sobota, 5 maja 2018

Od Ravenisa C.D Sorayi


Nastolatka zdecydowała się wystawić w moją stronę swoją dłoń, oglądając mnie przy okazji niezbyt przyjaznym spojrzeniem. Mrużyła oczęta, wręcz rypała mnie tym czarnym, uważnym spojrzeniem.
Hej... Nie zabłądziłeś przypadkiem? – spytała i nawet jeśli lekko się uśmiechnęła, to dalej lampiła się na mnie jak na jakieś nie wiadomo co. – Po mundurku stwierdzam, że jesteś z Orin, zgadza się? Soraya jestem... – Kiwnąłem głową i uścisnąłem śmiało dłoń dziewczyny, którą po wszystkim szybko cofnęła.
Ravenis. I odpowiadając na twoje wcześniejsze pytanie, to nie, nie zabłądziłem – odparłem, szczerząc się od ucha do ucha i obserwując przy okazji drzwi, przez które wszedł akurat nauczyciel. Bez zawahania zaczął prowadzić lekcję, wymachując żywo rękami i tłumacząc, oh losie, jakże zawiłe tematy tej bandzie oszołomów, która i tak mało co z całego przedstawienie wyniesie oprócz świeżych ploteczek i faktu, że ten z trzeciej ławki znowu się zjebał.
No, to co tutaj robisz? – spytała w końcu, przez co znowu zwróciłem na nią swoje spojrzenie. – Założyłeś się z kimś, czy co? – I losie, czy jej mocą jest czytanie w myślach? Myślałem, że jestem ostatnim społecznym wyrzutkiem, który dostał coś związanego z ludzką psychiką, a nie polegającą na fizycznych dodatkach w postaci zmiatania towarzystwa trzęsieniami ziemi przy kichnięciu. – Serio założyłeś się z kimś, by wbić na lekcję do innej szkoły? Mam tylko nadzieję, że nagroda jest sowita. Za narażanie się należy otrzymać coś ekstra. Już nie wspomnę o łamaniu zasad... – Odetchnąłem z ulgą i pokiwałem głową, chwała siłom wyższym, nie trzeba uważać na to, co się akurat obija w myślach.
Spojrzałem na tablicę, gdy dziewczyna postanowiła zająć się swoimi książkami i stwórco, miej mnie w opiece, niech nie zwróci na mnie uwagi, naprawdę chcę mieć miły wieczór z Oakleyem w roli głównej.
O proszę, proszę... Czyż byśmy mieli gościa? – No i srał pies wszystkie prośby, losie, czemu, aż tak mnie nienawidzisz?
Zerknąłem na mężczyznę, który stał przy mnie w najlepsze, prostując się, puszcząc i zakładając ręce na piersi. Mogłem tylko chrząknąć i podnieść dupsko z miniaturowego krzesełka.
Dzień dobry, psze pana – rzuciłem z uśmiechem, starając się nie stracić raźnego tonu, gdy wszystkie oczy padły na moją osobę. – Nazywam się Ravenis Fjästad, prawdopodobnie w najbliższej przyszłości będę się tutaj uczył, tymczasem dzisiaj zostałem dopuszczony do uczestniczenia w lekcjach, w celu dokładniejszego zapoznania się z placówką i ludźmi w niej. Przepraszam z całego mojego serca, że nie uprzedziłem pana przed lekcją, ale przysięgam, mam zezwolenie od dyrektora, proszę się nie martwić – kontynuowałem, nakręcając się jak katarynka, przy okazji nie ściągając uśmiechu z ust. Niech będzie głupszy, niż wygląda i niech łyknie haczyk, błagam.
Zmierzył mnie uważnym spojrzeniem, pot mi ciurkiem po dupie spłynął, ale w końcu westchnął cicho i wrócił do prowadzenia lekcji, przyprawiając mnie o zawał i skandowanie w głowie pochwalnych pieśni.
Opadłem jeszcze ciężej, niż poprzednio, na krzesełko obok Sorayi i odetchnąłem z ulgą.
Dobrze, że to nie aktorska – mruknąłem, zsuwając się lekko i zerkając na brunetkę. – Tylko gorzej będzie, jak potem mi każą gdzieś poleźć. Nie zwieję – rzuciłem już bardziej do siebie, przypominając sobie, że pewno połowa tych tutaj mogłaby na spokojnie już olimpijski światek podbijać bez większych ceregieli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz