sobota, 14 kwietnia 2018

Od Yōsuke C.D Shura


Nie ogarnąłem dalej co się stało. Białowłosa w ułamku sekundy, gdy tylko przydzielili nam pary mnie pocałowała... i tak stałem się jej poddanym. Nie znamy się nawet, jedynie podstawowe dane – jak mamy na imię, do jakich klas chodzimy i przy okazji ile mamy lat... no i do jakich zakonów należymy. Zastanawiając się dalej co właściwie się wydarzyło dziewczyna nagle zawołała:
- Myrtenaster – przemieniłem się natychmiastowo w oręż. Muszę szczerze powiedzieć że dostałem dość interesujące imię jak na nowego pupilka...
Mimo swej przemiany widziałem wszystko co dokładnie się dzieje. Mogłem przyjrzeć się przeciwnikowi, a także zobaczyć co robi moja nowa władająca. Zainteresowany całym przebiegiem walki zacząłem wszystko obserwować... w sumie to ode mnie zależało czy atak się uda, czy też w postaci broni stanę się tępy jak na co dzień. Hah... ha.. tak.
- Zaatakuj go z prawej... – powiedziałem po czym zrobiłem dziubek. Po obserwacji młodszego kolegi widziałem że dziwnie stoi na prawej nodze, mogłoby to się przydać aby szybko go powalić. Prawdopodobnie nawet nie jest zdolny do walki – No dawaj.. – mruknąłem.
- Skąd niby wiesz że to zadziała? – odpowiedziała podirytowana.
- Obserwuje, cała moja filozofia – prychnąłem z małym uśmiechem – spróbuj i się przekonaj.
Shura bez wahania się dłużej posłuchała i spróbowała zaatakować przeciwnika z prawej strony, ten natomiast ledwo uniknął ataku. Teraz była jego kolej aby się wykazać, a więc władająca zaczęła trzymać gardę. Z nadzwyczajną powagą dalej przyglądałem się chłopaczynie, dyszał... po pierwszym ataku. Coś musi być narzeczy, spojrzałem na jego prawą nogę. Prawdopodobnie zwykły ból kolana, nie raz go przeżywałem.
- Kolano, prawe – wyszczerzyłem się dumny ze swego odkrycia, musiałem się wykazać przed dziewczyną. Nie chce być złym orężem!
Dziewczyna chciała już zaatakować, gdy nagle przed nią pojawił się tam ten chłopak. Nawet najzdolniejszy człowiek nie zdołałby zareagować, więc jak najszybciej wróciłem do ludzkiej formy i zablokowałem atak przeciwnika po czym szybko zareagowałem i uderzyłem go w prawe kolano. Ten jedynie się powalił i nie mógł wstać. Shura patrzyła na mnie... nie ze zdumieniem, a raczej pogardą. Oddaliliśmy się w tłum, a na „arene” weszła następna para. Dziewczyna zaczęła się jak najszybszym krokiem oddalać, a ja dreptałem niczym potulny szczeniak za nią.
- Co się stało? – zajęczałem.
- Po co wtrącałeś się w walkę? – warknęła wrogo.
- Nie chciałem aby zrobiła ci się krzywda! – zawołałem zatrzymując się w miejscu – Ja... – jęknąłem – ja nigdy nie byłem orężem... po prostu, to moje zadanie.. chronić władającą, czyż nie? – westchnąłem po czym zacząłem wracać na sale.
Nie usłyszałem już odpowiedzi Shury, a jedynie oddalające się kroki. Stanąłem między grupą uczniów i do końca zajęć patrzyłem jak inny sobie radzą.
~•~
Na kolejnych lekcjach ciężko było mi się skupić, jedyne co miałem ochotę to się jak najszybciej ulotnić. Straciłem całą energię na dzisiejszy dzień, jedyna myśl która teraz mi krążyła po głowie to „pokój”.
Po bardzo nieudanym dniu w szkole mogłem nareszcie wyruszyć do swoich kochanych czterech ścian, które pozwalają mi być całym sobą! Tym samym Yosu, którym jestem zawsze, na co dzień, tylko nie dzisiaj. Klepnąłem się w klatkę i na spokojnie już poszedłem do pokoju. Z torby wyciągnąłem kluczę, otworzyłem drzwi i jedyne co teraz mogłem zrobić to wejść pewnym krokiem do mojego przytulnego kąta... ile ja to już razy powtórzyłem. Pokój, kąt, cztery ściany. Mój optymizm się dzisiaj wypalił. Zdjąłem buty, rzuciłem torbę, a sam legnąłem się na łóżko. Takie miękkie, kochane, idealne! Leżałem przez chwile na nim po czym niespodziewanie zasnąłem. Spałem z przynajmniej cztery godziny, jednakże humor mi się nie zmienił, co jeszcze tylko go pogorszyło. Postanowiłem się podnieść, podszedłem do torby, która samotnie została przy otwartych drzwiach... na szczęście wszystko było. Wyciągnąłem telefon i zobaczyłem pierdylion powiadomień od mamy. Natychmiast oddzwoniłem i czekałem tylko aż odbierze.
- Synuś! – nagle usłyszałem w słuchawce głos matki.
- Dzieje się coś?! Jakiś wypadek, pożar?! – zawołałem strasznie zmartwiony – Dzwoniłaś kilkanaście razy, chyba miałem z ponad dwadzieścia połączeń!
- N-nie synku – odpowiedziała skrępowana – po prostu chciałam usłyszeć twój głos, przecież tak dawno się nie widzieliśmy.. tak właściwie, czemu nie odbierałeś?
- Spałem mamo, spałem – wypuściłem powietrze z ulgą – Mamuś, oddzwonie do ciebie później lub jutro, chciałem jeszcze wyjść, masz coś ważnego do powiedzenia?
- Nie, raczej nic.. – nagle słyszałem jak ktoś wyrywa mojej rodzicielce telefon i zamiast głosu matki usłyszałem mojego brata.
- Braciok! – krzyknął Arthur.
- No cześć młodziaku – zaśmiałem się – spieszy mi się, zadzwonię jutro, jasne?
- Jasne starszaku – zachichotał – to do usłyszenia i miłego spaceru... czy też może spotkania!
Rozłączyłem się i pokręciłem głową. Wariaci. Postanowiłem się w końcu przygotować na wyjście. Założyłem czerwoną koszulkę, a także czarną marynarkę i spodnie. Poza tym postawiłem jeszcze na czerwone trampki. Kiedy byłem już gotów zabrałem kluczę i telefon po czym wyszedłem na plażę. Wieczorem jest tam pięknie. Po jakiejś pół godziny dotarłem na miejsce, nie było wiele osób, więc spokojnie mogłem sobie przysiąść i poobserwować morze. Blask księżyca odbijał się od tafli wody co powodowało wspaniały widok. Patrzenie na nie mnie uspokajało, koiło moje nerwy, a także dodawało mi siły. Po chwili mój spokój przerwał pisk na który nikt nie zwrócił uwagi. 
Odwróciłem głowę w stronę z której dobiegał dźwięk, podniosłem się i zacząłem tam biec. Dotarłem do jakiejś... ciemnej uliczki, można było się spodziewać że za pewne bandyci znowu zaczęli swoją nocną zmianę, jednak nie spodziewałem się że akurat tą osobę spotkam jako ofiarę. Była to Shura, moja nowa władająca która raczej za mną nie przepada. Ukryłem się za rogiem i obserwowałem sytuacje.
- Zamknij pysk szmato.. – ryknął jeden – chłopcy... zajmijcie się panienką jak trzeba – „chłopcy” czyli nie jest sam... nagle usłyszałem przerażający śmiech, czyli typowy dla psychopatów.
Wyszedłem zza rogu i rzuciłem z pogardą w stronę trójki rosłych mężczyzn:
- Trzech mężczyzn na jedną, bezbronną panienkę? – podniosłem jedną brew – No, no chłopcy, nie ładnie tak łamać zasady gry fair play!
- Ugh... – jęknął z niezadowolenia – znowu jakieś bachory mieszają się w nie swoje sprawy, zajmijcie się jednak nim, a ja pobawię się z panienką Schnee
Skrzywiłem się na widok dwóch łysych goryli. Spojrzałem najpierw na pierwszego, a potem na drugiego. Na początek zaatakowałem tego który szedł z prawej. Uderzyłem go w klatę, jednak... nie dało to większego efektu, ale dało ten efekt co chciałem. Chłop się zdenerwował, a ja mogłem wcielić swój plan w życie! Zacząłem biec w stronę drugiego, prześlizgnąłem się pod jego nogami i oboje na siebie wpadli. Wyglądało to komicznie, jednak nie mogłem się teraz dać pochłonąć głupocie. Kiedy miałem okazje, gdyż dwa małpiszony były oszołomione takowym zderzeniem ja mogłem szybko zaskoczyć mężczyzne który chciał się dobrać do Shury.
- Ajaja.. – pokręciłem głową na prawo i lewo – nieładnie to tak bez pozwolenia.
- Ty nie masz nic do gadania szczylu! – krzknął po czym od razu jego pięść zaczęła wędrować na mą piękną twarzyczkę. Szybko uniknąłem jego amatorskiego ataku i złapałem jego rękę, a następnie przerzuciłem go na plecy. Postawiłem nogę na jego klatce i spojrzałem na niego.
- I jak, dalej nie mam prawa głosu?
- Pokonanie mnie nie da ci go... – warknął, po chwili poczułem że ktoś mnie podnosi. Byli to ochroniarze tego bandyty. Wyrywałem się jednak to nic nie dawało. Została ostatnia opcja, wziąłem oddech i powiedziałem spokojnie do władającej:
- Imię.. – spojrzałem na nią spod byka – to jest ostatnia szansa, nie tylko twoja ale i nasza.. – uśmiechnąłem się lekko aby dodać jej otuchy.
Dziewczyna przez chwile była zmieszana, ale z jej ust nagle wydobyło się ciche:
- Myrtenaster
Przemieniłem się w srebrny rapier, Shura już nie była taka bezbronna, teraz mogła zrobić więcej niż normalnie nią stać... teraz miała dwa razy więcej siły, gdyż mogła działać ze mną.
- Dobij go... – zerknąłem na leżącego dalej mężczyzne, był taki słaby czy ja zrobiłem za mocny atak? Białowłosa z zimną krwią wbiła rapier w bandyte. Było to dla mnie dość dziwne uczucie, jednak nie dałem po sobie tego poznać, choć nikt mnie nie widział – Jeszcze jego ochrona.
Shura się rozejrzała ale małpek już nie było. Po prostu się wystraszyli co było dość zaskakujące, gdyż zazwyczaj mścili się za takie rzeczy, a tu co.. spierdzielili. Przemieniłem się znowu w ludzką formę i spojrzałem na władającą.
- Wiesz kto to był? Czego od ciebie chciał? – spojrzałem nadto zmartwiony.
<Shuura? Trochę akcji!>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz