Menu

Mini-Menu

Strony

wtorek, 31 lipca 2018

Od Blue C.D Claudio


Nawet jeśli udało nam się wejść do naszej szkoły, to i tak rozdzieliliśmy się w biegu, ponieważ do rozpoczęcia zajęć pozostało raptem dwie minuty, a trzeba było dobiec do właściwych sal. Może i miała krótkie nóżki, ale zmotywowana, potrafiłam dość szybko biec. Tak właśnie przekroczyłam próg sali z chwilą wybicia dzwonka na rozpoczęcie lekcji. Ledwie wpadłam, a zaraz podszedł do mnie mój znajomy z rocznika, trzymający w dłoni butelkę wody. Ten czarnowłosy młodzieniec o piwnych oczach nazywał się Lucas i od czterech miesięcy stanowiliśmy parę taneczną mieszanych stylów, czyli jeszcze przed zapisaniem się do Szkoły Tańca Tori. Zresztą on sam był z Zakonu Vendaval, więc mimo różnic mogliśmy spokojnie wymieniać się poglądami.
- Prawie się spóźniłaś, co się stało? - Zapytał z lekką ciekawością, podając mi wodę, którą ochoczo przyjęłam, by zaraz wziąć spory łyk. Po chwili dodał cicho, się śmiejąc. - Cała jesteś w buraczanym rumieńcu.
- Jakby to ująć... Poznałam dosyć ciekawego panicza - powiedziałam, starając się przestać rumienić. Jeju, to wszystko przez to, że nagle musiał mnie wziąć na ręce, w bardzo podobnym stylu co pan młody trzyma swoją oblubienicę. Na samą myśl, poczerwieniałam jeszcze mocniej. W odpowiedzi Lucas się tylko zaśmiał i poklepał mnie po plecach. Co poradzić, byliśmy przyjaciółmi, co się poznali podczas lekcji tańca kilka lat temu.
- Wziąłem proroczo twoją torbę, nie musisz dziękować - powiedział niby od niechcenia, ale w oczach czaiły mu się ogniki. Pokręciłam głową i teatralnie dygnęłam przed nim w celu odebrania torby.
- Och, dzięki ci panie... Ale buziaka w policzek nie dam - zastrzegłam.
- Fakt, Penny już wystarczająco jest zazdrosna - odparł, udając żal. Penny to była obecna dziewczyna Lucasa, która była trochę, nie, bardzo zazdrosna o swojego ukochanego. Za każdym razem, gdy słyszała o jego wyjściu ze mną na ćwiczenia, dostawała szału. Cóż, zaborcza, ale bardzo ładna. Zaraz jego uśmiech przygasł, a ton głosu stał się poważny. - Ponieważ występujemy, tańcząc osobno, chciałbym życzyć powodzenia. I pamiętaj jedno.
- Tak? - Zapytałam się, słysząc jak jego głos, stał się surowy.

Od Sorayi C.D Hao


Nie wierzyłam, że na serio można być takim... Ach… Nie wiedziałam, jak to w ogóle nazwać. Zawsze starałam się nie patrzeć na ludzi jak na przysłowiowe „okładki”, no ale cała ta niedorzeczna wręcz sytuacja w sklepie? Nie ukrywałam, że wkurzyłam się, gdy tamte dziewczyny zaczęły mnie mieszać z błotem, lecz nie miałam zamiaru się nimi przejmować. No bo po co? Dobra, Sor, skup się na teraźniejszości. Rodzice coś do ciebie mówią. Wzięłam głęboki wdech, wyjęłam słuchawki z uszu, po czym z lekkim uśmiechem spojrzałam na ojca, który od kilku minut próbował wydostać mnie z mojego małego, prywatnego świata.
– Tak, ojcze? – spytałam, posyłając mu jeszcze mniej weselsze spojrzenie.
– Wreszcie do nas przemówiłaś. Czy możesz, z łaski swojej... – Zaakcentował dwa ostatnie słowa, – ...schować ten telefon? Mówię do ciebie od dobrych dziesięciu minut!
– Już, już… – mruknęłam. Schowałam urządzenie wraz ze słuchawkami do plecaka. – To idziemy do tej biblioteki? Nie mam jeszcze wszystkich książek do szkoły, a jutro będą mi potrzebne.
– Jakbyś nie bujała w obłokach, Sorayo Sol Dreyar, byś wiedziała, że właśnie to do ciebie mówiłem. Zobaczysz, zabiorę ci ten cholerny telefon. – No ładnie, użył moich obu imion… Przewróciłam jedynie lekceważąco oczami, jednocześnie się lekko uśmiechając. Wiedziałam bowiem, że tata i tak by mi tego ustrojstwa nie skonfiskował. A nawet jeśli… Nie ukryłby go przede mną. Ja i moje słuchaweczki byłyśmy nierozłączne.
– Saron! Nie uruchamiaj się, a przy okazji mnie. Daj naszej córce spokój.
– Dziękuję ci, moja ty najdroższa mateczko! – Wyszczerzyłam się do mamy, która to próbowała uspokoić mojego młodszego brata. Katsuya był wyjątkowo niespokojny, co nieco niepokoiło moją matkę. Podeszłam do niej i brata, którego to miała na kolanach. Na jego bladych, acz pyzatych policzkach skrzyły się w słońcu świeże ślady po łzach. Potarmosiłam go delikatnie po ciemnej czuprynie. Katsuya to mój mały braciszek. W ogień bym za nim wskoczyła.
– Dobra, chodźmy. Noc nas tu zaraz zastanie… – Nawet na mnie nie czekając, ten mój narwany tatuś zaczął iść beze mnie do biblioteki. Bez słowa pognałam za nim, machając jedynie mamie i bratu na do widzenia.

niedziela, 29 lipca 2018

Od Keyi C.D Violett


Spojrzałam na chmury, które powoli się do nas zbliżały. W powietrzu wyczuwałam napięcie przed ulewą.
- Idziemy na pizzę! Ja stawiam. - zaśmiałam się lekko.
Przez ułamek sekundy wydawało mi się, że blondynka jest nieco zaniepokojona. Potem jednak całkowicie to zignorowałam, twierdząc, że to moje przewidzenia.
Droga do pobliskiej knajpy odbyła się bez większych problemów, pomijając nasze głośne burczenie oraz dziwne spojrzenia przechodniów.
- W końcu! - krzyknęłam entuzjastycznie, wchodząc do środka budynku.
Złożyłyśmy zamówienie i usiadłyśmy przy stoliku umieszczonym na małym skrawku chodniku. W środku było jak dla mnie zbyt wiele ludzi, a póki jeszcze nie padało, mogłyśmy swobodnie się rozsiąść.
Jedzenie znikło tak szybko, jak nam je podano, ale za to nasze brzuchy w końcu były pełne. Violett również przyznała, że bardzo jej smakowało.
- Muszę Ci coś powiedzieć... Ale nie tutaj, chodźmy do łazienki.
Jej nagła propozycja mnie zdziwiła, ale posłusznie wstałam i obie skierowałyśmy do ubikacji.
- Coś się stało? - jej wyraz twarzy wyrażał zaniepokojenie.
- Nie mówiłam Ci tego wcześniej, ale od szkoły ktoś nas śledzi.
Tym razem to ja się zdziwiłam. Niczego nawet nie wyczułam.
- Jedna osoba?
- Nie sądzę. Nie jestem pewna, ale raczej szybko ich nie zgubimy.
Przygryzłam dolną wargę, wyraźnie poważniejąc. Obie wiedziałyśmy, co ostatnimi czasy się wydarzyło i jak niebezpiecznie się zrobiło. Nie miałam tylko pojęcia, dlaczego ktoś miałby nas śledzić.
- To nic. Pobawimy się trochę z nimi. - uśmiechnęłam się i zawinęłam końcówkę kosmyka na własny palec.
- Może powinnyśmy się zgłosić do jakiegoś nauczyciela... - założyła ręce na piersi.
Pomimo postawy nadal wyglądała niewinnie i bezbronnie. Jak ona to robiła?
- Wtedy się wycofają i na pewno się nie dowiemy, kto to jest.
- To jaki masz pomysł? - zapytała.
- Jeszcze nie mam. - wzruszyłam ramionami. - Po prostu chodźmy do parku trochę poćwiczyć. Co ty na to?
- No dobrze... - bardzo wyraźnie zaznaczyła, że nie jest do końca co do tego przekonana.
Powoli, ale pewnie ruszyłyśmy do celu. Nie miałyśmy daleko, ale starałyśmy się iść nieco wolniej. Dopiero po jakimś czasie zauważyłam, że faktycznie mamy ogon.
Nasz obserwator bardzo dobrze znał się na rzeczy. Jego strój nie wzbudzał większych podejrzeń, ale idealnie zakrywał twarz. Również odległość, jaką utrzymywał, pozwalała na wycofanie w razie potrzeby.
Zatrzymałyśmy się na polnej siłowni, która była o tej porze pusta. Nasz prześladowca usiadł niedaleko od nas na ławce, a zaraz potem pojawił się ktoś jeszcze po całkiem innej stronie.
- Jest ich około czterech, może pięciu. Nie wydają się uzbrojeni, ale wyraźnie czegoś od nas oczekują.
Szepnęłam Violett na ucho, cały czas obserwując kątem oka napastników. W pewnym momencie, zanim blondynka zdołała cokolwiek zasugerować, jeden z nich zbliżył się i jedynie wydobył z siebie szyderczy śmiech.
Zacisnęłam pięści gotowa odeprzeć atak.

Violett? ^^

Od Claudio C.D Blue


Jeszcze mnie nie spotkała sytuacja, aby ratować młode dziewczyny z drzew, a miałem już wiele szczególnych sytuacji. Podrapałem się po głowie i jeszcze bardziej się zaczerwieniłem, a na mej twarzy zagościł niepewny uśmiech.
- C-Claudio Terrek Bershellve... - wydusiłem z siebie, starałem się pokazać z najlepszej strony, ale jednak dalej byłem tym samym, niezmieniającym się Claud'em wstydliwym - wystarczy Claud albo jak wolisz mnie nazywać panienko Dream.
- A u mnie wystarczy zwykłe Blue - uśmiechnęła się.
Moje serce aż się rozpływało. Dziewczyna była niska, a jej oczy duże, przez co wyglądała bardzo uroczo, że tylko chciało się ją tulić, ale nie chciałem wyjść na jakiegoś pedofila, więc powstrzymałem się przed takowym ruchem.
- Niedługo mam jeszcze trening, ale kawa na dobry dzień nie byłaby taka zła - mój rumieniec zbladł, a ja poczułem się trochę luźnej przy dziewczynie.
Poza tym ostatnio rzadko słyszałem imiona znaczące kolory, więc jest to nawet miła odmiana... Zatopiłem się w głąb myśli, zaczynając od tej sytuacji, idąc po to, że spotkałem urocze dziewczę i kończąc na tym, co dzisiaj będę miał na obiad. Nagle poczułem delikatne szarpnięcie. Spojrzałem trochę w dół i ciepło się uśmiechnął.
- Chodźmy już panno... Chodźmy już Blue - poprawiłem się szybko, na co niebieskowłosa zachichotała.
Niższa ode mnie osóbka ruszyła jako pierwsza w stronę dzisiejszego celu, a ja od razu za nią. Tak skręcając w uliczkę na prawo z daleka, można było ujrzeć kawiarenkę. Podreptaliśmy w stronę obiektu, a kiedy byliśmy już na tyle blisko, otworzyłem swojej nowej znajomej drzwi od kawiarni. Weszła i podeszła razem ze mną do kasy.
- Co byś chciał? - zapytała, patrząc w stronę menu. Również odwróciłem głowę w stronę tablicy, na której było wszystko napisane.
- Wezmę sobie Latte - podrapałem się po brodzie - albo.. Cappuccino... Nie niech będzie Latte - przytaknąłem.

wtorek, 24 lipca 2018

Od Violett C.D Keyi


Wiatr opatulił nas. Ciepło Keyi poczułam, gdy się do mnie przytuliła. Pachniała bardzo słodko. Jej słowa tak jak zapach były słodkie, a wszystko nagle powróciło do normalności. Odczułam ulgę. Czując się już lżej po słowach dziewczyny, mój uśmiech powrócił. Uścisk odwzajemniłam po krótkiej chwili, bo byłam kompletnie zszokowana całą to sytuacją. Wszystko działo się tak szybko.
Nasze nogi swobodnie zwisały ku ziemi, a wiatr delikatnie przeczesywał nasze włosy. Od dzisiaj nie mogłyśmy ot tak staczać ze sobą walk, używając przy tym magii. Zapewne oznaczało to jakiś stan wyjątkowy czy coś, ale tego zapewne dowiemy się już niedługo.
Więc... – zaczęła Keya, a ja skierowałam swój wzrok prosto na nią. – Jesteśmy przyjaciółkami? – spojrzała się na niebo. To, co zobaczyłam na jej twarzy to delikatne rumieńce.
Tak – odpowiedziałam cicho, ciesząc się jak małe dziecko.
Po raz pierwszy mam przyjaciółkę. Dzięki Keyi doświadczę czegoś, czego jeszcze nie doświadczyłam. Zegar rozbrzmiał dźwięcznie dookoła. Dał nam znać, że najwyższy czas wracać do domów.
Powinnyśmy wracać. – Wstałam na równe nogi. Wyciągnęłam swoją dłoń w stronę Keyi. Uśmiechnęłam się, a ona odwdzięczyła uśmiech tym samym, przyjmując moją dłoń.
Zeszłyśmy z dachu i od razu udałyśmy się w stronę wyjścia. Każdy z uczniów był w parze. Uśmiechnięci z nadzieją na jakiś wypad w najbliższym czasie, zaczęli opuszczać szkołę. Moją uwagę najbardziej nie przyciągali oni, a osoby, które nas obserwowały.
Violett czy ty również jesteś ciekawa tych magów, którzy przybyli do nas? – Swoją uwagę zwróciłam na Keyę, aby wsłuchać się w to, co ma do powiedzenia
Nie za bardzo, a ty z pewnością jesteś bardzo ciekawa co nie? – Spojrzałam się na nią, a ona tylko zrobiła swoją zawstydzoną minę.
Przecież ci nic nie mówiłam. – Zaśmiałam się tylko na jej wypowiedź.
Twoje oczy zdradzają mi zawsze, w dodatku znam cię już trochę. – Ona tylko spojrzała na mnie z delikatnymi rumieńcami.

niedziela, 22 lipca 2018

Od Luthera C.D Deana


Dzięki! Jak zwykle muszę coś zgubić — odparł właściciel zguby, który bez zbędnych ruchów odebrał ode mnie swoją własność. Mężczyzna dość wysoki, co prawda nie tak, jak ja, ale niewiele mu brakowało. Czekoladowe włosy nieco zafalowały, brązowe oczka wbiły się we mnie, jak dwa, porządnie rzucone oszczepy, gdy sam chował przedmiot do kieszeni. Uśmiechnął się delikatnie, co odwzajemniłem dokładnie tak samo, może nieco bardziej szelmowsko, prawdopodobnie chcąc się przypodobać, jak każdemu innemu osobnikowi, na którego natrafiłem w ciągu trwania swojej egzystencji. Dla uroku, dla przyjemności drugiej osoby i dla dobrego samopoczucia, bo po prostu byłem wtedy nieco pewniejszy.
— Chodź — rzucił po chwili, wywołując mnie z lekkiego zamyślenia. — Postawię ci coś za to. Mało kto zamiast zwinąć, po prostu by go oddał. Dwie ulice dalej jest fajna knajpa. Chyba, że wolisz coś innego. — Słysząc jego słowa, zaśmiałem się cicho, może nieco nerwowo, uciekając na chwilę wzrokiem i za chwilę wzdychając, cichutko, pod nosem, byle drugi tego nie usłyszał. — Jestem Dean. Dean Riggs. Miło poznać — dodał po chwili, przyciągając ponownie moje spojrzenie. Stał wyprostowany, napięty, z rękami w kieszeniach. Pewność siebie biła na kilometr, a ja z moim pogiętym kręgosłupem i lekkim przygarbieniem, bo naprawdę nie chciałem w tym momencie napinać mięśni, wyglądałem jak marny ochłap.
Luther Rutherford i ze wzajemnością — odparłem szybko, wyćwiczonym tonem, nie robiąc gaf przy wypowiadaniu imienia i nazwiska, co zdarzało się wyjątkowo często. Rodzinka uraczyła mnie naprawdę ciekawą mieszanką, która łamała czasami język. Ile razy już usłyszałem Ruther albo Lutherford? Dużo, zdecydowanie za dużo. Jakby nie mogli rzucić jakimś oklepanym, prostym imieniem. Max. Jake. Joshua. Cokolwiek to nie. Luther. Byle spłatać psikusa dzieciakowi i jego znajomym, czy komukolwiek kto się z nim zadawał. — Do knajpy, czy kawiarni z chęcią wstąpię, ale nie musisz za mnie płacić — rzuciłem ze śmiechem. — Serio każdy zrobiłby na moim miejscu to samo — dodałem, machając niedbale dłonią i rozglądając się po okolicy. — Kawa? A może piwo? Znam dobry pub w okolicy, obsługa miła, ludzie fajni, nie śmierdzi, ani nic. — Uśmiechnąłem się w stronę mężczyzny, zakładając ręce na piersi i przenosząc ciężar ciała na lewą nogę. — Nawet przekąski mają zjadliwe.

piątek, 20 lipca 2018

Od Hao Do Sorayi

Tak więc to było Lullaby. Ciekawiło mnie, czy faktycznie to będzie tak interesujące miejsce, jak mówili, czy jednak okaże się kolejnym rozczarowaniem. Ech… A mogłem zostać z rodzinką, ale nie. „Musisz się nauczyć więcej o własnej mocy, to będzie dobre przeżycie”. Przecież nie miałem dziesięciu lat, by mi musieli tłumaczyć, po co się chodzi do szkoły! Hmm, od czego by tu zacząć? Tego dnia musiałem tylko się pokazać dyrekcji mojej nowej szkoły i to by było na tyle. Wszystkie moje bagaże powinny były już znajdować się w pokoju w akademiku, więc pozwiedzanie trochę miasta nie stanowiło złego pomysłu.
Jak pomyślałem, tak zrobiłem i od razu ruszyłem przed siebie. Musiałem przyznać, że to naprawdę piękne miasto, nie tylko z wyglądu, ale także piękna była w nim ta serdeczna atmosfera. W większości miast z tak dużą populacją panowało raczej swego rodzaju uczucie ścisku i pośpiechu, a tutaj dało się wyczuć spokojną, przyjazną wręcz aurę. Nawet dusze ludzi, których widziałem, wyglądały lepiej niż mieszkańców innych miast. Były... orzeźwiające.
Miasto okazało się naprawdę zadbane, co zaliczało się do rzadkości; sama kolorystyka wręcz krzyczała, że było czysto i przyjaźnie. Biały, niebieski, zielony... Ludzi się bali ciemniejszych kolorów? A może to przez to, że raczej nie przyjeżdżali tu obcy? Całe miasto można było uznać za jedną wielką rodzinę? Hmm, zapowiadało się ciekawie. Przeszedłem się dalej w głąb miasta, co tylko utwierdziło moje przekonania. Można było powiedzieć, że tu każdy znał każdego. Plotki musiały się tu rozchodzić w błyskawicznym tempie, co warto odnotować i zapamiętać. Naprawdę miło było się znaleźć w miejscu, gdzie panowała wszędzie taka łagodna aura. Nawet taki stereotypowy, poczciwy wujaszek ze straganu żartował sobie z dzieciakami.
Ech… szkoda, że tak piękne uczucia nie mogły trwać chwilę dłużej. Musiałem przyznać jednak, iż te dziewczyny przynajmniej nie starały się ukryć, że się intensywnie na mnie patrzyły. Stały w sklepie spożywczym, przy gazetach, ale znając życie, nie zamierzały raczej nic kupić. Sklep był mały i znajdował się na uboczu, ale w taki upał nie dziwota, że ludzie w nim przesiadywali. Odwróciłem wzrok w ich stronę, na co te zapiszczały. Niech nie okażą się chodzącym plastikiem, proszę… Jednak patrząc na to, ile makijażu na siebie nałożyły, każda po kolei, raczej nie miałem co się łudzić. Skoro i tak nie pozostało mi nic do roboty, to może by się tak lekko pobawić? Uśmiechnąłem się w ich stronę i ruszyłem w tamtym kierunku. Te się lekko wystraszyły, ale także wyglądały na podekscytowane. Nie wiem tylko, czemu musiały być przy tym takie głośne.

czwartek, 19 lipca 2018

Od Taigi - Zadanie 13

"Dob­ro i zło muszą istnieć obok siebie, a człowiek mu­si dokonać wyboru." Wpatrywałam się w zielony napis, nagryzmolony drukowanymi literami w zeszycie. Przygryzając końcówkę długopisu, zupełnie zapomniałam o miejscu, w którym się znajduję, co nawet nie było niczym nowym. Wszystko, co znajdowało się dookoła, było ciekawsze, niż to, co aktualnie działo się w klasie. Przeniosłam wzrok znad kartki na uchylone okno. Kilka drzew posadzonych w jednym rządku, tworzyły barierę, niepozwalająca mi na dostrzeżenie polany znajdującej się tuż za nimi. Przez ich zielone korony przebijały się promienie słoneczne, zwiastując zbliżające się południe. Tracimy swoje najlepsze lata, siedząc w ciasnych klasach, słuchając o złotych myślach starca, którego nazwiska nawet nie jestem w stanie zapamiętać, zresztą jak większość mojej klasy. Ach, no tak jestem w klasie. Gimnazjum, chyba najgorszy wiek, jaki może człowiek przechodzić. Nawet jeśli Ty zachowujesz się normalnie, to Twoi rówieśnicy szybko przypominają Ci, gdzie jesteś, palenie w klasie, picie na lekcji chemii i śmienia się prosto w twarz nauczycielce, se*ks w szkolnej toalecie i chwalenie się tym na przerwie, to wszystko było na porządku dziennym. Z westchnięciem zwróciłam się do tablicy oraz nauczyciela, który wciąż próbował zinterpretować te kilka słów. Człowiek, który zarówno wyglądem, jak i zachowaniem przypominał mi tego płochliwego gołębia, który jest dokarmiany przez starsze kobiety na rynku, czy też w parku. Śnieżne włosy kontrastowały z ciemnymi oczami, w których pomimo starszego wieku można było dostrzec pewną iskrę, chęć zapalenia w nas jakiejkolwiek chęci do jego przedmiotu. Pomimo iż na lekcje mojego ojczystego języka szłam jak na ścięcie, to zawsze starałam się uważać, tylko dlatego, iż darzyłam swojego nauczyciela pewną sympatią, a także czymś w rodzaju współczucia. Mówił o rzeczach zapewne nawet dla niego niezrozumiałych, pomimo iż każdy wybrałby dobro, on musiał nam udowadniać, że są takie sytuacje, kiedy człowiek staje po stronie zła. Każdy z osobna powie, że nigdy by nie stanął po stronie zła, lecz pomimo tych zapewnień, każdy z nas ma w sobie coś z tej podłości. Dźwięk dzwonka uratował nas wszystkich od zapisywania kolejnych jego spostrzeżeń. 

Od Dean'a C.D Luthera


Na obandażowanej kościstej dłoni, była oparta głowa znudzonego bruneta. Pusty wzrok utkwiony miał za oknem na liściach podrygujących wesoło na wietrze w promieniach słońca. Na samą myśl o opuszczeniu chłodnych murów i wyjściu na tą spiekotę, robiło mu się niedobrze. Od dziecka nienawidził upałów, a po poparzeniu, znienawidził je jeszcze bardziej gdyż przez dłuższy czas nie mógł wychodzić z domu by nie podrażnić wrażliwej skóry. Niebo było nakrapiane z rzadka plamami białych chmur płynącymi w aktualnym momencie na zachód jak zdążył się zorientować.
- Dean. - miły dla ucha głos wypowiedział jego imię w sposób jakby nie chciał go przypadkiem spłoszyć.
Chłopak przesunął spojrzenie - teraz już żywsze i kontaktujące z otoczeniem - na panią psycholog siedzącą po drugiej stronie szklanego stolika. Teraz właśnie nie siedział w surowej klasie jakby można było się spodziewać po uczniu, a w pokoju o ścianach w ciepłym odcieniu piasku nad morzem, które miały prawdopodobnie dawać poczucie bezpieczeństwa ludziom z problemami. Uśmiechnął się szeroko i usiadł prosto; przynajmniej na tyle ile pozwalały mu skrzyżowane po turecku nogi. Szara kanapa była całkiem wygodna, chodź nieco za miękka jak na jego gust. Pełniła również rolę typowej kozetki, gdy gość był nader wylewny. Kobieta siedząca przed nim miała czarne włosy sczepione w kok, w jednej ręce trzymała notes a w drugiej długopis. To że zapisywała prawie każde jego słowo, nie podobało się brunetowi, ale musiał robić dobrą minę do złej gry. Taka była w końcu jej praca. A by postawić jakąkolwiek diagnozę musiała co nie co wiedzieć o pacjencie. Brak większego zaangażowania ze strony Deana, który zbywał każde poruszane przez nią zagadnienie dając jeszcze więcej pytań niż odpowiedzi dręczył ją co raz bardziej z dnia na dzień. Wiedziała o nim tyle co nic, a jego akta były tak ubogie, jakby chłopak nagle pojawił się na świecie, później równie nagle zniknął na kilka lat i znów się pojawił. W jego życiorysie była wielka wyrwa, ze szczątkowymi informacjami o jego rodzinie, tudzież pracy.

Od Keyi C.D Violett


Wczorajszy trening zakończył się szybciej, niż zakładałam. Violett wyglądała nieswojo i dość szybko mnie zostawiła. Czułam, że coś jest z nią nie tak. Postanowiłam jutro poruszyć ten temat i dowiedzieć się, jaki był powód.
~~~
Ranem jak zwykle wstałam o równej porze. Słońce dawało się we znaki nawet tak wczesną porą dnia, uczynniając powietrze ciężkie i gorące. Po wczorajszym wysiłku nie było u mnie śladu i czułam się znakomicie. Wręcz nosiło mnie, aby zrobić coś więcej. Nie mogłam również zapomnieć o rozmowie z blondynką.
W szkole nie mogłam jej znaleźć. Miałam wrażenie, że albo mnie unika, albo coś się jej stało i w ogóle nie przyszła do szkoły. Zdziwiłam się, że nie mogłam jej odszukać nawet na szkolnym apelu. Moje myśli szybko jednak zostały zajęte przez słowa dyrektora. Zakazał nam samodzielnych treningów magicznych, a do miasta przybyli potężni magowie. Nie mogłam się doczekać, aż ich zobaczę i będę mogła się do nich czegoś dowiedzieć. Przecież tacy ludzie to chodzące księgi mądrości. Tak mi się przynajmniej wydaje.
W końcu nastała długa przerwa. Ostatnim miejscem, w którym ktoś może się ukrywać, wydawał mi się dach szkoły. Było to surowo zabronione, jednak wiedziałam, jak przyjemne może to być.
Nie było dla mnie zaskoczeniem, że Violett faktycznie tam się znajdowała. Entuzjastycznie ją powitałam, jednak dziewczyna wydawała się smutna i unikała mojego wzroku.
- Wybacz mi, ale przeze mnie wczoraj się przemęczyłaś. Przez moją samolubność naraziłam cię na niebezpieczeństwo... To wszystko jest moją winą!
Wykrzyczała, a po jej policzkach powoli spłynęły łzy. Dopiero wtedy zauważyłam, jak opuchnięte ma powieki. Nabrałam powietrza i spojrzałam na jej niespokojną twarz, lekko się uśmiechając.
- Co ty w ogóle wygadujesz? - poczułam chęć przytulenia dziewczyny, jednak tego nie zrobiłam. - Dobrze wiesz, że sama tego chciałam. Poza tym wcale się nie przemęczyłam! Czuje się wyśmienicie.
Blondynka nadal nie mogła się powstrzymać. Złapałam ją za dłoń i mocno zacisnęłam.

wtorek, 17 lipca 2018

Od Taigi C.D April


- W takim razie mam już wszystko, czego potrzebowałam. Mogłabyś mi jeszcze podać swój numer telefonu? Myślę, że zacznę już ją robić, jak wrócę i jak coś to będę dzwonić, żeby umówić się na przymiarki i ewentualne poprawki. - Dziewczyna uniosła wzrok znad notatnika, aby spojrzeć na mnie z delikatnym uśmiechem. Ciekawa jestem efektu. Jeśli sukienka będzie tak dobra, jak na rysunku, to będę mogła ją nosić z uniesioną głową.
- Okej, zaraz Ci go napiszę na kartce - Skinęłam głową i zabrałam kawałek żółtawej karteczki, aby napisać na niej ołówkiem swój numer telefon. Brunetka od razu schowała go do kieszeni, zamykając cały notatnik i upychając go w torbie.
- To na dzisiaj będzie tyle - Zarzuciła swoją torbę przez ramię, stając jak na baczność w salonie. Ułożyłam dłoń na karku, patrząc na nią przez kilka minut. Przez głowę przeszło mi, aby zaproponować jej jeszcze coś do jedzenia, ale z drugiej strony, dlaczego miałabym takie coś robić? Nie znałam jej tak dobrze, a chodziło tutaj jedynie o uszycie sukienki, nawet jeśli dziewczyna nie działała mi na nerwy i mogłabym spędzić z nią nieco więcej czasu.
- Cześć - Rzuciłam, odprowadzając ją do drzwi, po czym zostałam w mieszkaniu sama ze sobą. Westchnęłam, widząc na stole puste szklanki po wodzie, pomywanie... A tak bardzo miałam nadzieję, na to, że mnie to dzisiaj ominie.
Następnego dnia w szkole od rana siedziałam znudzona w swojej ławce, bawiąc się ołówkiem. W pewnym momencie spokój, jaki dookoła mnie panował, przerwał nauczyciel, wraz ze znajomą mi twarzą. Mobius spojrzał na mnie z miną mówiącą "Zapomnij o czasie wolnym". Wzięłam głęboki oddech, wsłuchując się w męski głos. Szybko i w wielkim skrócie dowiedziałam się o kolejnym konkursie tanecznym, w którym miałam wystąpić wraz ze swoim przyjacielem ze szkoły. Z tego, co mówił nauczyciel, to miał to być całkiem poważny konkurs.
- Dopasujcie do siebie ubrania, a nie że jeden na czerwono, a drugi na niebiesko - Rzucił do nas, wychodząc z sali. Spojrzałam na chłopaka i tylko prychnęłam.
- To Ty się ubierasz pode mnie - Powiedziałam od razu - Mam sukienkę szytą na miarę, nawet nie myśl o tym, że założę coś innego - Skrzyżowałam dłonie na piersi, na co przewrócił oczami.
- Szukaj wiatru w polu - Mruknął pod nosem, ale go zatrzymałam.

Od Kagehiry C.D Finley'a


Uznałem, że ten chłopak wygląda na miłego. Kto jednak chciałby się przyjaźnić z takim uroczym i słodkim potworkiem jak ja? Niewiele osób, bo nikt nie poznał jeszcze mojej prawdziwej twarzy. Przyglądałem się, jak chłopak rzuca się na pomoc dla bezbronnego psiaka. Zmarszczyłem nieco brwi, bo cóż, nie uważałem tego za głupotę, bo jednak kocham zwierzęta i nie pozwoliłbym na to, ale nie powinien był go bić. Widać było, że tamci są o wiele silniejsi, a na dodatek jest też ich więcej. Jakoś moje dobre serce uaktywniło się i dołączyłem do Finely'a, stając obok niego. Przybrałem niewinną, ale też uroczą minę, kłaniając się delikatnie.
- P-Przepraszam za mojego kolegę, ale moim z-zdaniem d-dobrze zrobił... - szepnąłem niepewnie, a wtedy jeden z tych chłopaków złapał mnie za kołnierz.
- Zamknij się mały gówniarzu. - warknął.
- G-Gówniarzu... Co...? - uśmiechnąłem się uroczo i delikatnie, po czym kopnąłem go kolanem w czułe miejsce.
Kiedy ten się nieco zwinął z bólu, zmarszczyłem nosek, patrząc na resztę. Ułożyłem dłonie za sobą i przygotowałem palec, który zaczął władać moją czerwoną nicią, która wyglądała jak ledwo widoczna żyłka. Przechyliłem lekko głowę, patrząc, jak koledzy uderzonego rzucają się w moją stronę i Finley'a. Władając moim sznurkiem, nie pozwoliłem się im zbliżyć. Raz ustawiałem taką pułapkę, aby się wywalili i wtedy rzucałem ich o ścianę, wcześniej oplatając ich stopy. Raz musiałem odciągać ich za ramiona, aby się nie zbliżyli. W końcu tak się wkurzyłem, że moje oczy nieco rozbłysły, a ja użyłem nici jak sznurka i związałem pięciu chłopaków i posadziłem siłą na ziemi. Uśmiechnąłem się lekko do nich.
- Nie uważacie, ż-że chyba nie ładnie jest atakować słabszych? Nie zrobiłem wam przecież jeszcze krzywdy... - szepnąłem, bez końca lekko się uśmiechając.
Kiedy przerażona grupka zaczęła się jąkać i drżeć, zaśmiałem się. Na ich policzkach zrobiłem po jednym nacięciu sznurkiem, a potem zacisnąłem ich lekko, aby ich delikatnie poddusić. Podszedłem wtedy do lidera, schylając się do niego.

Od Ravenisa C.D Sorayi


Strzelam, że chciał nieco pozrzędzić na temat najbliższych zawodów. Zapewne udało mu się ubłagać dyrekcję, by przyznano mu dodatkową godzinę na treningi, czyli jednym krótkim stwierdzeniem jest: zapowiada się niezła harówka dla uczestników zawodów, a także dla tych, co się na nie nie zapisali, a to z kolei oznacza, że jesteśmy w ciemnej dupie. No wspaniale.
Skrzywiłem się nieco, słysząc wywód dziewczyny. Wysiłek fizyczny, bieganie, przemęczanie się, to ludzie tak żyją, to jest kurwa normalne? Mówi facet, który dostaje zadyszki po przebiegnięciu stu metrów. Dobra, zdecydowanie przeginam, aż takim leniem nie jestem, niejednokrotnie zapieprzało się za piłką, przecież siatka i kosz, a w szczególności to drugie, było głównym obiektem zainteresowania, jeśli chodzi o mnie i sport. Miłość od pierwszego wejrzenia, ta prawdziwa, młodzieńcza i niezapomniana, która ciągała się za mną jak smród po gaciach i zdecydowanie nie chciała się mnie puścić. Nie narzekałem, wręcz przeciwnie, miałem przynajmniej odrobinę ruchu raz, czy tam dwa razy w tygodniu, może ostatnimi czasy w miesiącu, gdzie mogłem po prostu się wyszumieć i zrobić coś więcej, niż tylko usiąść nieruchomo i walczyć z instrumentem.
Ok, to tyle, jeśli chodzi o wiadomości informacyjne. Chętnych na mistrzostwa gimnastyczne zapraszam do mnie później, do mojego biura, tak samo tych, co chcą się zapisać na zawody łyżwiarskie. A teraz, skoro już tu jesteśmy, zapraszam szanowne towarzystwo do szatni. Przebierzcie się i za dziesięć minut widzę was tu zwartych i gotowych! Jazda! — Wrzask, krzyk, chaos, cała masa biegnąca w stronę szatni, a w tym wszystkim ja i Soraya, którzy stali bez drgnięcia i oglądali całe przedstawienie. Ja ze zdecydowanie skwaszoną miną i zdziwieniem, bo skąd w tych ludziach aż tyle zapału [nie było go, dostali polecenie, nie chcieli wylecieć na zbitą buźkę, albo, co gorsza dostać ileś zadań do wykonania, takie legendy latają o tej szkole, nie ściemniam].
To jak, nadal chcesz zostać, czy wolisz wrócić do swoich instrumentów? A tak właściwie to, czy mogę zadać ci pytanie? — spytała i już miałem otworzyć buzię, już byłem w ogródku, już witałem się z gąską, gdy nagle gwizdnięcie skutecznie wyrwało nas z tej niedokończonej konwersacji.

Dean Riggs

Darmowy hosting zdjęć i obrazków  
"Jeśli wróg wyciąga swojego asa z rękawa, ty też to zrób."

Od Luthera

Biegnę. Nie mogę, a raczej nie chcę się zatrzymać, pędzę, lecę przed siebie, w dół. Stąpam po cienkim lodzie, brnę po grubej warstwie, nie zapadnie się, nie pęknie, wyląduję w lodowatej wodzie.
Oddech na karku towarzyszący od początku drogi, sapanie, głośne, tuż przy uchu.
Dosłownie wszyscy mnie gonią.
Zmieniać szkołę na ostatni rok. Rzucenie wszystkim, co miałem w zanadrzu o najbliżej znajdującą się ścianę nie wyjaśniało wszystkich emocji, które zdążyły mną targnąć, gdy oznajmiono mi, że mam zostawić dosłownie wszystkich, których znałem, za którymi przepadałem, których kochałem. Ostatnie dopisane na szybko, bez przemyślenia, z odrobiną bezwładności, nie wiem, czemu się tam znalazło, podświadomość mało co mi mówiła, mogłem tylko wzruszyć ramionami i zlać to wszystko, niech tam tkwi, nie mam zamiaru klikać backspace'u, piszę i mówię, co ślina mi na język przynosi.
Zagrożenie świata, wyjawienie sekretów. Nowe placówki.
Dlaczego szary, przeciętny Kowalski, zupełnie taki, jak ja, musiał za to wszystko przepłacać.
Bo nie możesz dalej uczyć się w przeciętnej placówce.
A idź pan z wami wszystkimi w cholerę.
Kupiłem kolejną paczkę fajek, tylko po to, żeby wrzucić ją gdzieś w odmęty pokoju, ponownie wyjść na spacer i zawalczyć z samym sobą nad myślą, że powinienem wrócić i odpalić chociaż jednego, a jeśli nie wrócić, to po prostu kupić kolejne opakowanie, spłukać się już doszczętnie, a potem żreć gruz i resztki, które dostanę na zmywak. Powinienem znaleźć jakąś dorywczą robotę, nawet roznoszenie pieprzonych ulotek reklamowych, bo jak tak dalej pójdzie, to skończę z figą z makiem, zmiętym podkoszulkiem i puszką na ulicy, licząc, że ktoś ulituje się nad biednym niedoszłym panem lekarzem anestezjologiem, czy tam okulistą, ja naprawdę nie miałem zielonego pojęcia, co mam tutaj robić.
A było się urwać przed szesnastką i iść na kelnera gdzieś w Norwegii, przynajmniej miałbym większe szanse na przeżycie i mniejsze szanse na utratę wszystkiego, na czym by mi w takiej sytuacji zależało. Nauczyłbym się języka, robiłbym za tłumacza, posprzątał u kogoś, czy cokolwiek innego, spełniałbym się [nie] i robiłbym to, co chcę, a nie to, czego oczekiwała rodzinka.

niedziela, 15 lipca 2018

Ponowne otwarcie!

Darmowy hosting zdjęć i obrazków
(banner by Fragonia)

Na całym świecie powstały zamieszki. Ukrywana do tej pory tożsamość magów, została ujawniona. Ludzie ze wszystkich stron świata prowadzą ruchy przeciwko magii. 
Najnowsze informacje donoszą, że niektórzy czarodzieje, jak i zwykli obywatele zostają ofiarami przemocy. Odnotowano przypadki powieszenia, czy też spalenia żywcem. Lud jest podburzany przez nieznaną organizacje, która dała oficjalną, potwierdzającą wiadomość na temat istnienia magii. Pierwsi podejrzani są już na listach czarodziejów.
Rząd jest przyciśnięty do muru, jednak dalej ukrywa położenie miasta Lullaby. W tym czasie odkryto tożsamość buntowników. Jest nią organizacja LOV, której przywódcą jest niebezpieczny mag rangi SSS.

Uwaga! Nieznany obiekt spadł na północną część miasta Lullaby, pochłaniając ją w ogniu! Komunikat: Prosimy nie opuszczać swoich domów! Zaraz państwo usłyszą wszystkie instrukcje. Powtarzam [...]
Magowie z całego świata zostali wezwani do Lullaby w celu ochrony młodych czarodziejów i mieszkańców miasta. Ogromna bariera została wzniesiona do 40km poza terenem zabudowanym, pozwalająca odpierać ataki, które do tej pory się nie powtórzyły. Magiczny atak, zniszczył całą północną dzielnicę, na szczęście jest więcej osób rannych niż śmiertelnych. Nikt jednak nie może pozostać w stanie spoczynku. Wróg może wykonać kolejny ruch w każdej chwili. 

Zajęcia zostały wznowione. Wszystkie szkoły rozpoczęły ciężki trening magiczny. Walki bez zezwolenia ze strony nadprzyrodzonego opiekuna zostały surowo zakazane.
Do naszego miasta przybyło wielu silnych magów, którzy zajmą się nauczaniem we wszystkich szkołach, oraz ochroną miasta. Niektórzy z nich postanowili założyć kolejne ośrodki by jak najwięcej młodych nadprzyrodzonych zostało wyszkolonych z podstaw magii, takie jak: Szkoła Militarna "Olhier", Szkoła Gastronomiczna "Tallarr", Szkoła Medyczna "Saair". Sytuacja na świecie jest napięta. Proszę jednak pamiętać: "Żaden śmiertelnik nie może ucierpieć!"
Tematy gazet Lullaby
  • Na ulicach pojawiły się patrole magów w mundurach, każdy na lewej stronie stroju nosi wojskową przypinkę z wysokością jego rangi, jako maga,
  • Większość słabo utalentowanych magicznie nauczycieli, zostało zastąpionych wyższymi rangami,
  • Na terenach lasów otaczających Lullaby silni magowie trenują magicznie młodych nadprzyrodzonych, przez co jest tam zakaz wstępu w dni parzyste. 
  • Młodzi magowie dostali zakaz używania swoich mocy, do pojedynków bez pozwolenia nauczyciela.
Co nowego na blogu?
  • Nowi silni magowie mogą zostać znalezieni na stronie NPC,
  • Odnowienie wyglądów graficznych gildii,
  • Nowe szkoły,
  • Zmiany w regulaminie,
  • Tereny miasta Lullaby,
  • Rezerwacje w osobnej zakładce.

czwartek, 12 lipca 2018

Od Cassandry C.D Alana


Obudził mnie przeraźliwy dźwięk budzika. Spojrzałam na zegar. Była siódma rano. Pomimo tego, że była sobota, musiałam wstawać tak wcześnie. Takie przyzwyczajenie rodzinne. Akurat w ten weekend rodzice po raz kolejny zostali u siebie w Stanach Zjednoczonych zajęci różnymi sprawami biznesowymi. Ziewnęłam i przeciągnęłam się, nadal leżąc w łóżku. Spojrzałam na ulicę za oknem akademika. Szykowała się ładna pogoda. Nie zbierało się na żadną burzę ani na mniejsze opady. Za oknem pojawił się mały motyl, który przysiadł na chwilkę na parapecie. Od razu na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Nabrałam również ochoty na wyjście z pokoju i na krótki spacerek, aby poszukać jakiegoś motyla do naszkicowania. Od samego rozpoczęcia dnia miałam już bardzo dużo weny twórczej, którą chciałam wykorzystać do rysowania, a dodatkowy pomysł dał mi piękny owad przelatujący za oknem. Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki, aby nieco doprowadzić siebie do porządku. Byłam zaskoczona, gdy spojrzałam w lustro. Moje włosy wcale nie były aż tak rozwalone. Równało się to z poświęceniem mniejszej ilości czasu na rozczesywanie ich i układanie odpowiedniej fryzury. Po porannej toalecie przebrałam się w zwykłą białą koszulkę z krótkim rękawem i w spodnie dżinsowe. Chwyciłam swój malutki plecaczek i zeszyt, w którym ukrywałam wiele swoich szkiców. Zanim poszłam do pobliskiego parku poszukać różnych pomysłów do naszkicowania, wybrałam się do sklepu po małe śniadanie. Kupiłam dwie bułki z jajkiem i butelkę niegazowanej wody. Nie były jakieś z najwyższej półki, ale potrafiłam się nimi najeść. Postanowiłam się przejść do parku i przysiąść na trawniku pod jakimś drzewem. Gdy tam weszłam, zauważyłam, jak drzewa wiśni pięknie kwitły. Aż delikatnie otworzyłam usta z zauroczenia w pięknym krajobrazie. Bardzo szybko znalazłam miejsce do siedzenia. Owszem było pod drzewem i co więcej, otaczały mnie różne kwiaty. Nie były one jakieś bardzo wyszukane, tylko jakieś zwykłe stokrotki. Poza znajdowaniem obiektu do naszkicowania robiłam jeszcze różne zdjęcia telefonem. Dzięki temu mogłam kontynuować swoje szkice, jak wrócę do pokoju w akademiku.

Od Lily C.D Tooru


Mimo iż młodzieniec zniknął z pola widzenia dobrą chwilę temu, Lily dalej stała z lekkim rumieńcem na twarzy. Ludzie mają dodatkowy zmysł, który potrafi podpowiedzieć, że coś na pewno będzie miało miejsce w przyszłości. W przypadku ciemnowłosej była to pewność, że to nie pierwsze spotkanie Tooru. Mając tę niemą pewność, uśmiechnęła się pod nosem i znikła z korytarza.
Minęło kilka dni, w których trakcie dziewczyna zaczynała się zadomowiać w nowej szkole. Było to trochę utrudnione przez oznaki nieśmiałości ze strony nowej, jednak jej sąsiadka zza ściany wprowadzała ją w życie szkoły. Tak, to była ta sama właścicielka walizki. Prawdopodobnie czuła się winna wydarzenia sprzed tych kilku dni i być może chciała tamto jakoś odpokutować? Kto wie. Fakt faktem zaczęła się lekcja, która w tej szkole miała ogromny nacisk. Tak, wychowanie fizyczne. Jednak po pogrupowaniu tej jednej klasy, Lily miała lżejsze zajęcie polegające na bieganiu truchtem w jak największej liczbie okrążeń. To samo przypadło w udziale jej znajomej.
– To powiedz Lily, poznałaś już kogoś fajnego? – zapytała znacząco, poruszając brwiami. Właśnie wchodziły w zakręt, co dało krótką chwilę na dobranie słów, nawet jeśli odpowiedź była już wiadoma.
– Można tak ująć. – Uśmiechnęła się lekko pytana. – To bardzo ciekawy przypadek.
– Uuu, chce więcej szczegółów. – Zatarła dłonie, przy czym okazyjnie się zachwiała.
– Może kiedyś – roześmiała się. Gdzieś kilkanaście metrów od ich obecnego miejsca położenia, ktoś ryknął. Zaraz huknęło, zatrzęsło i nagle wszyscy leżeli na podłożu w swoich ranach i krwi. Te dwie koleżanki podniosły się trochę z niemałym trudem, cały czas będąc w sporym szoku.
– Co się stało? – wymamrotała Lily, starając się wyostrzyć obraz. Z ust tej drugiej dobiegł niezrozumiały bełkot. Zaraz usłyszały kolejne okrzyki i wydawane polecenia ze strony opiekunów. Wzajemnie sobie pomagając, wstały akurat, kiedy szedł ku nim ktoś starszy rocznikiem, co akurat miał pomagać młodszym uczniom.

wtorek, 10 lipca 2018

Od Olivii C.D Taigi


Szczerze? Byłam bardzo zaskoczona nagłą propozycją Taigi. Myślałam, że po ostatnim wypadzie odechce się jej ze mną wychodzić, ponieważ zawsze ktoś musiał mi popsuć całe wyjście ze znajomymi. Chciałam wtedy ze spokojem posiedzieć, potańczyć z Mobiusem czy po prostu się napić okazjonalnie, ale mój brat postanowił mi przeszkodzić w imprezowaniu. Może tym razem jednak mi odpuści i pozwoli pobyć ze znajomymi? Jedyną przeszkodą była obecność czarnowłosego, który najwyraźniej się nie przypodobał Alanowi albo bardziej Evelyne. Miałam cichą nadzieję, że uda mi się ich jakoś przekonać, że Darkhomer nie jest takim złym człowiekiem, za jakiego go mają. Oceniali go jedynie po jego relacjach z płcią przeciwną, a raczej na pewno nie poznali go osobiście. Zresztą Alan jest ostatnią osobą, która miała prawo go krytykować, jeśli chodzi o kobiety. Sam nie jest lepszy. Może jedynie zamiast na jedną noc brał na cały tydzień albo miesiąc, a potem zmieniał. Zawsze to było dla mnie zastanawiające, dlaczego sam mógł się tak zabawiać z kobietami, często je raniąc, ale za to nie pozwoli innemu zrobić tego samego. Trochę zastanawiające było jego zachowanie, jednak co miałam zrobić? Zmienić Alana nie mogłam. Szczególnie że to był naprawdę uparty człowiek, któremu często trudno jest przemówić do rozsądku. Wszelkie próby zmiany Aidena przez moich rodziców są najlepszym dowodem na to, że do tego potrzebujemy jego współpracy. Same nasze dobre chęci nie wystarczą.

Wróciłam do akademika z szerokim uśmiechem na twarzy. Cieszyłam się, że znalazłam sobie kogoś w Lullaby. Niby mam dużo znajomych i dobrych koleżanek czy kolegów, ale to nie były aż tak bliskie relacje. Zawsze coś mi w nich brakowało jak nie prawdziwej, bezinteresownej sympatii, to odczuwałam brak szczerości. Jednak z Taigą o to się nie musiałam martwić. Widziałam jej zmianę w stosunku do mnie, co było bardzo miłe z jej strony. Oczywiście nie raz jej słowa w jakiś sposób na mnie działały, ale przynajmniej zachowywała się szczerze, a nie kłamała mi prosto w oczy, że jak bardzo mnie nie lubi. Przynajmniej teraz widziałam, że naprawdę mnie polubiła, co prawda okazywała to na swój sposób. Na całe szczęście umiałam odpowiednio interpretować niektóre jej słowa i zazwyczaj nie miałam problemu ze zrozumieniem. Nie przeszkadzało mi nawet, że bywała wredna w stosunku do mnie. Przynajmniej nie udawała na siłę miłą, co zawsze mnie irytowało. Cieszyłam się, że miałam dobrą koleżankę. W końcu jakaś zmiana. Zawsze kręciłam się w towarzystwie samych mężczyzn, wystarczy spojrzeć na moje relacje z rodzeństwem. Właśnie, à propos braci… przypomniało mi się, że ostatnio dzwonił do mnie Krystian. Wyjęłam telefon z przedniej kieszeni. Zauważyłam, że miałam trzy nieodebrane połączenia od niego. Zadzwoniłam do brata.

Od Violett C.D Alexiela


Podałam chłopakowi okulary, które przez nasze zderzenie się, spadły na ziemię. Na szczęście nie zepsuły się, a szkła pozostały w całości bez żadnej rysy na szkle. Chłopak był bardzo miły i w dodatku wydawał mi się interesujący. Osoby, które spotykam, zawsze mają mało kiedy spotykany kolor oczu i są bardzo interesujące. Po krótkiej wymianie słów pomiędzy sobą chłopak zamilkł. Zamknął oczy i zupełnie jakby odpłyną. Chyba cieszył się ta chwila. Było spokojnie, a jedyne co można było usłyszeć to krople deszczu uderzające w dach przystanku lub o podłogę przed nami. Patrząc na jego twarz, wyglądał na trochę zmęczonego. Zapewne dzisiejszy dzień musiał być dla niego ciężki, ale z obecnej chwili się cieszył. Na jego twarzy mogłam zauważyć delikatny uśmiech. Nie mniej jednak jego oczy wciąż mnie interesowały. Miały taki piękny kolor. Zupełnie jakby były zrobione ze złota. A iskierki, jakie można było zobaczyć w jego złotych oczach, były trochę zasypane, jednak wciąż oddawały swój piękny blask.
Deszcz padał, a gdy przez chwilę osłabło padać, to chwilę później zaczęło tylko mocniej padać. Nie zadowalało mnie to za bardzo, ale jeżeli wciąż będzie tak padać, to będę musiała pójść do domu w deszczu. Jakoś nie miałam ochoty nocować na ławce na przystanku autobusowym.
Alexiel zaproponował odprowadzenie mnie do domu.
- Jesteś pewny? - spojrzałam się w jego stronę. - Sam powinieneś jak najszybciej znaleźć się w domu, aby się nie przeziębić — nie chciałam go do czegoś zmuszać w dodatku kosztem jego zdrowia. Zwłaszcza w taką pogodę jak ta.
- Spokojnie nic mi nie będzie. Szybciej to ty się przeziębisz niż ja — wskazał palcem na mój ubiór. Akurat miał rację. Przemoczona byłam, a przez koszulkę można było zobaczyć trochę więcej.
- Będę jednak wdzięczna za odprowadzenie mnie do domu — uśmiechnęłam się w jego stronę.

Od Alexiela Do Uno

Złotooki chłopak przekroczył drzwi prowadzące do jego pokoju. Z ulgą zdjął zdecydowanie zbyt ciężki plecak i rzucił go na łóżko. Kompletnie nie miał pojęcia, dlaczego dziś w ogóle poszedł do szkoły. Lekcje zaczynał normalnie po ósmej, ale z powodu jakichś zawodów został zwolniony do domu już o dziesiątej pięćdziesiąt. Podsumowując: miał sporo wolnego czasu, z którym nie wiedział, co zrobić. Nauka? Odpadało. Gdyby wiedział o tym wcześniej, z pewnością jakoś inaczej zaplanowałby ten piękny, upalny dzień. Może spotkałby się z siostrą lub poszedł na łyżwy? Kto wie. Teraz najpewniej spędzi go w samotności, oglądając serial. Przebrał się ze szkolnego mundurka w swój wygodny strój, czyli koszulę i zwyczajne spodnie. Czując, że zaczyna mu burczeć w brzuchu, podszedł do szafki z nadzieją, że znajdzie tam coś do jedzenia. Otworzył ją.
Pustka.
Westchnął. Zatem serial będzie musiał poczekać. Wziął telefon, portfel i równie szybko, jak wszedł do swojego mieszkanka, wyszedł z niego oraz zamknął drzwi na klucz.
Do sklepu dotarł już po kilku minutach. Była jeszcze stosunkowo młoda godzina, gdy większość osób była w pracy lub w szkole, zatem to miejsce było niemalże puste. Poza Alexielem w środku znajdowały się może dwie osoby, nie licząc ekspedientów. Szybko z półek wziął to, na co miał ochotę, czyli słodkie, maślane ciasteczka oraz lody cynamonowe. Podszedł do kasy, zapłacił, a po wyjściu z pomieszczenia, kierując się już w stronę akademika, otworzył zimną przekąskę i zaczął się nią zajadać. Jednak, kiedy zbliżył się do śmietnika, by wyrzucić niepotrzebne mu już opakowanie, zauważył, że tuż obok niego leżał pewien ciemny, prostokątny przedmiot, z pewnością niewyglądający na śmiecia. Schylił się po niego i go podniósł. I rzeczywiście, nie był to śmieć, tylko wręcz przeciwnie, coś o wiele cenniejszego – portfel. Ktoś go zgubił w takim miejscu? Najwyraźniej. Alexiel z początku nie wiedział, co z tym zrobić, lecz nie mógł tego tak zostawić. Z nadzieją, że w środku znajdzie coś o właścicielu, otworzył go. Oprócz pieniędzy (których, oczywiście, nie miał zamiaru zabierać) były tam też jakieś dokumenty.

Od Finleya C.D Kagehiry

Podniosłem się z ziemi i wlokąc za sobą nogi, wszedłem do łazienki. Miałem na wpół zamknięte oczy. Przyłożyłem dłoń do ściany i szedłem blisko niej, aż nie natrafiłem na ubikacje, a potem na zlew. Odkręciłem wodę i oblałem sobie twarz chłodną wodą. Zebrałem ciecz z oczu i spojrzałem na siebie w lustrze. Miałem we włosach białe piórka, a na ustach szminkę?! Szybko ją wytarłem i wyszedłem z łazienki. Dopiero wtedy zauważyłem, w jakim stanie był mój pokój; kołdra i poduszki leżały oddzielnie na ziemi, jedna z poduch była rozerwana, wystawały z niej białe piórka, takie same, które miałem w swojej fryzurze. Ołówki leżały na ziemi, krzesła były wywrócone… czułem się, jakbym wszedł do obcego domu, przez który parę minut temu przeszedł huragan. Wszedłem w głąb tego chaosu i zobaczyłem dziewczynę, która leżała na moim łóżku z zawiśnięto głową poza brzegiem i cicho pochrapywała.
- Susan… - szturchnąłem siostrę palcem, ale ta jedynie wydawała z siebie niezadowolony pomruk. - Wstawaj… - szturchnąłem ją pod żebra, na co się zgięła i zleciała z łóżka. Wyglądała podobnie jak ja; miała pióra we włosach i nie mogła otworzyć oczu.
- Bratku… daj mi jeszcze chwilę – wróciła do snu, ale ja chwyciłem poduszkę i ją uderzyłem w twarz. Siostra nie mogła dać mi wygrać, dlatego wstała i chwyciła rozerwaną poduszkę, nie widząc, jak cała jej zawartość ląduje na ziemi.
Co my tutaj wczoraj robiliśmy? A tak… Przyszła do mnie twierdząc, że nocuje. Pokłóciła się ze swoją współlokatorką, a żeby dać upust swoim emocjom, rozegraliśmy długą i wyczerpującą walkę na poduszki. Szminkę na ustach miałem za wyśmianie się z jej koloru; była dla niej za ciemna, dlatego stwierdziła, że jeśli ma w to uwierzyć, musi pomalować swojego bliźniaka, by móc to sprawdzić. Po tym czynie rozpoczęła się kolejna bitwa… która doprowadziła mój pokój do takiego stanu.
Susan się rozejrzała i zaczęła śmiać. Wygrzebała spod kołdry swój telefon i krzyknęła:

Od Yōsuke C.D Shura


Popatrzyłem w stronę władającej. Miałem zamiar już odejść bez słowa, jednak nie chciałem stać się śmieciowym, bezużytecznym orężem... Tak więc musiałem czekać. Usiadłem na zimnej ziemi i zamknąłem oczy wsłuchując się w powoli lecący w moją stronę wiatr. Ułożyłem dłonie na kolanach po czym westchnąłem otwierając oczy. Ponownie skierowałem wzrok na Shure. Ta jednak cały czas obserwowała czy nikt nie idzie. Chłopak... Czyli ten pocałunek na prawdę nic nie znaczył. Awesome... Po chwili usłyszałem męskie kroki biegnące w tą stronę. Wstałem powoli i włożyłem ręce do kieszeni. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy to jego dwukolorowe włosy. Chodząca flaga... Przyjrzałem mu się z dość obojętnym wyrazem twarzy co było czymś wyjątkowym. Od dawna na mojej twarzy nie gościła złość, smutek, zazdrość. Zwykły pakt najwidoczniej da mi w kość.
- Już twój "chłopak" przyszedł.. - zaznaczyłem jedno ze słów bardzo mocno - a więc mogę już iść, tak? - zmrużyłem delikatnie oczy.
Białowłosa spojrzała w moją stronę. Odwróciła na chwilę wzrok z mojej osoby i przytaknęła. Jako iż się zgodziła wykonałem ich i razem z zepsutym humorem skierowałem się w stronę akademiku. Szedłem po plaży na której miałem się uspokoić, jednak dopiero teraz począłem zauważać zakochane pary. Miłość... niby piękna, a taka bolesna. Westchnąłem i zatrzymałem, żeby spojrzeć na wodę. Wyprostowałem się, a moje kąciki ust mimowolnie się podniosły. Obserwowałem jeszcze przez chwilę odbicie księżyca, aby zaraz znowu skierować się do własnego pokoju.
~•~
Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Rozejrzałem się po swoich czterech kątach. Nikogo w środku raczej nie było... Ale.. nie zamknąłem okna? Podszedłem do niego i wtedy aż szczęka mi opadła. Ale szczęście, że mieszkam najniżej jak tylko się dało. Widziałem tam jakiegoś chłopaka lub rosłego mężczyznę. Wyskoczyłem z okna i tylko jak poczułem pod nogami trawę ruszyłem w pościg. Byłem coraz bliżej, ale włamywacz przyspieszył. Czas było na pierwszy zakręt, myślałem że to ja będę miał problem, a to nieznajomy potknął się o lekko wystający chodnik, aby nagle wywołać głośny huk. Zwolniłem znacznie, żeby nie wpaść na niego. Kucnąłem przy nim, poklepałem go po plecach i przyjrzałem się jego osobie.

poniedziałek, 9 lipca 2018

Od Shury C.D Hideyoshiego


Hidesiu... Mój malutki, słodki chłopczyku... Dlaczego mi uciekasz? Dlaczego znikasz... Wybacz mi za wszystko. Za każdy mój błąd, za każdy zły uczynek. Przepraszam, że nie powiedziałam ci o szantażystach i o tak wielu, bolących mnie sprawach. Chciałam, ale nie zdążyłam. Nie mogę... Dlaczego czuję, że tracę coś dla mnie ważnego... Hidesiu... Mój kochany... Nie puszczaj mojej dłoni... Wybacz mi za każdą rzecz, jaką robiłam źle. Cieszę się jednak, że ciebie ocaliłam i już nikt ciebie nie zrani... Żadne auto, żaden człowiek. Nic. Nic ciebie nie dotknie i nie skrzywdzi. Moje serce bije tak szybko, ale nie wiem, gdzie jestem teraz. W domu? W szkole? A może jestem w ramionach mojego dwukolorowego rycerza. Nie wiem. Czuję się źle. Po moim ciele spływają strużki cieczy, jaka powinna w tym momencie być w moich żyłach. Nie chciała tam zostać. Wolała ona uciec i pozostawić mnie jeszcze bardziej zimną niż jestem w tej chwili. Co widzę... Ciemność. Jest ciemno i zimno.
"Powiedzmy sobie szczerze, stało się najgorsze z najgorszych. Umarłam albo to jakieś inne gówno! Nie jestem w stanie teraz widzieć swoich snów, spełnić i zrealizować moich marzeń. Mam tylko jedno... Może dwa..."
~~~
Byłam we wnętrzu swojej głowy. Rozejrzałam się. No tak. Wielka, śnieżna pustynia, na której tak mocno wiało. Zadrżałam, nie wiedząc co ja tutaj robię. Kiedy nagle została nawiana kolejna warstwa śniegu, ujrzałam siebie. Byłam taka sama, jaką jestem w tej chwili, ale nie uśmiechałam się. Byłam cholernie blada, moje oczy były puste, a z ust sączyła mi się krew.
- Zapomnisz o nim, wiesz? Nie będzie już tej samej ciebie. Wspomnienia z ostatnich kilkunastu tygodni znikną niczym zdmuchnięty z drzewa śnieg. Ponownie, będziesz sama, a jedynym twoim pocieszeniem, będzie przyjaciel. - rzekłam ta druga ja.
- Przyjaciel? Że Hide? Ale... Ja z nim jestem. Dlaczego miałabym z nim nie chodzić. Kocham go.

Od Alexiel'a C.D Violett


Blondynka.
Dokładnie tyle zdążył zauważyć, zanim schylił się po parasolkę, która zaliczyła nieplanowane spotkanie z ziemią. Nie spodziewał się jednak, że nieznajoma postanowi zrobić to samo, przez co oboje zaliczą dość niefortunne, nieprzyjemne zderzenie głowami.
Alexiela zamroczyło do tego stopnia, że przez chwilę nie wiedział, co się z nim dzieje. Nie zorientował się, że dziewczyna coś do niego mówiła.
– Ja naprawdę nie chciałam... – powiedziała, wyciągając dłoń z przedmiotem w stronę żółtookiego.
Zawahał się, lecz sekundę po tym, gdy wziął swoją własność, na jego twarz wkroczył miły uśmiech.
– Dziękuję – odparł szczerze.
Podniósł głowę, chcąc przyjrzeć się dziewczynie. Parokrotnie zamrugał. Czyżby wzrok znowu spłatał mu psikusa? Po raz kolejny tego dnia przed jego oczami obraz, czyli twarz blondynki, był rozmazany. Właściwie mógł dostrzec tylko jej kolor włosów, błękit dużych oczu i jasność cery. Gdyby miał ją jeszcze kiedyś spotkać na ulicy, to z pewnością nie dałby rady jej rozpoznać. Uznał to za trochę smutne, bo kto wie, może po tym nietypowym spotkaniu mogliby się lepiej poznać, lecz w tej chwili nie mógł nic z tym więcej zrobić. Cicho westchnął, a dłoń zbliżył do policzka z zamiarem poprawienia okularów. Jednak… Ich tam nie było. Przeklął w myślach. Spadły, gdy zderzył się z dziewczyną i nawet tego nie poczuł? Chyba tylko on mógł mieć takiego pecha. Spojrzał się w dół. To tam powinien zacząć szukać, prawda? Sam życzył sobie powodzenia, a gdy chciał się schylić, poczuł, że ktoś lekko trąca jego ramię.
– One są twoje, prawda? – zaczęła, ukazując, a następnie podając Alexielowi kolejną zgubę.
Uśmiechnęła się przy tym? Zaśmiała się? Może tylko mu się wydawało? Niczego nie był pewien. Poczuł, że jego policzki zaczynają delikatnie piec. Tak, to było zawstydzające. I do tego krępujące. Wyjść na taką nieporadną pierdołę przed nowo poznaną osobą? Musiał przyznać: to było bardzo w jego stylu, ale mimo tego i tak miał ochotę zapaść się pod ziemię i jak najszybciej stąd uciec.

Od Alana Do Claudio

Wbiegłem spóźniony na salę i zdyszany. Powodu chyba nie trzeba tłumaczyć, prawda? Byłem zbyt leniwy, by wstać wcześniej... Ach, cały ja. Ludzkie wcielenie lenistwa we własnej osobie! Rozglądnąłem się po ogromnej sali. Czemu jest tak dużo tych idiotów razem ze mną? Co, promocje z lidla ich tak przyciągają? Aaaa wieem... To pewnie ten jakże seksowny i zgrzybiały zgred, zwany też przez niektórych nauczycielem... Mhm, jeszcze tylko strój pokojówki i wszystkie byłyby jego. Aach, jak ja go kurna nie lubię, nie wiem sam czemu. Po prostu jego ryj mnie wkurza. Cóż, bywa. Tak to jest, gdy dostajesz patelnią w dzieciństwie po twarzy. Dobra wypadałoby tam podejść i ogarnąć co się dzieje z tym nieogarniętym i jakże ożywionym tłumem... Normalnie wszyscy skaczą z radości... nagle usłyszałem głos nauczyciela.
- Dzisiaj odbędą się międzyklasowe walki! Niech każdy wylosuje stanowisko i numerek i staje na swoje miejsce! Gotowi? Zaczynamy!
Czekaj, zaraz, walki?! No i gitara! Przynajmniej będzie się można pobawić i poruszać, a nie gnić w tych ławkach jak trup pod ziemią... Ciekawe tylko z kim będę dzisiaj walczyć...

---

Wylądowałem w parze z jakimś bordowo włosym kolesiem. Chyba jest starszy ode mnie, z tego, co kojarzę i widzę. Hehehe śmieszek ze mnie jak z koziej rzyci trąbka. Dobra, ciekawe, czy ta starsza klasa rzeczywiście jest od nas lepsza, czy tylko udaje zarozumiałe szympansy z Zoo. Obaj wykonaliśmy gest, zaczynający naszą walkę, a ja wyciągnąłem swoją laskę, która przemieniła się po chwili w kunai. Będzie się działo...

Od Violett C.D Keyi


Na czas przyszłam do szkoły. To właśnie dzisiaj miałam mieć trening z Keya. Lekcje minęły mi bardzo szybko, ale świadomość tego, że dzisiaj moja przyjaciółka pokaże postępy poprzez używanie swoich mocy, wzbudzało u mnie ciekawość oraz to jak się czuje dana osoba. Chyba mogłam ją nazwać przyjaciółką, co nie? Chyba powinnam się jej o to zapytać? - moje myśli zaczęły krążyć wokół tego, czy dziewczyna zechciałaby zostać moją przyjaciółką. Aby nie myśleć o tym dłużej, postanowiłam się, iż ją o to zapytam.
Ciekawiło mnie to wszystko tak bardzo, że swój dyżur od pędziłam tak szybko, jak to tylko było możliwe. Biegiem ruszyłam do Keyi, która zapewne czekała na mnie już od dłuższego czasu. Przywitałam się z nią gorąco, następnie ruszyłyśmy na arenę szkolną. Miałyśmy godzinę, aby pokazać na, co nas jest stać.
Na sam początek Keya pokazała mi swoją moc. Niby nic nie poczułam, ale czułam czyjąś obecność w sobie. Co prawda nie sprawiała mi, czułam w pewnym stopniu obecność Keyi, która mocno się starała w tym, co robiła. Wkładała w to swoje wszystkie uczucia. Co prawda trwało to przez krótką chwilę, ale dzięki temu poczułam się rozluźniona.
- Jak się czujesz? - zapytała się, powoli wstając. Przesadziła i to bardzo. Mój wzrok utknął na niej. - Nawet nie wiesz, jak jestem Ci wdzięczna za przyzwolenie! I jak piękna jesteś w środku... - była taka radosna pomimo tego, że była kompletnie osłabiona. Chciałam się uśmiechać, ale nie wiedziałam co mam sądzić o jej zachowaniu, które odrobinę było nie na miejscu. Bałam się i to bardzo! Wszystko przez to, że poprosiłam ją o to, aby pokazała mi swoją moc na mnie, ona przesadziła. To wszytko i wyłącznie była moja wina.

Od Blue Do Claudio

Piękny był to dzień. Słońce przyjemnie dawało ciepło, niebo niemal bez chmurek, ptaszki ćwierkały, przyjazne owady latały, ogólnie ludzie byli zadowoleni z całości. Ten jakże piękny obrazek psuł jeden szczegół. Jaki?
Oto niebiesko włosy krasnal będący na drzewie i niemogący zejść.
Tak, Blue na wpół siedziała, na wpół zapierała się prawą nogą o konar drzewa, rękoma trzymała się albo okupowanej gałęzi lub tej wyżej, natomiast lewa stopa znajdywała się poza zakresem widoku dziewczyny, ale znajdywała się na dole. W takiej pozie musiała być od dłuższego czasu, bo mimo dobrej kondycji i wyćwiczenia, była dosyć mocno zaróżowiona na twarzy a napięte ręce zaczynały jej drżeć.
„Wprost cudownie wdepnęłam" - pomyślała, przewracając oczyma myśląc nad swoim stanem. I po grzyba akurat padło na dosyć mało uczęszczaną część chodnika? Bez sensu, serio. A do tego dochodziły późniejsze ćwiczenia tańca... Jeśli się spóźni, nie będzie tak miło, ponieważ dziś miała mieć możliwość ze swoją klasą zobaczyć pokazy starszych roczników, sama została wytypowana przez nauczyciela na pokaz, mówiąc w tajemnicy, jej ulubionego formatu. Do tego wróci się później. Obecnie nie była w stanie zejść z tego pieprzonego drzewa. Głupio się stało, bo było na gwałtownym obniżeniu terenu ze zgromadzeniami kamieni. Zeskok, nawet gdyby był możliwy, nie wchodził w grę. Upadek zakończyłby się z pewnością źle, dla uczennicy szkoły tańca to byłby ogromny cios.
- Przepraszam, że się wtrącam, ale wszystko gra? - Z jej rozmyślań wyrwał męski łagodny głos dobiegający z dołu. Młoda Dream podążyła za źródłem dźwięku i dostrzegła ciepłe oczy mężczyzny, który wpatrywał się w nią z zatroskaniem. Ponoć oczy są odzwierciedleniem duszy. W przypadku nieznajomego już wiedziała, że to musi być bardzo życzliwy człowiek. RATUNEK!

niedziela, 8 lipca 2018

Diaseel Sørensen

Darmowy hosting zdjęć i obrazków "Krew dla boga krwi, czaszki dla tronu czaszek"

Od Rosemarie C.D Shiona


Sobota zawsze kojarzyła mi się z tym może niekoniecznie przyjemnym obowiązkiem sprzątania. Jednak tym razem postanowiłam sobie odpuścić. Pokój nie był aż tak brudny, więc po co zawracać sobie głowę sprzątaniem. Gdy nieco wolno podniosłam się z łóżka i podeszłam do okna, zastał mnie widok ładnej pogody. Słońce świeciło już od rana, a na niebie nie było ani jednej chmurki. Uśmiechnęłam się leniwie, dodatkowo przeciągle mrucząc. Lubiłam taką pogodę. Nie chcąc tracić ani chwili dłużej, w sekundę znalazłam się przed szafą. Otworzyłam drzwi na oścież, przebierając w rzeczach. Ostatecznie po wielu dylematach wybrałam zwykłą sukienkę oraz sandałki. Włosy zostawiłam same sobie. Do torby wrzuciłam wszystkie podstawowe rzeczy, jakie zwykle ze sobą brałam i kilka minut później wylądował tam też klucz od pokoju. Odwracając się na pięcie ruszyłam w stronę wyjścia. Po drodze spotkałam kilka znajomych osób. Moim celem tego dnia było odwiedzenie pewnej cukiernii. Podobno serwowali tam bardzo dobre wyroby, a ja jako “smakosz wysokiej klasy” musiałam tam zajrzeć. Miałam zamiar dojechać tam autobusem, ale gdy ten czmychnął mi przed nosem, zdecydowałam się na spacer. Daleko, niedaleko, mały spacer nigdy nie zaszkodzi. Podśpiewując coś po nosem, dumnie szłam przed siebie. Pół godziny później byłam już na miejscu. Spośród wielu ciast i innych na pewno dobrych słodkości, zdecydowałam się na szarlotkę. Zajęłam stolik przy oknie, wyjmując notes i coś do pisania. Torba wylądowała zaś na parapecie. O tej porze było mało ludzi, więc nie musiałam długo czekać na zamówienie. Natychmiast zabrałam się za ciasto. Cóż poradzić, było tak dobre, że pochłonęłam je w trzy minuty. Później już tylko siedziałam. Było przyjemnie ciepło, gdy słońce grzało mnie przez szybę. Zaczęłam stukać długopisem o otwartą stronę notesu, co jakiś czas zapisując tam nazwy miast bądź miejsca, które przyszły mi do głowy. Kiedy wróciłam już na ziemię, rozejrzałam się po lokalu. Za ladą stał teraz wysoki chłopak o jasnych włosach i oczach jeszcze bardziej błękitnych, niż niebo tego dnia. Gdy on również na mnie spojrzał, nie zawahałam się uśmiechnąć. Blondyn w odpowiedzi również uniósł swoje kąciki. A potem, jak odwróciłam na kilka sekund wzrok, jego już nie było. 

Od Tooru C.D Lily


Słysząc dźwięk rozbijanego szkła, chłopak spojrzał ku górze, by ujrzeć lecącą w jego stronę walizkę. Najprawdopodobniej każda inna osoba, dawno zrobiłaby unik, lecz nie ten zobojętniały osobnik. Uderzenie od razu powaliło Tooru na ziemię. Jak zawsze nie czuł nic. Czekając aż nieprzyjemne kręcenie w głowie minie, mężczyzna przyłożył dłoń to czoła, z chęcią jak najszybszego oddalenia się, by nie robić niepotrzebnego zamieszania.
Wszystko w porządku? Widziałam wyrzut tego pocisku. Coś cię boli? - No i wywołał wilka z lasu. Koło białowłosego znalazła się jakaś nieznajoma kobieta. Najwyraźniej była świadkiem całego zajścia i postanowiła pomóc zdezorientowanemu chłopakowi. Tooru spojrzał na dłoń, którą jeszcze przed chwilą badał stan swojej głowy. Była we krwi. Czyżby uderzenie było naprawdę aż tak mocne? Mężczyzna bardziej interesował się stanem jego szaty, która aktualnie była deptana przez wszystkich otaczających go ludzi, co niezbyt go zadowalało. - Czekaj, daj mi tym się zająć. - Powiedziała kobieta, kiedy chłopak postanowił skierować na nią swoje ametystowe oczy. Mężczyzna uniósł delikatnie powieki zdając sobie sprawę iż tęczówki kobiety się od siebie różniły. Lewe było niczym piękny wrzos,a prawe jak wypolerowany do błysku szafir. Czarnowłosa wyjęła z kieszonki chusteczkę i przyłożyła najprawdopodobniej do sączącej się rany Tooru. Nie wiedział czemu nieznajoma mu pomaga, przecież nie ma takiego obowiązku.
O matko! Potrzeba pomocy?! - To czego chłopak się spodziewał, coraz więcej osób zaczęło się zbierać wokół niego. Nie lubił tego, bycie w centrum uwagi, doprowadzało go do nieprzyjemnego stanu mentalnego, wywołującego niechęć do otaczających go ludzi. Na szczęście większość osób stwierdzając iż Tooru jest w dobrym stanie, rozeszło się. Mężczyzna zaczął rozglądać się za źródłem kobiecego głosu i gdy spojrzał w górę ujrzał dziewczynę wychylającą się z rozbitego okna.
Apteczkę mi rzuć, tylko ostrożnie. - Poprosiła nieznajoma, która aktualnie przytrzymywała chusteczkę, przy ranie głowy chłopaka. Tooru milczał nadal, gdy nagle kobieta spojrzała w jego kierunku i ich spojrzenia ponownie się spotkały. - Czy to boli? Mam na myśli ranę. - Spytała troskliwie.

Od Gaza C.D Taiga


Kiedy Taiga zgodziła się na randkę Gaza przeszło coś na rodzaj euforii. Był tak szczęśliwy, że gdy kobieta wyszła do innego pokoju, ten ścisnął z całej siły poduszkę, która leżała na kanapie i zaczął się turlać niczym szczeniak. Jest romantykiem tak więc to dla niego naprawdę ważna chwila. Chłopak jednak nie wiedział, co ma teraz począć. Oparł się wygodnie o futerał i wyjmując piękny pierścionek z kieszonki, uniósł go nad głowę, by dokładnie mu się przyjrzeć. Wyobrażał go sobie na palcu Taigi, jak pięknie by w nim wyglądała. Czy to odpowiedni moment, by się oświadczyć? Z czym by to się wiązało? Ślubem, przedstawienie rodzinom, nowym mieszkaniem? Gaze rozejrzał się wokół. Jest przestronnie, jednak ciemnoskóry czuł, że chciałby coś naprawdę wspólnego. Chłopak płynąc dalej na różowych chmurkach wyobraźni, widział ukochaną w białej sukni. Była naprawdę piękna. Co on gada? Jest piękna! Westchnął ciężko, zastanawiając się, czym sobie zasłużył na taką kobietę. Nie był jednak pewny, czy Taiga jest na to gotowa. Lecz te słowa co wczoraj do niego wypowiedziała. Przypominając sobie jej wyraz twarzy, widział już ją w łzach, lecz byłe one pokryte cierpieniem i smutkiem, a te ulgą wyznanych uczuć. Nagle uszom Gaza doszedł dźwięk otwieranych drzwi. Taiga wyszła w prostej pięknie skrojonej czarnej sukience, która podkreślała jej krągłości. Kobieta dobrze wiedziała jak przykuć męskie oko.
Znasz styl smart casual? - Zapytała od razu, gdy ujrzała białowłosego. Mężczyzna nie wiedząc, o co w ogóle jest pytany, wstał, patrząc się otępiałym wzrokiem na ukochaną, widząc, jak w rękach ma męskie ubrania. Najprawdopodobniej to było to, w czym miał wyjść. Nie wyglądało źle, ale także nie wpadało w jego gust, jak większość ubrań, które widuje na ulicy. 
Smart casual? - Spytał, drapiąc się z tyłu głowy. Czyżby miała na myśli odzienie, które ma zaraz założyć? Kobieta ewidentnie znała się dużo lepiej na modzie, więc jedyne co zostało chłopakowi to zaufanie dziewczynie, że będzie dobrze wyglądał.

Od Suigina C.D April

< Poprzednie opowiadanie >

Kiedy dziewczyna nagle uciekła chciał ją dogonić i wyjaśnić jej tę krępującą sytuację. Szukał jej przez ponad czterdzieści minut, jednak nigdzie nie mógł jej znaleźć. Postanowił, że zrobi to, jeśli uda mu się ją jeszcze kiedyś spotkać. Po nieudanych poszukiwaniach udał się do jednego z miejskich zakładów jubilerskich, w którym pracował po szkole, aby zdobyć pieniądze na życie. Właściciel zatrudnił go ze względu na jego zdolności kontrolowania metali. Co prawda metale szlachetne były trudne do formowania ich za pomocą Magnetyzmu oraz wymagały ogromnego skupienia i wytworzenia silnego pola magnetycznego, jednak efekty końcowe były tego warte, a i szef wypłacał chłopakowi uczciwe wynagrodzenie. Wieczorem blondyn wracał pieszo do domu. Postanowił iść dłuższą drogą, żeby móc przejść przez znajdujący się nieopodal jego miejsca pracy park. Kiedy wolnym krokiem szedł oświetloną gazowymi latarniami alejkę zauważył znajomą sylwetkę. Przyjrzał się dokładniej. Tak! To była poznana dzisiaj przez niego dziewczyna! Zastanawiał się, jak April zareaguje, kiedy teraz do niej podejdzie. Stwierdził, że szkoda tracić czas na rozmyślanie. Ruszył w kierunku kasztanowowłosej. 
-Cześć… Ja chciałem wyjaśnić tamtą sytuację... To nie było specjalnie. Naprawdę! Po prostu… potknąłem się i upadłem na Ciebie. Wiem - możesz uważać inaczej. Masz takie prawo. Jednak prosiłbym, żebyś mi uwierzyła i nie miała mi tego za złe. Jeśli jednak nie jesteś w stanie mi uwierzyć, to obiecuję zrobić wszystko abyś mi wybaczyła. Mogę dla Ciebie gotować i sprzątać mieszkanie, a nawet w miarę potrzeby je remontować. Mogę wyprowadzać Twojego zwierzaka, jeśli go masz. Mogę pisać za Ciebie wypracowania do szkoły, oraz nosić Twoją torbę. Jeśli tego zażądasz, będę Cię zanosił do szkoły. Wszystko co tylko zechcesz, żeby tylko mieć u Ciebie czystą kartę i móc zacząć od nowa budować swój wizerunek w Twoich oczach… 
Dziewczyna popatrzyła na niego zaskoczona, jakby nie wiedziała jak zareagować. Potem zaskoczenie zastąpił wyraz twarzy, który krzyczał “NIE WYGŁUPIAJ SIĘ, IDIOTO!”. W końcu dziewczyna uśmiechnęła się, następnie zachichotała, aby po chwili wybuchnąć szczerym, życzliwym śmiechem. 

Od Mobiusa C.D Olivia


Widząc jak kobieta bierze zamach, już podszedłem do przodu, by zareagować, lecz nim się zorientowałem Olivia powstrzymała napastniczkę jednym szybkim ruchem. Widać było, że dużo ćwiczy, początkujący nie zrobiłby tego z taką płynnością, a co najważniejsze odwagą. Czarnowłosa skarciła nieznajomą jej kobietę i zamknęła drzwi przed jej nosem. Miałem ochotę wybuchnąć śmiechem, lecz w ostatniej chwili zasłoniłem usta dłonią i oddaliłem się do swojego laptopa. Nie lubiłem okazywać swoich emocji, dlatego też uspokoiłem oddech, oraz siadając na miękkiej kanapie rozluźniłem się w pełni swoje mięśnie. Nie słysząc żadnych kroków, mogłem się domyślić, że Olivia dalej stała przy drzwiach. Pewnie upewniała się, czy ta wariatka już poszła. Przyprowadzanie kobiety do swojego mieszkania, co mnie podkusiło? Chyba naprawdę musiałem sporo wypić. Ważne, że mój portfel był na swoim miejscu. Muszę zrobić sobie przerwę od kobiet. Mam dość wysłuchiwania ich krzyków. Nie tyle, co nie ruszają mnie ich łzy, czy gniew, tylko nigdy nic im nie obiecywałem, więc skąd u nich taka reakcja? Usłyszałem jak ciemnowłosa idzie w moim kierunku, gdzie spojrzałem kątem oka.
- Mam nadzieję, że da ci święty spokój… chociaż na kilka dni - Powiedziała siadając koło mnie, na co delikatnie przytaknąłem ruchem głowy. Kładąc laptop na stoliku znajdującym się przed kanapą, ułożyłem głowę o oparcie i zamknąłem oczy. Co prawda znałem dziewczynę zaledwie kilka miesięcy, jednak byłem wstanie powiedzieć, że nic się nie stanie w czasie mojej drzemki. Czułem wzrok kobiety na sobie. Przez ciszę, nawet byłem w stanie usłyszeć jej szybki oddech. Jest to spowodowane tym, że się mnie boi? Czy może zauroczeniem? Jak się zastanowić Olivia jest pierwszą kobietą, z która mam kontakt tak długi czas i nie prowadzi on do niczego. W tym samym czasie poznałem Taigę, z którą też udało mi się porozumieć. To chyba moje pierwsze prawdziwe przyjaźnie? Jeśli mogę tak to w ogóle nazwać. Deszcz ciągle padał, a godzina stawała się późna. Mimo zmęczenia nie potrafiłem zasnąć. Moją głowę nachodziło tysiące różnych myśli. Jednak czułem się bardzo spokojnie, co ta dziewczyna ma w sobie? Kiedy otworzyłem delikatnie oczy, ujrzałem Olivie skupioną na czymś, co znajdowało się w jej telefonie.

niedziela, 1 lipca 2018

Szkoły

Doszły trzy nowe szkoły. Osoby, które są chętne na przeniesienie postaci do jednej z tych szkół, proszę o napisanie do admina talona.

Darmowy hosting zdjęć i obrazków

Darmowy hosting zdjęć i obrazków

Darmowy hosting zdjęć i obrazków

Oraz mundurki:
kliknij zdjęcie :)
Darmowy hosting zdjęć i obrazków

Rozdanie punktów

Punkty rozdawane są pod względem długości i jakości opowiadań. Za treść można dostać do 1.000p. za jedno opowiadanie, natomiast za długość liczba jest nieokreślona. Każdy oceniany jest tak samo! Nie postępujemy względem faworyzacji!( W razie jakichkolwiek zastrzeżeń zapraszam do pisania na priv ~ talon )

INFORMACJA

  1. Z okazji odnowienia bloga, każdy członek otrzymuje +1000p. rangi i +500p. statystyk. 
  2. Blog nadal w budowie, opowiadania dalej nie będą dodawane, póki nie pojawią się wszystkie nowe strony, oraz post z fabułą.
  3. Znowu rozpoczęło się odliczanie na wybory przewodniczących szkół!
  4. Reszta informacji zostanie państwu przekazana w poście na nowo otwierającym Lullaby.
Punkty statystyk rozdane w punktacji, muszą być rozłożone przez właścicieli postaci! Proszę o tym nie zapominać, gdyż admini sie o to nie upominają! Zapomnicie = tracicie punkty! (Proszę robić to na Discordzie, a nie na priv)

Darmowy hosting zdjęć i obrazków



SHURA SHNEE

Zdobyte punkty rangi: 2.600p.
Zdobyte punkty statystyk: 550p.
Ludle: 400 Ludli

*Bonus szczęścia +400p. rangi






Darmowy hosting zdjęć i obrazków



APRIL LAUTIER

Zdobyte punkty rangi: 3.800p.
Zdobyte punkty statystyk: 670p.
Ludle: 1.100 Ludli


!LVL6! Mroczny Strażnik





Darmowy hosting zdjęć i obrazków



Kagehira Tamarel

Zdobyte punkty rangi: 2.400p.
Zdobyte punkty statystyk: 570p.
Ludle: 500 Ludli

!LVL1! Parobek
!LVL2! Nadprzyrodzony





Darmowy hosting zdjęć i obrazków



OLIVIA KENDRICK

Zdobyte punkty rangi: 3.200p.
Zdobyte punkty statystyk: 600p.
Ludle: 800 Ludli

*Bonus szczęście +100p. statystyk






Darmowy hosting zdjęć i obrazków




VIOLETT AMETARASU

Zdobyte punkty rangi: 4.200p.
Zdobyte punkty statystyk: 750p.
Ludle: 1.900 Ludli

*Bonus szczęścia +900 Ludli






Darmowy hosting zdjęć i obrazków


Alexiel Quincy

Zdobyte punkty rangi: 3.600p.
Zdobyte punkty statystyk: 620p.
Ludle: 900 Ludli

!LVL1! Nowicjusz
!LVL2! Akolita






Darmowy hosting zdjęć i obrazków

Claudio Bershellve

Zdobyte punkty rangi: 2.700p.
Zdobyte punkty statystyk: 570p.
Ludle: 600 Ludli

*Wykonanie zlecenia +2.600p. rangi +100p. statystyk +6.000 Ludli

!LVL1! Terminujący
!LVL2! Pielgrzym
!LVL3! Sługa Klasztorny



Darmowy hosting zdjęć i obrazków




RAVENIS FJÄSTAD

Zdobyte punkty rangi: 2.200p.
Zdobyte punkty statystyk: 540p.
Ludle: 400 Ludli







Darmowy hosting zdjęć i obrazków

Tyksona Craft

Zdobyte punkty rangi: 1.700p.
Zdobyte punkty statystyk: 520p.
Ludle: 200 Ludli

*Zrobienie szablonu bloga +4.000p. rangi +1.000p. statystyk
*Zrobienie baneru +500p. rangi

!LVL1! Terminujący
!LVL2! Pielgrzym
!LVL3! Sługa Klasztorny



Darmowy hosting zdjęć i obrazków




HIDEYOSHI MURUYAMA

Zdobyte punkty rangi: 3.200p.
Zdobyte punkty statystyk: 610p.
Ludle: 1.000 Ludli








Darmowy hosting zdjęć i obrazków


Sebastian Michaelis

Zdobyte punkty rangi: 1.900p.
Zdobyte punkty statystyk: 530p.
Ludle: 400 Ludli

*Bonus szczęścia: 200p. rangi

!LVL1! Nowicjusz
!LVL2! Akolita




Darmowy hosting zdjęć i obrazków



Taiga Mortem

Zdobyte punkty rangi: 5.600p.
Zdobyte punkty statystyk: 740p.
Ludle: 1.500 Ludli







Darmowy hosting zdjęć i obrazków


Shion Warwic

Zdobyte punkty rangi: 2.900p.
Zdobyte punkty statystyk: 570p.
Ludle: 700 Ludli

!LVL1! Terminujący
!LVL2! Pielgrzym






Darmowy hosting zdjęć i obrazków


Lily Ink

Zdobyte punkty rangi: 2.100p.
Zdobyte punkty statystyk: 520p.
Ludle: 200 Ludli

!LVL1! Terminujący
!LVL2! Pielgrzym









Darmowy hosting zdjęć i obrazków


Alan Tamarel

Zdobyte punkty rangi: 2.100p.
Zdobyte punkty statystyk: 540p.
Ludle: 300 Ludli

!LVL1! Parobek
!LVL2! Nadprzyrodzony






Darmowy hosting zdjęć i obrazków


Rivai Shubenkov

Zdobyte punkty rangi: 2.400p.
Zdobyte punkty statystyk: 560p.
Ludle: 600 Ludli

!LVL1! Terminujący
!LVL2! Pielgrzym






Darmowy hosting zdjęć i obrazków

Keya Tabuchi

Zdobyte punkty rangi: 5.200p.
Zdobyte punkty statystyk: 560p.
Ludle: 1.700 Ludli

*Wykonanie dwóch zleceń +6.100p. rangi +150p. statystyk +16.000 Ludli
*Nagroda za najwyższą aktywność +500p. statystyk +2.000 Ludli

!LVL9! Demoniczny Paladyn



Darmowy hosting zdjęć i obrazków


Finley Rennegas


Zdobyte punkty rangi: 2.400p.
Zdobyte punkty statystyk: 550p.
Ludle: 600 Ludli

!LVL1! Terminujący
!LVL2! Pielgrzym






Darmowy hosting zdjęć i obrazków



SORAYA DREYAR

Zdobyte punkty rangi: 3.400p.
Zdobyte punkty statystyk: 590p.
Ludle: 1.000 Ludli

!LVL2! Pielgrzym
!LVL3! Sługa Klasztorny





Dziękujemy za aktywność! Życzymy jeszcze więcej weny i miłego pobytu na Lullaby! :)