środa, 27 czerwca 2018

Od Lily Do Tooru

Stuk, stuk, stuk.
Młody mężczyzna ciągnął walizkę, która wydawała się dla niego lekka niczym piórko. Towarzyszka Lily i zarazem właścicielka tego bagażu, właśnie w najlepsze flirtowała z osiłkiem, który ochoczo zgłosił się na ochotnika do pomocy niewiasty. Wcale nie trzepotała rzęsami, wcale. Chociaż koleś podszedł do nich z drugim kolegą, Lily zbyła jego pomoc. Nie chodziło tu o gostka, ale o to, że nie chciała komuś zajmować czas. Do tego dochodził fakt, że ta sztuka była znacznie lżejsza niż poprzednie, które znacznie wcześniej przetransportowała do lokum w akademiku. Ta druga dziewczyna flirtująca miała być jej najbliższą sąsiadką, bo osiadła się w pokoiku za ścianą, a akurat na siebie wpadły i tak jakoś, nawiązały przyjazne stosunki.
Stuk, stuk, stuk.
- Jeszcze raz dziękuję, że poświęcasz dla mnie czas - powiedziała, chichocząc.
- Nie zostawia się dam w potrzebie. To ja się cieszę, że mogę pomóc.
- Nie jest to zbyt ciężkie?
- Ciężkie? Jest mega lekkie! - To powiedziawszy, chłopak sprawnym ruchem podniósł tobół w powietrze. Właśnie podeszli pod drzwi właścicielki. Lily stanęła kawałek dalej, pod swoim pokojem, jednak znajoma pociągnęła ją za rękaw.
- Chodź, Lily! Zapraszam na ciastko na miły początek - powiedziała podniecona, dodatkowo rzucając kątem oka znaczące spojrzenia na ich towarzysza.
- Jeśli to ci sprawi przyjemność, to na krótką chwilę, czemu nie? Tylko odłożę swój bagaż i zaraz wejdę - odparła uśmiechnięta posiadaczka kolorowych oczu. Nie miała zbyt dużo do realizacji, ponieważ odłożyła swój ładunek przy szafie i wychodząc, zamknęła drzwi na kluczyk. Zajęło to raptem kilkanaście sekund, a już była w pokoju sąsiadującej dziewczyny. W nim, na środku stał ten koleś dalej dziarsko, wymachując bagażem, coraz szybciej, ku uciesze posiadaczki. Panna Ink odczuwała pewien niepokój.
- Nie chcę przerywać zabawy, ale może lepiej i dla bezpieczeństwa może byś zwolnił tempa?- Odezwała się, obserwując szybko kręcący się przedmiot.
- Przecież nic złego się nie może sta... - Nie dokończył, ponieważ obiekt wyleciał mu z rąk, zaczął lecieć, uderzył i rozbił przy tym okno, by następnie wpaść z głuchym brzdękiem na końcu. W tym samym momencie usłyszeli inny hałas jakby głuchy.
- Ja nie chciałem - jęknął młodzieniec, a koleżance uśmiech spełzł z twarzy.
- TYYYYY! Odkupujesz okno!
W tym czasie Lily zaraz dopadła parapetu, spoglądając w dół. O nie. Walizka najwyraźniej rąbnęła kogoś i przewróciła go tym uderzeniem. Bez wahania wyskoczyła z okna, uważając przy tym na odłamki szkła. Ponieważ było to pierwsze piętro, skok miał łagodne i bezbolesne zakończenie. Natychmiast znalazła się przy siedzącym nieznajomym i białych włosach. Kolor nie dziwił jej, skoro sama miała jedno fioletowe oko. Zresztą ten odcień włosów był przyjemny dla oka.
- Wszystko w porządku? Widziałam wyrzut tego pocisku. Coś cię boli? - Zapytała się zaniepokojona, kucając naprzeciw młodzieńca szybko, rzucając oczyma na możliwe miejsca zranienia. Na razie zlokalizowała sączącą się strużkę krwi z jego głowy, mająca swoje źródło między jego włosami... - Czekaj, daj mi tym się zająć.
Mówiąc to, wyciągnęła chusteczkę i przyłożyła ją do miejsca rozcięcia. Miała szczerą nadzieję, że nie było głębokie. Z okna pustego o szybę, wyłoniła się głowa dziewczyny. Na widok siedzącego młodego mężczyzny na ziemi i kucającej przy nim Lily, siarczyście zaklęła.
- O matko! Potrzeba pomocy?!
- Apteczkę mi rzuć, tylko ostrożnie - poprosiła Lily i znowu spojrzała na nieznajomego. - Czy to boli? Mam na myśli ranę.
- To? Nie - wzruszył ramionami.
- Wiesz, rozumiem twoją odwagę, ale muszę wiedzieć. To mógłby byś poważny uraz.
- Ja serio nic nie czuję.
- Proszę cię, nie żartuj teraz kolego.
- Od dziecka nie czuję, żadnego bólu - wyjaśnił. Tamta zdębiała. Słyszała o pewnej chorobie wykluczającej odczuwanie jakiegokolwiek bólu, to jednak się da?
- Anestezja? Podziwiam i zazdroszczę - gwizdnęła cicho. W duchu się zaśmiała. A mówili, że to jej heterochronia jest przydatna w życiu... -Ale to nie zmienia faktu, że wypadałoby to opatrzyć. Mogę?- Spytała się, licząc na zgodę, bowiem apteczka właśnie wpadła w miękkim opakowaniu będącym jakimś materiałem. Pewnie tamci poczuli się winni.

<Tooru?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz