Menu

Mini-Menu

Strony

sobota, 20 października 2018

Zamknięcie

Blog zostaje zamknięty!
Wyjaśnienia widnieją na discordzie bloga. 

Osoby, które mimo to są chętne do pisania, gdyż nie chcą utracić swoich wątków. Prosimy podać swój email, na kontakty adminów. Blog będzie prywatny. Główny admin daje nam możliwość dalszego rozwijania wątków, więc korzystajmy. Niestety nic na blogu nie będzie już rozbudowywane. Dla osób z zewnątrz, ten blog już innych słowem nie istnieje. Discord dalej będzie istnieć więc pozostańcie tam wraz z byłymi adminkami! :)

Blog będzie prywatny 22.10.2018r. 

niedziela, 30 września 2018

sobota, 29 września 2018

Od Keyi C.D Violett


Nie byłam zaskoczona odpowiedzią dziewczyny, ale liczyłam, że jednak się zgodzi. Bądź co bądź chodziło tutaj o jej bezpieczeństwo. Była już jednak osobą pełnoletnią i jakikolwiek nakaz nic by tutaj nie wskórał. Wyraźnie za coś nie lubiła tego nauczyciela. Ciekawa byłam, o co mogło chodzić, ale nie wypadało mi pytać. Wykazałabym się wtedy dość niekulturalnym zachowaniem.
Odeszła czule się ze mną żegnając. Byłam mile onieśmielona złożonym pocałunkiem na moim policzku. Powiedziałabym, że wręcz nawet się zarumieniłam. Niemniej jednak nadal się martwiłam. Coś mi w jej zachowaniu nie dawało spokoju.
Pierwszy chyba raz o kogoś się martwię. To uczucie wcale nie jest przyjemne i pozostawia w człowieku jakąś wątpliwość. Ale przecież to Violett. Jest niesamowicie silną i odważną dziewczyną.
- Dziękuję za pomoc. – skłoniłam się przed mężczyzną.
- Wychowawca z wami porozmawia, jeśli tylko ustalimy coś więcej.
Odpowiednio się pożegnałam i ruszyłam do akademika. Byłam wdzięczna nauczycielowi za jakiekolwiek chęci. Równie dobrze mógł nas od razu odprawić i posłać do sekretariatu, czy gdzie tam jeszcze.
Miałam jedynie kilka kroków do pokoju, ale nie opuszczało mnie poczucie, że nie jest już spokojnie. Coś wisiało w powietrzu, tworząc gęstą atmosferę.
Kiedy dotarłam do własnego kąta, niemal od razu wpadłam pod kołdrę z książką w ręku. Zamiary poczytania szybko jednak zostały przerwane przez dzwonek w telefonie. Dzwoniła moja siostra, co mnie bardzo zaskoczyło. Który to już dzisiaj raz?
Wciąż jej nie ufałam, nadal gdzieś z tyłu ją nienawidziłam. Zabrała mi przecież całe dzieciństwo i pozostawiła jedynie obojętność. Korzystając z okazji, że i tak trzymam telefon, wybrałam numer do Violett. Nie odebrała, więc na początku się wystraszyłam. Po krótkiej analizie stwierdziłam, że przecież może już spać. Albo jest zwyczajnie zajęta.
Sama po krótkiej chwili ułożyłam się do snu i zasnęłam.

poniedziałek, 24 września 2018

Od Violett C.D Keyi


Ten nauczyciel miał, prawie że taki sam charakter jak jeden z moich głównych przełożonych. Keya nalegała na to, abym została. Może nie powiedziała mi tego wprost, ale chwycenie mnie za rękę i powstrzymanie mnie przed pójście z daleko od tego nauczyciela mi wystarczyło, a skłonienie do przeprosin to tym bardziej. Nie lubiłam takich typów ludzi, jakim był właśnie ten nauczyciel. Może i go szybko oceniłam, ale nie potrafiłam inaczej. Błagalny wzrok Keyi powstrzymał mnie na chwilę.
Skoro jej się ten nauczyciel spodobał, to nie mogłam zaprzeczyć. Powoli się uspokajałam, jednak ciśnienie skoczyło mi, gdy nastała mowa o przeniesieniu się do akademika. Nie miałam zamiaru się udzielać w tejże sprawie.
- Co wybierasz? - zapytał się, niecierpliwiąc. Spojrzałam na niego, skrzyżowałam swoje ręce i z wypisanym "nie" na twarzy, odpowiedziałam mu spokojnie.
- Nie, dziękuję - chciałam chociaż w jakiś sposób być uprzejma, wreszcie o tym właśnie zawsze powtarzał mi major.
- Dlaczego nie? - spojrzał się na mnie poirytowany.
- Mam swojego zwierzaka, a one są zakazane na terenie szkoły - chciałam się jakoś wywinąć od powiedzenia prawdziwej przyczyny.
- Da się z tym coś zrobić, wreszcie to nie jest jakieś niebezpieczne zwierzę - spojrzałam się na niego.
- To tygrys imieniem Yuki - nauczyciel spojrzał się na Keyę, a ona potwierdziła.
- Skoro to wszystko, to proszę odprowadzić Keyę do jej pokoju, a mnie zostawić - odwróciłam się plecami w stronę dwójki.
- To chociaż wyślę z tobą ochroniarza - tym to już mnie bardziej zdenerwował.
- Podziękuję, mam swoje sposoby na ochranianie siebie, jak i swojego towarzysza - dodałam. 
- Wybacz mi Keya, że nie zamieszkam w akademiku, jednak obecne miejsce, w którym mieszkam, jest zbyt cenne dla mnie. W dodatku czekam na ważną informację - dałam jej całusa w policzek na pożegnanie. - Jeżeli ten nauczyciel ci coś zrobi, to wykrzycz moje imię, a ja przyjdę do ciebie - skierowałam tym samym wzrok na nauczyciela. - Do zobaczenia jutro na zajęciach - uśmiechnęłam się do niej.
Wracając do domu, omijałam niezbędne drogi. Zamiast dróg użyłam dachów domów. Nawet do swojego mieszkania wróciłam przez okno, a nie przez drzwi. Spojrzałam się na zegar. Pomieszczenie było całkowicie puste. Jedyną osobą, jaką w nim była to Yuki. Jak zawsze przyszedł się przywitać ze mną. Bardzo się cieszyłam z tego. Wzięłam go na dłonie i skierowałam się wprost do mojej sypialni. Przebrałam się w piżamę. Położyłam się na łóżku, a Yuki przybliżył się do mnie. Wtuliłam się w niego. Tęskniłam za majorem. Przez myślenie o nim, łzy zebrały się w oczach. Łzy spłynęły mi po polikach. Zasnęłam.

<Keya?> ^^

Od Blue C.D Claudio


Od przebudzenia się, nie spuszczałam wzroku z młodego mężczyzny, podświadomie miałam wrażenie, że stanie się coś interesującego. Nie myliłam się. Nawet nie wiecie, ile radości otrzymywałam z każdym zawstydzeniem młodego mężczyzny. Cóż, chyba wtedy znalazłam sobie nowe hobby polegające na realizacji misji, których zwieńczeniem byłby jego uroczy rumieniec. Zakryłam dłonią usta, tłumiąc przy tym chichot.
-Śniadanie nie brzmi źle. Pewnie! Tylko wcześniej wypadałoby się przebrać- rzuciłam znaczące spojrzenie na nasze piżamy. Wzdychając, zgramoliłam się z łóżka i podeszłam do szafy. Swoją drogą, musiałam podwędzić bratu kolejne jego rzeczy, powinnam to sobie zapisać gdzieś. Usłyszałam, jak młodzieniec zrobił krok do tyłu, dlatego spojrzałam na niego przez ramię. Trzymał swoje ubrania w rękach.
-Ja, chyba skoczę do siebie po świeże ciuchy...
-Mogę pożyczyć ci koszulkę na teraz, potem po śniadaniu mógłbyś się przebrać u siebie na całkiem świeżo- rzuciłam propozycję całkiem luźno, jak na kogoś, kto w środku zwijał się ze stresu.
-Skąd masz takie ubrania?
-Lubię czasami podbierać ubrania starszego brata, za jego zgodą- uśmiechnęłam się, ukazując rząd białych zębów. - Jak widać, dobrze robię. Nie wspominałam o tym?
-J-ja... Nie wiem, może zapomniałem- i znowu to jego zażenowanie. Boże, dla takich widoków warto żyć. Jeszcze w ciuchach mojego brata taki widok... BOŻE TRZYMAJCIE MNIE, BO ZROBIĘ MU ZDJĘCIE I TAK JE OPRAWIĘ!
...
Ekhem.
...
Kaszlu kaszlu.
...
W każdym razie na zewnątrz uśmiechnęłam się do niego jedynie pokrzepiająco. Odwróciłam się w jego stronę, opierając się plecami o szafę.
-Wiesz, to nie tak, że będę ci siedzieć cały czas na głowie. Zawsze możemy spotykać się na wspólnych treningach i zleceniach.
-Czemu mi to mówisz?
-Bo wydajesz się inny...- w porę ugryzłam się w język, inaczej bym dodała "niż twoi poprzednicy". Zaraz uciekłam wzrokiem, udając, że czegoś szukam. Usłyszałam jego westchnienie, chyba bił się z myślami.

sobota, 22 września 2018

Od Hao C.D Sorayi


Po wyjściu zamiast odejść odsunąłem się trochę, aby się ukryć. Stanąłem po tej stronie, w którą otwierają się drzwi. Po chwili zacząłem liczyć.
Raz… dwa… trzy... I kiedy powinno paść zero, drzwi otworzyły się i z wnętrza wyleciał żywy pocisk o nazwie Sor. Było widać, że nie zamierzała zamknąć za sobą drzwi, więc sam to zrobiłem. Po cichu podszedłem do niej od tyłu i… ponownie klepnąłem ją w pośladek.
- A ty gdzie tak pędzisz? - spytałem z niewinnym uśmieszkiem. Soraya odwróciła się w moją stronę błyskawicznie. Jej wyraz twarzy dawaj jasno do zrozumienia, iż nie wiedziała nawet, od czego ma zacząć w opieprzaniu mnie. Krzyki czy strzał w policzek były zapewne jednymi z głównych kandydatów - piękna mieszanka gniewu i wstydu.
- Ty mnie… - Pewnie chciała mi nagadać za tego klapsa. No cóż, warto było. - Co ty sobie wyobrażasz, robiąc coś takiego?! - Zapewne chciała to głośniej wykrzyczeć. Jednak wstrzymywała się. Pewnie nie chciała, by sąsiedzi się tym zainteresowali.
- Cóż - przybrałem poważny wyraz twarzy, a ona widząc, jak nagle spoważniałem na chwilę osłupiała. - Nie mam pojęcia, taka mnie naszła ochota i nawet jeśli twój ojciec mnie będzie potem z nożem gonił, to było warto. - Oj tak, było warto.
Popatrzyła na mnie, następnie zamknęła oczy i zaczęła masować sobie czoło mówiąc do siebie: “Ja zwariuję z nim” i “nie mam już siły”. No cóż, przyznaję, to był bardzo ekscytujący widok.
- Dobrze, jeśli to wszystko to ja już pójdę, do zobaczenia! - Pomachałem Sorayi na pożegnanie, odwróciłem się na pięcie i ruszyłem w swoją stronę, a taki przynajmniej miałem zamiar, jednak poczułem, jak czyjaś drobna dłoń zaciska się na moim ramieniu.
- Nawet nie myśl, że tak łatwo cię wypuszczę! - Uła… jak to strasznie zabrzmiało… Nie no, nabijałem się. - Zrobiłeś coś takiego… - Patrzyłem na nią zafascynowany. Cóż za wspaniała mieszania wściekłości oraz zawstydzenia.
Już chciałem jej wejść w słowo, jednakże niespodziewanie wyczułem “jego”. Kto by pomyślał, że pojawi się w takim miejscu? Nawet w tym mieście muszą być tego typu zdarzenia, co?
- Wybacz, ale nie mam teraz czasu, pogadamy następnym razem - odparłem szybko, odwróciłem się w stronę, z której “go” wyczułem, jednak Sor stanęła przede mną. Bardziej oczywistego znaku z jej strony “nie przejdziesz” chyba nie dało się wykreować.

czwartek, 13 września 2018

Od Sorayi C.D Gabriela


Jak co dzień rano przed szkołą mama obudziła mnie po szóstej rano. Co z tego, że do szkoły miałam dzisiaj na późniejszą godzinę? Trening. O tak. Nie chciałam z niego rezygnować, mimo iż w szkole sportowej miałam aż nadto aktywności sportowej. Nie przeszkadzało mi to, tak szczerze mówiąc. Lubiłam sport, a wręcz kochałam. Gimnastyka stała się ważnym rozdziałem w moim życiu, jednak czułam, że to nie ta dyscyplina była mi jednak pisana. Łyżwiarstwo figurowe - to jest to, co chciałam robić. W wolnych chwilach jeździłam, sprawiało mi to wielką frajdę. Ale co zrobić? Oczekiwania ojca były wysokie. Z każdymi zawodami coraz wyższe, a co za tym idzie – treningi coraz cięższe. Ciągle powtarzał, że jestem mistrzynią, co nie było prawdą. Ile zawodniczek było lepszych ode mnie? Całkiem sporo. No okej, byłam dobra, nawet nieprzeciętnie, jednak pora na zmiany. Na coś nowego. Na nowe wyzwania. Chciałam zostać figurową łyżwiarką i nic nie miało mnie powstrzymać!
Zjadłam śniadanie, umyłam ręce, wytarłam jeszcze raz twarz, po czym związałam sobie w wysokiego kuca czarne włosy. Byłam gotowa. Ubrana w ciemny strój do biegania i wygodne buty wyszłam z domu. Zamknęłam za sobą drzwi. W oknie zauważyłam mojego braciszka. Musiał się już obudzić. Pomachałam małemu na pożegnanie, ten odmachał mi, uśmiechając się szeroko. Sama się śmiejąc, sięgnęłam do kieszonki, gdzie miałam schowany telefon wraz ze słuchawkami. Ubrałam je, podłączyłam do urządzenia. Po minucie zaczęła grać mi w uszach jedna z moich ulubionych piosenek.
Miałam już swoją stałą trasę biegową. Mieszkam w okolicy centrum, dosłownie kilometr i jestem na miejscu. Do swojej szkoły mam nieco dalej, ale nie przeszkadza mi to. Poranne przebieżki rozbudzają mnie, napawają nową energią. Po prostu dają chęć do przeżycia kolejnego, pracowitego dnia. Mijałam któryś sklep z kolei i nagle uświadomiłam sobie, że chce mi się pić, a przecież non stop biegłam. Zaczęłam odczuwać już lekkie zmęczenie, dlatego postanowiłam skręcić do najbliższego sklepu. Miałam przy sobie wystarczająco drobniaków na małą butelkę zimnej wody. Zamyślona przebiegłam przez ulicę, gdy zapaliło się zielone światło. Spokojnym tempem biegłam dalej chodnikiem.

wtorek, 11 września 2018

Od Sorayi C.D Hao


Czułam się skołowana, zażenowana… w dodatku moja dłoń… strasznie mnie piekła. Nie miałam odwagi unieść głowy i spojrzeć na chłopaka, który stanął zaraz przy moim łóżku. Nagle znowu powiedział, że jestem według niego słodka, to mnie zmieszało. Nie byłam przyzwyczajona do tego, by chłopak, zwłaszcza nieznany, mówił mi takie rzeczy.
– Nie jestem słodka, raczej gorzka… – mruknęłam cicho pod nosem, przykrywając sobie nogi kocem. Sięgnęłam zdrową ręką do włosów. Chwyciłam jeden z końców wstążki, aby móc ją rozplątać i rozpuścić sobie włosy. Usłyszałam, jak postawił tackę na komodzie, wraz z kawałkami rozbitej szklanki.
– Doprawdy...? – Nie spojrzałam w jego kierunku. Podciągnęłam kolana do klatki piersiowej, oplotłam je ramionami. Nagle poczułam, jak odgarnia mi włosy na bok, by zobaczyć moją twarz. Czułam, że się jedynie przed nim kompromituję. Natomiast jego następne słowa kompletnie mnie rozwaliły.
– Pozwolisz, że sprawdzę… – Poczułam, jak odgarnia mi mocniej włosy. Zaskoczona zerknęłam w jego stronę. Tymczasem on… Twarz Hao niebezpiecznie się zbliżała do mojej. Co on chciał zrobić?! Potem… jakoś tak… moja ręka, ta zraniona, sama poszybowała w górę. Uderzyłam chłopaka prosto w jego facjatę. Odsunęłam się na tyle, na ile pozwoliła mi znajdująca się za mną ściana. Jakbym tylko mogła, to bym się w nią wtopiła. Serce podeszło mi do gardła, oddech zamarł na dłuższy moment, przez co resztki tlenu uchodziły ze mnie nieubłaganie. Czułam, jak zraniona dłoń mi pulsuje z bólu, lecz kompletnie się tym nie przejmowałam. Spoliczkowałam go. Ja serio to zrobiłam. Hao złapał się za obolałe miejsce. Na jego lewym policzku pozostał zaczerwieniony ślad.
– J-ja… Przepraszam… Ale… Ale zasłużyłeś sobie… Zasłużyłeś… – wybełkotałam pod nosem. Przed oczami ciągle miałam scenę sprzed kilku chwil. Jak jego usta powoli zbliżały się do moich. To jego spojrzenie… było takie… Sama nie wiem. Jeszcze nikt tak na mnie nie patrzył. Poczułam się bardzo dziwnie.

piątek, 7 września 2018

Od Gabriela Do Sorayi

Lekki podmuch wkradł się przez otwarte okno, wprawiając zasłony w lekki ruch. Rześkie powietrze otuliło siedzącą w pomieszczeniu kobietę. Była ona w dość zaawansowanym wieku. Włosy, w całości siwe, związane miała w elegancki kok przyozdobiony złotą spinką przypominającą kształtem nutę. Biała koszula okrywała swoimi rękawami ręce kobiety, które leżały na okrywającym jej nogi ciepłym, różowym kocu. Z dumą w oczach patrzyła przed siebie, na najjaśniejsze światełko w jej życiu, na swojego wnuka.
Młody, niespełna siedmioletni chłopak, stał naprzeciwko niej ubrany jak ona, w białą koszulę, a do tego proste, czarne spodnie. Trzymał swoimi rękoma przepiękne dzieło najzdolniejszych wytwórców instrumentów-flet poprzeczny, który w rodzinie kobiety był od jakiegoś czasu. Ze skupieniem wygrywał na nim miłą dla ucha melodię, przywołującą na myśl wesołe spotkanie dwójki psotników. Zgrabnie przechodził z nuty na nutę, wprawnie poruszając palcami.
Przeszkadzał mu jednak ten jeden, jedyny kosmyk włosów, niezdolny zupełnie do utrzymania się w ułożonej fryzurze. Nagle muzyka ucichła. Chłopak westchnął z irytacją. Jego babka zmarszczyła gniewnie brwi. Uniosła jedną dłoń, chcąc mu coś pokazać, ale w tym samym momencie wszystko się zatrzęsło. Pokój zaczął się rozrastać, a przestrzeń między nimi uległa ogromnemu powiększeniu. Dzieciak chciał natychmiast wyrzucić flet i pobiec do swojej ukochanej opiekunki. Lecz instrument jakby przykleił się do jego rąk.
Atmosfera z każdą sekundą gęstniała. W powietrzu unosił się zapach siarki. Światło przyjęło czerwoną barwę. Starsza kobieta zaczęła niknąć. Chłopak miał wrażenie, jakby na jego oczach powstawało piekło.
Chciał biec, zrobić coś, zatrzymać to wszystko. Niestety z każdą chwilą było coraz gorzej. Robiło się cieplej, flet w jego ręce stawał się cięższy. Miał wrażenie, jakby metal zaczynał przenikać do jego żył. Im więcej czasu upłynęło, tym coraz bardziej narastał ból. W końcu był potworny do tego stopnia, że…

wtorek, 4 września 2018

Od Hao C.D Sorayi


Kiedy tylko zlizałem krem z kącika jej ust Sor, odepchnęła mnie i wyleciała niczym strzała, w nieznanym mi kierunku… Katsu był tak samo zdezorientowany, jak ja.
- Sol? Dzie Sol? - zapytał chłopiec.
- Źle się poczuła, ale nie martw się, nic jej nie jest. - odpowiedziałem i pogłaskałem go po głowie.
Co mam jednak teraz zrobić? Kiedy uciekała, widziałem drobne wyładowania elektryczne, poszła się wyładować? Hmmm no cóż, mógłbym poczekać, aż wróci, ale, no cóż, byłoby zbyt nudno, może jej Mama mi w tym pomoże?
- Katsu, odprowadzę cię do twojej mamy, a następnie pójdę sprawdzić co z Sor dobrze? Wiem, że nie dokończyliśmy gry, ale martwię się o nią. - Mówiłem z lekkim uśmiechem. Młody jedynie pokiwał głową i wyciągnął w górę swoje rączki. Chciał, by go wziąć na ręce.
- Opka!
Bez problemu wziąłem małego na ręce, pozwoliłem sobie nawet trochę go podrzucić, co raczej mu się spodobało, zrobił pozycję samolotu i trochę się zaśmiał.
- Później jeszcze się pobawimy dobrze? A teraz chodźmy. - Ruszyliśmy w stronę kuchni, gdzie Mama Sor i Katsu właśnie kroiła paprykę.
- Bardzo przepraszam, że przeszkadzam. - Powiedziałem cicho z zażenowanym uśmiechem - Ale Sor chyba nie czuła się dobrze i gdzieś pobiegła, martwię się o nią, a nie chciałbym zostawiać Katsu samego… - Podrapałem się palcem po policzku.
- Jak to się źle poczuła…, oby to nie było nic poważnego... Pewnie jest u siebie. Jej pokój jest na górze, drugie drzwi na prawo. - Matka dziewczyny zmartwiła się trochę. - Masz… - podała mi tacę, a na niej był dzbanek wody i dwie szklanki. - Zabierz to. Może się odwodniła... - Zrobiła zmartwioną minę, ale szybko się uśmiechnęła i zajęcia się Katsu.

niedziela, 2 września 2018

Od Taigi C.D Olivii


Byłam pod ogromnym podziwem umiejętności wokalnych dziewczyny. Potrafiła nie tylko śpiewać, ale sprawiać, że jej głos wyrażał tysiące emocji, idealnie oddając cały nastrój piosenki. Dodatkowo jej ciało poruszało się rytmicznie, co było niczym wisienka na torcie. Zauważyłam, że nie tylko mi podobał się ów występ. Zarówno nasi znajomi, jak i pozostałe osoby będące w barze biły jej gromkie brawa, kiedy zeszła ze sceny. Musiałam przyznać, że nie znałam Olivii z tej strony. Chyba pierwszy raz widziałam ją tak wyluzowaną no i swobodną. Dodatkowo delikatny makijaż i strój dodawały jej kobiecości, przez co nie wyglądała już jak słodka dziewczyna z liceum, a prawdziwa kobieta.
- Teraz twoja kolej piękna tancerko - Puściła mi oczko, a ja pokiwałam jedynie głową z delikatnym uśmiechem. Przeczesałam włosy dłonią i wzięłam łyk... a raczej wyzerowałam swojego drinka, tak aby dodać sobie delikatnej odwagi. Tańczenie na scenie jest dla mnie czymś naturalnym, można powiedzieć, że czuje się wtedy jak u siebie. Jednakże inaczej jest ze śpiewaniem. Nie robię tego publicznie, a jedynie przy sprzątaniu, czy też pod prysznicem.
- Masz szczęście, że nie nazwałaś mnie tancereczką - Uśmiechnęłam się do niej nieco zadziornie, jednak i tak myślę, że wyczuła w tym zwykły żartobliwy ton. - Dobra to damy coś w bardziej moich klimatach - Podeszłam do faceta, który to wszystko obsługiwał i wybrałam jedną z piosenek, którą znałam aż za dobrze. Wyjęłam mikrofon z podestu, na którym był trzymany i zacisnęłam na nim swoją dłoń. Wzięłam głęboki oddech, aż po sali rozbrzmiała muzyka. Całość, jeśli chodzi o tonację, delikatnie pozmieniałam z racji, że nie mam takiego głosu jak główny wokalista Imagine Dragons.
Szybko poczułam się na scenie rozluźniona, zresztą mając jakiekolwiek doświadczenie, nie jest to dla nikogo trudne. Na koniec ukłoniłam się, poprawiając kruczoczarne włosy. Zeskoczyłam radośnie ze sceny, wracając do swoich znajomych.

Od Claudio C.D Blue


Słysząc, co dzisiaj mnie czeka zrezygnowany, odebrałem ubrania. Tak też trzeba było się teraz przebrać, tak, to ten moment, kiedy władający upada nisko i zaczyna być posłuszny swemu orężu. A to dopiero pierwszy dzień, brawo Claudio, już wykazałeś się, punkt dla ciebie. Blue weszła do szafy, aby się przebrać... interesująca metoda. Przyszedł też i mój czas, abym się przebrał. Zrobiłem to szybko, sprawnie i bezboleśnie, czyli bez żadnej konfrontacji z panną Dream. Westchnąłem głośno, gdy nagle usłyszałem, jak dziewczyna zsunęła się na sam dół szafy. Drzwiczki powoli się otworzyły, a ja chcąc już pytać, czy wszystko w porządku zamiast tego jednym, porządnym ruchem przywróciłem je do poprzedniego stanu. Było ciemno, to prawda, ale mój wzrok zdążył przyzwyczaić się do ciemności. Widok Blue w bieliźnie spowodował u mnie bardzo widoczny rumieniec. Znamy ledwo się te kilka dni, a już doszło do tego, że śpimy razem! Odszedłem od mebla i usiadłem na łóżku. Ciężko westchnąłem, układając swoje ręce na nogach. Spuściłem głowę i zamknąłem oczy, aby się uspokoić. Było to jednak niemożliwe, gdyż od razu przypomniał mi się widok Blue. Zakryłem szybko twarz i się skuliłem. Po chwili zapaliłem lampkę, aby do pokoju dotarło trochę światła. Wstałem i poklepałem się po twarzy. Nie mogłem tak po prostu znowu dać ponieść się emocjom. Zdjąłem gumkę do włosów i odłożyłem ją na szafkę nocną. Nagle z szafy wyszła dziewczyna. Niepewnie skierowałem swój wzrok na nią. Mimo iż była teraz w piżamie dalej miałem widok jej osoby wyłącznie w bieliźnie. Usiedliśmy w milczeniu na łóżku. To było dla mnie takie krępujące zdarzenie! Wcześniej niewinnie spała, a teraz obserwuje mnie tymi dużymi ślepiami!
- Myślisz, że powinniśmy...? – zapytałem nieśmiało z bladym rumieńcem na twarzy.
- Tak, chodźmy już spać. Chociaż i tak jutro mamy wolne od zajęć. To może w trakcie dnia poćwiczymy, jak wyglądałaby wspólna walka? – zaproponowała.
- Tak, to dobry pomysł – odparłem, przytakując.
Położyliśmy się na łóżku. Nigdy nie spodziewałem się, że będę leżał w łóżku z dziewczyną, z którą niedawno co poznałem. Nagle Blue zaczęła chichotać, na co uniosłem jedną brew.
- Wiesz, nie sądziłam, że pójdę do łóżka z kimś, z kim zawarłam tego samego dnia pakt – speszyłem się natychmiastowo. Blue na mój widok jedynie się głośniej zaśmiała. Pogłaskała mnie po policzku i zgasiła światło – Dobranoc.

piątek, 31 sierpnia 2018

Od Sorayi C.D Hao


Zabrałam brata od Hao z prędkością światła. Chłopak uśmiechał się do niego, a ten odwzajemniał gest. Dziwne. Zazwyczaj mały boi się obcych, zaś jemu Katsu zaproponował wspólną grę. Musiałam uważać, by za bardzo się do niego nie zbliżał. Bóg wie, do czego ten białowłosy osobnik był zdolny. Odsunęłam się z braciszkiem na rękach od Hao, by usiąść na kanapie jak najdalej od niego. Pogłaskałam ciemnowłosego chłopca, uśmiechając się do niego z troską. Przytuliłam go do siebie nagle. Katsuyę i mnie łączy specyficzna więź. Wyjątkowa. Gdyby coś mu się stało, nie wybaczyłabym sobie tego. Spojrzałam na Hao. Patrzył w naszym kierunku.
– A ty czego się tak gapisz?
– Zachowujesz się, jakbym miał ci go ukraść sprzed nosa – powiedział ewidentnie rozbawiony moim zachowaniem.
– Pff… – prychnęła pod nosem. – Że niby TY miałbyś mi zabrać mojego ukochanego skarbu? Proszę cię…
– No mnie też to śmieszy, ale tak się właśnie zachowujesz. Jak masz na imię? – zwrócił się do Katsu.
– Ma na imię Katsuya. Ma problem z wypowiedzeniem swojego imienia. I wcale się tak nie zachowuję. To ty robisz ze mnie dziecko. Nie wiem tylko po co i na co. Tym mnie nie sprowokujesz. – Doskonale wiedziałam, co mogą wywołać moje ostatnie słowa. Mogły zabrzmieć dla niego niczym wyzwanie.
- Haha, po takiej reakcji jeszcze się pytasz po co? Poza tym - spojrzał na mnie wymownie - już mi się chyba troszkę udało, prawda? Więc... - tym razem spojrzał na Katsu - ...w co będziemy grać?
– Co on tu przyniósł… – wzięłam do ręki pudełko. “Kominiarz”, no tak. Pokazałam Hao grę. – Grałeś w to kiedyś? – spytałam mojego gościa.
- Grałem, choć to nie jest popularna gra, miło wiedzieć, że jeszcze ktoś ją docenia.
– Katsu ją uwielbia. Ciągle w to gramy, prawda? – zwróciłam się do braciszka, który uśmiechnął się do mnie.
– Glać! – krzyknął wesoło, po czym zaklaskał swoimi drobnymi łapkami.

Od Keyi C.D. Violett


Zamarłam, otwierając szeroko oczy. Całkowicie się tego nie spodziewałam po tej, jakże zawsze cichej Violett. Wyglądała, rzekłabym na wręcz wkurzoną.
- Słuchaj panienko. Twoja postawa jest niepoprawna, popracuj nad tym. – zmarszczył czoło, ale wciąż zachowywał klasę. - Nie powinnyście znajdywać się na terenie szkoły o tej porze. Co tu robicie?
Violett chciała go zwyczajnie zignorować i ominąć, ale ja naprawdę chciałam go poznać. Złapałam za rękę i przyciągnęłam do siebie. Tak jak się spodziewałam, nauczyciel jest jeszcze przystojniejszy niż na tych wszystkich okładkach.
- Nazywam się Keya Tabuchi, a to Violett Ametarasu. – pokłoniłam się, ciągnąc za sobą oporną przyjaciółkę. – Chyba potrzebujemy pomocy.
- Mówiłam już, że chce rozmawiać z kimś innym. – wyszarpała się z mojego uścisku.
Posłałam jej błagalny wzrok i nabrałam głośno powietrza. Co w nią dzisiaj wstąpiło? Zachowywała się tak, jakby Spartos wyrządził jej jakąś krzywdę.
Westchnęłam i przeprosiłam, opowiadając następnie o naszych prześladowcach. Red był wyrozumiał i cierpliwie słuchał. Blondynce chyba przechodziło, bo już nic nie mówiła. Będę musiała potem się o to spytać
- Poważna spawa. – uniósł wzrok do góry i przez chwilę intensywnie myślał. – Mieszkacie w akademiku?
Przytaknęłam, rozumiejąc, o co mu chodzi. Violett zaprzeczyła zgodnie z prawdą.
- Rozumiem. Mogę wysłać z tobą jakiegoś ochroniarza, ale to jedyna opcja. Keya jest automatycznie chroniona, jako że to teren szkoły i podlega pod nasz nadzór. Ewentualnie przenieś się na jakiś czas do akademika. Z pewnością jest wolne miejsce.
Uśmiechnęłam się słuchając, co ma do powiedzenia. Jego głos był naprawdę przyjemny.
Skarciłam się w myślach, śmiejąc się z samej siebie. To głupie myśleć o kimś takim jak on.
Mężczyzna obiecał, że porozmawia o tym na zebraniu nauczycieli i na pewno tego tak nie zostawią.
Dla nas – magów, niewątpliwie nastał ciężki czas. Pomimo że jestem tylko gówniarzem, zdaje sobie z tego sprawę. Każdy nas obecny ruch musi być dokładnie przemyślany.
- Co wybierasz? – powoli się denerwował.
Fajnie by było, gdyby wybrała akademik. Mogłabym częściej się z nią spotykać, a jej tygrys na pewno również mógłby zamieszkać. Mina blondynki nic jednak mi nie mówiła.

Violett? :>

wtorek, 28 sierpnia 2018

Od Violett C.D Keyi


Uniknęliśmy walki i schroniliśmy się w szkole. Samo wejście na teren szkoły wystarczyło, aby wszyscy się rozeszli. Zmachane biegiem powoli odzyskiwałyśmy nasz rytm w oddechu. Keya miała rację.
Po chwili odpoczynku ruszyłyśmy wolnym krokiem przed siebie, aby poszukać jakiegoś nauczyciela. Szkoła o takiej porze była całkowicie opustoszała. Różniła się całkowicie o tej porze roku. Jak dla mnie ta szkoła zawsze lśniła, gdy przychodziłam do niej rano na zajęcia. Teraz, gdy cały teren opustoszał szkoła wciąż lśniła, ale w inny sposób. Aura do okoła również była inna.
- Ale tutaj spokój - chciałam powiedzieć to w myślach jednak wymknęło mi się to na głos. Miałam cichą nadzieję, aby Keya tego nie usłyszała.
- Masz rację - odpowiedziała. Los chciał, że dziewczyna to usłyszała. Swój wzrok skierowała na mnie. Trochę się zawstydziłam, ale nie było, aż tak źle. Jakby nie było to to tylko Keya, którą znam najdłużej ze wszystkich osób.
Chodząc sobie po ternie szkoły, wolnym jednak bardzo stanowczym krokiem przed siebie, rozmawiałyśmy ze sobą jak zawsze. Nikogo do okoła nie wyczuwałam, ale miałam się na baczności podobnie jak i Keya. Światła lamp nagle się skończyły, nasza strefa widzenia zmniejszyła się, gdy tylko skręciłyśmy, Keya odbiła się o coś, a dokładniej mówiąc o kogoś.
- Wszystko w porządku? - zapytałam się, bojąc, że coś sobie zrobiła.
- Spokojnie, nic mi nie jest. Dziękuję za troskę - uśmiechnęła się, a nasz wzrok po krótkiej wymianie słów przeszedł na osobę na którą wpadła przyjaciółka. - Przepraszam - skłoniła się w pół przed wyższą osobą od nas. Kiedy Keya przyjrzała się dokładniej tejże osobie, zrobiła bardzo zaskoczoną, ale za razem bardzo ucieszoną minę.

poniedziałek, 27 sierpnia 2018

Od Keyi C.D Kashima


Starałam się dokładnie sprawdzić rany chłopaka. Wyglądały co prawda na opatrzone, ale z jakiegoś powodu chciałam sama je zobaczyć. Kiedy moje dłonie dotykały jego ciepłego ciała, czułam rozchodzące się w środku nieznane mi dotąd uczcie. Nie potrafiłam tego nawet w jakikolwiek sposób nazwać.
Starałam się robić to delikatnie, tak, jakbym właśnie dotykała coś niezwykle kruchego. A kiedy prawie skończyłam, moim oczom ukazało się kolejne lekkie zadrapanie. Spowodowało ono, że jego do tej pory blond włosy zostały zabawione na jasny odcień rudości. Była to jedynie niewielka plamka.
Ostrożnie wsunęłam palce w jego miękką czuprynę, uprzedzając, iż to rana. Nie czując oporu, pozwoliłam sobie minimalnie przechylić jego głowę w dół, aby ułatwić dostęp do przecięcia.
Wtedy poczułam, że jednak było to zbyt silne, a twarz chłopaka osadziła się na moich piersiach. Zaniemówiłam i nie potrafiłam wykonać żadnego ruchu, czując, jak gorąca skóra chłopaka styka się z moją.
Blondyn głośno przeklął i szybko się wycofał, wyraźnie unikając mojego spojrzenia. Mimo iż trwało to może sekundę, moje serce głośno kołatało, wręcz prosząc o uwolnienie. Również policzki odziały się rażącą czerwienią. Nie czułam jednak wielkiego zakłopotania. No dobra czułam, ale wśród tego pojawiło się również inne uczucie. To samo, które nie potrafię wyjaśnić.
Zaśmiałam się, zakładając luźny kosmyk za ucho. Zrobiłam to zbyt głośno, bo towarzysz posłał nieznane mi spojrzenie. Nie widziałam w nim złości, a jakby chęć wycofania.
Chciałam wypaść przed nim jako niewzruszona i twarda dziewczyna. Wróciłam więc do przepatrywania jego głowy i dokładnie obejrzałam winne wszystkiemu przecięcie, które w gruncie rzeczy wcale nie było niebezpiecznie. Blondyn siedział potulnie i wcale temu nie zaprotestował, co odebrałam, że jednak nie jest zły za wcześniejszą sytuację. Głupio mi było przyznać przed samą sobą, ale w pewien sposób mi się to spodobało.

Od Blue C.D Claudio


Sama nie wiem jak to się stało, że usnęłam w ramionach młodego mężczyzny. Przecież znamy się raptem dwa dni! A dziś zostaliśmy związani Paktem. To ja wysunęłam inicjatywę. Nie zrozumcie mnie źle- to nie była aż taka spontaniczna decyzja. Wystarczyło mi bowiem niewiele czasu aby dostrzec serce i duszę tego człowieka. W dodatku, będąc w jego objęciach, czułam jak mu brakowało bliskości kogoś innego. 
Jak mi.
Może to był jeden z pomniejszych powodów dla których czułam się bezpieczne wtulona w niego? Kto wie. Fakt faktem, zbudziłam się w swoim pokoju, na swoim łóżku, w ramionach swojego władającego. Nawet nie wiem czy byłam zawstydzona, czerwona lub blada. Patrzyłam na niego zaskoczona nie mówiąc nic. Musiałam jednak przyznać, że śpiąc wyglądał chyba jeszcze bardziej czarująco niż podczas zakłopotania. Przez myśl mi przeszła myśl, że dla takiego widoku warto żyć... Jednak zaraz otrząsnęłam się z tego. W sumie się nie znamy, więc Blue, daj sobie spokój. To, że zgodził się na Pakt, nie musi nic z góry oznaczać. Może po prostu też chciał brać udział w jakiś zleceniach? O, bardzo możliwe.
Claudio spał z lekko rozchylonymi ustami, włosy mu lekko opadły na twarz, co dodawało mu coraz bardziej uroczego wyglądu. Nagle zmarszczył lekko nos i brwi, czyżby się budził? Powieki lekko mu drgnęły, zaraz coraz intensywniej. Bez słowa, w dalszym ciągu patrzyłam na niego z szeroko otwartymi oczyma.

piątek, 24 sierpnia 2018

Od Claudio C.D Blue


Dzisiejsze zdarzenie mocno mnie poruszyło. Po krótkim czasie ponownie spotkałem niejakiego Franka. Na dodatek przyszedł z jakąś blondynką, od której miałem ochotę uciekać wzrokiem. Nie przez rozmiary jej biustu, a raczej sztuczność jaką prezentowała. Mimo wszystko pojedynek musiał się odbyć, wtem z nieba spadł anioł, czyli ma koleżanka, Blue Dream, posiadała plan doskonały przez co nasz wróg obrócił się w proch... Niedosłownie, ale no.. po prostu padł! Po wszystkim opadła mi szczęka. Powaliła go jednym, ale za to widowiskowym, a zarazem oślepiającym, ciosem. Zamrugałem kilka razy, aby mój wzrok ponownie mógł ogarnąć całe zdarzenie. Odkrząknąłem i z lekkim niedowierzaniem przyjrzałem się drobnej dziewczynie. Powoli, ale za to skocznym krokiem skierowała się do mej osoby.
- Dziękuję, że mi zaufałeś - powiedziała tylko jak podeszła.
- Dlaczego to zrobiłaś? - zapytałem prawie że natychmiast.
Dziewczyna na chwilę zamilkła, była uśmiechnięta, ale w jej wzroku można było dostrzec powagę.
- Pomogłeś mi nie raz i jesteś pierwszym władającym, który wziął mnie w obronę. Jak mogłabym przejść obojętnie? Dlatego... - wzięła głęboki oddech i pochyliła się ku mnie - Ja, Blue Dream, będąca orężem, proszę cię, władającego Claudio Terrek Bershellve o pozwolenie mi być twoją bronią.
Wtem złapała mnie za krawat od mundurka szkolnego i pociągnęła, abym się pochylił. Tak też nasze usta złączyły się w krótkim pocałunku. Zrobiłem się cały czerwony, a moje serce poczęło o wiele szybciej bić. Wziąłem głęboki oddech, poklepałem się po policzkach i z głupkowatym uśmiechem spojrzałem na Blue.

czwartek, 23 sierpnia 2018

Rozdanie punktów

Punkty rozdawane są pod względem długości i jakości opowiadań. Za treść można dostać do 1.000p. za jedno opowiadanie, natomiast za długość liczba jest nieokreślona. Każdy oceniany jest tak samo! Nie postępujemy względem faworyzacji!( W razie jakichkolwiek zastrzeżeń zapraszam do pisania na priv ~ wera1211 )

INFORMACJA

  1. Niedługo ponowne wybieranie przewodniczących, można już się zgłaszać i wysyłać przemowy!
  2. Niedługo po wybraniu przewodniczących zostanie zorganizowany event, w którym będziecie mogli wygrać magicznego towarzysza!

Punkty statystyk rozdane w punktacji, muszą być rozłożone przez właścicieli postaci! Proszę o tym nie zapominać, gdyż admini sie o to nie upominają! Zapomnicie = tracicie punkty! (Proszę robić to na Discordzie, a nie na priv)

środa, 22 sierpnia 2018

Od Cassandry Do Diaseel'a

Poczułam, jak zimna woda spływała po moim trzęsącym się ze strachu ciele. Miałam spuszczoną głowę. Z pokory i ze strachu. Naprzeciwko mnie stało pięć dziewczyn. Dwie z nich trzymały już puste wiadra. Można powiedzieć, że dowodząca tej całej ekipy stała na samym przodzie, patrząc na mnie wzrokiem pełen pogardy i obrzydzenia. Nie wiedziałam, co źle tym razem zrobiłam, że postanowiły mnie tak potraktować. Stałam jak głupia z ramionami ułożonymi wzdłuż ciała. Dziewczyna coś mówiła, ale ja nic nie słyszałam. Próbowałam sobie przypomnieć cały dzień i znaleźć swoje błędy, aby przeprosić. Zanim zaciągnęły mnie na tył budynku, podczas lekcji co chwilę zwracały na mnie uwagę. Tak jak myślałam, ich powodem był chłopak, do którego się zbyt słodko uśmiechnęłam i w stosunku do niego byłam za miła.

~ Siedem godzin wcześniej ~

Weszłam do szkoły zdyszana i przerażona faktem, że się spóźnię. Niestety, dnia poprzedniego, zamiast iść spać, to rysowałam komiks dla Olivii. Zasiedziałam się do trzeciej nad ranem. Aby zdążyć na pierwszą lekcję, potrzebowałam dwudziestu minut z buta. Autobusem nie chciałam jechać, ponieważ o tej godzinie były okropne, a co gorsze, nieprzewidywalne korki. Raz wszystko stało, a za innym razem samochody normalnie jeździły. Tego dnia jednak postanowiły stanąć w korku. Gdy się obudziłam, miałam trzydzieści minut do lekcji. Musiałam się szybko ubrać i się spakować. Gotowa do wyjścia, wybiegłam z mieszkania, w którym spędziłam weekend z rodzicami. Był poniedziałek, a od piątku do właśnie ostatniego dnia tygodnia, siedziałam u rodziców. Niestety, wynajęli apartament nieco za daleko od szkoły. Plus był taki, że zawsze był w miarę spokój, który nie został zakłócony przez karetki czy inne tam pojazdy na sygnale. Mimo wszystko postanowiłam wracać do akademika już w nocy w niedzielę, a nie dopiero w poniedziałek po zajęciach.

Od Kashima C.D Keya


Dziewczyna przywitała chłopaka z szerokim uśmiechem, przez co ten poczuł niemałe zakłopotanie. Najprawdopodobniej to pierwszy raz, gdy jakakolwiek kobieta okazuje mu tyle sympatii, zamiast kryć się przed jego aroganckim spojrzeniem. Brak doświadczenia w takich sytuacjach sprawiał, że nie wiedział jak ma się zachować. Bycie potulnym i uprzejmym pieskiem nie było w jego naturze. Mimo to nie czuł ani grama złości, czy irytacji. Wręcz można by ująć, że chciał wywrzeć jak najlepsze wrażenie. 
- Hej. - Policzki dziewczyny naszły niewinne rumieńce, wchodzące w odcień jej włosów. Kashim nie był pewny co mogło to oznaczać, jednak nie zagłębiał się w takowych myślach.  - Chcę Ci podziękować i przeprosić. - Keya pokłoniła się nisko, na co chłopak rozwarł szeroko oczy. Zaskoczyło go to. Czuł się głupio, że kobieta musiała się przed niż korzyć, tym bardziej ona. Włosy kobiety opadły na jej twarz, ukrywając rozpalone policzki, jednak gdy ponownie się wyprostowała blondyn mógł na nowo podziwiać jej urodę. 
- Nie musisz. - Chłopak mówił uprzejmie. Nie starał się na siłę udawać spokojnego, ale na pewno pilnował zaparcie swojego temperamentu. - To nic wielkiego. - Mężczyzna czując delikatne speszenie, odwrócił wzrok i zaczął drapać się z tyłu głowy. To ewidentnie nie była sytuacja dla niego. Chłopak zestresował się tym na tyle, że czuł jak cały robi się coraz bardziej spocony, a to dopiero początek tego długiego dnia w szkole.

Gabriel Graham Outcast

Darmowy hosting zdjęć i obrazków Kocham śmierć, ponieważ tylko ona na mnie czeka.

Od Hao C.D Sorayi


Jakoś nie jestem specjalnie zaskoczony że jej Ojca tu nie ma, to by było za proste. 
Pewnie czekał tu na nią dłuższy czas, aż w końcu uznał że wyszła bez niego, albo coś w tym stylu.
Pewnie twój Tata uznał że wyszłaś bez niego, może czeka na zewnątrz?  – zaproponowałem, po tym jak jej Ojciec nie odebrał telefonu.
To nie twój interes – burknęła niemiło pod moim adresem.
No cóż, może i masz rację, ale jednak chcę ci pomóc, a ty nic przez to nie tracisz, prawda?
Dlaczego tak chcesz mi pomagać? – spojrzała na mnie. – Przecież w ogóle się nie znamy. Nie masz żadnych podstaw by mi pomagać, choć..–  spuściła wzrok – ..dzięki za wyprowadzenie z biblioteki. 
    - Cała przyjemność po mojej stronie. - zrobiłem teatralny ukłon - Jednak mylisz się, co do jednej rzeczy, mam i to solidne podstawy by ci pomagać. 
-Ciekawe jakie…  - westchnęła znudzona, nawet nie patrząc w moim kierunku. 
    - Tajemnica~~ A więc, jeżeli faktycznie dalej czeka pod budynkiem chyba powinnaś do niego iść prawda?
-Powinnam - tylko tyle rzekła, nim obróciła się na pięcie by następnie wyjść z biblioteki. - Do widzenia, seniora! - Odwróciła się żeby pomachać starszej pani. 
    - Jaka miła dziewczyna - skomentowała staruszka. 
    - A jaka ciekawa. - dopowiedziałem - No cóż, także będę się już zbierał, jeżeli jej Tata faktycznie tam tyle czekał to jestem ciekawy jego reakcji, do widzenia, jestem pewny że nie raz tu jeszcze wpadnę, mam trochę do zwiedzania. - powiedziałem z lekkim śmiechem, na co staruszka tylko pomachała ręką, jakby mówiła “no leć już”. 
    Wyszedłem zaraz za Sorayą i widziałem jak się rozgląda po okolicy, oraz że w naszą stronę zmierza dość wkurzony mężczyzna. 

wtorek, 21 sierpnia 2018

Od Rachel

Dziewczynka widziała to jak przez mgłę. Pozbawiona wspomnień, nie pamięta wyglądu pomieszczenia, w którym się niedawno znajdowała, ani nawet twarzy stojącego przed nią mężczyzny. Rozpoznawała jedynie jego wątłą posturę, delikatny uśmiech i biały, ciągnący się do kolan fartuch. Siedziała na drewnianym krześle, w małym gabinecie, patrząc pusto przez siebie. Mężczyzna powoli się do niej zbliżył i zgiął nogi, chcąc zrównać jej spojrzenie ze swoim.
- Wiesz, dlaczego tu jesteś, dlatego że przytrafiło ci się coś naprawdę strasznego-Mówił spokojnie, nie chcąc spłoszyć dziewczyny. - Rachel, nazywam się Danny. Jestem twoim terapeutą. - Jego głos brzmiał niczym uspokajający dzwoneczek. Biło od niego spokój i ciepło. Próbował z dziewczynką spokojnie i sympatycznie porozmawiać, by złapać z nią kontakt zaufania, przy tym zadając jej pytania - Powiesz, mi co się w domu twego Wuja, stało ?- Nie odpowiadała, jakby zupełnie nie widząc mężczyzny. Jej oczy nie miały w sobie ani grama blasku. Były puste, odpychające od siebie cały świat. Rachel nijak zareagowała na przyjacielski słowa terapeuty. Zaczęła jedynie lekko zamykać powieki, by po chwili odciąć praktycznie martwy wzrok od miłej twarzy Danny’ego. Ostatnie co usłyszała, gdy znużyła się we śnie były słowa terapeuty do osoby, która weszła do gabinetu:
Niestety brak z nią kontaktu, jest naprawdę w złym stanie psychicznym, nie ma, rady trzeba, ją tam wysłać, tam jej pomogą
Tego właśnie dnia, słowa dorosłych osądziły ogniem swoich bezsilność i braku pomocy, jej niewinny los. Zagubiona dziewczyna, która straciła wszystko przez dotyk, trafiła do miejsca dla obłąkanych z umysłem czystym niczym kartka papieru, która była zamknięta ze wszystkich stron w głębokim pudełku, żeby już niczego nieczuć i nikogo nie widzieć, ani nie wpuszczać do siebie.

poniedziałek, 20 sierpnia 2018

Od Taigi C.D Gaze


- Jestem pewny, że jesteś kobietą mojego życia, czy zrobiłabyś mi ten zaszczyt i.. - Chłopak chwilowo się zawahał, a ja nie wiedziałam, jak powinnam się zachować. Klęczał przede mną, otwierając małe granatowe pudełeczko. Otworzyłam delikatnie usta, ale żadne słowo nie dało rady się z nich wydostać - Zostaniesz moją żoną? - Mężczyzna uniósł wzrok. Uśmiechając się szeroko, Gaze wyciągną rękę, w prośbie o serdeczny palec. Spojrzałam na swoją dłoń, a zaraz po tym na jego uśmiech. Kochałam go i byłam tego pewna, jednak obok szczęścia, które wypełniało moje ciało, pojawiła się również niepewność, a także i strach. Nie znamy się wcale tak długo, są ludzie, którzy po 5 latach bycia razem, nadal mają wątpliwości czy tak poważny krok naprzód jest właśnie dla nich. Jednak... Mieszkam z nim, śpię w jednym łóżku, co może się zmienić po naszych zaręczynach? Czy wtedy będę musiała być odpowiedzialną narzeczoną? A co jeśli po tym będzie chciał mieć od razu gromadkę dzieci...
- Ja... - Wydusiłam w końcu z siebie, wycofując delikatnie swoją dłoń. - Przepraszam - Zasłoniłam usta, wstając gwałtownie od stołu. Pod wpływem emocji wybiegłam na zewnątrz, za lokal. Oparta o chłodną ścianę wzięłam głęboki oddech. Zanurzyłam dłonie w kruczoczarne włosy, starając się uspokoić bicie, a raczej walenie serca. Ciepłe, letnie powietrze muskało moją skórę, którą odkrywała czarna sukienka. W mojej głowie szalały najróżniejsze myśli. Zaczynając od tego, dlaczego jestem tak głupia, żeby zostawić go samego w restauracji, podczas gdy klęczy i trzyma w dłoni pierścionek, kończąc na tym, czy powiedzenie mu "tak", nie zmieni naszych stosunków. Co sekundę pojawiała się nowa wizja tego wszystkiego, ale w jednej chwili prysnęło to niczym bańka mydlana. Ciepła dłoń na moim ramieniu skłoniła mnie do tego, abym wróciła na ziemię. Zamknęłam oczy. Nawet nie musiałam się odwracać, żeby wiedzieć, że to on. Jego ciepło... Było tak bardzo mi bliskie, że rozpoznałabym je wszędzie.

niedziela, 19 sierpnia 2018

Od Mobiusa C.D Olivia


Czując czyjąś obecność natychmiastowo otworzyłem oczy, którym ukazała się czarnowłosa dziewczyna. Początkowo nie do końca ocknięty wpatrywałem się ślepo w jej ciało, które było nagie? Nie.. wyobraźnia chyba płata mi figle. Zamrugałem kilkukrotnie by zdać sobie sprawę, że nosiła jedynie bieliznę. Ospały nie myślałem kompletnie o niczym, w tamtym momencie wydawało mi się to normalne. Czemu? Może dlatego, że przywykłem do tego typu widoków, chociaż ciągle miałem w głowie swoją własną obietnicę, iż dziewczyny nie skrzywdzę. Później jednakże popełniłem głupi błąd, który wiele mi uświadomił. 
Co ty robisz? - Zapytałem niemrawo, unosząc przy tym jedną brew. Byłem na tyle zmęczony, że mógłbym przysiądź, że gdyby nasza krótka pogawędka potrwała dłużej to zasnąłbym mówiąc. 
Nie mogę zasnąć... - Odparła odwracając wzrok. Nawet w tych ciemnościach, gdzie jedynym źródłem światła był księżyc byłem w stanie ujrzeć jej rumieńce. Wyglądała naprawdę uroczo, tym bardziej w tej seksownej bieliźnie. Podejrzewam, że gdyby nie grzmot za oknem, dzięki, któremu dostrzegłem iż kobieta boi się burzy, zacząłbym myśleć, że Olivia przyszła mnie zwyczajnie uwieść. W sumie nie znałem jej z  tej strony. Sam fakt, że najprawdopodobniej chce ze mną spać pokazuje całkowicie jej inny obraz. Najwyraźniej nie jest tak niewinna jak mi się wydawało. Czasami jest nieśmiała i urocza, innym razem pokazuje pazury. Walczy do końca. Kiedy zaatakowały ją tamte dziewczyny, wyglądała na skruszoną, jednakże, gdy przyszło jej bronić mnie przed byłą jednorazówką, znowu mnie zaskoczyła. Najwyraźniej staje się dużo odważniejsza, gdy wchodzi w grę ochrona przyjaciół. Naprawdę drogocenna cecha. Można spytać, kiedy miałem czas tak bacznie ją obserwować? Powiedzmy, że mimo kamiennej maski, wewnątrz mnie dużo się dzieje. 

sobota, 18 sierpnia 2018

Od Blue C.D Claudio


Zaśmiałam się cicho pod nosem na widok tej, jakże kochanej reakcji młodzieńca. Od tamtej chwili, gdy po raz pierwszy ktoś zobaczył mnie w takim stanie i został ze mną, poza moim bratem ma się rozumieć, minęły dwa dni. Mimo tego, w głowie dalej kołatały mi się jego słowa i czyny. Na samo wspomnienie, oblał mnie delikatny rumieniec. Ponownie się roześmiałam i łagodnie pociągnęłam Claudio, pomagając mu wstać. Kiedy już to się udało, staliśmy tak, spoglądając na siebie. Dopiero po kilku sekundach dotarło do mnie, że dalej trzymamy się za dłonie. Cofnęłam swoją zarumieniona.
- Mamy jeszcze czas, nie musimy się spieszyć - powiedziałam, poprawiając sobie torbę na ramieniu.
- Myślałem, że będziesz od razu w szkole - odezwał się w dalszym ciągu zarumieniony mężczyzna, który sięgnął po leżący rower w celu postawienia go przy sobie.
- Naszło mnie z rana na spacer przed zajęciami - odparłam, uśmiechając się lekko. - I zobacz, całkiem ładnie się złożyło.
W odpowiedzi uniósł kąciki ust. Starałam się nie myśleć o tym, jak bardzo wyglądał, uśmiechając się, będąc zarumienionym, ale nie dawałam rady. Najzwyczajniej w świecie, Claudio zajmował coraz więcej miejsca w moich myślach. Oczywiście, nie przyznawałam się do tego na głos, że tamte chwile otulały moje serce i przywołując je, potrafiłam nawet zasnąć, uśmiechając się. Tymczasem już wolnym krokiem szliśmy w kierunku szkoły, Claudio prowadził swój majestatyczny pojazd przy boku.
- Wiem, że nie powinienem był pytać... - zaczął dość skrępowany, na co nadstawiłam ucha.
- O co chodzi? - Spytałam zaciekawiona.
- Ciekawi mnie... Bo jesteś orężem... Jak to powiedzieć - mówił tak zestresowany, że nie mogłam się nie uśmiechnąć.
- Jakim dysponuje żywiołem? - Rzuciłam luźno. Nie nawiązując kontaktu wzrokowego, kiwnął głową. Jeśli miałabym zgadywać, nie chciał mnie urazić przez wzgląd na ostatnie wydarzenia, kiedy to Frank wyjawił nasze tożsamości. Spojrzałam przed siebie. - W sumie czemu nie? Nie pytasz o nic złego. 

Od Kashima C.D April


Chłopak uniósł głowę i spojrzał na kobietę kątem oka, gdy ta odwróciła się w jego kierunku.  Czyli jednak nie chce tak po prostu odejść? Wyraz twarzy mężczyzny zdążył już zelżeć, po sytuacji, która miała przed chwilą miejsce. Kashim naprawdę nienawidził przemocy wobec kobiet i był gotowy zmiażdżyć każdego kto się odważył dopuścić takiej zbrodni. Chłopak był bardzo pewny siebie, dlatego też nie zawahał się ruszyć na przeciwników. Zawsze uważał się za wyjątkowego. Jako dziecko dzięki swojemu talentowi potrafił zrobić prawie wszystko, czego rówieśnicy, jeszcze nie byli wstanie wykonać. Bardziej skomplikowanych czynności, które on miał w małym palcu, które dla nas aktualnie są proste niczym wyjęcie kozy z nosa, ale w młodzieńczych latach mało kto dorównywał mu w łapaniu najprostszych rzeczy. Zaczął myśleć, że jest wyjątkowy, najlepszy, do tego stopnia, że stał się naprawdę próżnym człowiekiem.
Co do tamtych pieniędzy… Jeśli to nadal aktualne, jednak bym je przyjęła. - Odwróciła się na pięcie w stronę blondyna, z niezręcznym uśmiechem. Kashim natychmiastowo uniósł nieznacznie brew do góry. - Oczywiście wszystko oddam! Co prawda w ratach i nie od razu, ale co do grosza, wszystko zostanie zwrócone. - Mężczyzna westchnął. Prawdą jest co mówią, że kobiety są zmienne, jednak podobał mu się taki obrót spraw. Nie lubił być komuś winny. Dziewczyna zniszczyła telefon z jego powodu, no oczywiście nikt nie kazał jej się tam pchać, jednakże zawsze czuł potrzebę oddania komuś pieniędzy w takich sytuacjach, tym bardziej gdy brał w nich udział.
Spokojnie nie musisz mi ich oddawać, w końcu to z mojej winy został rozwalony. - Mężczyzna ledwo przecisnął te słowa przez gardło, by nie dodać chamskiej docinki i wyjął portfel, a z niego garść banknotów, które podarował dziewczynie. April natychmiastowo jest przeliczyła i rozwarła szeroko oczy. Przesadził? Wydawało mu się, że to podobna kwota, do tej za którą mogła kupić aktualnie zniszczony telefon dziewczyna. 

Od Deana Do Diaseela

Do pokoju nie wpadało światło, rolety i zasłony były zaciągnięte, a ciepłe promienie mogły wpadać jedynie przez szczeliny zrobione przez otwarte do wewnątrz okno. Mikry jasny pasek na panelach. Nie było widać kremowych ścian połączonych z ciemniejszymi kolorami, szarego dywanu, czy granatu poduszek. Wydawało się że to miejsce jest puste, a właściciela nie ma. Łóżko było posłane, jakby od dawna nikt w nim nie spał, a pokój sam w sobie czysty. Było cicho i jakby nieruchomo. Nawet zegar na ścianie, nie śmiał przesuwać swoimi wskazówkami tak, by było słychać tykanie.  Jednak tam obok, bardziej na prawo, przy biurku, na krześle obitym tkaniną ktoś siedział. Szczupła postać wtopiła się w tło pokoju, niezauważalna na pierwszy rzut oka. Białe sploty pokrywały ciało chłopaka, jego ramiona, szyje i tors, kończyły się niewiele wyżej od paska spodni. Oblicze zostało zasłonięte przez bujne kudły, które ewidentnie wymykały się spod kontroli. Na twarzy nie było tym razem uśmiechu, którym raczył wszystkich. Nie było sensu go przywdziewać. Teraz gościł tam smutek z mieszaniną powagi, może rezygnacji. Brunet uniósł nogę zgiętą w kolanie i przysunął do siebie obejmując ją ramieniem. W wolnej dłoni miał niewielki okrągły pieniążek. Moneta wędrowała od lewej do prawej na kostkach lewej dłoni błyszcząc srebrem w ciemnym pokoju. Brązowe oczy w milczeniu śledziły każdy jej ruch. Przejechał językiem po suchych wargach i uśmiechnął się głupio. Czy tylko tyle warte jest dla niego jego własne życie? Tyle co przypadek, siła z jaką wprawi w ruch ten kawałek metalu? Chwilowe zawahanie, wypuścił z płuc drżące westchnienie. Nikt zazwyczaj nie brał jego żartów na poważnie, może to i słusznie, chodź w głębi serca wcale nie żartował. Nagłe zniecierpliwienie, wstrzymanie oddechu gdy pieniążek wystrzelił w górę. W powietrzu obrócił się siedmiokrotnie i spadł na biurko zawalone resztkami dokumentacji którą chłopak miał przejrzeć już od wczoraj, ale zasnął nad ranem nie skończywszy masy papierkowej roboty. 

Od Deana C.D Luthera


Luther. To imię jak i nazwisko Rutherford, były bardzo do siebie podobne, zahaczające o rym, zakodowały się w głowie Deana, który po kilku sekundach miał stu procentową pewność, że już nigdy nie zapomni chociażby twarzy owego jegomościa. Słowa, że "każdy zrobiłby to samo" uważał za standardowy i wyćwiczony zwrot gdy odpowiada się komuś na podziękowania. Gdyby pomyśleć nad tym głębiej, ludzie usprawiedliwiają w ten sposób swoje dobre uczynki. "Zrobiłem coś, bo tak powinienem" albo "Tak należało postąpić"; czasem to kwestia sumienia, a czasem zwykłej uczciwości. Nie każdy jednak jest w stanie się na taką zdobyć i brunet doskonale o tym wiedział. Propozycja ciemnookiego była naprawdę dobra. Kusząca. Piwo? Dean nigdy jeszcze nie odmówił sobie żadnego alkoholu, chyba że to były najgorsze sikacze z najniższej sklepowej półki przeznaczona dla niewybrzydzających za bardzo spitych meneli, którzy bez jakiegokolwiek trunku żyć nie mogą. Chłopak lubił alkohol - to fakt, często mu on towarzyszył. Nawet w domu miał zawsze jakieś zapasy gdyby miał ochotę się nieco rozluźnić po ciężkim dniu. Nigdy jednak nie przeginał z jego dawką. Może dlatego, że gdziekolwiek by był - w najgorszej spelunie czy dobrym pubie - jego ostrożność nie pozwalała mu zasnąć na blacie lub stole od bilarda, przełączając organizm na potrawę czujki. Było to jednak męczące. Nawet jeśli towarzystwo mu odpowiadało. Co do samych miejsc, też nie był wybredny. Szczerze to z własnego doświadczenia wiedział, że w najgorszych spelunach mają najlepsze piwo. Dlaczego? Gdyż non stop jest świeże. Obroty w takich norach są największe. Nie miał ochoty jednakowoż dziś znaleźć się w takim miejscu, ale za to czymś na większym poziomie nie zamierzał pogardzić.
- No pewnie. - zgodził się, a z jego twarzy nie znikał typowy entuzjazm. - Prowadź.
Skrzyżował ręce wskazując palcami dwa inne kierunki.

środa, 15 sierpnia 2018

Od Claudio C.D Blue


Szczęście, że pojawił się nauczyciel. Moja twarz przybrała skrzywiony wyraz wściekłości. Jak on mógł tak mówić o Blue, znam ją krótko, ale nie wydawało mi się, że jest kimś bezużytecznym. Zacisnąłem dłoń w pięść, a zaraz za tym i zęby. Powoli zaczęła boleć mnie szczęka, ale nie zwracałem na to uwagi. Koleś był podły i teraz to mi tylko siedziało w głowie. Po chwili zacząłem kierować się ku wyjściu, aby wrócić do domu i się uspokoić, jednak kiedy tylko przed nimi stanąłem jakaś siła, która wcześniej kazała mi nie biec za Blue ponownie mnie zatrzymała. Położyłem dłoń na wysokich drewnianych drzwiach, już miałem zamiar popchnąć je i wrócić do mej oazy, ale jednak... To nie było takie proste, a moje ciało oraz umysł, postanowiły się mocno sprzeciwić. Odbiłem się od drewna ruszając ku akademika. Wtem niespodziewanie jak zawsze trzeba było na kogoś wpaść, bo czym byłby świat gdyby się na kogoś nie wpadło! Uniosłem delikatnie głowę, dojrzałem przed sobą szatynkę o piwnych oczach, nosiła okulary i patrzyła na mnie z rumieńcem. Uśmiechnąłem się nikle, aby nie dodawać złego nastroju, ale za pewne nie dało się tego zmienić. Buzowało ode mnie złą energią, która kumulowała się coraz to bardziej w moim wnętrzu. Postanowiłem jednak nie psuć humoru nieznajomej i zacząłem jej pomagać zbierać papiery. Kiedy większość zebrałem postanowiłem z ciekawości przejrzeć jeden. Pisało o jakiś informacjach dla dyrektor. Zacząłem czytać aż w mój zasięg wzroku wpadł pewien szczegół. "[...] Kilka osób proponowało festiwal, ostatnio w mieście dużo się dzieje, a więc uczniom przydałaby się jakaś rozrywka." Czas rozluźnienia? To chyba nie była by zła opcja... Zapatrzyłem się w kartkę, gdy z transu wybudziła mnie dziewczyna, która wyrwała mi papier z dłoni. Z lekka zdenerwowana burknęła coś pod nosem, a ja stając powoli na równe nogi pochyliłem się delikatnie do przodu i złożyłem najszczersze kondolencje. Nieznajoma miała się już oddalić, tak też i uczyniła, zaczęła stawiać kroki w przód, za pewne szła w kierunku gabinetu dyrektora z tymi wszystkimi propozycjami. Podążałem za nią wzorkiem, sam miałem zamiar w końcu pójść do Blue. Nagle zorientowałem się iż nie wiem jednej ważnej rzeczy, gdzie ta moja mała znajoma mieszka. Podbiegłem w końcu do szatynki i złapałem ją za ramię.

poniedziałek, 13 sierpnia 2018

Rachel Gardner

Darmowy hosting zdjęć i obrazkówLudzie boją się śmierci, a mnie coś podpowiada, że jest to najpiękniejszy moment życia.

piątek, 10 sierpnia 2018

Admin

Darmowy hosting zdjęć i obrazkówWitam! Jak gif pięknie pokazuje, łatwo się domyślić kim ja jestem. Nowym adminem! Oczywiście podejrzewam, że część z was nie wie o co chodzi tak więc zasługujecie na wyjaśnienia. Dotychczasowy admin Talon, nie jest w stanie prowadzić dalej bloga i wykonywać swoich dotychczasowych obowiązków, tak więc by powstrzymać kataklizm, którym byłoby jego zamknięcie, stałam się nowym adminem. Dlaczego ja? Mam porównywalne zdolności graficzne co Pacyfista, a fakt, że jesteśmy rodzeństwem pozwala na łatwą wymianę danych, zapisów roboczych, czy też czcionek. Dzięki czemu szata graficzna bloga nie powinna się drastycznie zmienić. Oczywiście przepraszam jeśli moje twory nie będą równie fascynujące, lecz dam z siebie sto procent! No i bądź co bądź, komu zaufał by lepiej jak nie własnej siostrze? (/ ̄(エ) ̄)/ Dodatkowo mam kilkuletnie doświadczenie w adminowaniu. Lecz przejdźmy do bardziej interesujących państwa informacji. Co powinno być do mnie wysyłane? Oto odpowiedź: dosłownie to samo co Talonowi; opowiadania, formularze, rezerwacje... Różnego rodzaju pomysły, które będę przekazywać staremu adminowi do akceptacji. Bądź co bądź on jest ojcem tego bloga, więc nasze obłocone grzechami rączki nie zrobią nic bez jego wyraźnej zgody. Jest on swoim rodzaju szefem, czy tam bóstwem, a my jego pachołkami. Takie życie. ヽ(°◇° )ノ No więc czekam na owocną współpracę, ja zaczynam robotę, od jutra? Pozdrawiam i wiśta wio! Pchajmy ten wspaniały blog do przodu. Niech twórca będzie z nas dumny!

Od Keyi C.D Violett


Rozglądnęłam się raz jeszcze, dokładnie badając wzrokiem przeciwników. Szybka analiza wskazywała na wygraną, jednak było to zbyt ryzykowne.
- Wycofujemy się... - szepnęłam, poważniejąc i łapiąc dziewczynę za rękę.
Jej wyraz twarzy wyrażał zdumienie, ale tylko w niewielkim stopniu się opierała.
- Ależ nie uciekajcie, nie będzie bolało. - próba prowokacji z ich strony nie należała do szczególnie dobrych.
Przed moment zdawało mi się, że Violett chce zaprotestować. Albo się powstrzymała, albo pogodziła z moim pomysłem, bo ostatecznie biegła za mną.
Nasz ogon był równie szybki, jak i my.
- Do szkoły. Unikaj walki! - rzuciłam zdyszana do blondynki, która szybko przytaknęła.
Jej początkowy pomysł w tym momencie był jedynym odpowiednim. Z drugiej strony walka bardzo mnie kusiła. Dawno nie nabiłam nikomu kilku siniaków.
Nagle przed nami pojawił się jeden z nich i skutecznie torował nam drogę. Ponownie zostałyśmy otoczone. Szukałam jakiejkolwiek luki, pamiętając, aby nie używać magii. Wiedziałam, że nie mogę polegać na samej sile magicznej od małego. To dość ułatwiało sprawę.
Violett zatrzymała jednego z nich, mocno zakładając dźwignię i powalając go na ziemię. Ja w tym czasie dostrzegłam szansę na szybką ucieczkę, uderzając przy tym kolejnego przeciwnika. W ten sposób udało nam się powrócić do biegu.
Kilka razy biegłyśmy w kółko, ale coraz bardziej traciłyśmy siły. Zgubienie ich w tym momencie graniczyło z cudem. Na nasze szczęście już w oddali można było zobaczyć budynek naszej szkoły.
Dosłownie resztkami sił dobiegłyśmy do drzwi uczelni. Tym razem nasz ogon skutecznie zniknął. Tak jak myślałam, mają to zaplanowane i nie zamierzają się ujawnić.
Ciężko dysząc, wkroczyłyśmy do środka. Nie było o tej porze już lekcji, ale z moich orientacji jakiś nauczyciel powinien tutaj jeszcze być.
- Mogłyśmy ich pokonać. - stwierdziła po chwili blondynka.
Przytaknęłam jej, poprawiając mokre od potu włosy.
- To było zbyt ryzykowne. Nie wiemy, czy nie mieli w pobliżu kogoś jeszcze i kim w ogóle są. - mój oddech powoli się normował. - Zresztą za bójkę miałybyśmy na pewno problemy.
Violett lekko się uśmiechnęła, przyznając mi rację. Po chwili odpoczynku ruszyłyśmy na poszukiwanie jakiegoś nauczyciela, któremu będziemy mogły wszystko wytłumaczyć i zapytać co mamy robić.
Najbardziej jednak ciekawiło mnie, kto wysłał tych ludzi. Na pewno na nas się nie skończy.

Violett? :}

Od Finley’a C.D Rivai’a


Był w swoim świecie, w swoim żywiole. Gdy tylko usłyszał temat, jaki mieli zinterpretować, od razu wziął się do pracy, nawet nie zastanawiając się nad tym, co narysować. Ale nad czym tu się było zastanawiać? Tematem były sny, każdy z nich miał przedstawić, jak wyobraża sobie pojęcie „snów”. Ponieważ nie było jednego konkretnego wytłumaczenia, Fin dał się ponieść wyobraźni. Z początku sam nie potrafił zrozumieć swoich machnięć pędzlem, ale gdy obraz był coraz bardziej kolorowy, ujrzał na nim coś niewyobrażalnego i niemożliwego. Na samym dole płótna znajdowała się czarna leżąca na łóżku postać, bez twarzy, ponieważ nie była ona ważna. Wszystko, co miało odwzorować „sen”, znajdowało się nad postacią, czyli prawie na całym obrazie. Z początku zahipnotyzowany chłopak, zaczął dostrzegać syrenę podnoszącą się na drążku, ryby wylegujące się i popijające lemoniadę na chmurze, pijaną ośmiornicę w szklance wina, rozmawiające ze sobą obrazy i jeszcze wiele więcej.
Po skończeniu całe płótno było zamalowane, nie było ani jednego wolnego miejsca, nawet najmniej punkciki przedstawiały motyla ze skrzypcami bądź niebieskimi jabłkami. Osobiście obraz mu się nie podobał, wręcz przeciwnie: był ohydny. Większość obrazków była niewyraźna, a wszystko to przez ograniczony czas, jakim dysponował Finley. Jak można narysować tyle przedziwnych rzeczy raptem w godzinę? Dla niego sztuka to poświęcony czas, a ten poświęcony czas należy wyrzucić do kosza i go spalić.
- Jest okropny – mruknął bardziej do siebie, kiedy jury składające się z dwóch nauczycieli i jednego ucznia przechadzało się od płótna do płótna, oglądając dokładnie każdy obraz.
- Idiota – odpowiedział Rivai, który co jakiś czas podawał mu farby z pudła, chociaż nie był najlepszy. Kiedy Fin poprosił o morską bryzę, bądź jasną trawę, ten podał mu inny odcień. W sumie to jak można go winić? Nie wszystkie fiolki były podpisane; znaczy były, ale większość została już przetarta bądź wybrudzona farbą do takiego stopnia, że nie można było nic rozczytać.

Od Sorayi C.D Hao


Czy ja mu, aby na pewno zaufałam? Nie miałam innego wyjścia. Nie chciałam zostać w tym miejscu na zawsze. Owszem, lubiłam książki, ale raczej przeżycia by mi nie zapewniły…
Chwytając dłoń tego chłopaka, nie spodziewałam się, że on aż tak pozytywnie zareaguje na to „coś”. Zazwyczaj innych to odpychało, na przykład moich starszych braci. Śmiali się z tego, dlatego nauczyłam się ograniczać do absolutnego minimum kontakt cielesny z drugim człowiekiem. Ale on… nagle złapał moją drugą rękę, przez co trzymane przeze mnie podręczniki upadły na podłogę. Przybliżył tym samym mnie do siebie, a potem pochylił się nade mną. Jedyne, co byłam w stanie zrobić, to przestać oddychać i zrobić wielkie oczy.
– Naprawdę się cieszę, że jednak mi zaufałaś. Posiadanie tak ciekawej znajomej, jak ty naprawdę mnie cieszy! – Po tych słowach odsunął się raptownie, nadal trzymając mnie za ręce, dzięki czemu niemal na niego runęłam. Zaczął nas prowadzić między regałami. Ciągnął za sobą niemal tak, jak właściciel swego nieposłusznego psa na smyczy. Byłam nieco zaskoczona tym, co ten gościu przed chwilą uczynił. To nagłe zbliżenie mnie onieśmieliło.
– To na pewno droga do wyjścia? – spytałam niepewnie. Nie pamiętałam tych korytarzy, a powinnam. Przecież miałam bardzo dobrą pamięć. Spojrzałam trochę nieufnie na plecy chłopaka. Nagle sobie zdałam sprawę z jednej istotnej rzeczy. Ja nawet nie wiedziałam, jak on ma w ogóle na imię!
– Oczywiście! Już mi zaufałaś, to proszę, zaufaj do samego końca – rzekł przez ramię, nadal się uśmiechając. Ten uśmiech był inny. Różnił się od tego, którym obdarzył tamtą grupkę dziewczyn w sklepie. Ten był szczery… Nasze spojrzenia się spotkały, gdy ten obrócił głowę w moją stronę. Odwróciłam wzrok natychmiast.
– To nie takie łatwe. Nie znam choćby twojego imienia… – mruknęłam pod nosem. Nie za bardzo podobała mi się ta cała sytuacja. A ten ciągnął mnie nie wiadomo gdzie.
– Racja, że też wyleciało mi to z głowy. – Zatrzymaliśmy się, a on odwrócił się w moją stronę. – Nazywam się Hao Asakura. – Ukłonił się teatralnie. – Mogę poznać twoje imię? – Wyprostował się i spytał z uśmiechem. Popatrzyłam na niego z wahaniem. Zdradzić mu swoje imię czy też nie… Po dłuższej chwili zastanowienia postanowiłam mu się przedstawić.

poniedziałek, 6 sierpnia 2018

Od Rivai'a C.D Finley


W końcu znalazł sobie spokojne miejsce w zacisznym cieniu. Otworzył książkę i ponownie rozkoszował się czarnymi literami na lekko pożółkłych kartkach papieru.
Co prawda Stephen King nie był jakimś oszałamiającym pomysłem na słoneczny dzień, w którym aż się prosi, by śmiać się i bawić z przyjaciółmi.
No ale Rivai przyjaciół nie miał, słoneczne dni dla niego były jak pogrzeb, w dodatku nie znosił ludzi.
Przesiedział tak z godzinę i z czytania wyrwały go promienie słońca. No tak, dzień mija, a Ziemia okrąża Słońce, na skutek czego Rivai musiał się przesiąść.
Szedł, wywołując kolejne zdziwione spojrzenia swoją kurtką.
- Ej, ty! - usłyszał, lecz to zignorował.
Bez wątpienia było to do niego, jednak nie zamierzał reagować na taki brak szacunku.
- Hej, zaczekaj! - ton głosu był błagalny, co w najmniejszym stopniu nie ruszyło Rivai'a.
Odwrócił się, jednak uznając, że zrobi nieznajomemu tę łaskę.
- Czego znowu...? - Prawie warknął, będąc mocno zirytowanym.
- Potrzebujemy ochotnika... - zaczął tamten, ale Rivai przerwał mu prychnięciem.
Speszył tym rozmówcę, jednak nie przeszkodziło mu to w kontynuowaniu:
- Naprawdę... To zabawa artystyczna organizowana przez uczniów, tak dla rozrywki... Potrzebujemy kogoś do pomocy.
Zapadła cisza i widać było powiększające się spięcie na twarzy odważnego, który zaczepił Rivai'a.
On sam był ciekaw, czy to dlatego, że tamten był tak zrezygnowany, że zaczepił jeden z postrachów najbliższej okolicy szkoły Orin, czy może dlatego, że faktycznie nie widział Rivai'a wcześniej na oczy.
Pewnie to pierwsze.
- Ale potem więcej się do mnie nie zbliżasz - wycedził w końcu, wymijając skamieniałego ucznia.
Kilka kroków i już był przy straganie z małym podestem à la sceną.
Pojawił się kolejny przygłup, który miał zaprowadzić go do osoby, której ma pomagać.
Ogólnie zabawa polegała na najciekawszym zinterpretowaniu różnych sytuacji czy słów za pomocą obrazu.

niedziela, 5 sierpnia 2018

Od Violett C.D Keyi


Ostatecznie postanowiłam powiedzieć Keyi o osobie, która nas cały czas obserwuje. Tak jak się spodziewałam, dziewczyna miała już pomysł. A przynajmniej miałam taką nadzieję. Dałam na sam początek propozycję, aby zawiadomić kogoś, ale ona nie chciała. Dziewczynę ciekawiło najwidoczniej, to jak wyglądają obserwujący nas mężczyźni. Trening w parku dobrze się zapowiadał, ale i tak nie byłam całkowicie co do tego przekonana.
Bałam się tego, że Keyi coś się stanie, a ja nie będę w stanie jej pomóc. Wreszcie ona była moją pierwszą przyjaciółką. Wyszliśmy z pizzerii. Skierowaliśmy się do parku, który nie był daleko oddalony, więc dojście do niego nie zajęło nam dużo czasu. Usiadłyśmy na ławce. Keya zaczęła szeptać mi na ucho, ile to mniej więcej osób nas otoczyło.
- Spokojnie - chwyciłam rękę dziewczyny, uśmiechnęłam się delikatnie w jej stronę. Jak na razie nie było potrzeby, aby wszczynać bójkę wraz z nimi.
- Że też akurat na was musiało paść - zbliżył się drugi z drugiej strony. - Takie słodkie, a my musimy sprowadzić porządek na tym świecie, zaczynając od was - zrozumiałam mniej więcej, co ma na myśli mężczyzna.
- Przepraszam, ale chyba za dużo wypiliście panowie - wstałyśmy na równe nogi z Keyą.
Jeden z nich zbliżył się do mnie. Patrząc na jego twarz, już wiedziałam, że jest on jednym z nich. Keya, chciała już coś powiedzieć, jednak powstrzymałam ją. Nim zdążyłam coś powiedzieć, on dotknął swoimi palcami mojej broszki. Tak jak jego dłoń dotknęła mojej broszki, tak ja zareagowałam trochę agresywnie. Wykręciłam mu jego dłoń w drugą stronę.
- Nie dotykaj rzeczy, które nie należą do ciebie - powiedziałam, będąc naprawdę zła. Co to, to nie! Mojej broszki nie może nikt dotykać prócz osób, którym zaufałam.
- I ty mi mówisz, abym była spokojna - Keya spojrzała się na mnie, a ja uśmiechnęłam się w jej stronę.
- Wybacz - zrobiło mi się odrobinę głupio z tego powodu, ale ona uśmiechnęła się w moją stronę.
- To jak? Zaczynamy nasz trening czy nie? - zapytała się dziewczyna, gdy tylko reszta osób zbliżyła się do nas. Ja uwolniłam mężczyznę z uścisku, a on oddalił się kilka kroków ode mnie.
- Mam to traktować jako rozgrzewkę czy może mały sparing? - zapytałam się, a ona spojrzała się na mnie zastanawiająco.

<Keya?>

Od Hao C.D Sorayi


Eh… no nic, nie ma co się tym martwić, świat nie jest taki duży, na jaki wygląda. Z tak pozytywnym nastawieniem wróciłem do dalszego zwiedzania tego miasta. Jednym z moich celów było znalezienie miejsca, do których mógłbym chodzić w poszukiwaniu rozrywki, na pewno mają tu teatry czy biblioteki. No cóż, nigdzie mi się nie śpieszyło, więc postanowiłem zdać się na los i po prostu iść przed siebie, przy okazji rozglądając się po otoczeniu.
No cóż, im dłużej tak chodziłem, tym bardziej utwierdziłem się w przekonaniu, że nie będę się nudził, już teraz wyłapałem kilka ciekawych sytuacji, miejsc i osób, z którymi można by się ciekawie zabawić. Na szczęście dość szybko otrząsnąłem się, ze swoich przyszłych planów i powróciłem do szarej rzeczywistości. Pocieszałem się myślą, że dość szybko wpadłem na ciekawą osobę, tamta dziewczyna w sklepie, w sumie to zepsuła mi zabawę i powinienem się jakość za to odegrać prawda? Ponownie musiałem się zmusić do wrócenia na ziemię z obłoków fantasy, ale tym razem dzięki mojemu znalezisku. Bibliotece.
Nie myśląc nad tym wiele więcej, ruszyłem w jej stronę, ciesząc się w duchu, że udało mi się ją znaleźć i to nie jakąś małą biblioteczkę, na raczej bibliotekę dość sporych rozmiarów. Szybko znalazłem się przed wielkimi drewnianymi drzwiami i otworzyłem je. Zaskoczył mnie fakt, że drzwi nie wydały z siebie żadnego dźwięku. Osoba, która dba nawet o coś takiego, ma moją szczerą pochwałę. Zawsze jest coś ważniejszego niż oliwienie drzwi, oczywiście zalicza się też do tego odpoczynek, nieważne jak długi i jak bardzo próbuję cię przekonać o twoim mniemanym lenistwie.
Od przekroczenia progu, do mojego nosa dostał się ten znajomy zapach. Nie ma co, potrafi to działać uspokajająco. Po chwili zacząłem oglądać całe pomieszczenie. Jeśli miałbym to podsumować, to powiedziałbym, że można od tego poczuć wyniosłą aurę, ale nie arogancką, co tylko wzmacnia brak przepychu i zbędnych ozdób. Tak jakby sam budynek mówił, że wie, ile jest wart. Jeszcze chwile podziwiałem obrazy na ścianach, dość stare, ale malowała je kompetentna osoba. Po tej chwili przerwy szybkim krokiem zbliżyłem się do kolejnych drzwi i otworzyłem je.
Pomieszczenie za tymi drzwiami było już mniejsze niż poprzednie, zapach tego miejsca także się zmienił, dołożono do niego damskie perfumy, nie mi oceniać ich jakość czy zapach. Na środku tego pomieszczenia stało solidnie wykonane biurko, a na nim wiele różnorakich książek.

sobota, 4 sierpnia 2018

Od Sorayi C.D Ravenisa


Prawie się wydało. Ravenis jednak sprytnie wybrnął z sytuacji, za co byłam mu poniekąd wdzięczna. Kłopoty i ja –  zdecydowanie zbyt często byliśmy ze sobą w parze. Nie pozostało nam nic innego, jak iść do szatni i się przebrać. Ciekawa jestem, skąd Ravenis wytrzaśnie dla siebie ciuchy...?
– Sprawa miewa się tak: co powiesz na to, żebyśmy spotkali się jutro przy gastronomiku, bo mają tam w okolicy dobrą kawiarenkę, przynajmniej tak słyszałem, hmm? Dokończymy sobie na spokojnie rozmówki, serio, wygrałem już, to nie chce mi się tutaj siedzieć i narażać na pot spływający ciurkiem po dupsku. Ulotnię się oknem, czy coś.
Wyznanie chłopaka, nie powiem, ale zaskoczyło mnie i to pozytywnie. Machinalnie się uśmiechnęłam. Odgarnęłam powoli włosy z twarzy i założyłam ciemne kosmyki włosów za ucho. Lekkie mrowienie na policzkach zostało przeze mnie zarejestrowane. Ach, te rumieńce… Postanowiłam rozważyć na szybko jego propozycję. W sumie to nie miałam nic do stracenia. Chłopak wydawał się spoko, więc czemu miałabym się nie zgodzić na spotkanie? 
– Okej, nie ma sprawy. Tylko o której? Bo widzisz, muszę pomówić z trenerem o kilku rzeczach, a mam jeszcze inne zajęcie jutro. Niemniej jednak chciałabym się z tobą spotkać.
Potem uzgodniliśmy jeszcze godzinę jutrzejszego spotkania i każde z nas poszło w swoją stronę, czyli ja do szatni, a Ravenis ukradkiem do wyjścia. Miał szczęście, ponieważ trener zajął się ochrzanianiem jakiejś grupki chłopaków, którzy próbowali zawinąć w siatkę jakiegoś innego chłopaka. No co za dziecinada, błagam...! Pokręciłam jedynie głową na to wszystko…
Po skończonym, niezapowiedzianym treningu i zakończonych lekcjach mogłam wreszcie udać się do domu. Z plecakiem na ramionach oraz dodatkową torbą na ciuchy sportowe szłam spokojnym tempem ulicą. Dopiero co opuściłam teren szkoły, jednak w głowie ciągle miałam słowa trenera. Otóż odbyłam z nim rozmowę, gdy Ravenis umiejętnie zwiał z zajęć. Westchnęłam ciężko, po czym przystanęłam na moment. Spojrzałam w górę. Wieczorne niebo przechodziło powoli w nocne, było  już bardzo późno. Dobrze, że uprzedziłam mamę, pisząc jej, że nie wrócę na obiad. Letni wiatr porwał moje rozpuszczone włosy. Niósł ze sobą zapach ciastek z pobliskiej kawiarni, a także woń skoszonej trawy. Pewnie boisko szkolne do piłki nożnej było właśnie koszone. Wzrokiem zaczęłam szukać pierwszych gwiazd na niebie, gdzieś wśród nich znajdował się Mars i Wenus. Dwie planety widoczne z Ziemi, aczkolwiek dla nas, ludzi, widziane jako jaśniejsze gwiazdy. Astronomia kiedyś bardzo mnie interesowała, lecz z czasem się to zmieniło. Balet począł fascynować mnie coraz bardziej… A dzisiaj… Musiałam dokonać wyboru. Trener dał mi czas do jutra. Albo jedno, albo drugie. Przecież to nie fair!

Od Olivii C.D. Mobiusa


Widok z pokoju Mobiusa był piękny. Mogłam stać na tym balkonie przez następne kilka godzin i wpatrywać się w nocny krajobraz miasta. Na mojej twarzy pojawiło się szeroki uśmiech. Może wyglądałam na dziwną osobę, która cieszyła się z takich drobiazgów, ale po prostu uważałam, że szczęście nie może być opierane jedynie na rzeczach materialnych typu nowy telefon. Mnie wystarczyła obecność drugiej osoby, abym się uśmiechała. Poczułam delikatny zapach tytoniu, który delikatnie drapał mój nos. Na całe szczęście zapach nie był bardzo silny i dało się go znieść.
Wróciliśmy do środka, gdy tylko mężczyzna skończył palić. Wskazał mi, gdzie jest jego pokój i dodał również, że ja w nim będę spać. Trochę nie podobało mi się, to, że on miał spać na kanapie. Jednak co mogłam zrobić? On się tak uparł. Rozebrałam się do bielizny i usiadłam na łóżku. Wyjęłam telefon i napisałam do brata, Krystiana, że nocuję u Mobiusa. Opisałam mu również całą sytuację z tą dziwną kobietą, która naszła na biednego bruneta. Jego reakcja była podobna do mojej na samym początku, czyli brak zrozumienia sytuacji i chęć wybuchnięcia śmiechem. On był rozbawiony tym faktem, że istnieją takie osoby, które myślą, że takim nachalnym zachowaniem, by zdobyły serca ich „wybranków”. On nawet napisał, że trochę współczuję biedakowi i musiał być naprawdę pijany, że przyprowadził do siebie taką przedstawicielkę płci pięknej. Gdy powiedziałam mu, że Mobius zwolnił dla mnie łóżko, rodzeństwo zamilkło. Myślałam, że coś się stało, a ten co? „Powinien ci zaproponować spanie razem!” Przemilczałam jego uwagę. Chociaż… Spanie z Mobiusem sprawiłoby mi wiele przyjemności. Oczywiście, nie mówię o uprawianiu seksu, ale coś w stylu przytulenia się do niego. Trochę czasu minęło, odkąd byłam ostatni raz w objęciach mężczyzny, który nie jest ze mną spokrewniony. Siedziałam na łóżku i się zastanawiałam, czy nie wyjść z pokoju i wepchnąć się mężczyźnie do posłania, jednak uznałam to za brak szacunku i kultury. Przecież jestem u niego gościem i to jeszcze nagłym. Przez chwilę poczułam się… zazdrosna, że u niego było tyle kobiet i z każdą miał jakąś przygodę. Mogłam wywnioskować, że nawet jakbym się teraz z nim przespała, to nic by to nie znaczyło dla niego. Byłabym po prostu tą kolejną. Zasmucona tym faktem położyłam się na łóżku, przykrywając się cienką kołdrą. Czułam silny zapach mężczyzny na poduszce, kołdrze… normalnie na każdym milimetrze tego miejsca. Dało mi to pewne poczucie bezpieczeństwa. Mobius tak ładnie pachniał… W tym momencie nie reagowały brudne myśli, ale też moje głębsze emocje do niego. Czułam, jak moje serce zaczęłam szybko bić, a na mojej twarzy zagościł silny rumieniec. Na pewno teraz nie pozbędzie się mnie tak łatwo. Za przyjemnie mi się leżało w jego łóżku. Do tego stopnia, że byłam w stanie zasnąć, bez żadnych problemów. Odpłynęłam do krainy snów…

wtorek, 31 lipca 2018

Od Blue C.D Claudio


Nawet jeśli udało nam się wejść do naszej szkoły, to i tak rozdzieliliśmy się w biegu, ponieważ do rozpoczęcia zajęć pozostało raptem dwie minuty, a trzeba było dobiec do właściwych sal. Może i miała krótkie nóżki, ale zmotywowana, potrafiłam dość szybko biec. Tak właśnie przekroczyłam próg sali z chwilą wybicia dzwonka na rozpoczęcie lekcji. Ledwie wpadłam, a zaraz podszedł do mnie mój znajomy z rocznika, trzymający w dłoni butelkę wody. Ten czarnowłosy młodzieniec o piwnych oczach nazywał się Lucas i od czterech miesięcy stanowiliśmy parę taneczną mieszanych stylów, czyli jeszcze przed zapisaniem się do Szkoły Tańca Tori. Zresztą on sam był z Zakonu Vendaval, więc mimo różnic mogliśmy spokojnie wymieniać się poglądami.
- Prawie się spóźniłaś, co się stało? - Zapytał z lekką ciekawością, podając mi wodę, którą ochoczo przyjęłam, by zaraz wziąć spory łyk. Po chwili dodał cicho, się śmiejąc. - Cała jesteś w buraczanym rumieńcu.
- Jakby to ująć... Poznałam dosyć ciekawego panicza - powiedziałam, starając się przestać rumienić. Jeju, to wszystko przez to, że nagle musiał mnie wziąć na ręce, w bardzo podobnym stylu co pan młody trzyma swoją oblubienicę. Na samą myśl, poczerwieniałam jeszcze mocniej. W odpowiedzi Lucas się tylko zaśmiał i poklepał mnie po plecach. Co poradzić, byliśmy przyjaciółmi, co się poznali podczas lekcji tańca kilka lat temu.
- Wziąłem proroczo twoją torbę, nie musisz dziękować - powiedział niby od niechcenia, ale w oczach czaiły mu się ogniki. Pokręciłam głową i teatralnie dygnęłam przed nim w celu odebrania torby.
- Och, dzięki ci panie... Ale buziaka w policzek nie dam - zastrzegłam.
- Fakt, Penny już wystarczająco jest zazdrosna - odparł, udając żal. Penny to była obecna dziewczyna Lucasa, która była trochę, nie, bardzo zazdrosna o swojego ukochanego. Za każdym razem, gdy słyszała o jego wyjściu ze mną na ćwiczenia, dostawała szału. Cóż, zaborcza, ale bardzo ładna. Zaraz jego uśmiech przygasł, a ton głosu stał się poważny. - Ponieważ występujemy, tańcząc osobno, chciałbym życzyć powodzenia. I pamiętaj jedno.
- Tak? - Zapytałam się, słysząc jak jego głos, stał się surowy.

Od Sorayi C.D Hao


Nie wierzyłam, że na serio można być takim... Ach… Nie wiedziałam, jak to w ogóle nazwać. Zawsze starałam się nie patrzeć na ludzi jak na przysłowiowe „okładki”, no ale cała ta niedorzeczna wręcz sytuacja w sklepie? Nie ukrywałam, że wkurzyłam się, gdy tamte dziewczyny zaczęły mnie mieszać z błotem, lecz nie miałam zamiaru się nimi przejmować. No bo po co? Dobra, Sor, skup się na teraźniejszości. Rodzice coś do ciebie mówią. Wzięłam głęboki wdech, wyjęłam słuchawki z uszu, po czym z lekkim uśmiechem spojrzałam na ojca, który od kilku minut próbował wydostać mnie z mojego małego, prywatnego świata.
– Tak, ojcze? – spytałam, posyłając mu jeszcze mniej weselsze spojrzenie.
– Wreszcie do nas przemówiłaś. Czy możesz, z łaski swojej... – Zaakcentował dwa ostatnie słowa, – ...schować ten telefon? Mówię do ciebie od dobrych dziesięciu minut!
– Już, już… – mruknęłam. Schowałam urządzenie wraz ze słuchawkami do plecaka. – To idziemy do tej biblioteki? Nie mam jeszcze wszystkich książek do szkoły, a jutro będą mi potrzebne.
– Jakbyś nie bujała w obłokach, Sorayo Sol Dreyar, byś wiedziała, że właśnie to do ciebie mówiłem. Zobaczysz, zabiorę ci ten cholerny telefon. – No ładnie, użył moich obu imion… Przewróciłam jedynie lekceważąco oczami, jednocześnie się lekko uśmiechając. Wiedziałam bowiem, że tata i tak by mi tego ustrojstwa nie skonfiskował. A nawet jeśli… Nie ukryłby go przede mną. Ja i moje słuchaweczki byłyśmy nierozłączne.
– Saron! Nie uruchamiaj się, a przy okazji mnie. Daj naszej córce spokój.
– Dziękuję ci, moja ty najdroższa mateczko! – Wyszczerzyłam się do mamy, która to próbowała uspokoić mojego młodszego brata. Katsuya był wyjątkowo niespokojny, co nieco niepokoiło moją matkę. Podeszłam do niej i brata, którego to miała na kolanach. Na jego bladych, acz pyzatych policzkach skrzyły się w słońcu świeże ślady po łzach. Potarmosiłam go delikatnie po ciemnej czuprynie. Katsuya to mój mały braciszek. W ogień bym za nim wskoczyła.
– Dobra, chodźmy. Noc nas tu zaraz zastanie… – Nawet na mnie nie czekając, ten mój narwany tatuś zaczął iść beze mnie do biblioteki. Bez słowa pognałam za nim, machając jedynie mamie i bratu na do widzenia.

niedziela, 29 lipca 2018

Od Keyi C.D Violett


Spojrzałam na chmury, które powoli się do nas zbliżały. W powietrzu wyczuwałam napięcie przed ulewą.
- Idziemy na pizzę! Ja stawiam. - zaśmiałam się lekko.
Przez ułamek sekundy wydawało mi się, że blondynka jest nieco zaniepokojona. Potem jednak całkowicie to zignorowałam, twierdząc, że to moje przewidzenia.
Droga do pobliskiej knajpy odbyła się bez większych problemów, pomijając nasze głośne burczenie oraz dziwne spojrzenia przechodniów.
- W końcu! - krzyknęłam entuzjastycznie, wchodząc do środka budynku.
Złożyłyśmy zamówienie i usiadłyśmy przy stoliku umieszczonym na małym skrawku chodniku. W środku było jak dla mnie zbyt wiele ludzi, a póki jeszcze nie padało, mogłyśmy swobodnie się rozsiąść.
Jedzenie znikło tak szybko, jak nam je podano, ale za to nasze brzuchy w końcu były pełne. Violett również przyznała, że bardzo jej smakowało.
- Muszę Ci coś powiedzieć... Ale nie tutaj, chodźmy do łazienki.
Jej nagła propozycja mnie zdziwiła, ale posłusznie wstałam i obie skierowałyśmy do ubikacji.
- Coś się stało? - jej wyraz twarzy wyrażał zaniepokojenie.
- Nie mówiłam Ci tego wcześniej, ale od szkoły ktoś nas śledzi.
Tym razem to ja się zdziwiłam. Niczego nawet nie wyczułam.
- Jedna osoba?
- Nie sądzę. Nie jestem pewna, ale raczej szybko ich nie zgubimy.
Przygryzłam dolną wargę, wyraźnie poważniejąc. Obie wiedziałyśmy, co ostatnimi czasy się wydarzyło i jak niebezpiecznie się zrobiło. Nie miałam tylko pojęcia, dlaczego ktoś miałby nas śledzić.
- To nic. Pobawimy się trochę z nimi. - uśmiechnęłam się i zawinęłam końcówkę kosmyka na własny palec.
- Może powinnyśmy się zgłosić do jakiegoś nauczyciela... - założyła ręce na piersi.
Pomimo postawy nadal wyglądała niewinnie i bezbronnie. Jak ona to robiła?
- Wtedy się wycofają i na pewno się nie dowiemy, kto to jest.
- To jaki masz pomysł? - zapytała.
- Jeszcze nie mam. - wzruszyłam ramionami. - Po prostu chodźmy do parku trochę poćwiczyć. Co ty na to?
- No dobrze... - bardzo wyraźnie zaznaczyła, że nie jest do końca co do tego przekonana.
Powoli, ale pewnie ruszyłyśmy do celu. Nie miałyśmy daleko, ale starałyśmy się iść nieco wolniej. Dopiero po jakimś czasie zauważyłam, że faktycznie mamy ogon.
Nasz obserwator bardzo dobrze znał się na rzeczy. Jego strój nie wzbudzał większych podejrzeń, ale idealnie zakrywał twarz. Również odległość, jaką utrzymywał, pozwalała na wycofanie w razie potrzeby.
Zatrzymałyśmy się na polnej siłowni, która była o tej porze pusta. Nasz prześladowca usiadł niedaleko od nas na ławce, a zaraz potem pojawił się ktoś jeszcze po całkiem innej stronie.
- Jest ich około czterech, może pięciu. Nie wydają się uzbrojeni, ale wyraźnie czegoś od nas oczekują.
Szepnęłam Violett na ucho, cały czas obserwując kątem oka napastników. W pewnym momencie, zanim blondynka zdołała cokolwiek zasugerować, jeden z nich zbliżył się i jedynie wydobył z siebie szyderczy śmiech.
Zacisnęłam pięści gotowa odeprzeć atak.

Violett? ^^