wtorek, 10 kwietnia 2018

Od Violett - zlecenie 12

Poranek. Uniosłam powoli swoje powieki. Kilka włosów niechlujnie ułożonych na mojej twarzy przykryło mi również oczy. Ogarnęłam je ręka. Pierwsze co mi się w oczy rzuciło to piękna pogoda, jaka widniała dzisiejszego dnia za oknem. Uśmiechnęłam się delikatnie pod nosem. Odwróciłam się na prawy bok, aby spojrzeć na godzinę. Moja grzywka wraz z obrotem głowy opadła mi na oczy. Była siódma rano. Wstałam z łóżka tuż, po tym, jak się wyciągnęłam, taka mała tradycja u mnie, gdy wstaje. Dzisiejszy dzień, jak i ten najbliższe mi znane były wolne od zajęć szkolnych. Usiadłam na brzegu łóżka. Po krótkim ziewnięciu ubrałam kapcie na nogi i ruszyłam w stronę łazienki. Wzięłam krótki, ale za to orzeźwiający prysznic. Osuszyłam swoje ciało i założyłam coś na siebie. Spojrzałam się w lustro. Moje włosy były wciąż zawinięte w ręcznik. Jedynie parę kosmyków się z nich wydostawało. Spojrzałam się dokładnie w moje odbicie. Po wypuszczeniu moich włosów z uścisku ręcznika one opadły na moje ramiona. Stwierdziłam, że dzisiejszy dzień jest odpowiednim dniem, aby wybrać się do fryzjera i podciąć sobie grzywkę, która była za długa. Przeszkadzała mi, a tego nie lubiłam. Zjadłam śniadanie, a gdy wybiła godzina ósma, zadzwoniłam do jednego z pobliskich salonów fryzjerskich. Mieli dzisiaj mały ruch. Miałam przyjść na godzinę dziewiątą trzydzieści. Spojrzałam się po kuchni i od razu stwierdziłam, że przydałoby się zrobić zakupy. Nawet Yuki tak stwierdził. Uśmiechnęłam się w jego stronę. Pogłaskałam go po pyszczku.
Przygotowałam się do wyjścia. Wzięłam przy okazji dodatkową torbę na zakupy. Najpierw poszłam do fryzjera, a potem miałam zamiar pójść na zakupy. Starsza kobieta, która prowadziła tutejszy salon fryzjerski, przyjemnie się ze mną przywitała. Dała mi filiżankę herbaty oraz kilka ciasteczek na małym talerzyku obok. Podziękowałam jej za ten miły gest. Usiadłam na fotelu, a po wytłumaczeniu co i jak, kobieta zabrała się za swoją pracę. Pewna kobieta, która siedziała tuż obok mnie na fotelu, wciąż plotkowała.
- Wiesz kochanieńka, że nasza Lucy zachorowała biedaczka - byłam trochę nie uprzejma, gdyż podsłuchałam rozmowę kobiet. - Ciekawe co ta biedaczka teraz poczcie. Męża już z nią nie ma, a dzieci... - machnęła ręka w powietrzu. - ... a dzieci to żadne dzieci. Nie przejmują się swoją matką! I co tu ma począć naszą biedna Lucy?! Niby kogoś szukała do pomocy przy jej restauracji, ale nie był i wciąż nie jest chętny... - zrobiło mi się żal o wspomnianej kobiecie imieniem Lucy.
Fryzjerka skończyła swoją pracę, a ja podeszłam do ładu, aby zapłacić.
- Przepraszam, że się zapytam, ale gdzie znajduje się ta restauracja? - zapytałam się kobiety, a ona na kartce napisała mi adres. Uśmiechnęła się do mnie. - Dziękuję - powiedziałam, przy okazji płacąc za wykonana jej prace. Grzywka obecnie idealnie leżała. Cieszyłam się, bo wreszcie mi nie przeszkadzała. Udałam się w stronę restauracji. Chciałam pomóc tej starszej kobiece. Skoro i tak nie miałam planów na najbliższe wolne dni od szkoły, to warto było, coś zorganizować. Znając mnie, gdybym nie miała nic do roboty, to bym się uczyła, albo codziennie sprzątała mieszkanie. Nie lubiłam się nudzić! Nie lubiłam mieć wolnego czasu! Nie lubiłam do niczego się nie przydawać!
Spojrzałam się na kartkę podarowaną przez miłą, starszą panią ze salonu fryzjerskiego. Dzieliło mnie kilka metrów od dotarcia do starszej kobiety. Miałam nadzieję, że się jej jakoś przydam. Spojrzałam się na adres, aby upewnić się, że stoję pod właściwym domem. Adres oraz numer domu zgadzał się.
Przede mną był dom, który emanował magiczną aurę. Aura nie była negatywna, wręcz była przyjacielsko miła. Zachęcała wprost, aby wejść do środka.
Dom był czarujący. Okna były duże oraz pokrywały większą część budowli. Po ceglastych murach pięły się zielone bluszcze. Bluszcze obejmowały prawie całą powierzchnię domu. Można było zobaczyć tylko pojedyncze miejsca, w których można było zobaczyć cegły, z jakich został zbudowany ten dom.
Otworzyłam furtkę, aby przejść do głównych drzwi. Przeszłam przez chodnik, który oddzielał ogród. Spojrzałam się na wszystkie kwiaty, jakie były do około. Była wiosna, a w ogrodzie można było już zauważyć rozkwitłe kwiaty oraz te, co będą kwitnąć lub mają pączki. Ogród z przodu był zadbany. A drzewa będące po prawej, jak i po lewej stronie wyglądały tak, jakby tańczyły wraz z lekko powiewającym wiatrem.
Po przejściu trzech stopni stanęłam naprzeciw potężnych, dębowych, brązowych drzwi. Nie było żadnego dzwonka, zamiast niego było coś w stylu metalowego okręgu. To właśnie to służyło zamiast dzwonka. Zapukałam trzy razy do drzwi, posługując się tak zwaną kłódką.
- Już idę! - usłyszałam głos jakiegoś mężczyzny. Ciężkie drzwi, otworzyły się przede mną. - Słucham?! Czego tu chcesz? - zapytał się, a tuż za nim wyłoniła się starsza kobieta.
- Synu, zachowuj się - uprzedziła go. - Czego szukasz drogie dziecko? - spojrzała się na mnie z uśmiechem na twarzy, a synowi chyba się to nie spodobało.
- Czy zastałam panią Lucy? - zapytałam się, a kobieta spojrzała na mnie.
- Ja jestem Lucy - odparła, a ja się delikatnie uśmiechnęłam pod nosem.
- Czy mogłabym z panią porozmawiać. Chciałabym pani pomóc w prowadzeniu restauracji do czasu, aż pani stan się nie polepszy. Widziałam pani ogłoszenie - miałam nadzieję, że jakieś ogłoszenie było, jak nie to wpadłam jak śliwka w kompot.
- Wejdź do środka młoda damo - zaprosiła mnie do środka, na co jej syn skrzywił się. - Różności się w salonie, a ja pójdę zaparzyć nam herbaty - wskazała mi dłonią, gdzie jest salon. Zniknęła, że swoim miłą twarzą w jednym z pomieszczeń. Rozejrzałam się po salonie. Duże pomieszczenie. Dwie sofy naprzeciw siebie, pośrodku stolik wykonany z prawdziwego drewna, a na podłodze pod stolikiem był średniej wielkości dywanik. Usiadłam na sofie. Syn usiadł naprzeciw mnie. Wpatrywał się we mnie złowrogim wzrokiem. Starsza kobieta przyszła z tacą, na której była herbata oraz ciasteczka. Położyła na stolik oraz każdemu podała filiżankę. Miała filiżanka, własnej roboty wykonana można było zauważyć, a kwiaty, jakie były na niej, były przepiękne. Kobieta nalała herbaty do filiżanek.
- Jak masz na imię młoda damo? - zapytała się, siadając tuż obok swojego syna.
- Przepraszam, że się przedstawiłam od razu. Jestem Violett - wstałam i ukłoniłam się, po czym usiadłam z powrotem na swoje miejsce.
- Jakie ładne imię masz!
- Dziękuję - odpowiedziałam z delikatnym uśmiechem na twarzy.
- Więc chciałbyś mi pomóc w mojej restauracji?! - rozmyśliła się kobieta. - Jasne, czemu by nie! - odpowiedziała, a ja podziękowałam jej.
Kobieta była taka radosna, miła, ale jej syn to przeciwność całkowita. Rozmawiałam z kobietą przez jakąś godzinę. Pokazała mi co i jak odbywa się w jej restauracji, która była od tyłu domu. Ciekawie wszystko było zorganizowane. Po zobaczeniu oraz zapoznaniu się z całym parterem musiałam pożegnać się z kobietą. Co jak co, ale mój Yuki czekał na mnie oraz na coś do jedzenia.
- Do widzenia! - pożegnałam się z kobietą, a ona pomachała mi.
Zrobiłam zakupy i wróciłam tak szybko, jak tylko mogłam do swojego mieszkania. Jak tylko weszłam koło moich nóg, znalazł się biały tygrysek. Opowiedziałam mu, co się stało, że tak późno wróciłam do domu. On zupełnie tak jakby mnie rozumiał nie, obraził się na mnie.

~ Następny dzień ~

Wczoraj pobawiłam się z Yuki'm, posprzątałam i zrobiłam małe porządki. Dzisiejszy dzień zapowiadał się na pracowity, z czego się cieszyłam. Wstałam o szóstej rano, bo na siódmą miałam zamiar już być u pani Lucy. Ogarnęłam się szybciutko, a z Yuki'm się pożegnałam uprzednio, zapewniając mu jedzenie oraz picie na cały dzień.
Stoję obecnie przed domem, do którego wczoraj zawitałam. Wciąż zabierał mi dech w piersiach. Przypomniał mi ten dom jeden, z których mieszkałam wraz z Majorem. Zapukałam do drzwi. Otworzyła mi tym razem Lucy, która nie wyglądała tak dobrze, jak wczoraj.
- Witaj Violett! - uśmiechała się, ale ja wiedziałam, że coś jest nie tak.
- Dzień dobry - odpowiedziałam. - Czy nic pani nie jest? - zapytałam, a ona się tylko szerzej uśmiechnęła.
- Spokojnie nic mi nie jest - zapewniła mnie, ale jakoś mi się w to nie chciało wierzyć. Przeszliśmy do kuchni. Tam już czułam pyszne zapachy, jakie unosiły się w powietrzu.
- Pani musi odpocząć - powiedziałam, gdy tylko zobaczyłam jak jej twarz zbladła. Wzięłam kobietę na ręce. Jako że była mała i chuda to nie ważyła dużo. Zaniosłam ją do salonu, gdzie sobie usiadła.
- Violett nic mi nie jest. Pomogę ci! - chciała już wstać, ale ja zatrzymałam ja.
- Dam sobie radę. Gdybym nie dała to bym, się nie zgłosiła do pani - uśmiechnęłam się, a oczy kobiety się zaszkliły.
Odeszłam od kobiety i poszłam do kuchni. Dania z karty były łatwe do zrobienia, a dzięki temu, że wczoraj wszystko dane było mi spróbować, zapamiętałam te smaki. Była godzina ósma. Do restauracji przyszli pierwsi klienci. Przyjęłam zamówienia i od razu im podałam. Z godziny na godzinę pojawiało się coraz to więcej klientów. Ja sama nie dawałam sobie za bardzo rady, ale nie dałam na siebie. Dzień się skończył, gdy zegar wybił godzinę dwudziestą. Lucy przyszła do mnie.
- Violett nie powinnaś sama pracować. Jutro ja ci pomogę! - może i się jej polepszyło, ale to wciąż nie to samo. Powinna jak najdłużej odpoczywać.
- Jutro przyjdzie ktoś, aby mi pomóc - powiedziałam, chociaż nie miałam pojęcia kto.
- Naprawdę, to miło. Tylko ja... - nie dokończyła zdania.
- Spokojnie Lucy. Ta osoba wie o tym - poklepałam ja po ramieniu.
Wychodząc od Lucy, zobaczyłam jej syna. Przywitałam się, a on stanął i spojrzał na mnie.
- I tak twoja pomoc na nic się nie przyda - powiedział, a ja zwróciłam swój wzrok na niego.
- Co powiesz na mały zakład? - zainteresowało go to chyba.
- Co masz na myśli? - spojrzał się na mnie.
- Jutro pomoże mi pan przy obsługiwaniu klientów. Jeżeli da pan radę i obsłuży więcej klientów niż ja, odejdę stąd. Jednak jeżeli to ja wygram, to pan będzie mi pomagał oraz swojej matce. Co pan na to? - na odpowiedź długo czekać nie musiałam.
- Wchodzę w to - uśmiechnął się pełen entuzjazmu i w przekonaniu, że wygra.
Wróciłam do domu, gdzie od razu wskoczyłam do łóżka, tuż po tym, jak wzięłam kąpiel. Yuki przyszedł do mnie i wtulił się do mnie. Sama nie wiem, kiedy to dokładnie zasnęłam.
Sen. Miałam sen, ale jak się obudziłam, to nie pamiętałam go. Zapewne był to sen, który chciał mi o czymś lub o kimś przypomnieć. Jednak ja go zapomniałam.
Obudziłam się o szóstej rano. Niebo za oknem zaczęło się rozjaśniać, a słońce powoli wychodziło zza horyzontu. Po porannej rutynie ruszyłam do mojego miejsca pracy. Tam przywitałam się z panią Lucy. Przywitała mnie kubkiem gorącej herbaty oraz śniadaniem i czymś na ząb. Co jak co, ale odmówić nie mogłam. Wszystko zostało tak ładnie przygotowane, w dodatku można było zobaczyć, ile to serca kobieta w to włożyła.
- Dziękuję pani za miła poranną pogawędkę oraz smakowite śniadanie - podziękowałam gdy skończyłam jeść.
- Chociaż w taki sposób mogę ci podziękować, za to wszystko, co dla mnie robisz - uśmiechnęła się miło. - Widzisz Violett, ja kocham swoje dzieci, ale one najwyraźniej mnie nie kochają. Gdyby nie mój mąż zapewne nie musiałabym się martwić z dnia na dzień o pieniądze. Długi, jakie po sobie pozostawił, ciągną się i ciągną. Nie chce, aby moje dzieci spłacały je. Wreszcie sobie nie zasłużyły. Nawet im o nich nie wspomniałam. - w jej oczach pojawił się ogromny smutek oraz żal.
- Spokojnie, pomogę pani. Co do tych długów to ile zostało pani do spłacenia? - zapytałam się, a ona spojrzała na mnie.
- Podczas przerwy powiem ci. Mój syn właśnie tu idzie - szepnęła, a ja spojrzałam się w kierunku, z jakiego to jej syn szedł.
- Proszę pani, moją dzisiejszą pomocą będzie pani syn. Sam zaproponował, że mi pomoże - uprzedziłam Lucy, a ona spojrzała na nas z niedowierzaniem.
- Mój syn nigdy mi nie pomagał. Jestem ciekawa, jak sobie da radę - Lucy zaczęła sprzątać po naszej herbacie.
- Chodźmy paniczu. Czas zacząć nasz zakład - uśmiechnęłam się delikatnie pod nosem.
Była punktualnie dziewiątą. Ludzie zaczęli przychodzić, a ja pokazałam, co panicz Edward musi robić. Co prawda syn Lucy, Edward miał małe problemy, ale jakoś się mu udało wytrwać do przerwy. On usiadł sobie wygodnie we fotelu, a ja poszłam do pani Lucy. Tam zapoznała mnie z całą papirologią. Przejrzałam wszystkie dokumenty. Coś mi w nich nie grało. No ileż miałam rację. Po całkowitym przyjrzeniu się zrozumiałam, że tak naprawdę ta osoba cały czas oszukiwała tę biedną kobietę.
- Jutro powiem pani, co jest źle w tych papierach - uśmiechnęłam się delikatnie. Schowałam wszystko do swojej torby i wróciłam do pracy. Pana Edwarda nigdzie nie było. Zastanawiałam się, gdzie on może być. Po rozejrzeniu się zauważyłam tylko jego buty. Spał na sofie. Był całkowicie wyczerpany. Że też wczoraj tryskał taką energią - pomyślałam sobie w duchu. Przykryłam go kocem i wróciłam do swoich obowiązków. Ludzie, którzy byli bardzo mili, opowiedzieli mi trochę o pani Lucy i tej restauracji. Zrozumiałam wtedy, że gdyby nie ta restauracja to życie większości tych ludzi byłoby zupełnie inne. Ostatni klienci wyszli, a ja zamknęłam drzwi. Posprzątałam wszystko w środku, jak i na zewnątrz. Wyszłam z budynku, żegnając się z gospodynią tego domu. Wróciłam do domu, po drodze weszłam tylko do jakiegoś nocnego sklepu, aby kupić coś do jedzenia. Gdy przyszłam do domu, Yuki od razu się do mnie przytulił. Wzięłam kąpiel, po czym usiadłam do papierów. Było grubo po drugiej w nocy, a mi się udało wszystkie błędy wyhaczyć. Położyłam się spać. Sama już nie wiem, czy coś mi się śniło. Najwidoczniej cztery godziny, jakie spałam nie, wystarczyły do tego stopnia, aby o czymś po śnić. Wstałam z łóżka tak jak zawsze o szóstej. Odbyłam moją codzienną rutynę, jednak jak chciałam wyjść, to Yuki mi nie pozwolił. Chciał pójść ze mną, wywnioskowałam, gdy zawiesił mi się na nodze. Nie miałam rady, więc wzięłam go ze sobą. Miałam tylko nadzieję, że pani Lucy nie będzie miała nic przeciwko. Nim weszliśmy do posiadłości, wzięłam Yuki'ego na ręce.
- Yuki bądź miły dla pani Lucy. Dobrze? - spojrzałam się, a on zaczął, merdać tym swoim ogonem.
Tak jak zawsze drzwi otworzyła mi pani Lucy. Co prawda była uśmiechnięta, ale na widok trzymanego przeze mnie tygrysa spojrzała się pytająco.
- Przepraszam, ale musiałam wziąć go ze sobą. Inaczej Yuki by mnie nie wypuścił z domu i nie mogłabym przyjść - wytłumaczyłam się, prawie że natychmiastowo.
- Miło mi ciebie tygrysku poznać - pogłaskała go po główce, na co Yuki zaczął mruczeć. On kochał pieszczoty. - Jestem Lucy, a ty mały kotku? - on zamiauczał, a ja spojrzałam się na niego.
- Yuki - przedstawiłam go.
- Miło mi ciebie poznać - kobieta przyjęła go tak samo ciepło, jak mnie. W dodatku się nie przestraszyła.
Weszliśmy do środka. Tam jak zawsze na stole czekało na mnie śniadanie, herbata oraz mały deser. Po przyjrzeniu się uważniej do głowy wpadła mi pewna myśl. Kobieta chyba nie lubiła jeść sama dlatego zawsze czekała na mnie. Podczas śniadania pokazałam błędy w papierach, jakie udało mi się wychwycić. Lucy spojrzała się na mnie ze łzami w oczach. Jej łzy zleciały strumieniami po polikach. Uścisnęła mnie mocno. Poklepałam ja po ramieniu. Gdy się uspokoiła, jej uśmiech stał się jeszcze radośniejszy niż przedtem.
Pan Edward zszedł na dół.
- Dzień dobry! - przywitał się zaspany.
- Dzień dobry! - odpowiedziałam, a jego matka poszła do kuchni.
- Przegrał pan wczoraj nasz zakład. Dlatego przez najbliższe ostatnie dni będzie mi pan pomagał, a następnie panu matce. Skoro i tak pan nie pracuje, to się pan przynajmniej do czegoś przyda - sprostowałam. Nic nie usłyszałam od niego. Pozostawiłam Yuki'ego w salonie pod opieką pani Lucy. Założyłam fartuszek, który już pierwszego dnia czekał na mnie. Rozłożyłam stoliki, posprzątałam przed przyjściem klientów. Będąc gotowa, czekałam na klientów. Do pomocy przyszedł pan Edward, który o dziwo dotrzymał obietnicy złożonej mi poprzez nasz zakład.
Resztą dni minęła tak jak zawsze. Śniadanie zjadłam wraz z panią Lucy, przy którym towarzyszył nam również panicz Edward. Pani Lucy wynajęła prawnika, który pomaga jej. Sam stan zdrowia polepszył się kobiecie. Yuki przychodził wraz ze mną każdego dnia, dzięki czemu nie czuł się samotny. Podczas ostatniego dnia mojej pracy w restauracji przyjrzałam się wszystkiemu do okoła. Zapach wypieków oraz dań można było wyczuć w powietrzu wraz z nutką parzonej kawy. Gdy się wychodziło na taras poczuć, można było przepiękny zapach kwiatów, które obecnie kwitły. Swój ostatni dzień pracy zakończyłam, będąc w stu procentach zadowolona samej z siebie.
- Violett dziękuję ci za wszystko. Tutaj jest twoja wypłata... - nim kobieta cokolwiek wypowiedziała jeszcze więcej, ja się delikatnie do niej uśmiechnęłam.
- Nie potrzeba mi więcej. Wystarczy mi to, że pani się lepiej czuję oraz to, że pani ma już kogoś do pomocy. Chciałabym również przeprosić za brak okazywania jakichkolwiek emocji z mojej strony, jednak jest, to coś, co muszę się nauczyć. Przepraszam, ale i dziękuję za cierpliwość do mnie - kobieta uniosła moja twarz. Uśmiechnęła się ciepło, a ja nie wiedziałam co mam zrobić.
- Śmiało możesz mnie odwiedzać każdego dnia - dodała. Po krótkiej wymianie jeszcze zdań z panią Lucy oraz jej synem ja z Yuki'm pożegnaliśmy się z nimi. Wróciłam do domu. Zjadłam kolację, wzięłam kąpiel i położyłam się spać. Yuki się wtulić do mnie, a ja oddałam się w przyjemne objęcia morfeusza...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz