Wyznanie dziewczyny mnie ucieszyło. Nawet nie sądziłam, że coś takiego będzie na mnie miało jakikolwiek wpływ. Zwykle niedane mi było uszczęśliwiać innych albo to ja się o to nie starałam. Nie uważałam się za egoistką, ale pomimo tego nie potrafiłam przejmować się innymi. Tak naprawdę sama byłam szczęśliwa, że moje towarzystwo nie sprawia jedynie bólu czy obrzydzenia. Poczułam się naprawdę ważna.
Moje dłonie oplotły czerwone policzki, których nie kontrolowałam. Chciałam jeszcze coś powiedzieć, ale pytanie Violett zbiło mnie z tropu.
- Dlaczego twój brat i jego koledzy wciąż się na ciebie patrzą? Czy coś się stało? – zapytała, wyraźnie zaniepokojona.
Zsunęłam dłonie na uda, niepewnie się uśmiechając.
- Nie znam Mikoto. Nawet nie wiem, czy naprawdę jest moim bratem, ale mu ufam. – pokiwałam na potwierdzenie własnych słów głową.
Odpowiedź nie była do końca na zadane pytanie, jednak musiałam się komuś wygadać ze swoich obaw.
- Nie bardzo rozumiem. – uniosła brwi, mówiąc bardzo łagodnie.
- W sumie ja też – zaśmiałam się, rozluźniając ciało. – Przyszedł do mnie w szpitalu i oznajmił, że jestem jego młodszą siostrzyczką. Ojca nigdy nie poznałam, a różnią nas tylko inne matki. Pokazywał mi zdjęcia i zapewnił, że nie kłamie. Pokazywał mi wiele zdjęć i opowiedział, jak to wyglądało z jego punktu widzenia. Na początku szukał mnie, żeby… Jakby to ująć: „wygarnąć co zrobiłam jego matce”.
Wzruszyłam ramionami, wskakując z powrotem do wody.
- Nie wiem, co zmieniło jego zdanie, ale jak widzisz, naprawdę dobrze się dogadujemy. Jeśli nawet okazałoby się, że nie jest moim bratem to i tak cieszę się, że go poznałam. Chociaż z każdym dniem przekonuję się, że tak naprawdę mamy wiele cech podobnych.
Zakończyłam przemowę cichym mruknięciem. Oczywiście, że miałam wątpliwości co do prawdziwości jego słów. Pragnienie posiadania rodziny było silniejsze, a Mikoto za każdym razem zachowywał się wobec mnie jak prawdziwy brat. Cieszyłam się, że go mam.
- To wiele wyjaśnia – przyznała, delikatnie i powoli przecinając wodę stopami. – To intrygujące.
- Tak sądzisz?
- Oczywiście. – zaśmiała się cicho. – Myślałaś może o jakiś testach genetycznych czy coś w tym stylu?
- Szczerze? Nie. – podpłynęłam nieco bliżej. – Wolę myśleć, że faktycznie jest moim bratem. To źle?
Spojrzałam w jej piękne oczy, które dokładnie obserwowały czerwonowłosego. Zmrużyła powieki, aby zaraz posłać mi przyjazny uśmiech.
- Jeśli tylko on jest dla Ciebie faktycznie jak brat, to dlaczego nie. Czasami lepiej nigdy nie dowiedzieć się prawdy.
Zgadzałam się z jej słowami w stu procentach. Była doprawdy mądrą i spostrzegawczą osobą. Jedyna prawda to ta, która mówi, że każdy człowiek sam stwarza swój świat. Nawet jeśli rzeczywistość jest jedna, każdy człowiek widzi ją inaczej. Uważam, że to właśnie jest sens życia. Stworzyć własną, niepowtarzalną rzeczywistość. Co jest potem? To się dopiero okaże.
Jeszcze przez chwilę rozmawiałyśmy o Mikoto i jego kolegach. Wyjaśniłam Violett, że czasami jego czyny nie do końca wyglądały na jedynie braterskie. Zdarzało się to bardzo rzadko i nic mi nie zagrażało.
Potem nasza rozmowa zeszła na całkowicie inny plan, jakim był temat książek. Obiecałam pożyczyć jej moją ulubioną książkę o tematyce erotycznej.
- Chyba powinnam wracać. – przeciągnęła się na leżaku.
- Śpij ze mną tutaj. Mówię Ci, łóżka są tu zajebiste! – rozmarzyłam się, proponując wspólną noc.
Nigdy nie miałam okazji zapraszać koleżanek do domu na noc, więc tak naprawdę czułam się z tym nieco dziwnie. Jednak bardzo tego chciałam.
- Zapewniam, że nie będziesz żałować. – posłałam jej szczery uśmiech, przygryzając wargę.
-,,Halo halo, Człowiek Polska, odbiór. Jak żyjecie, komendancie?”
-"Jaa? A bardzo dobrze. A co u ciebie?"
-"A nic szczególnego. Dzisiaj było całkiem przyjemnie"
-"Wiem. Było fajnie. Może kiedyś to powtórzymy. Ale teraz muszę zmykać. Heey!"
-"Narka"
---
Kolejny dzień w tym ogromnym mieście pełnym przemocy, zgiełku, nadnaturalnych zdolności i pośpiechu. Nie wiem, co mam dziś robić czy nudzić się cały dzień czy robić coś przydatnego. Nie mam pojęcia. Może gdzieś pójdę? Do parku czy gdziekolwiek indziej? Wstałem z łóżka i się ogarnąłem. Następie poszedłem do kuchni i zrobiłem sobie kawę. Oparłem się o lat kuchenny i rozglądnąłem się po mieszkaniu. W kącie stała moja gitara w futerale. Hm.. Ciekawe... W sumie to dawno nie ćwiczyłem gry na tym instrumencie. Może warto poćwiczyć, bym nie stracił wprawy? Co prawda nie uważam się za jakiegoś zawodowego muzyka czy coś. Robię to rekreacyjnie. Nauczył mnie tego mój ojciec. Tęsknię za nim, wspólnymi żartami i treningami. No i też za rodzeństwem. Dawno się nie widzieliśmy. Wciąż pragnę rozwiązać tajemnicę związaną z moją mocą i matką. Jakoś nie pamiętam, by kiedyś w ogóle używała swoich mocy przede mną i rodzeństwem. W sumie pierwotnie i ja i całe rodzeństwo miało zdolności tylko i wyłącznie ognia. Czemu więc teraz nagle coś się stało, że moją druga zdolnością jest woda? Nie mam zielonego pojęcia czemu tak się stało i czemu akurat teraz. I może to ma związek z tym wypadkiem, którego tak na prawdę nie pamiętam? Sam nie wiem w sumie. Dobra, koniec gadania. Pora gdzieś pójść i się przewietrzyć. Wziąłem gitarę i przełożyłem ją na plecy. Założyłem buty i ubrałem bluzę. Pora wyjść z tej nory w końcu...
---
Po paru minutach znalazłem się w parku. Usiadłem na ławce i zacząłem rozpakowywać gitarę. Nagle podeszła do mnie jakaś kobieta z małą dziewczynką. To była chyba jej córka. Mała nie wyglądała tak jak inne dzieci. Widać było, że była na coś chora. I to chyba niekoniecznie na uleczalną chorobę. Zrobiło mi się dość przykro, że na świecie nadal są takie smutne sytuacje. Mimo tego, że nowa technologia i medycyna są na wysokim poziomie to i tak nie dajemy rady pomóc takim ludziom. Nadal dużo osób umiera na choroby, na które nie ma lekarstwa... Ciekawi mnie, czy jest taki ktoś kto ma moc odbierania i niwelowania choroby... Taka osoba mogłaby zdziałać cuda... Ale dość tych rozmyślań. Chciałbym jej jakoś pomóc, wesprzeć, cokolwiek, by choć na chwilę mogła nie myśleć o chorobie i cieszyć się życiem.
- Jak masz na imię?
- M-mary...
- Hej Mary, chciałabyś, bym ci zagrał?
Dziewczynka nieśmiało pokiwała głową, a ja dałem jej znak, że może usiąść obok mnie. Szybko nastroiłem gitarę i zacząłem grać i śpiewać piosenkę.
Śpiewałem piosenkę i na chwilę rozejrzałem się po parku i małym tłumie, który zaczął się zbierać dookoła nas. Jej mama zaczęła płakać ze wzruszenia. Ja dostrzegłem w tłumie zielonooką dziewczynę, którą znam od paru tygodni. Uśmiechnąłem się delikatnie i nadal grałem piosenkę dla tej biednej dziewczynki...
Nie za bardzo wiedziałam, jak odpowiedzieć kobiecie, że starałam się unikać wszelkich walk, ponieważ bałam się kogoś poważnie zranić. Byłam bardzo dobrze wytrenowana pod względem walki wręcz, aż za dobrze. Nie byłam jakoś bardzo silna, ale znałam wiele sztuk walki, co często dawało mi znaczną przewagę nad innymi. Moja magiczna moc nie była jakoś bardzo rozwinięta. Znałam podstawy żywiołu wody, a niedawno dopiero odkryłam w sobie żywioł krwi. Ojciec opowiadał mi wiele o tym żywiole. Według niego istnieje on tylko po to, by niszczyć i siać grozę wśród wrogów. Owszem, krwią mogłam aż za dużo zdziałać.
- Moim podstawowym żywiołem jest woda, a rozwinęła ostatnio na żywioł krwi… - odpowiedziałam, po czym cicho westchnęłam. Nie ukrywam, bardzo mnie bolało to, że rozwijanie tych umiejętności tak wolno i mozolnie mi szło. Miałam duże problemy z tym żywiołem. Jedyne co potrafiłam, to zregenerować czyjeś rany lub swoje. Oraz miałam nieskończoną ilość krwi w żyłach. - A jeśli chodzi o walki, to nie miałam do tej pory się wykazać. Za dużo siedzę w akademiku lub w szkole - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Dużo się uczyłam, ponieważ nie chciałam zawieść braci i rodziców, którzy pokładali we mnie wiele nadziei. Nie wspomniałam jednak, o mojej braku chęci do wszelkich potyczek. Nie czułam się zbyt dobrze z myślą, że mogłabym kogoś nieumyślnie poważnie zranić, mam na myśli złamania (nie mówiąc nawet o tych otwartych złamaniach). Taiga słysząc o moim żywiole, spojrzała na mnie z pewnym zaskoczeniem.
- Wydaje mi się, że to jest potężny żywioł. Którą ścieżkę wybrałaś? - zapytała się czarnowłosa, zwracając swoją uwagę na inną skórzaną kurtkę.
- Ścieżkę walki - odpowiedziałam i zauważyłam kolejną, która była gdzieś wciśnięta między innymi. Przez chwilę się przyglądałam kurtce, ale szybko straciłam zainteresowanie. Nie chciałam kupować nowych ubrań, kiedy w swojej szafie miałam tego aż za dużo. Zdecydowanie za dużo. Nagle poczułam głośne burczenie w brzuchu. Coś szybko zrobiłam się głodna… Aż za szybko.
- Idziemy coś przekąsić? - zaproponowałam niepewnie. Nie chciałam się zbyt bardzo narzucać, jednak ochota na jedzenie nie dawała mi spokoju.
- Już? Przecież niedawno coś jadłyśmy - uniosła jedną brew, patrząc na mnie ze zdziwieniem.
- Znaczy nie teraz, ale za godzinkę? - poprawiłam się. Oczywiście nie chciałam natychmiast iść na kolejny posiłek, ale dopiero za jakiś czas. Miałam coraz większą ochotę na kuchnię japońską.
- No, możemy - odpowiedziała i stanęła przed kolejnym sklepem. Był to sklep z damską odzieżą. Weszłyśmy do środka. Taiga od razu podeszła do jakiś czarnych kurtek, a ja skierowałam się w stronę koszulek. Nagle znalazłam jedną bardzo ciekawą… Czarna z krótkimi rękawami. Spojrzałam na przód ubrania, gdzie były jakieś napisy. Zobaczyłam bardzo znany tekst: “Single”, “Taken”, “B*tch please, I’m fabulous!”. Oczywiście obok dwóch pierwszych były puste kratki, ale pole przy jednym z moich ulubionych tekstów “B*tch please, I’m fabulous!” była zakreślona kratka. Z szerokim uśmiechem na twarzy chwyciłam koszulkę i podeszłam do mojej koleżanki.
- Pasuje do ciebie - zachichotałam się cicho pod nosem. Czarnowłosa odwróciła się w moją stronę, trzymając w jednej ręce kolejną czarną, skórzaną kurtkę.
- Chodzi ci o kolor? - zapytała się, patrząc raz na mnie raz na koszulkę.
- To też - odwróciłam ją przodem do niej. Kobieta lekko przekrzywiła głowę, ale po kilku sekundach się głośno zaśmiała. - I jak? - puściłam w jej stronę oczko.
- Biorę! - klasnęła głośno dłońmi i odłożyła kurtkę. Podałam jej koszulkę, aby mogła pójść i przymierzyć. Poczekałam na nią przed wejściem do przymierzalni. Gdy była już gotowa, poszłyśmy do kasy, aby zapłacić. Okazało się, że koszulka była na przecenie, dzięki temu zaoszczędziła sporo ludli. Gdy tylko wyszłyśmy ze sklepu, podeszły do nas cztery dziewczyny, patrząc najpierw na mnie, a potem na Taigę. Jednak na widok mojej towarzyszki wszystkie zmarszczyły swoje czoło.
- Taiga? - powiedziała jedna z nich. Była rudowłosa i miała brązowe oczy. - Nigdy bym się nie spodziewała, żebyś zadawała się z młodszymi - dodała kpiącym tonem. Uniosłam jedną brew, słysząc słowa tej osoby. Byłam zaskoczona jej zachowaniem. Jak mogła na dzień dobry powiedzieć takie słowa? Za kogo ona się uważała? Zerknęłam na Taigę, która te nieprzyjemnie uwagi najprościej na świecie zignorowała. Kobieta nic nie mówiąc, odwróciła się plecami do dziewczyn i poszła w stronę kolejnego sklepu. Chciałam pójść za nią, ale poczułam na swoim ramieniu dodatkowy ciężar w postaci dłoni jednej z towarzystwa.
- Tak? - odwróciłam, unosząc jedną brew.
- Nie zadawaj się z nią, ona ci tylko faceta odbierze - szepnęła jedna z nich. Westchnęłam cicho i wzruszyłam obojętnie ramionami. - Nie zadawaj się z nieodpowiednimi osobami - dodała wyniosłym tonem.
- To będzie jedynie świadczyło o nim i… - delikatnie uniosłam końcówki ust - sama umiem zdecydować, kto jest odpowiedni, a kto nie jest - zachichotałam się cicho pod nosem i szybkim krokiem dogoniłam Taigę. Nie pytałam się, kim były te irytujące, zapatrzone w sobie przedstawicielki płci pięknej. Nie chciałam poruszać tego tematu. Przez następną godzinę chodziłyśmy po sklepach. W końcu czując wielką ochotę na japońską kuchnię, weszłyśmy do pobliskiej, bardzo dobrej knajpki. Usiadłyśmy przy oknie. Zamówiłyśmy posiłki. Wybrałam zestaw sushi, a Taiga krewetki w tempurze. Kilka minut później do budynku weszły te same dziewczyny, co wcześniej.
- Zignoruj je - oznajmiła czarnowłosa, patrząc uważnie na nie.
- Kto to? - zapytałam się cicho, tak żeby one nie mogły mnie usłyszeć.
- Takie dziewczyny, które ubzdurały sobie, że odbiłam im faceta - odpowiedziała obojętnie. - Właśnie… Nic dzisiaj nie kupiłaś - powiedziała, odwracając swój wzrok na swoje torby w zakupach, a potem na mnie.
- Nie zawsze coś kupuję - westchnęłam cicho. Nie chciałam się przyznać, że po prostu matka by się zirytowała, jakbym nakupowała różnych ubrań, których nie potrzebuję tak naprawdę.
- Jak chcesz - na jej twarzy pojawił się delikatny, ledwo widoczny uśmiech.
- Chciałabym kiedyś zobaczyć twoją i Gaze współpracę podczas walki - oznajmiłam i nagle poczułam czyjąś obecność obok siebie. Była to ta sama rudowłosa wredna suka. Przewróciłam oczami i spojrzałam na Taigę błagająco. Miałam ją zignorować, ale jakby zaczęła znowu mówić różne nieprzyjemne rzeczy o mojej koleżance, to wywaliłabym ją z knajpki.
- To twoja dziewczyna? - zaśmiała się kpiąco i położyła dłoń na mojej głowie, głaszcząc mnie jak kota czy psa. Lubiłam, jak ktoś mi tak robił, jednak nie każdemu na to pozwalałam. W tej grupie osób była właśnie ona. Poczułam w pewnym sensie zdegustowanie. Spojrzałam na nią ostrzegawczo. Domyślałam się, że to pytanie było skierowane do Taigi.
- Możesz z łaski swojej zabrać swoje ręce od moich włosów? Nie każdy lubi bycia głaskanym - poprosiłam, zachowując pozorny spokój. Nie chciałam pokazać to, jak bardzo jej czyn doprowadzał do szewskiej pasji.
- Ah, wybacz, nie wiedziałam - zabrała dłoń gwałtownym ruchem, porównywalnym do reakcji dotknięcia czegoś parzącego. - Taiga… - zaczęła, a w jej oczach pojawiły się łzy. - Jak mogłaś mi to zrobić? Odbiłaś mi faceta i potem go jeszcze rzuciłaś! Jak ty kurwo tak mogłaś?! - wrzasnęła na całą knajpkę. Widziałam, że to wszystko było na pokaz. Łzy nie zawierały ani grama szczerego bólu, a mimika twarzy wskazywała, że wymuszała na sobie wiele ruchów mięśni twarzy. Słaba z niej aktorka. Jednak jej krzyki przyciągały uwagę obecnych na sali osób. Zauważyłam, jak wyciągnęła dłoń w stronę mojej towarzyszki. Tego był już zdecydowanie za dużo. Byłam świadoma, że Taiga bez problemu by sobie poradziła z tą niezmiernie wkurzającą osobą, ale mimo wszystko instynkt kazał mi zareagować. Zatrzymałam jej rękę kilka centymetrów od głowy czarnowłosej.
- Puść mnie wariatko! - wrzasnęła i chciała mnie kopnąć. Bez większych wysiłków zablokowałam jej atak. Odepchnęłam ją od siebie i spojrzałam na nią z pogardą. Nienawidziłam dziewczyn, które nie potrafiły się pogodzić z faktem, że zostały odrzucone przez jakiegoś mężczyznę… W ramach „zemsty” zachowywały się gorzej niż kilkuletnie dzieci, którym zabrano właśnie zabawkę. Dramatyzowały, robiły wszystko, aby ich wybranek do nich wrócił, albo chociażby zwrócił na nie uwagę. A ta przezwyciężyła niemalże wszystkie, a dlaczego? Całkowicie z nieznanych przyczyn podeszła do nas i ni z dupy zaczęła się drzeć… Naprawdę, mogła to zrobić lepiej. Straciłam ochotę na jedzenie na miejscu.
- Możemy zjeść, gdzieś w parku? - zapytałam się już spokojnym tonem.
- Jasne, jest bardzo ładna pogoda - wzruszyła ramionami czarnowłosa i chwyciła swoje zakupy. Podbiegłam do kelnerki, która nas obsługiwała jeszcze kilka minut temu. Poprosiłam ją o spakowanie naszych posiłków na wynos. Idealnie się złożyło, ponieważ właśnie mieli podawać nam do stołu. Nie minęło nawet pięć minut, zanim wróciła ze spakowanymi krewetkami i sushi, umieszczone w plastikowej siatce. Podziękowałyśmy i opuściłyśmy knajpkę. Tak jak postanowiłyśmy, poszłyśmy do pobliskiego parku. Usiadłyśmy wygodnie na trawie pod jakimś dużym drzewem.
- Mogę cię o coś zapytać? - spojrzałam na Taigę, która właśnie wyjmowała swoją porcję.
- Jasne - odpowiedziała obojętnie.
- Jak to się stało, że jesteś z Gaze? W sensie jak się poznaliście? - zapytałam się niepewnie, ale posyłając ciepły uśmiech w stronę mojej rozmówczyni. Byłam ciekawa ich historii. Może dodałaby mi trochę nadziei co do moich relacji z Mobiusem? Nie ukrywam, zaczął mi się bardzo podobać… Chociaż w głębi serca odnosiłam wrażenie, że może się nie udać. Nie byłam zbyt optymistycznie nastawiona do naszej wspólnej przyszłości jako para, bardziej jako przyjaciele, jeśli już. Niestety, serce nie sługa. Nie miałam zbytniego wpływu na to, kto mi się podobał.
Taiga? Sory, że takie nijakie to opowiadanie, ale coś ostatnio nie mam weny.
Doceniałam troskę Hide, naprawdę. Bo, mimo że nie znaliśmy się nawet dnia, to wszystko potoczyło się w tak szybkim tempie, jakby minął już co najmniej rok. Kilka godzin. Najwyraźniej to wystarczyło, żeby zdobyć nowego znajomego. Ba, przeczuwałam nawet coś więcej. Rozmawialiśmy jeszcze długo, lepiej się poznając. Na pewno będę to miło wspominać. Po dwóch godzinach przesiedzianych w kawiarnii każde z nas rozeszło się w swoją stronę, w towarzystwie dobrych nastrojów. Całą drogę powrotną się uśmiechałam.
- Tak, to był naprawdę dobry dzień - powiedziałam sama do siebie.
Skocznym krokiem wbiegłam po schodach do swojego malutkiego mieszkanka. I znowu przywitała mnie cisza, ale dzisiaj miałam dobry humor, więc nawet to mi nie przeszkadzało. Nucąc coś pod nosem, zaczęłam lekko kręcić się po salonie. Wyjęłam losową płytę ze stojaka i włożyłam ją do gramofonu, stawiając później na ścieżce igłę. Chwilę później po pokoju rozbiegła się muzyka, tak specyficzna. I może przez przypadek zrobiłam piruet. Później poniosło mnie do kuchni. Buszując po szafkach, znalazłam pudełko babeczek do zrobienia. Nie pamiętam, kiedy ostatnio czułam się tak dobrze. Sprawdziłam z tyłu, czego potrzeba i zaraz wzięłam się do pracy. Babeczki były waniliowe z kawałkami czekolady. Takie zwykłe, najzwyklejsze. Jednak, dla lepszego efektu wizualnego, posypałam je cukrem pudrem. Wyszło mi łącznie dwanaście, ale po zjedzeniu pięciu nie dałam już rady. Zostawiłam je więc tak jak stały na szafce w kuchni i pomaszerowałam do salonu, rozsiadając się wygodnie w bujanym fotelu. Sięgnęłam ręką po książkę leżącą na stoliku obok. Zagrzebałam się w leżącym kocyku. Po przeczytaniu prawie stu stron potrzebowałam odpocząć. I jakoś samo tak wyszło, że przysnęłam. Obudziłam się dopiero pod wieczór, z kosmykami włosów poprzyklejanymi do twarzy. Powolutku podniosłam się do pozycji siedzącej, rozciągając ręce. Wśród ścian nadal rozbrzmiewał dźwięk gramofonu, a za oknem niebo spowiło się różami, czerwieniami i pomarańczami. Naprawdę było już tak późno? Kilka chwil bujania się, żebym w końcu mogła po tych kilku sekundach wstać. Ciekawe, co robił Hide. Zdecydowałam się na napisanie sms’a.
,,Halo halo, Człowiek Polska, odbiór. Jak żyjecie, komendancie?”
Keya poszła po coś na ząb, a ja zostałam przez tę chwilę sama. Dryfując po wodzie na plecach, wpatrywałam się w dzisiejsze piękne niebo. Sama nie wiem dlaczego, ale w głębi siebie czułam się tak samo, będąc zawsze przy majorze. Wiem, że to uczucie już kiedyś mi towarzyszyło, a ja się za nim stęskniłam. Szczęśliwa. Byłam szczęśliwa, że spotkałam Keyę, która to na nowo mogła mi pozwolić odkryć to uczucie, które tamtego dnia utraciłam. Keya wróciła wraz z małym co nieco. Podpłynęłam do niej, tym samym siadając na brzegu basenu. Zapytałam się o jej blizny, które przykuły moje oczy. Odpowiedziała na moje pytanie bez jakiegokolwiek problemu.
- Najadłam się, było dobre. Dziękuję ci za ten posiłek - powiedziałam, gdy tylko zjadłam hamburgera.
- Już się najadłaś! - spojrzała się na mnie zaskoczona, trzymając w jednej ręce hamburgera. - Przecież zjadłaś tylko jednego hamburgera. Nawet ja się po jednym nie najem! Nie musisz się krępować, po prostu weź i jedz - dziewczyna wzięła drugiego hamburgera do ręki, chcąc podać mi.
- Dziękuję, ale ja naprawdę się już najadłam - zaczęłam wymachiwać rękoma przed sobą.
- Niech ci będzie - uśmiechnęłam się w stronę dziewczyny. Gdy ona zajadała się, ja skierowałam ponownie swój wzrok na niebo.
- Dziękuję ci Keya - wyszeptałam.
- Już mi dziękowałaś za jedzenie - uśmiechnęłam się, mogłam się spodziewać, że nie zrozumie, co mam na myśli.
- Dziękuję ci za to, że ponownie uczucie, za którym tęskniłam powróciło - dalej nie kontynuowałam.
- Weź przestań, bo przez ciebie się, aż rumienię - Keya położyła swoje dłonie na policzkach.
- Dlaczego twój brat i jego koledzy wciąż się na ciebie patrzą? - zapytałam się, a dziewczyna się speszyła. Nie miała się chyba przecież niczym przejmować. Naturalnym zachowaniem było to, że brat patrzy się na swoją siostrę. - Czy coś się stało? - spojrzałam się na nią z delikatnym zaciekawieniem.
<Keya?> Przepraszam, że tak długo musiałaś czekać...
Dziewczyna mówiła szybko i w niektórych momentach ciężko było ją zrozumieć. Nie wiedziałam, czy ma tak zawsze, czy zwyczajnie jara się jak dziecko w dziale z zabawki, ponieważ może zrobić coś nowego i przy okazji trochę zarobić. Okazja... Czy miałam jakąś wyjątkową okazję? Do moich urodzin daleko, Gaze też tak wcześnie ich mieć nie będzie, żadna rodzinna impreza się nie szykuje, a do rodziców chłopaka raczej też nie prędko zostanę zaproszona. Ułożyłam dłoń na karku, postanawiając zwyczajnie ominąć te aspekt rozmowy. Raz, że nie miałam pomysłu na kłamstwo, a dwa, że nie chciałam, aby sobie pomyślała, że robię to z próżności. Ciemny fiolet, raczej nigdy nie gustowałam w tych kolorach. Jeśli miałam wybierać kreacje, to były one w odcieniach czarnego, szarego lub czerwonego, zwłaszcza jeśli chodziło o taniec. Spojrzałam jeszcze raz na kreacje, która stała już praktycznie wykończona.
- Spokojnie, nie gniewam się - Machnęłam dłonią - Co do koloru, co prawda nie jestem przekonana, ale jeśli tak mówisz, to powinna być dobrze, chyba masz o tym jakieś pojęcie - Spojrzałam na nią, na co się uśmiechnęła, a zarazem zarumieniła.
- To jaka długość?, dekolt?, chcesz mieć rękaw czy nie? I trzeba będzie zabrać od Ciebie miarę - Przewertowała kilka stron w swoim notatniku, aby odnaleźć czystą kartkę i zapukać w nią kilkakrotnie ołówkiem.
- Nie sądziłam, że taka rozgadana jesteś - Przyznałam, siadając obok niej na stołku, aby oprzeć się o stół i zastanowić. - Długość... Pasuje mi taka, jak masz tutaj z wycięciem, lubię takie. Nie chce rękawów w ogóle, chce o taką - Pokazałam nad swoim biustem palcami niewidzialną linię, którą poprowadziłam dookoła siebie, żeby jaśniej określić to, o czym myślałam.
- Rozumiem... Taką prostą? Bez wycięcia? - Zaczęła coś szkicować, nie podnosząc nawet na mnie wzroku.
- No w sumie to tak - Wzruszyłam ramionami, na co pokiwała głową. Przez kilka minut siedziałyśmy w ciszy, którą tylko co jakiś czas przerywał szmer ołówka. Oparłam głowę o dłoń przyglądając się tej dziewczynie. Nigdy nie zwracałam na nią uwagi, nawet tej najmniejszej. Pewnie, gdyby nie jej dzisiejsza inicjatywa w stołówce teraz nie siedziałabym z nią tutaj i nie rozmawiała o sukience, którą projektowała specjalnie dla mnie. Patrząc na nią, widziałam wesołą, cieszącą się z życia i swoich pasji istotkę. Przechyliłam głowę, trochę żałując swojego zamknięcia się na świat.
- I jak? - Z szerokim uśmiechem na twarzy podsunęła mi notatnik, gdzie na pierwszej stronie ujrzałam pierwszy szkic sukienki. Obejrzałam ją dokładnie, wskazując palcem na jeden element, o którym raczej nie wspominałam. Nawet nie musiałam pytać, gdyż od razu mnie wyprzedziła - Pomyślałam, że fajnie jednak dodać coś na te ramiona, to są takie dwa ramiączka, przylegające do ramion, taka ozdoba, ale oczywiście mogę je wymazać, jeśli tylko chcesz! - Dodała od razu i bardzo szybko, na co zdążyłam pokręcić głową, zanim złapała za gumkę do mazania.
- Dziewczyno poczekaj, aż odpowiem, a dopiero później rób - Westchnęłam, kiedy spojrzała na mnie swoimi wielkimi oczyma. - Jest okej, podoba mi się, przynajmniej jak na razie, tylko nie wiem, czy ten fioletowy będzie pasować - Przyznałam od razu. Nie chciałam, żeby zrobiła coś i później musiała to poprawiać albo wywalać cały krój. Może i nie obchodziło mnie zachowanie czy czyny innych, ale nie lubiłam, kiedy ktoś przeze mnie musiał tracić nie tylko pieniądze, ale i czas.
- Mogę w sumie zrobić kilka wersji kolorystycznych - Przyłożyła palec do ust, zastanawiając się nad czymś.
- Jeśli masz czas - Zabrałam swoją torbę, która leżała już od dłuższego czasu na ziemi. - Możemy się umówić na te przymiarki jutro u mnie?
- Jeśli to nie problem dla Ciebie - Cały czas patrzyła na mnie z tym samym wyrazem twarzy, aż dziwne, że jeszcze ją skurcz nie łapie.
- Umówmy się na jutro tak o 16. Zapisze Ci adres - Wzięłam, a może nawet i wyrwałam jej z ręki ołówek, którym nabazgrałam na następnej stronie adres, pod którym znajdzie moje mieszkanie. - Narka - Podniosłam rękę na pożegnanie, wychodząc z pomieszczenia, aby Gaze już dłużej na mnie nie czekał.
~Następny dzień~
Po zajęciach, od razu poszłam do siebie, aby jeszcze ogarnąć mieszkanie, zanim przyjdzie April, która miała pokazać mi swoje dzieła, a także zabrać wszystkie potrzebne wymiary do stworzenia sukienki. Nawet wygoniłam białowłosego na zakupy, aby w tym czasie nam nie przeszkadzał, a także nie wtrącał się w dyskusje pomiędzy nami. Równo o 16, usłyszałam pukanie do drzwi. Normalnie jakby stała pod drzwiami z telefonem, czekając, aż owa godzina wybije. Otworzyłam je z raczej neutralnym wyrazem twarzy, zapraszając do środka.
- Coś do picia? - Zapytałam, wskazując jej ręką, aby udała się do salonu, gdzie najlepiej i najłatwiej będzie nam się pracowało.
- Może być woda - Usiadła na kanapie, a ja tylko skinęłam głową. Ukryłam się za rogiem, aby po chwili wyjść zza niego z dwoma szklankami i dzbankiem, w którym znajdowała się świeża woda z cytryną i miętą. - Zrobiłam kilka wersji kolorystycznych - Od razu podsunęła mi pod nos wczorajszy notatnik. To okrutne, ale ze wszystkich najbardziej podobała mi się właśnie ta czarna.
- Fioletowy jest okej, ale ja zostanę przy czarnym, nie czułabym się w takim kolorze - Przyznałam, patrząc na kartki.
- Rozumiem - Odpowiedziała promiennie, nawet nie okazując rozczarowania, że nie poszłam za jej radą. - Możemy Cię zmierzyć? - Wyjęła z torby długą zieloną miarę.
- Ta - Stanęłam na środku, wykonując jej prośby i pozwalając, aby biegała dookoła mnie, przykładając miarę do różnych części mojego ciała, a później zapisując wszystko na wcześniej przygotowanej kartce.
- Mieszkasz sama? - Pytanie wypowiedziane przez brunetkę przerwało ciszę panującą między nami. Spojrzałam na nią unosząc jedną brew, przez co zaczęła tłumaczyć swoją ciekawość - Masz po prostu ładne mieszkanie i zastanawiałam się, czy je z kimś dzielisz.
- Mieszkam z chłopakiem, możesz go kojarzyć z akademii muzycznej - Przyznałam otwarcie. Nie miałam czego ukrywać, a im więcej wiedziało, tym większa szansa, że żadna lafirynda się do niego nie przyczepi. Nie chcąc spędzić następnych minut w ciszy, postanowiłam pociągnąć ten temat - A Ty coś wynajmujesz, u rodziców jesteś, czy w akademiku siedzisz?
Lekcja geografii dzisiaj wyjątkowo mnie nudziła. Na dodatek słyszałam, że dzisiaj miał być dobry deser, więc tym bardziej czekałam na przerwę obiadową. Nie chciałam, żeby wszystkie stoliki zostały zajęte, więc gdy do moich uszu dobiegł dźwięk dzwonka, a nauczyciel nie miał już nic więcej do powiedzenia, zgarnęłam książki do torby i szybkim krokiem opuściłam klasę. Udało mi się dotrzeć zanim zebrało się już dużo ludzi. Znalazłam miejsce gdzieś na poboczu, gdzie spokojnie i w ciszy mogłam zjeść. Dosłownie pięć minut później zrobiło się głośno. Westchnęłam tylko cicho, wpakowując sobie do ust kolejny kawałek lasagne. Po skończonym posiłku przetarłam chusteczką delikatnie usta i wstałam, zabierając ze sobą tackę. Przechodząc pomiędzy ławkami, gdzieś w tłumie zamajaczyły mi kruczoczarne kosmyki. W szkole była tylko jedna dziewczyna, która była właścicielką takich oto włosów. Taiga Mortem. Nigdy nie miałam okazji jej lepiej poznać. Zawsze wydawała mi się jakaś taka oziębła, wredna i ogólnie nieprzyjemny typ. Jednak jedno było pewne - była świetną tancerką. Jeśli mam być szczera, trochę się jej nawet bałam. Dlatego też nie wiem, czemu zdecydowałam się do niej zagadać. Rzeczywistość okazała się inna, bo zostałam szybko spławiona. Ramiona mi opadły i zastanawiałam się, co mi strzeliło do głowy. Pomiędzy nami był tylko rok różnicy. Niby mało, ale jednocześnie przepaść. Wzięłam głęboki oddech, zbierając się na następną lekcję. No cóż, mówi się trudno. No i że człowiek uczy się na błędach. Może tylko niepotrzebnie zawróciłam jej głowę? Przez resztę dnia moją głową zaprzątały myśli właśnie o tym, o lekcjach i w sumie o projekcie nowej sukienki. Przydałoby się skończyć niedawno zaczętą, a dopiero potem myśleć o nowej. Lekcje jak na złość mi się dłużyły. Ale chyba zawsze tak jest, gdy się na coś czeka, czyż nie? Po ostatnim dzwonku wyszłam jak burza. Udało mi się namówić jakoś dyrektorkę aby użyczyła mi jedne, wolne pomieszczenie w szkole. Nie powiem, walczyłam o nie dobre trzy miesiące, ale opłacało się. W swoim mieszkaniu nie bardzo miałam miejsce, żeby to wszystko trzymać. Tak to jest jak mieszka się w dwupokojowej kawalerce. Jednak w mojej obecnej sytuacji nie było mnie stać na nic lepszego i choć mała ilość miejsca mogła być denerwująca, nie chciałam się przeprowadzać. Pokochałam moje małe cztere ściany, wkładając w nie całe swoje serce i duszę. Szłam korytarzem, dobrze znaną mi drogą. W szkole nie było już nikogo, w końcu zajęcia już się skończyły. To w tym wszystkim było najlepsze, nikt nie mógł mi patrzeć na ręce. Podeszłam do białych drzwi, przekręcając kluczyk w zamku. Kolejny plus, bo nikt, pomijając nauczycieli i sprzątaczki oraz mnie, nie mógł tam wejść. Pchnęłam je do środka, wchodząc do całkiem dużej sali. Czekał tam już na mnie stolik z maszyną do szycia i niedokończoną sukienką na manekinie. Podeszłam bliżej, stawiając torbę obok maszyny, po czym skierowałam wzrok na suknię. Była czarna z białym ombre i cekinami u dołu. Dekolt w kształcie serca zakończony był posrebrzaną lamówką, a od niego, pomiędzy piersiami i w dół spadał biały pasek, również z cekinami, kończący się na biodrze, gdzie było wycięcie na jedną nogę. Jednak ciągle czegoś mi w niej brakowało. Usiadłam przy stoliku i wyjęłam szkicownik z projektami. Co rusz patrzyłam to na sukienkę, to na kartkę. Byłam tak pochłonięta pracą i tym wszystkim, że nie zauważyłam nawet gdy ktoś wszedł. Jak się okazało, była to Taiga. Widziałam zainteresowanie w jej oczach, gdy patrzyła na mój twór, co nieco mnie zawstydzało. Jeszcze nikt nie oglądał moich prac. Nigdy nie uważałam sukni na tyle dobrych, by je komukolwiek pokazywać, a tu proszę. Już tym bardziej nie spodziewałam się, że ktokolwiek chciałby ode mnie jakąś kupić, czym znowu zaskoczyła mnie dziewczyna o ciemnych włosach.
- Mogłabym Cię wynająć? Fajnie byłoby mieć kieckę jedyną w swoim rodzaju - wzruszyła ramionami, a kącik ust delikatnie, ledwo zauważalnie drgnął ku górze.
Naprawdę się tego nie spodziewałam. Byłam szczerze zaskoczona. Zgodzić się? Ale czy w porządku będzie brać od kogoś za to pieniądze, zwłaszcza jeśli to osoba ze szkoły? Z drugiej strony, nie oszukujmy się, materiały są drogie, mieszkanie opłacać trzeba, a taka okazja już więcej mi się nie trafi. Stawiając wszystko na jedną kartę, zgodziłam się.
- Okej, zgadzam się. W takim razie, powiedz mi, jaki krój, na jaką okazję suknię byś chciała? Widzę też, że również masz zielone oczy jak ja, ale jesteś nieco bardziej… Hmm… Pewna siebie? Odważna? Twardsza? Dlatego też proponowałabym ci coś w fiolecie, ale takim głębokim, ciemnym. Fiolet idealnie podkreśli zieleń tęczówki i sprawi, że spojrzenie również stanie się jakieś głębsze i pełniejsze tajemniczości - wszystko to wypowiedziałam niemalże na jednym tchu. - Wybacz, nie rozgadałam się? Po prostu, nikt nigdy nie zamawiał u mnie sukienki i nie chciałabym żebyś dostała coś, co kompletnie będzie się mijać z twoimi oczekiwaniami.
Kolejna lekcja matematyki skończyła się, wybawiającym dla mnie dzwonkiem. Nie wiem, kto wymyślił ten szatański przedmiot, ale zaczyna mnie już męczyć. Po cholerę mam liczyć tę deltę? Czy na jakiejkolwiek misji, będę do tego zmuszona? Będę musiała szukać tych "x-sów" albo obliczać parabole? Wątpię, żeby podczas bitwy z jakimś stworem, musiała to obliczać. Zadowolona, że w tym tygodniu już nie wejdę do tej sali tortur, ruszyłam do stołówki, aby choć na chwilę odsapnąć i zjeść coś pożywnego. Nawet nie przeszłam kilku metrów, gdy zza rogu wyłonił się jeden z nauczycieli z masą książek w rękach. Bez ogródek wcisnął mi je, wydając krótkie polecenie, aby zanieść je do pobliskiej Akademii Pittore. Nie bywałam tam zbyt często, plastyka nigdy mnie nie kręciła, nawet piękne obrazy nie były dla mnie niczym ciekawym. Oczywiście w pewien sposób podziwiałam talenty innych, ale po co się tak starać, tracić kilkanaście tygodni, aby namalować coś, czemu można zrobić zdjęcie. Odniosłam wszystkie książki na swoje miejsce, przeciągając się, jakbym chciała w ten sposób rozprostować wszystkie kości i nabrać nowej energii. Spojrzałam na zegarek, idealnie trawiłam na przerwę obiadową. Mam tylko nadzieję, że dojdę do swojej Akademii i zastanę chociaż jedno udko z kurczaka, albo kawałek lazanii. Przerzucając torbę przez ramię, wyszłam z obcej mi Akademii, teoretycznie mogłam poczekać na Gaze, ale znając jego to pewnie i tak kręci się już gdzieś po parku.
- Na wynos - Mruknęłam obojętnie, wpatrując się w tablice ogłoszeń. Ciekawe, nawet mieliśmy dzisiaj smaczny deser. Koktajl z bananów i świeżej mięty, zaszaleli. Jednak bacząc na dzisiejszą pogodę, idealnie ułożyli nasze dzisiejsze menu.
- Hej, wydaje mi się, że mamy za chwilę razem zajęcia - Damki głos rozbrzmiał za moimi plecami. Odwróciłam głowę, podnosząc jedną brew. Brązowowłosa dziewczyna patrzyła na mnie zielonymi oczami, uśmiechając się przy tym radośnie. Kojarzyłam ją, a przynajmniej tak mi się wydawało. Było z niej całka dobra tancerka, no, chyba że ja ponownie kogoś mylę.
- No cóż, możliwe - Wzruszyłam ramionami, zabierając swoje danie. Zapach makaronu sprawił, że chciałam jak najszybciej wyjść na zewnątrz i zająć się ciepłym posiłkiem.
- Tak w ogóle to April jestem - Rozczulając się nad pachnącym jedzeniem, nawet nie spostrzegłam, że owa dziewczyna podąża tuż obok mnie. Zamrugałam dwa razy, jakby dla upewnienia się, czy aby na pewno kroczy równo ze mną. Muszę przestać bujać w obłokach w takich miejscach. Za bardzo ostatnio się wyłączam. Spojrzałam na delikatną dłoń, wzdychając cicho. Może nie ma sensu robić sobie więcej wrogów?
- Świetnie - Powiedziałam bezdźwięcznie, kierując te słowa wyłącznie do mojej osoby - Taiga - Uścisnęłam wolną dłonią, jej, aby już nie stała jak ten przysłowiowy kołek. - Miło się rozmawia, ale spadam. - Podniosłam delikatnie zapakowany obiad, opuszczając budynek. Nie miałam ochoty na rozmowy, a zwłaszcza pytania, które jedynie byłyby irytujące. Usiadłam w samotności na ławce, przy jednym z większych drzew, który dawał przyjemny cień w ten wyjątkowo ciepły dzień. Wspominana samotność i cisza nie trwała wcale długo, gdyż szybko dołączył się do mnie Gaze, trzymając jedynie koktajl.
- A Ty nie jesz? - Zapytałam nieco zaskoczona. Zazwyczaj to on zawsze dbał o to, abyśmy oboje zjedli ciepły posiłek w szkole.
- Za gorąco - Jęknął, podnosząc swój koktajl - Jaki masz, nam dali truskawki, ale słyszałem, że wy macie banany, zamienisz się? - Uśmiechnął się do mnie, ukazując rządek białych zębów.
- Dobra weź go sobie - Machnęłam dłonią.
Z pełnym brzuchem wróciłam na resztę lekcji, tym razem już bardziej pożytecznych, gdyż do końca dnia ćwiczyliśmy jeden z klasycznych tańców, jakim był walec. Po całym dniu na nogach pragnęłam jedynie wrócić do domu, wziąć szybki chłodny prysznic i położyć się do łóżka. Ubierałam już skórzaną kurtkę, gdy usłyszałam dźwięk telefonu. Wyjęłam go z torby, przeciągając palcem po dotykowym ekranie. Uśmiechnęłam się pod nosem, widząc zmienioną nazwę w kontakcie, przy imieniu „Gaze" widniały serduszka i buziaki. Idiota, znowu bawił się moim telefonem. Odczytałam krótką wiadomość „Taiguś, możesz przyjść do naszej Akademii? Muszę zostać chwile dłużej, a mieliśmy iść na zakupy". Oparłam się o ścianę, odpisując jednym słowem „ok". Schowałam telefon już do kieszeni, aby zaraz ponownie nie szukając go na dnie swojej torby.
Przechodząc przez korytarze akademii, zaciekawiły mnie otwarte drzwi. Nieco zaskoczona, że ktoś jeszcze o tej godzinie może się tutaj kręcić, postanowiłam to sprawdzić. Ciekawość już nie raz sprowadziła na mnie nie małe problemy, ale też nie raz dzięki temu dowiedziałam się bardzo interesujących rzeczy. Przy jasnym świetle dostrzegłam dziewczynę ze stołówki. Siedziała przy niewielkim stoliku, przy którym była maszyna krawiecka. Była tak pochłonięta oglądaniem chyba sukienki na manekinie i rysowaniu czegoś w notatniku, że nawet mnie nie zauważyła.
Nie spodziewałam się, że ktoś zainteresowany tańcem, ma również talent do szycia. Osobiście, nigdy nie ogarnęłam igły i nici, nawet przy przyszyciu guzika jestem w stanie pokaleczyć sobie dłonie.
- Nie tak źle, jak na tancerkę, chyba minęłaś się z powołaniem - Skrzyżowałam dłonie na piersi, podchodząc do niej bliżej. Nie mówiłam tego złośliwie, szczerze podobało mi się jej dzieło. Mogłabym nawet jej zapłacić za coś tak ładnego, w końcu miałabym coś unikalnego, uszytego wyłącznie dla mnie.
- Komplement? Jeśli tak, to dziękuje - Posłała w moją stronę uśmiech.
- Raczej zwykła uwaga - Wzruszyłam ramionami - Jesteś w jakimś dodatkowym kółku? - Przechyliłam głowę w sumie szczerze tym zaciekawiona. Nie znam nikogo, kto mógłby zajmować się szyciem.
- Nie, zwykłe hobby - Zaśmiała się cicho, wkładając kosmyk brązowych włosów za ucho. - Myślałam, że wszyscy poszli już do domów - Nieco zawstydzona spojrzała na swoje dzieło.
- Niespodzianka. Całkiem niezłe, można? - Pokazałam na suknie, chcąc ją dotknąć. Skinęła głowa, a ja zaczęłam ją oglądać z bliska - Zajmujesz się tym profesjonalnie, można taką u Ciebie zamówić? - Zaczęłam ją zasypywać pytaniami, na co się zaśmiała.
- Raczej nie robię tego dla pieniędzy - Siedziała grzecznie na stołku, wciąż się uśmiechając. - A dlaczego pytasz?
- Mogłabym Cię wynająć? Fajnie byłoby mieć kieckę jedyną w swoim rodzaju - Wzruszyłam ramionami, podnosząc jednak delikatnie kącik ust.
Punkty rozdawane są pod względem długości i jakości opowiadań. Za treść można dostać do 1.000p. za jedno opowiadanie, natomiast za długość liczba jest nieokreślona. Każdy oceniany jest tak samo! Nie postępujemy względem faworyzacji!( W razie jakichkolwiek zastrzeżeń zapraszam do pisania na priv ~ talon )
INFORMACJA
Nowy Zakon - Zakon Sovran - (Dostępny dla osób już posiadających postacie na blogu z lvl'em powyżej 5) Ten oto Zakon daje możliwość oparcia swoich mocy, na umiejętnościach mitologicznych bóstw lub demonów. Jako jedyny zakon mają możliwość posiadania różnorodnych zdolności już od samego początku. Jest to zależne od tego jak wiele potrafi w legendach nadprzyrodzona istota, której zostaniesz odwzorowaniem. Ten Zakon wyróżnia się dodatkowymi, nietypowymi częściami ciała: ręce, nogi, głowy, czy też takie jak - skrzydła, rogi, sierść, które potrafią być przez użytkowników ukrywane. (UWAGA! TO ŻE WASZE MOCE SĄ NA PODSTAWIE BÓSTW I DEMONÓW NIE OZNACZA, ŻE JESTEŚCIE NIEPOKONANI! NIE UDA WAM SIĘ ZWYCIĘŻYĆ Z OSOBĄ Z LEPSZYMI STATYSTYKAMI!)
Punkty statystyk rozdane w punktacji, muszą być rozłożone przez właścicieli postaci! Proszę o tym nie zapominać, gdyż admini sie o to nie upominają! Zapomnicie = tracicie punkty! (Proszę robić to na Discordzie, a nie na priv)
RAVENIS FJÄSTAD
Zdobyte punkty rangi: 1.900p.
Zdobyte punkty statystyk: 80p.
Ludle: 400 Ludli
Bonusy:
*Bonus szczęścia +300p. rangi
KEYA TABUCHI
Zdobyte punkty rangi: 8.300p.
Zdobyte punkty statystyk: 380p.
Ludle: 4.400 Ludli
Bonusy:
*Największa aktywność +700p. rangi +20p. statystyk +200 Ludli
*Wykonanie zlecenia +3.400p. rangi +150p. statystyk +6.000 Ludli
!LVL8! Mroczny Paladyn
APRIL LAUTIER
Zdobyte punkty rangi: 2.600p.
Zdobyte punkty statystyk: 120p.
Ludle: 4.400 Ludli
Bonusy:
*Wykonanie zlecenia +3.100p. rangi +120p. statystyk +5.000 Ludli
!LVL5! Adept Mrocznego Miecza
Ferdinand Radke
Zdobyte punkty rangi: 800p.
Zdobyte punkty statystyk: 30p.
Ludle: 100 Ludli
Bonusy:
*Bonus szczęścia +200p. rangi +20p. statystyk
!LVL3! Poszukiwacz
Violett Ametarasu
Zdobyte punkty rangi: 4.300p.
Zdobyte punkty statystyk: 210p.
Ludle: 2.300 Ludli
Bonusy:
*Wykonane zlecenie +3.400p. +100p. rangi +6.000 Ludli
!LVL5! Adept Mrocznego Miecza
!LVL6! Mroczny Strażnik
Taiga Mortem
Zdobyte punkty rangi: 8.300p.
Zdobyte punkty statystyk: 460p.
Ludle: 4.000 Ludli
Bonusy:
*Wykonane zlecenie +1.900p. +50p. rangi +3.000 Ludli
!LVL9! Egzekutor
Shura Schnee
Zdobyte punkty rangi: 4.200p.
Zdobyte punkty statystyk: 190p.
Ludle: 2.500 Ludli
Bonusy:
*Bonus szczęścia +60p. statystyk
!LVL6! Zwiadowca
Gaze Amun-Ra
Zdobyte punkty rangi: 6.300p.
Zdobyte punkty statystyk: 300p.
Ludle: 3.900 Ludli
Bonusy:
*Bonus szczęścia +600 Ludli
!LVL8! Obrońca Świątyni
Hideyoshi Muruyama
Zdobyte punkty rangi: 4.900p.
Zdobyte punkty statystyk: 180p.
Ludle: 2.800 Ludli
!LVL6! Oficer Straży Miejskiej
Olivia Kendrick
Zdobyte punkty rangi: 6.300p.
Zdobyte punkty statystyk: 300p.
Ludle: 4.200 Ludli
Bonusy:
*Bonus szczęścia +50p. rangi
Blue Dream
Zdobyte punkty rangi: 2.100p.
Zdobyte punkty statystyk: 90p.
Ludle: 800 Ludli
Bonusy:
*Bonus szczęścia +700p. Ludli
!LVL4! Wtajemniczony
Uno Devilman
Zdobyte punkty rangi: 1.200p.
Zdobyte punkty statystyk: 40p.
Ludle: 300 Ludli
!LVL2! Akolita
Mobius Darkhomer
Zdobyte punkty rangi: 2.700p.
Zdobyte punkty statystyk: 100p.
Ludle: 600 Ludli
Bonusy:
*Bonus szczęścia +200p. rangi
Soraya Dreyar
Zdobyte punkty rangi: 1.300p.
Zdobyte punkty statystyk: 30p.
Ludle: 200 Ludli
!LVL1! Terminujący
Suigin Kontorũru
Zdobyte punkty rangi: 1.000p.
Zdobyte punkty statystyk: 20p.
Ludle: 100 Ludli
Bonusy:
*Wykonanie zlecenia +800p. rangi +30p. statystyk +1.000 Ludli
!LVL1! Terminujący
Yŏsuke Frenchs
Zdobyte punkty rangi: 3.200p.
Zdobyte punkty statystyk: 130p.
Ludle: 900 Ludli
!LVL1! Terminujący
Dziękujemy za aktywność! Życzymy jeszcze więcej weny! :)
Przykro mi to mówić, ale z powodów osobistych odchodzę z bloga. Zapewne pozostała część administracji udzieli Wam dodatkowych informacji, jeśli ktoś zechce ^^
W związku z tym wszelkie informacje, opowiadania, nieobecności oraz formularze należy podsyłać do Olivii bądź Talona.
Będę tęsknić za tym blogiem, ludzie z wątkami ze mną - przebaczcie mi to!
Chłopak zgodził się pomóc, co mnie niezmiernie ucieszyło. W końcu odzyskam moją chustkę. Zaprowadziłam blondyna do drzewa, na którym owa zguba była. W międzyczasie rozmawialiśmy i dowiedziałam się, jak ma na imię. Mój wybawca uniósł się na wysokość, gdzie tkwiła moja apaszka. Muszę przyznać, że zrobiło to na mnie całkiem niezłe wrażenie. Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby ktoś latał. Na dodatek bez skrzydeł. Szybko chwycił w dłoń moją uckiekinierkę. Gdy tylko to się stało, zaczął spadać nieco szybciej, niż wcześniej się unosił. Później, gdy dotknął już stopami ziemi, nawet mi ją zawiązał. Ba, w gratisie obdarzył jeszcze moją osobę komplementem. Odsunął się kawałek i bacznie przyjrzał, jak artysta oceniający swoje dzieło. Jednak chyba coś nie do końca mu pasowało, bo zaraz ponownie ruszył w moją stronę, ale po drodze kolejne coś mu przeszkodziło, co spowodowało serię niespodziewanych zdarzeń. Chłopaczyna runął na mnie jak długi, powalając moją drobną osobę w porównaniu do jego. I nawet zamknęłam oczy jakby z obawy przed finałem tego wszystkiego. A wszystko to trwało zaledwie chwilę, ułamek sekundy, ale to wystarczyło. Gdy je otworzyłam, doznałam małego szoku. Suigin znajdował się nade mną, z ustami przyciśniętymi do moich. Kto by się spodziewał, bo na pewno nie ja, że scena rodem ze słabej komedii romantycznej, przytrafi się w realnym świecie właśnie mi. Sekundę później natychmiast go z siebie zrzuciłam, zakrywając rękawem usta. Nie była to jego wina, ale w mojej głowie w tej chwili wszystko działo się totalnie na odwrót. Byłam sfrustrowana. Czym prędzej wstałam, otrzepując z kurzu spódnicę. I nie zdziwiłabym się, gdyby w tamtym momencie moja twarz płonęła, ni to ze złości, ni to z zażenowania całą sytuacją. Na pewno nie tak to sobie wyobrażałam - pocałunek przez przypadek z chłopakiem, o którym oprócz imienia to nie wiedziałam kompletnie nic.
- K-kretyn…! - rzuciłam jeszcze niemrawo na odchodne, zanim szybkim krokiem opuściłam miejsce zbrodni.
Otóż zbrodni, nie trzeba wyjaśniać, czemu. Doskonale wiedziałam, że później za całe moje zachowanie pewnie dopadną mnie wyrzuty sumienia, ale kto by się tam tym przejmował. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu. Od pewnego momentu drogi zaczęłam nawet biec. Małe mieszkanko było moją bezpieczną strefą. Kiedy tylko znalazłam się w środku, oparłam się o drzwi, powoli osuwając na dół. Zbyt wiele zdarzeń, zdecydowanie zbyt wiele zdarzeń. Wzięłam głęboki oddech i zdjęłam buty, zamieniając je na mięciutkie, puchowe kapcie. Przedreptałam do salonu, zostawiając torbę na kanapie. Wzrok skupił się na roślinkach stojących na parapecie, do których zaraz podeszłam. Przydałoby się je podlać. Tak więc zaraz stanęłam przy nich z małą, różowo-fioletową konewką. To nie tak że kupiłam ją tylko dlatego, bo wydała mi się bardzo urocza i no, musiałam ją mieć. Potem swoją obecnością zaszczyciłam gramofon. Udało mi się go kupić za grosze na wyprzedaży garażowej, gdy jakiś czas temu przechodziłam przez pewne osiedle. Nawet w gratisie dostałam kilka płyt. Włożyłam jedną, a po chwili mo kawalerce rozniósł się cichy dźwięk “Take on me” jakże znanego i równie starego zespołu a-ha. Jednak ta wersja wyjątkowo dzisiaj jakoś mi nie pasowała, więc wyczaiłam na internecie wolniejszą wersję. Jak na zawołanie, któż by się spodziewał, że wolniejsza, stanie się jakby smutniejsza. Po prostu rozwaliłam się na sofie, totalnie rozpływając i odmóżdżając. Moje myśli uciekły gdzieś daleko, pozostawiając po sobie tylko pustkę oraz równie pusty wzrok wlepiony w okno. No nie, nie mogłam wysiedzieć w tym pustym mieszkaniu. Nie dzisiaj. Tak szybko jak do niego wróciłam, tak równie szybko z niego wyszłam. Potrzebowałam zaczerpnąć świeżego powietrza. Ze słuchawkami na uszach powędrowałam do parku, zajmując jedną z ławek. Narzuciłam na głowę kaptur i podciągnęłam do siebie nogi. Uniosłam wzrok na niebo, którego błękit zasłaniało kilka chmur. Uznałam to jednak za drobny, w niczym nie przeszkadzający szczegół. Nagle, gdzieś dalej zamajaczyła mi blond głowa i postura, która wydawała się być znajoma. Tak, w sekundzie doskonale wiedziałam już, kto to. I tak jak się spodziewałam, dopadły mnie wyrzuty sumienia za nazwanie go kretynem. Jednak nie miałam już na tyle odwagi żeby podejść i przeprosić, więc tylko bardziej naciągnęłam na siebie kaptur.
- Wiesz kto to był? Czego od ciebie chciał? – spojrzałem nadto zmartwiony.
Czy on naprawdę myślał, że zacznę mu się spowiadać? Prychnęłam pod noskiem, po czym oburzona spojrzałam na niego. Te czerwone oczy były bardzo ciekawskie. Za ciekawskie. Wyrażały zmartwienie. Cholerne uczucia... Jedyną osobą, na jakiej mi zależy jest Hide. Yosuke to tylko oręż.
-Nie mam zamiaru nic ci mówić. To moje sprawy...-powiedziałam, wyjmując z torebki telefon.-Poza tym, jak mówiłam, łączy nas tylko pakt. Nie oczekuję od ciebie całodobowej opieki.-dodałam pochmurnie, wbijając w niego lodowe spojrzenie.
- Takie jest moje zadanie - wymruczał - Jestem twoim orężem i łączy nas pakt, sama to mówisz, a mym zadaniem jest chronienie władającej. Poza tym należą mi się jakieś wyjaśnienia po takowym zdarzeniu.
Spojrzenie chłopaka pokierowało się na martwe ciało, a ja wyłącznie prychnęłam, przez co ten spojrzał na mnie. Zmierzyłam go wzrokiem, odgarniając białe włosy na plecy. W moich oczach nic nie mógł dojrzeć i na pewno nic nie ujrzy. Moje emocje widzi, widział i będzie widzieć wyłącznie Hideyoshi...
-Chyba sobie żartujesz. Pakt paktem, ale nie potrzebuje łażącego bez przerwy za mną blondyna, który będzie każdego zjeżdżał wzrokiem, bo może być dla mnie niebezpieczny. Umiem sobie poradzić, rozumiesz...?-warknęłam, a nad moją głową stworzyła się mała chmurka z której po chwili spadł śnieg.
- Jesteś strasznie pewna siebie - westchnął - Gdyby nie ja ciekawe co by z tobą się teraz działo, nawet myśleć o czymś takim nie potrafię. Jeśli nie akceptujesz mojego zachowania czemu zawarłaś ze mną pakt, pary które ustalił profesorek nie musiały tego robić, a jednak ty postanowiłaś inaczej...
-Postanowiłam tak, ponieważ dla twojej wiadomości chcę zobaczyć jakie są moje umiejętności. Dzięki mnie, ty też odkryjesz swoje. Więc już przestań pierdolić, jasne?-spojrzałam na ekran telefonu.-Ah, jakbyś nie wiedział...-pokazałam mu tapetę z Hide.-Mam chłopaka. Ten pocałunek to dla mnie był wyłącznie przymus. Udowodnij swoją wartość, a wtedy uzyskasz mój szacunek...
- Chłopak? - patrzył na mnie lekko zdziwiony - Co z niego za mężczyzna, gdy ktoś taki jak ja musiał ci pomóc - prychnął niezadowolony - Mogłaś ostrożniej wybierać oręż. Przy mnie raczej się nie rozwiniesz i nie zobaczysz zmian - zmarkotniał nieco.
Podeszłam do niego i uderzyłam go mocno w policzek. Dłoń chłopaka od razu powędrowała na miejsce uderzenia, a ja warknęłam wściekła. Jak on śmiał. Jak on w ogóle śmiał!
-Zamknij się! Jest cudowny, opiekuje się mną, kocha mnie! A ty?! Ty tylko umiesz ubolewać nad tym, że niby źle wybrałam oręż! Zamknij się wreszcie i przestań biadolić! Jesteś facetem, czy ciotą! -wrzasnęłam na niego.
- Każdy uważa że jestem ciotą, zwykłym dzieciakiem więc.. - pomasował się jeszcze po policzku - Zabronisz mi ubolewać nad własnym losem?
-Tak. Zabronię, bo jestem twoim władającym! Przestań się użalać, podnieś wreszcie głowę do góry i przestań trząsać gatkami! -wrzasnęłam.-Nie słuchaj zdania innych. Jestem osobą, jaka ciągle musi wysłuchiwać krytyki, ale szczerze? Mam ją gdzieś. Mam osobę, która...-zacięłam się, po czym zacisnęłam dłoń w pięść i napisałam szybko wiadomość do Hide.
"Do Hide: Wysyłam ci moją lokalizację. Przychodź tutaj. Już."
Spojrzałam na Yosuke i odwróciłam głowę. Zaczęłam mu się właśnie spowiadać. O nie. To w jego oczach na pewno miało tak wyglądać...
-Masz tutaj ze mną czekać...-warknęłam, opierając się o ścianę.
Całkiem zignorowałam zwłoki jakie nadal obok leżały... Co ja pocznę, że działałam w obronie własnej...
No dobra, wczorajszy dzień był wyjątkowy. W końcu nadszedł czas, gdy wyznałem swoje uczucia dla Shury i w końcu czuję się wolny. Wolny jak ptak lecący po czystym, bezchmurnym niebie. Wokół mnie kwitną kwiaty, a moje serce razem z nimi. Czuję, że wreszcie promienie słoneczne przeszyły me serce. Jakie to dziwne uczucie... Mam dziewczynę... Dziwne, lecz bardzo przyjemne i wspaniałe... Sama ta świadomość dodaje mi otuchy, że mam kogoś, do kogo mogę się zwrócić bezinteresownie, a ona mi pomoże, że ona ze mną pogada i mnie zrozumie. Poczułem... Nie lepsze będzie określenie, że moje serce i rozum, całe ciało chce chronić ją za wszelką cenę przed złem i niebezpieczeństwem tego świata. Chcę ją mieć przy sobie i nigdy nie wypuszczać z mych ramion. Pragnę, by była bezpieczna... Woow, Hide... Jaki męski i szlachetny. Ja kilka miesięcy temu, wyśmiałby mnie od razu. Ja, Hide, mam dziewczynę? Żart chyba... Tak bym powiedział, ale teraz... Teraz to zupełnie inna bajka. Poznałem wiele wspaniałych osób i nauczyłem się dużo nowch rzeczy... Właśnie, co do nowych rzeczy... Woda. Moja prawa strona nie jest już bezużyteczna. To... To niesamowite. Nie wiem jednak czy mam się śmiać, czy płakać. Odkryłem swoją nową moc, wodę, lecz nadal nie wiem, czemu akurat woda? Przecież mój ojciec, bracia i siostra... Wszyscy władają ogniem. Może nie jest to ten sam ogień i moce, bo delikatnie różnią się od siebie, ale jednak... Woda? Nie przypominam sobie, by ktokolwiek z naszej rodziny miał zdolność emanowania tą cieczą... Czekaj zaraz. Jaką zdolność ma moja mama? Nigdy jej o to nie pytaliśmy z rodzeństwem, a ona nie była skora do odpowiedzi bądź po prostu powiedzenia lub pokazania nam tego. Dziwne... I jeszcze jedno... O co chodzi w końcu z tym wypadkiem? Nie pamiętam prawie nic z tamtego okresu.. Ale dlaczego? Co się stało takiego i czemu nikt, ale to nikt nie chce mi tego powiedzieć. Wciąż mam przed sobą ogrom pytań i mało, baardzo mało odpowiedzi. Chcę odkryć tą tajemnicę, tylko jak...
---
Szedłem sobie chodnikiem w piękny, bezchmurny, słoneczny i wyjątkowo ciepły dzień. Odetchnąłem świeżym powietrzem. Uwielbiam to. Świeże powietrze, ładna pogoda i rozkwitające kwiaty i me serce. Najlepsze uczucie na świecie. Brakuje tylko Shury. O, o wilku mowa. Dziewczyna pomachała do mnie, gdy ja siedziałem na jakimś murku.
-Hide!-krzyknęła, po czym śmiejąc się podbiegła do mnie, rzucając mi się w ramiona. Matko, jaka ona jest cudowna..
-No hej śnieżynko, co tam?- powiedziałem do niej spokojnie, a ona usiadła koło mnie na murku.
-Ś-Śnieżynka?-zaczerwieniła się mocno i zmarszczyła nosek. Uderzyła mnie lekko w ramię.-G-Głupi Hide... W-Wymyślasz jakieś głupawe przezwiska.
Zaśmiałem się, była taka urocza w tym, co robi i mówi...
-Tak, śnieżynka, a co? Nie podoba się? W takim razie będziesz... Diabeł z piekieł, wampir, demon lub... Pożeracz moich ciastek...- spojrzałem na nią, marszcząc oczy lekko. Tak, Shura nie wiem czemu, ale była taka "głodna" ostatnio, że wpierdoliła całą paczkę moich ciastek, gdy poszedłem do łazienki. Normalnie ciasteczkowy potwór... Shura po chwili zaczęła się śmiać.
-Pożeracz ciastek jest fajny!-zarechotała, po czym rumieniąc się i śmiejąc zamknęła oczy i zakryła usta. Chyba nie chciała, aby ktokolwiek usłyszał, jak głośno momentami się brechta. Jej śmiech czasami był zabójczy. Teraz też tak było. Nie mogłem powstrzymać śmiechu, a z oczu normalnie leciały mi łzy.
-Hahaha, o matko... Czekaj już jest git... Nie! nie wytrzymam, hahaha!
-Głupi Hide!-krzyknęła, kiedy chyba się skapnęła, że chodzi o jej śmiech. Uderzyła mnie lekko piąstką w głowę, po czym odwróciła się, widocznie lekko obrażona. Wybacz Shura, może przesadziłem, ale twój śmiech mógłby być świetnym dzwonkiem na powiadomienia w telefonie. I chyba kiedyś tak zrobię..
-Oj, no już, przepraszam, kochanie...
Powiedziałem tak do niej perwszy raz. Jaka będzie jej reakcja? Skarci mnie? A może nie? Zarumieniony czekałem na odpowiedź i pogładziłem jej ramię swoją prawą ręką. Shura jakby zadrżała, a potem wyprostowała się. Czułem, jak bije jej serce.
-P-Powtórz.... T-To ostatnie...-powiedziała dość cicho, a ja zarumieniłem się mocniej.
-K-kochanie...
Niebieskie oczka spojrzały na mnie, a potem ujrzałem ogromny rumieniec. Chyba nawet większy od mojego.
-J-Jeszcze raz... T-Tak ładnie to brzmi z twoich ust...-zarzuciła mi dłonie na ramiona, a ja objąłem ją w talii.
-Zachłanna jesteś, kochanie... Podoba się?
-Odpowiem czy mi się podoba, jak pójdziemy na łąkę. Chyba musisz potrenować, misiu...-zaśmiała się perfidnie.
-Potrenować? Czy ty coś sugerujesz?
-Zobaczymy. Może otrzymasz odpowiedź, czy podoba mi się, jak mnie nazywasz.
-Phi, jaka szantazystka... Ale dobra, idziemy.. Jestem ciekawy...
---
Po parunastu minutach znaleźliśmy się na polanie w lesie. Domyślałem się, co Shura chce potrenować. To było zbyt oczywiste, by się tego nie domyślić. Stanęliśmy naprzeciwko siebie.
-To jak? Zaczynamy?
Stworzyła ze śniegu miecz, po czym zaśmiała się.
-No jasne. Zawsze gotowa! Zaczynasz!
---
Po paru dobrych minutach walki, podczas jednego uniku, zrobiłem znów ogomną falę wody, która nacierała na Shurę. Kurde, będę musiał ogarnąć tą moc, bo robi się to powoli niebezpieczne...
Dziewczyna pisnęła, po tym, jak fala dosłownie okryła ją. Warknęła pod nosem, po czym stworzyła wokół siebie wir ze śniegu, a po chwili była już sucha.
-Proszę bez takich, mój drogi...-położyła dłonie na biodrach.
-A-ale ja.. Nie zrobiłem tego specjalnie...- spojrzałem na swoje obie ręce. To było conajmniej dziwne. Nie mogłem pojąć czemu akurat woda... To dość ciężkie przyzwyczaić się do ponownego używania prawej strony w walce, gdy nie używało jej się ponad 3 lata...
-Przecież wiem! -zaśmiała się-Ale się pilnuj, kochanie...-powiedziała, po czym wskazała na moje stopy. Przywarła je do ziemi po zamrożeniu wody, jaka osiadła na łące. W sumie, śnieg jest zimny, więc po stworzeniu wiru z wiatru ze śniegiem... To możliwe. Nagle dziewczyna skoczyła mi na ramiona, śmiejąc się.
-Wio rumaku!-krzyknęła.
-Szkoda, że twój rumak jest uziemiony... Ale nie na długo!- roztopiłem lód ogniem. Trochę to potrwało. Zobaczyłem ponownie wodę... Woda, która płynęła z mojej prawej strony ciała. Spływała strumieniami po mojej ręce, a ja... Ja nie mogłem w to uwierzyć do tej pory. Moaj prawa strona jest do czegoś przydatna.. Znów mogę waczyć dwoma stronami. Znów mogę czuć to, że żyję podczas walki, a nie stoję jak słup. Z mojego oka popłynęła mała łza, która zlała się z pozostałą wodą... Shura spojrzała na mnie.
-H-Hide? Dlaczego płaczesz?-zapytała, a ja nie wiedziałem, co mam powiedzieć...
-N-nic.. To nic takiego... Naprawdę...- rozglądnąłem się po polanie i połaciach wody. Była piękna... Coś mi przypominała.. Coś bardzo ważnego, coś, o czym zapomniałem...'
Jej dłonie zręcznie dotykały moje ciało, powodując przy tym potworne łaskotki. Zaczęłam piszczeć przez głośny śmiech i na ile tylko mogłam odpłynęłam od dziewczyny. Ta jednak nadal za mną podążała, usilnie próbując sprawić, że znów będę się wiła pod jej dotykiem.
- Poddaje się! - krzyknęłam zrezygnowana, opadając na wodę zmęczona.
- Najlepszy sposób na pokonanie przeciwnika.
Zażartowała, również opadając na wodę. Jej twarz promieniała pod napływem śmiechu. Wyglądała uroczo z włosami oplecionymi wokół jej twarzy. Koszulka, którą na sobie miała opierała jej zgrabne ciało, ukazując krągłości. Miała na prawdę śliczną figurę.
Wyszłam z basenu, ruszając do kuchni. Było tam naturalnie bardzo dużo alkoholu i jakieś liche przekąski. Mój brzuch jednak pragnął czegokolwiek. Zabrałam z blatu paczkę chrupek i jakieś hamburgery, które wystarczyło podgrzać w mikrofalówce.
Kiedy poczynałam z mikrofalówką i hamburgerami według instrukcji, mój brat zaskoczył mnie i stanął obok, odgarniając z mojej twarzy mokre włosy.
- Fajna ta twoja koleżanka. - mruknął, unosząc brwi w wiadomym celu.
Uderzyłam go w pierś, na co cicho syknął.
- Nie wyobrażaj sobie za wiele. - burknęłam.
W tym samym momencie mikrofalówka dała znak i mogłam wyciągnąć z niej pożywienie. Mikoto tylko zaśmiał się i wyniósł kolejną porcję alkoholu. Coś czuję, że zostanę tutaj do jutra i będę pomagać leczyć mu kaca.
- Wróciłam. - z uśmiechem, położyłam moją zdobycz na skraju basenu.
Violett usiadła obok mnie i zabrała swoją bułkę.
- Dzięki. - wgryzła się, widocznie będąc głodną. - Mogę o coś spytać?
- Jasne! - zasłoniłam pełne usta, przytakując.
- Nie chce być niegrzeczna, ale skąd masz te blizny? - jej wzrok wskazywał moje ręce i dłonie.
Całkowicie zapomniałam, że w skąpym ubraniu je odsłaniam.
- Długa historia - zaczęłam, przełykając jedzenie. - Kiedy odkrywałam moje moce, nie do końca zdawałam sobie sprawę o konsekwencjach. Przesadziłam i byłam za słaba na obronę.
Wzruszyłam ramionami, uśmiechając się. Ufałam jej.
- Rozumiem. Nie chciałam Cię urazić, przepraszam.
Chyba poczuła się skrępowana, więc od razu pokiwałam przecząco głową i poklepałam po ramieniu.
- Nie uraziłaś mnie. Cieszę się, że jest ktoś komu mogę w końcu się wygadać i kto wysłuchuje, gdy mówię o sobie.
Na discordzie doszło do czystki. Usunięte zostały osoby nieposiadające postaci, by nie było niepotrzebnego tłoku. Oczywiście osoby, które nadal są zainteresowane dołączeniem, a nie stworzyły jeszcze postaci, zapraszam na czat ponownie, od razu przydzielimy was do grupy, która będzie chroniona przed kolejnymi czystkami na okres miesiąca. :)
Miejsce, które wybrał Mobius zapierało dech w piersiach. Kolorystyka była dobrana w idealnych proporcjach, co budowało harmonię i podkreślało piękno oraz elegancję tego miejsca. Aż chciało się siedzieć w takim miejscu, a potem ponownie odwiedzić. Czułam się w zupełnie innym świecie niż jeszcze kilka minut temu. To nie była byle jaka droga i prestiżowa restauracja. Różniła się od tych, w których wcześniej byłam. Może przez osobę towarzyszącą wszystko inaczej wyglądało. Zaskoczyło mnie również zachowanie czarnowłosego. Bardzo rzadko się spotykałam z takimi drobnymi, ale wywierającymi duże emocje na kobiecie czynami. Byłam naprawdę pod wrażeniem. Oczywiście, że zdarzały się takie sytuacje, jednak ów mężczyzna był moim chłopakiem, a Mobius był jedynie starszym kolegą. Kiedy zobaczyłam ceny dań, otworzyłam szeroko oczy. Przeraziłam się. Cóż, ta cena była adekwatna do tej restauracji. Wybrałam to, co było tańsze, ponieważ nie chciałam obciążyć portfela Mobiusa. Nie byłam tego typu dziewczyną, która chciała się żywić na dobroci mężczyzny. Mogłam nawet za nas zapłacić, to nie był dla mnie problem, ale spodziewałam się odmowy z jego strony. Oczywiście, w mojej propozycji ukryłam pewien podtekst, który mężczyzna chyba załapał. Po tym, jak kelner przyszedł po zamówienie, mój nowy kolega zaprosił mnie do tańca. Nie byłam zbyt pewna, co do tego. Lubiłam tańczyć i to z wielką pasją, ale nie byłam w tym jakoś bardzo dobra. Nigdy się nie uczyłam od profesjonalistów, jedynie na potrzebę koncertu lub jakiegoś filmiku. Gdy tylko poczułam na sobie jego dotyk, przez moje ciało przeszedł delikatny dreszcz, a mięśnie się mocno napięły. Byłam lekko zaskoczona, gdyż od długiego czasu nie miałam aż tak bliskiego kontaktu z płcią przeciwną. Jednak nie chciałam, aby mnie puścił. Pierwsze kroki oraz sama poprawna pozycja było dla mnie nie lada wyzwaniem, ale dzięki jego radom szybko się nauczyłam podstaw. Nie minęło dużo czasu, gdy nagle zapytał się, co najbardziej przyciągało mnie w jego wyglądzie. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. To było pytanie z zaskoczenia, którego się najmniej spodziewałam w takiej chwili. Zaczęłam błądzić oczami po jego ciele, szukając jakiejś sensownej i logicznej odpowiedzi. Nie zauważyłam nawet, jak na moich policzkach pojawił się mocny rumieniec. Byłam świadoma, że Mobius widział moje zamieszanie. Na całe szczęście mężczyzna odpowiedział za mnie. Jakby miał czekać na moją odpowiedz, poczekałby jeszcze dłużej niż kilka sekund. W jego wypowiedzi zauważyłam wiele prawdy. Naprawdę w tym momencie się wydawał wyższy niż zazwyczaj. To było jednych z głównych czynników, dzięki któremu przyciągał moją uwagę. Słysząc jego kolejne pytanie, spojrzałam mu prosto w oczy trochę z zakłopotania, ale też z nutką radości. A jednak osoba doświadczona w tańcu, potrafiła zauważyć, to czy ktoś był początkującym, czy miała już kontakt z tą formą sztuki. Posłałam w jego stronę delikatny uśmiech.
- Nie, nie jestem, ale nigdy się nie uczyłam u profesjonalisty. Jestem samoukiem - odpowiedziałam pewnym siebie głosem. Przed nim nie ukryłabym swojego braku talentu do tańca, więc nie musiałam kłamać. Wolałam się przyznać do tego, aniżeli później wyjść na jakąś idiotkę, która boi się przyznać do swoich niedoskonałości.
- Masz dobre wyczucie rytmu - oznajmił, delikatnie unosząc kąciki ust. W moich oczach pojawił się malutki płomień ekscytacji. Może coś było w tym, co zauważył. Nie był pierwszą osobą, która mi to powiedziała. Już wcześniej kilka tancerzy zwróciło na to uwagę.
- Dziękuję - powiedziałam cicho, odwracając wzrok. - Wcale się nie dziwię, że zająłeś pierwsze miejsce w światowym Grand Prix w tańcach towarzyskich - dodałam cichym głosem, a mój wzrok po raz kolejny skupił się na mężczyźnie. Trudno było mi oderwać wzrok od niego. Od tak dawna nie widziałam kogoś tak przystojnego. Kątem oka zauważyłam, jak kelner niósł jakieś dania w stronę naszego stolika.
- Chyba to nasze - oznajmiłam i delikatnie klepnęłam go w ramię. Szybko wróciliśmy na nasze miejsca. W tym samym czasie, gdy usiedliśmy, kelner położył przed nami zamówione dania.
- Smacznego - powiedziałam i zabrałam się za jedzenie. Przez cały posiłek nic nie mówiłam. Jedząc, przypomniała mi się moja dobra przyjaciółka, Erina Nakiri. Dania, które podawano były bardzo dobre, wszystko było wysokiej jakości. Byłam ciekawa czy moja przyjaciółka już kiedyś odwiedziła tą restaurację. W końcu była kucharzem, a co zabawniejsze przewyższała wiele znakomitych mężczyzn z tego zawodu. Wszystko zawdzięczała swojemu boskiemu językowi, który potrafił wychwycić każdy najdelikatniejszy smak. Był wrażliwy na każdą potrawę użytą w daniu. Sama też poświęcała wiele czasu na rozwijaniu swojej pasji. Po dwudziestu minutach skończyliśmy jeść. Chciałam zapłacić, chociaż za siebie, jednak Mobius wyprzedził i zapłacił za naszą dwójkę. Westchnęłam cicho ze zrezygnowaniem, ale nie ukrywałam, że podobało mi się to. To był bardzo miły gest z jego strony. Gdy tylko opuściliśmy budynek, zorientowałam się, że właśnie zaczęło padać. Niestety, do akademika był mimo wszystko jakiś kawałek drogi, a nie widziało mi się spacerowanie w deszczu w białej sukience. Spojrzałam rozpaczliwie na swojego kolegę.
- Mieszkam niedaleko, możesz się tam zatrzymać, póki nie przestanie padać - zaproponował Mobius, na co się od razu energicznie przytaknęłam głową na znak zgody. Naprawdę nie mieszkał daleko, ponieważ po kilku minutach doszliśmy do jego mieszkania. Na całe szczęście nie zmokneliśmy do suchej nitki. Zdjęłam buty i zostawiłam je tuż obok drzwi. Zrzuciłam z siebie plecak, w którym miałam swoje ciuchy na przebranie.
- Będę mogła się przebrać? - zapytałam się niepewnie. Wiedziałam, a przynajmniej się domyślałam, że mężczyźnie się bardziej podobałam w sukience niż w zwykłych spodniach i prostych koszulkach, ale powoli robiło mi się niekomfortowo w tego typu jednoczęściowej odzieży...
- Jasne, łazienka jest tam na wprost - wskazał delikatnym ruchem dłoni na drewniane drzwi. W jego głosie usłyszałam lekki smutek. Czyżby nie podobało mu się, to, że chciałam się przebrać? No cóż, nie zawsze się dostaje to, co się chce. Podniosłam ponownie plecak i poszłam do łazienki. Położyłam ją delikatnie na podłodze. Jedną dłonią chwyciłam swoje czarne i gęste włosy, żeby ułatwić drugiej rozpięcie sukienki. Jednak nie było to takie łatwe zadanie. Po kilku minutach gimnastykowania się postanowiłam poprosić mężczyznę o pomoc. Wyszłam z łazienki.
- Mobius? - powiedziałam, wychylając się zza drzwi.
- Tak? - podszedł do mnie, niemalże od razu. - Jeszcze się nie przebrałaś? - zapytał się, unosząc jedną brew, a na jego twarzy pojawił się przez chwilkę kpiący uśmieszek.
- Mam mały problem… - poczułam jak na moich policzkach pojawiały się rumieńce. Odwróciłam wzrok i skrzyżowałam ramiona na klatce piersiowej. - Pomożesz mi rozpiąć sukienkę…? - głos mi lekko drżał przez moją niepewność i delikatny strach. Robiłam z siebie taką trochę… idiotkę?
- Jasne - odpowiedział na moją prośbę o pomoc spokojnie i delikatnie mnie obrócił plecami do niego. Chwycił delikatnie za ruchomy zamek, po czym płynnie rozpiął sukienkę. Miałam wrażenie, że tę czynność zrobił milion razy. To nie było dla niego nic nowego i robił to z pewną wprawą.
- Dziękuję - gdy skończył, odwróciłam się do niego przodem i posłałam mu szeroki uśmiech. Wróciłam do łazienki i szybko się przebrałam w spodnie plus zwykłą koszulkę. A sukienkę schowałam do plecaka. Wyszłam z pomieszczenia i skierowałam swoje kroki do salonu, gdzie już wygodnie siedział Mobius na kanapie. Nagle coś w kącie przykuło moją uwagę… Podeszłam bliżej. Była to klasyczna gitara. Na mojej twarzy pojawił się po raz kolejny delikatny uśmiech.
- Mogę coś zagrać? - zapytałam, wskazując palcem na instrument. Cóż, od dawna nie miałam gitary w ręce. Z różnych powodów nie mogłam sobie usiąść i pograć, chociażby sam fakt, że mieszkałam w akademiku, gdzie mogłam przeszkadzać innym uczniom.
- Nie ma sprawy - odpowiedział czarnowłosy, nie odrywając wzroku od swojego laptopa.
- Dziękuję - zachichotałam się i wyciągnęłam dłoń w stronę przedmiotu. Usiadłam obok mężczyzny na kanapie. Oparłam gitarę wygodnie na jednym udzie. Najpierw musiałam ją nastroić… Miałam wrażenie, że od dobrych kilku tygodni nikt na niej nie grał. Gdy tylko nastoiłam gitarę, przez minutę pograłam sobie byle co, aby rozruszać swoje palce. Kiedy byłam gotowa odchrząknęłam i zaczęłam grać pierwsza lepszą piosenkę, która przyszła mi do głowy. Postanowiłam zagrać piosenkę Ed'a Sheeran'a, "Perfect". Nie byłam jakąś wielką fanką tego wykonawcy, jednak ta piosenka mi się bardzo spodobała. Jednak bałam się trochę, że nie spodoba się ona Mobiusowi, bo na przykład, to nie jego typ czy po prostu nie spodoba mu się mój głos.
Przez cały czas miałam wrażenie, że mnie słuchał albo nawet zerkał na mnie. W tym samym momencie, gdy skończyłam śpiewać, usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Spojrzałam na zdezorientowanego kolegę, który podobnie jak ja, nie miał bladego pojęcia, któż to mógł być.
- Zaraz wracam - oznajmił zaskoczony mężczyzna i wstał ze swojego miejsca. Nie usłyszałam żadnego „dobry wieczór” czy „Sorki, pomyliłam mieszkania”, tylko jeden wielki krzyk…
- Dlaczego w twoim mieszkaniu jest jakaś dziewczyna?! Zdradzasz mnie?! - wrzasnęła na niemalże cały blok. Westchnęłam głośno. Nie minęła nawet minuta i zobaczyłam jak Mobius szybkim krokiem, niemalże truchtając poszedł do kuchni, a później stamtąd wrócił z dwoma siatkami śmieci…
~ Co kurwa? ~ pomyślałam, delikatnie marszcząc czoło. Z zaciekawienia wstałam z kanapy i podeszłam do przed wejścia, by zobaczyć co się właśnie działo. Mężczyzna postawił przed nieznajomą śmieci i nic nie mówiąc, zamknął drzwi przed jej nosem.
- Jaki z ciebie mężczyzna?! - walnęła z całej siły pięścią w drzwi.
- Dzięki za wyniesienie mi śmieci - powiedział obojętnym tonem czarnowłosy.
- Jesteś okropny! Nie zasługujesz na żadną dziewczynę! - tym razem porządnie się zamachnęła i kopnęła drzwi. - Ała! To kurwa boli! - wrzasnęła, a ja nie mogąc powstrzymać śmiech, wybuchnęłam głośnym śmiechem. Zauważyłam jak mój kolega, pokręcił zrezygnowanie głową. Za dużo nie mógł też zrobić przeciwko taki typu dziewczynom. Poklepałam go po ramieniu i puściłam mu oczko.
- Zajmę się tym - powiedziałam z szerokim uśmiechem na twarzy. Dziewczyna nadal waliła lub kopała te biedne drzwi. Widziałam na twarzy Mobiusa jedno wielkie „nie rób tego”, ale nie widziało mi się dalsze siedzenie w takim hałasie. Otworzyłam szeroko drzwi i wlepiłam swoje fioletowe oczy w jej osobę, analizując każdy fragment jej ciała. Zwracałam uwagę również na mięśnie, czy nie miała napiętych lub nie przygotowywała się do strzelenia mi w pysk.
- To ty jesteś tą kurwą, z którą mnie zdradza! - wrzasnęła po raz kolejny. Moje biedne uszy, które są wyjątkowo wrażliwe na takiego typu darcie mordy.
- Po pierwsze, zamknij mordę - warknęłam, bo naprawdę od słuchania jej krzyków rozbolała mnie głowa. Oczywiście, szybko się opanowałam, by zachować pewien irytujący spokój, który doprowadziłby taką dziewczynę do szału.
- Jak możesz się tak do mnie odzywać?! - jej głos stał się coraz bardziej piskliwy i nie do zniesienia.
- Po drugie, nie widzisz, że Mobius nie jest zainteresowany twoją osobą? - zapytałam się już dosyć spokojnym, ale obojętnym tonem. Gdy tylko zauważyłam, jak delikatnie rozchyliła swoje umalowane usta, od razu jej przerwałam. Ta ilość krzyków była dla mnie już nie do zniesienia, pewnie tak samo, jak dla mojego kolegi. - Po trzecie, bądź grzeczną dziewczynką i wynieś te śmieci - dodałam, zamykając drzwi przed jej nosem. Jednak z całej siły zatrzymała, po czym odepchnęła je, byle bym ich nie zamykała. Kątem oka zauważyłam, jak napinały się jej mięśnie w lewym ramieniu. Czyżby chciała mi strzelić z liścia? Rzeczywiście, to był bardzo przewidywany ruch. Zamachnęła się, celując w mój policzek. W ostatnim momencie zablokowałam jej atak. Uniosłam ramię, tak aby jej nadgarstek uderzył w moje przedramię. Była oszołomiona tym co się stało, przez co nie wiedziała, jak zareagować. Odepchnęłam ją od siebie i posłałam w jej stronę uśmiech skrywający pogardę zmieszaną z ekscytacją.
- Grzeczna dziewczynka, już nie krzycz, tylko wywal te śmieci. Żegnam - i zamknęłam szybko drzwi. Doczekałam tak z minutkę, żeby się upewnić, czy zaraz dziewczyna nie zacznie znowu krzyczeć w wniebogłosy. Na całe szczęście usłyszałam tylko oddalające się kroki w stronę wyjścia. Odetchnęłam z ulgą i spojrzałam na Mobiusa, który znowu siedział przed swoim laptopem.
- Mam nadzieję, że da ci święty spokój… chociaż na kilka dni - oznajmiłam, wracając na swoje miejsce na kanapie, obok mężczyzny, którego zachowanie kobiety kompletnie nie ruszyło. Czyżby jest aż tak nieczuły na kobiecie łzy, krzyki czy lamenty? Nie powiem, że mnie to nie zaskoczyło. Ba! Powiedziałabym nawet, że w pewnym sensie podobało.