czwartek, 19 kwietnia 2018

Od Blue C.D Olivera


Generalnie miałam dziś na wszystko wylane, nawet jeśli chodziło o ułożenie kilku rzeczy. Nie i już. Dziś zamierzałam z czystym sumieniem leniuchować. To znaczy, najpierw planowałam spacer o potem u siebie czytanie związane blisko z słuchaniem ostatnio polecanych utworów przez brata. Swoją drogą, ostatnio zmniejszyliśmy liczbę rozmów przez różnego rodzaju opcje. W grę wchodziło, że mój kochany starszy braciszek miał na oku kogoś i chciał rozwinąć znajomość. Cóż, trzymałam za niego kciuki, bo miałam zaklepaną rolę świadkowej w razie jego ślubu. To zmówienie się o stanowisku weselnym miało miejsce wtedy, gdy spił się w cztery litery a ja zmusiłam go do tego, w przeciwnym wypadku podkablowałabym go do rodziców. Może i byłam złośliwą młodszą siostrzyczką ale efekt działał cuda.
Podczas spaceru lubiłam spoglądać ukradkiem na innych ludzi, podczas gdy ze słuchawek miło wpływała falami piosenka. Zdaje się, że mój ówczesny stan zrelaksowania wynikał z tego, że słuchałam "Canon in D-major", gdzie ten utwór zawsze mnie uspokajał, nieważne z jakiego stanu. Akurat kończyła się wersja pianina i skrzypiec, kiedy jakiś nieznany chłopak biegł ku mnie. W moim kierunku, ponieważ nagle ludzie wybyli a ja byłam jedyna na linii frontu. Nieznajomy jakoś wyhamował przede mną, co ciekawe, bo znając innych to by ta sztuka im by się nie udała i najczęściej wpadali na nieszczęśnika. Od razu wyciągnęłam słuchawki z uszu przy czym miałam okazję usłyszeć dosyć niespotykaną prośbę. Kot na drzewie. Utknął. Ale jak? Ponieważ chłopak już niemal klęczał przede mną, co z boku mogło przypominać próbę oświadczyn, szybko zdecydowałam o swojej roli.
-W porządku, pomogę. Tylko błagam, wstań- jęknęłam. Od razu zrealizował moją prośbę i już zaraz kierował mnie ku źródłowi problemu. O, więc tak wyglądają podobieństwa między prostytutkami a zwierzętami, które utknęły na wysokości, co? Tylko te pierwsze chyba nie drą się ze strachu. Zresztą kto wie. Nigdy nie byłam i nie zamierzam być w takim miejscu, jakim jest klub nocny. W duszy dziękowałam za to, że ubrałam legginsy i tunikę a nie sukienkę, bo byłby przypał chwalenia się bielizną. Chłopak wziął mnie, podsadził i już byłam znacznie bliżej tego stworzenia. Niestety, chociaż już sięgałam tejże gałęzi, kot na mój widok wdrapał się jeszcze wyżej ku największemu zagrożeniu złamania się. Oczywiście, dalej się darł jakby go ze skóry żywcem obdzierali.
-Kitku, chodź do mnie- powiedziałam wyciągając ku niemu ręce na co on kichnął mi, pewnie celował w twarz. Westchnęłam.- Kitku, ja cię proszę. Albo zleziesz z tej gałęzi do mnie dobrowolnie, albo twój zadek grzmotnie o podłoże ze zbyt dużą siłą, by twój szanowny właściciel mógł coś zbierać. Tak przy okazji to pewnie mu się wbijam kostkami w ramiona, więc chodź do mnie bestio. Ja też swoje ważę a ty wyglądasz jakbyś zaraz miał się pozbyć swoich oczu, bo dziwnie wychodzą. To jak kotku?

Oliver?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz