaczęłam szukać.
Słońce powoli chowało się za horyzontem, a ja wciąż szukałam informacji. Z każdą książką, stroną, a nawet słowem coraz bardziej traciłam wszelkie nadzieje i siły. W pewnym nawet momencie zaczęłam się godzić z myślą, że już taka zostanę.
Wzięłam do rąk ostatnią książkę na wyznaczony temat i zagłębiłam się w lekturę. Jedyne czego się dowiedziałam, było to, że prawdopodobnie mam czas do północy. Co dawało mi zaledwie cztery godziny. Zaczynałam czuć presję.
– Cholera – skwitowałam, odkładając powieści na swoje miejsce.
Kiedy już chciałam opuścić regał, znów poczułam, że ktoś ze mną jest. Nie był to zwykły duch, gdyż widziałam jedynie czarny cień. Jako niewidząca tym bardziej nie mogłam, odkryć kto to był.
Na ziemię upadła książeczka, która naprawdę była malutka. Mieściła się w otwartej dłoni, a jej okładka była pięknie zdobiona. Wiele się nie zastanawiając, zagłębiłam się w jej treść.
Dowiedziałam się, że wiele klątw to jedynie iluzja, jednak poważna w skutkach. Tylko wysocy magowie potrafią tak działać na człowieka, a wyjście z takiej graniczy z cudem. Jedynie od rzucającego zależy czy pozwoli cię uwolnić.
– Świetnie. Czyli mogę trwać tutaj całe wieki, a moje prawdziwe ciało w końcu umrze – skwitowałam, wzdychając. – Musi być jakiś sposób…
Moje szepty rozchodziły się po pomieszczeniu, a istota z zaświatów wciąż przy mnie trwała.
Jeżeli to jedynie iluzja mogę coś zmienić. Mogę się z niej uwolnić. Zaczęłam jeszcze raz dokładnie analizować wszystkie informacje, jakie posiadałam.
Wtedy poczułam olśnienia. Jedynie kobieta, która zaproponowała pomoc, wydawała się mnie zauważać. Ludzie na mieście w ogóle nie zwracali na mnie uwagi, mijali mnie i popychali, jakbym nie istniała. Również wróżka, u której byłam, z początku wcale mnie nie dostrzegła. To musi być to!
Ruszyłam biegiem do rynku w oczekiwaniu, że gdzieś ją znajdę. Szukałam praktycznie cały czas, ale nigdzie jej nie było. Niepotrzebnie tak ją potraktowałam. Mogłam chociaż raz dać powiedzieć komuś innemu i posłuchać. Z drugiej jednak strony byłam na nią wciekła, że tak po prostu się mną bawi.
Zostało jedynie kilka minut do północy. Wszystko zostało zamknięte, a jedyne co oświetlało drogę były latarnie i wiszący wysoko księżyc. Usiadłam na trawie i spuściłam głowę. Czy naprawdę teraz taka pozostanę?
– Nadal uważasz, że jestem jedynie pijaczką? – Głos starej babci dochodził zza moich pleców.
Kiedy się odwróciłam, nie zobaczyłam jej. Nie zobaczyłam nikogo.
– To nie ma sensu. – Zmarszczyłam brwi, powoli wstając.
Wtem rozległ się głos dzwona. Wybiła północ. Zamknęłam oczy, ciężko wzdychając. Pierwszy raz nie udało mi się znaleźć rozwiązania. Pierwszy raz trafiłam pod czyjąś kontrolę. Co ja właściwie zrobiłam?
– Daj mi parę ludli, proszę. – Starsza kobieta wyciągała ku mnie rękę.
– Co? – Rozejrzałam się wokoło.
Znów stałam przed starą babunią na runku, znów było popołudnie i znów wyglądałam jak ja. Miałam swoje ciało. Wydałam z siebie okrzyk zadowolenia.
– Naprawdę ich potrzebuję… – łamliwy głos kazał mi się obrócić.
Wszystko wyglądało tak, jakby wcale nic się nie stało. Jakby cała jedna doba wcale nie upłynęła.
– J-jasne – zawahałam się.
Wtedy też podałam jej sakiewkę i spojrzałam w oczy, które teraz bardzo dobrze znałam.
Była kobietą z iluzji. Puściła mi oczko i ruszyła dalej, pozostawiając mnie osłupiałą pośród ludzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz